Wzięłam się za ocenę, opisałam pierwsze wrażenie
oraz grafikę, zaczęłam czytać treść i... stwierdziłam, że nie dam rady ocenić
Utraconego celu zgodnie z kryteriami. Elle, nie myśl, że Twoje opowiadanie
czymś mnie do siebie zniechęciło! Po prostu widać, jak dużo siebie wkładasz w
pisanie tej historii, dlatego czuję się zobowiązana równie dobrze napisać tę
ocenę. A coś nie pozwala mi tego zrobić, jeśli mam pisać szablonowo.
Zaznaczam jednak, że pierwszy raz w życiu piszę
ocenę nieszablonową. Dlatego wszystkie sugestie, rady chętnie poczytam. I mam
nadzieję, że nie zawiodę Cię moją oceną, Elle.
Adres
bloga: utracony-cel
Oceniająca:
hope
Autor:
Elle
Ocena:
Niestandardowa
Adres bloga jest krótki i łatwy do zapamiętania, a
więc nie ma w nim nic, czego mogłabym się przyczepić. Po przeczytaniu
pierwszych rozdziałów mogę także dodać, że niewątpliwie pasuje on do głównego
wątku – czyli Amandy, która straciła pamięć, a więc także utraciła jakiś cel.
Mam nadzieję, że w miarę czytania, dowiem się jaki i czy zdoła go odzyskać.
Zaglądałam na Twojego bloga już wcześniej, więc
mam porównanie jak obecny szablon prezentuje się na tle poprzedniego. I w tym
miejscu muszę powiedzieć, że dokonałaś słusznego wyboru, odświeżając grafikę na
blogu.
Nie pamiętam szczegółów wcześniejszego wystroju,
ale gdy pojawił się nowy szablon, byłam naprawdę mile zaskoczona. Obecnie
strona wydaje się bardziej przejrzysta i łatwiej się na niej odnaleźć. Nagłówek
nie odciąga uwagi czytelnika od treści, a jedynie robi za przyjemne dla oka
tło. Menu, mimo że jest w widocznym miejscu, również nie jest przesadnie
wyeksponowane. Pierwsze, co rzuca się w oczy to treść historii, czyli
najważniejsza część na stronie. Spis treści jest także łatwo dostępny, dzięki
czemu można uniknąć szukania linków do starszych postów na podstronach. Do tego
jasne litery wyraźnie odznaczają się na ciemnym tle i po przeczytaniu pierwszych
rozdziałów mogę stwierdzić, że nie męczą wzroku.
W zakładkach zawarłaś najważniejsze informacje.
Nie dostrzegłam podstrony bohaterowie,
co się chwali, bo czytelnik może lepiej wczuć się w historię. W końcu wraz z
Amandą poznaje jej świat. Skoro ona musi wszystko odkrywać na nowo, czytelnik
też powinien. Dzięki temu historia jest ciekawsza i nieprzewidywalna. Za to
oczywiście duży plus.
Ogólnie wszystko świetnie ze sobą współgra i mam
nadzieję, że ten szablon zagości u Ciebie na dłużej, bo mi osobiście strasznie
się spodobał i tylko zachęcił mnie to przyjrzenia się treści. Mimo pokaźnej
liczby rozdziałów, która na mnie czeka.
Już sam początek wydał się niezwykle
interesujący. Przywitanie czytelnika realną informacją, czymś co kiedyś miało
miejsce, powoduje, że czytając, nabiera się wrażenia, jakby wszystko działo się
naprawdę. Chociaż nie do końca rozumiem, dlaczego Amanda czuje się martwa. To
przez ból? Czy utratę pamięci? Niemniej jednak porównanie jej do kota Schrödingera
bardzo pomysłowe.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to fakt, jak
umiejętnie opisujesz zagubienie głównej bohaterki. Mimo że jej myśli są
strasznie rozbiegane, a rozmyślania nad inicjałami wywołały uśmiech na mojej
twarzy, to Amanda zadaje pytania, które człowiek na jej miejscu powinien zadać.
Wydaje się bardzo konkretną osobą, mimo ogromu informacji, które musi przyswoić
w tak krótkim czasie. Powiem szczerze, że kiedy zapoznałam się z podstroną o blogu obawiałam się, że mimo
wymyślenia historii, która ma ogromny potencjał, nie ukażesz tego w czynach
postaci. Widzę jednak, że nie muszę się o to martwić.
Zastanawia mnie, czy wszystkie fakty, o których
przypomina Amandzie Josh (chociażby to, że jej ulubionym miesiącem jest
styczeń), a przeciw którym Amanda się buntuje (jak sama określa to w myślach),
to po prostu kłamstwa, które sama mu kiedyś wciskała? Czy doszukuję się na siłę
drugiego dna w jej przemyśleniach, które zdają się kompletnie nie zgadzać z
informacjami, które przekazuje jej Josh? Nawet to, że Mandy ciągle nie może
uwierzyć w to, jaką osobą była przed utratą pamięci, jak się ubierała, co
nosiła w torebce, gdzie pracowała czy z kim się zadawała, zdaje mi się
sugerować, że wcale nie była taką osobą, tylko na taką się kreowała. Mam rację?
Nie mogę uwierzyć, że Amanda była taka bezduszna
przed wypadkiem, a amnezja aż tak ją zmieniła. Rozumiem pewien dystans, który
utrzymywała wobec portiera (i bynajmniej nie uważam, że z tego powodu jest złym człowiekiem), ale to, że przeszła
obojętnie nad śmiercią rodziców? Ciężko mi w to uwierzyć i cały czas odnoszę
wrażenie, że jej rodzice żyją, a to co powiedziała Joshowi to kolejny kit.
Wtedy zgadzałoby się, skąd ma wyobrażenie tego, jak powinien wyglądać
prawdziwy, rodzinny posiłek. Pytanie tylko – po co tyle kłamstw?
Coraz bardziej wierzę w tezę, którą postawiłam
kilka linijek wyżej. Amanda z jakiegoś powodu okłamywała Josha i swoich przyjaciół,
a Ryan chyba wcale nie jest taki, jakim ukazuje go Josh (albo raczej taki,
jakim przedstawiła go Joshowi Amanda). Tylko coraz bardziej zastanawia mnie,
dlaczego Mandy okłamuje wszystkich na temat wszystkiego. I jeszcze Marcus,
który na ten moment wydaje mi się najciekawszą postacią. Chociaż Zoey, która
też zaczyna coś podejrzewać, depcze mu po piętach.
Ta troskliwość wszystkich wokół bywa momentami
męcząca. Brakuje mi wprowadzenia wątku z kimś pokroju Marcusa albo właśnie jego
samego. Kogoś, kto wprowadzi więcej akcji i sprawi, że historia nabierze tempa.
Bo na razie, mimo że opowiadanie jest bardzo ciekawe i umiejętnie prowadzone,
bywają momenty, że przeczytałoby się o czymś bardziej ekscytującym. Ale na
razie jestem w stanie zrozumieć powolne tempo – w końcu Mandy uczy się wszystkiego
na nowo. I jest to dopiero siódmy rozdział.
Było więc
bardzo prawdopodobne, że Marcus miał rację – z jakiegoś powodu byłam w ich
biurze, dlatego spóźniłam się na kolację z narzeczonym. – Chodzi mi tu
przede wszystkim o ostanie słowo: narzeczony.
Domyślam się, że zostało użyte, żeby nie powtarzać ciągle Josh, ale dla czytelnika jest ono mylące. O ile przez pierwsze
rozdziały nie mogłabym się tego przyczepić, o tyle teraz, gdy Amanda wie już,
że Josh nie był jej narzeczonym przed wypadkiem, nie powinno go tak określać,
prawda? Niby jedno słowo, ale aż musiałam wrócić do poprzednich rozdziałów i
upewnić się czy kłamstwo, jakim Josh uraczył Mandy, naprawdę miało miejsce, czy
tylko mi się przyśniło. Bo w końcu nie wiadomo czy był tym narzeczonym, czy
nie.
– Amanda? O
czym myślisz? – Josh oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie z uśmiechem. –
To Josh oderwał się ode mnie…
wrzuciłabym przed wypowiedź bohatera. Bo czytając ten fragment, miałam
wrażenie, jakby Josh wypowiedział słowa Amanda?
O czym myślisz? w usta Mandy, jednocześnie ją całując, a dopiero potem się
od niej oderwał. Poza tym nagłe o czym
myślisz wdaje mi się w tej sytuacji nienaturalne. Brakuje mi czegoś przed
tym pytaniem. Na przykład, że przyjrzał się Amandzie uważnie i jakby widząc jej
rozkojarzenie/rozbiegany wzrok/cokolwiek, zapytał… I dopiero wtedy pytanie o czym myślisz?. Bo fakt, że odezwał się
tak nagle i to od razu po przerwaniu pocałunku, kojarzy mi się z nastolatkami,
którzy niepewni, co powinni zrobić/powiedzieć po pierwszym pocałunku, chcą jak
najszybciej zacząć rozmowę albo po prostu muszą się odezwać. Josh z pewnością
nie jest nastolatkiem, a tym bardziej niepewnym siebie nastolatkiem. Chociażby
z jego późniejszych wypowiedzi wynika, że dobrze wie, co robi, dlatego
kompletnie nie pasuje mi do niego takie niespodziewane pytanie.
Podoba mi się u Ciebie to, jak zgrabnie omijasz
zbędne i nudne dialogi. Nie męczysz czytelnika powitaniami typu dzień dobry, czy mogę wziąć pani/pana kurtkę
albo u nas wszystko w porządku tylko
zdrowie ostatnio nie dopisuje. Jeśli Twoje postacie się wypowiadają, to
mają ku temu powód i wprowadza to coś nowego do fabuły. Mam teraz na myśli
scenę, gdzie zamiast przedstawić powitanie z rodzicami Josha, ty zgrabnie
opisałaś ich wygląd i przypuszczenia Mandy, jakimi mogą być ludźmi. Dopiero gdy
temat zszedł na amnezję Amandy, zaprezentowałaś czytelnikom całą rozmowę.
Jedenasty rozdział w końcu przyniósł nieoczekiwany
zwrot akcji. Do tej pory raczyłaś nas tylko suchymi faktami, które poznawała
Amanda i chociaż każdy z nich był coraz ciekawszy, momentami się nudziłam.
Końcówka tego rozdziału zwaliła mnie z nóg, bo w ogóle nie spodziewałam się, że
ktoś spróbuje ponownie zagrozić życiu Mandy. Brakowało mi u Ciebie scen, które
mogłabym czytać z zapartym tchem. Cieszę się, że w końcu doczekałam się czegoś
takiego.
Wprowadzasz coraz więcej nowych postaci i powoli
zaczyna mi doskwierać nie dokańczanie wątków. Przede wszystkim ubolewam, że nie
wspominasz sprawy Marcusa, bo Amanda ledwo ją liznęła, a już o niej zapomniała.
Zastanawiam się też, dlaczego nie piszesz o pracy Mandy. Rozumiem, że ma
ciekawsze sprawy na głowie, ale wydaje mi się, że mogłaby zejść na ziemię
przynajmniej na moment i zainteresować się pracą. Bo z tego co pamiętam, szef
groził, że ją wyrzuci, jeśli się nie odezwie i wszystkiego nie wyjaśni. Ale
widać ona się nie przejęła. Zastanawiam się także, co dzieje się ze Scarlett.
Nie miała przypadkiem częściej odwiedzać Amandy? Czy jako dobra przyjaciółka
nie powinna próbować wyciągnąć jej przynajmniej na kawę do pobliskiej kawiarni?
Albo chociaż wpaść z tą kawą i wymienić się najnowszymi ploteczkami? To samo
tyczy się Zacha i Alexa – przecież obiecali częściej do nie zaglądać. Marni z
nich przyjaciele czy to Ty o nich zapomniałaś?
Rozumiem, że masz do przekazania czytelnikom wiele
nowinek dotyczących Mandy, ale narastające tajemnice, mimo że ciekawe, robią
się męczące. Brakuje mi wyjaśnienia przynajmniej niektórych z nich, tych
najmniej znaczących. Chciałabym w końcu dowiedzieć się czegoś konkretnego,
zamiast dalej zagłębiać się w tajemnice. Zrozumiałabym, gdyby było to rozsądnie
prowadzone, ale mam wrażenie, że powoli zaczynasz sama zapominać o wątkach,
które wprowadziłaś. Albo nie do końca wiesz, jak znowu do nich nawiązać.
Amanda uparcie określa Josha w myślach mianem
narzeczonego. Ale nie zgodziła się za niego wyjść, prawda? Ani przed wypadkiem,
ani już po, mam rację? Dlaczego więc wciąż mówi o nim jak o narzeczonym? Teraz
mi się przypomniało – gdy rodzice Josha wspomnieli o tym, że Mandy i Josh
zamierzają się pobrać, Amanda też nie protestowała, gdy Josh przytaknął. Wtedy
tłumaczyłam to sobie tym, że nie chciała rozczarować rodziców Josha, którzy
byli zadowoleni, że ich syn postanowił się ustatkować (nawet jeśli nie do końca
byli zadowoleni z jego wybranki) i tym, że jeśli Josh ich w tej kwestii
okłamał, to nie chciała postawić go w nieprzyjemnym położeniu, wydając jego
sekret. Ale teraz zaczynam się zastanawiać, czy nie zapomniałaś o tym, że
Amanda na razie nie planuje za niego wyjść, albo czy nie wprowadzałaś jakichś
zmian na blogu, już po publikacji postów i po prostu zapomniałaś tego zmienić.
W końcu jakaś wzmianka o Scarlett i kontakt z
Alexem. Nadal jednak czuję się nieusatysfakcjonowana tym, że nie piszesz nic o
Marcusie.
Brak Marcusa i kilka niedokończonych spraw
zrekompensowałaś mi sceną z włamywaczem. Bardzo umiejętnie budujesz napięcie, a
właśnie takie fragmenty pełne akcji czyta się najlepiej i z zapartym tchem.
Cieszę się, że pojawiają się coraz częściej, bo to posuwa akcję do przodu. Oby
tak dalej.
Na początek czternastego rozdziału drobne uwaga – tu Ci się nie zalinkowało. Nie wiem, czy
to co powinno się tam znajdować, jest jeszcze istotne, ale pomyślałam, że o tym
wspomnę.
Uderzyła mnie łatwość, z jaką Josh kupił Amandzie
broń. Wiem jednak, że w Stanach nie jest to takie trudne jak w Polsce, dlatego
postanowiłam trochę na ten temat poczytać. Przejrzałam trzy artykuły, ale na
dobrą sprawę w każdym znalazłam coś innego. Jeden nie mówi nic konkretnego o
stanie Nowy Jork, ale nie wymienia go pośród tych stanów, gdzie broń można
uzyskać bez zezwolenia. Drugi mówi, że nie ma żadnego problemu z uzyskaniem
broni, a trzeci – wręcz przeciwnie – że stan Nowy Jork ma najsurowsze prawo w
tej kwestii na całym terytorium USA. Z drugiej strony, z tego co się orientuję,
w konstytucji mają zapisane prawo do posiadania broni (nie jestem tylko pewna
czy chodzi o krótką, długą czy o każdą). Dlatego chciałam zapytać – na czym się
opierałaś, pisząc, że Josh bez problemu poszedł do sklepu i kupił Mandy broń? I
skoro jest tyle niejasności w tej kwestii – nie lepiej byłoby dopisać gdzieś od
niechcenia, że Josh posiadał pozwolenie na broń?
Wszystkie rozdziały, które dotychczas miałam
okazję czytać, były bardzo dopracowane i dobrze się je czytało, ale momentami męczyły
mnie narastające tajemnice i całkowity brak wyjaśnień. Rozdziały strasznie się dłużyły,
ale mogłam to zrozumieć, w końcu początki bywają trudne – i dla autora, i dla
czytelnika. Ale teraz widzę, że potrzebowałaś tych czternastu rozdziałów, żeby
stworzyć stabilny fundament opowiadania. Spotkanie z Ryanem widać, że
dopieszczone do perfekcji i wyjaśniające wiele kwestii, które męczyły mnie już
od dłuższego czasu. A oprócz dopracowania, okazało się także kompletnie
nieprzewidywalne – pocałunek zwalił mnie z nóg i nawet przez chwilę nie
spodziewałam się takiego obrotu zdarzeń. Podoba mi się również to, że relacje
łączące Mandy i Ryana nie są tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać na
początku.
Pomysł Amandy szpiegującej Ryana, wydał mi się
trochę naciągany i trudno było mi to sobie wyobrazić. Szczególnie zraziła mnie
scena, kiedy Mandy wyciągnęła zapasowy strój z torebki. Skąd on się tam wziął?
Bluzka, spodenki, buty? Naprawdę nosiła to wszystko ze sobą? Po co? Nie
wspominała wcześniej, że planuje śledzić Ryana, a tym bardziej nie wspominała,
że nosi w torebce zapasowy strój. Jednak zrekompensowałaś się trochę tym, że
Ryan ją przyłapał – całe szczęście Amanda nie zawsze jest we wszystkim taka
idealna.
Naprawdę się
do nich przywiązałam. Do Zoey, Alexa, Zacha, Scarlett, nie wspominając już o
Joshu. – Wszystko świetnie, ale jakoś nie mogę dostrzec w zachowaniu Amandy
tego przywiązania, o którym wspomina. Wręcz przeciwnie, cały czas traktuje
wszystkich z dystansem, zachowuje się, jakby dobrze wiedziała, że to nie jest
jej życie i niedługo będzie musiała się z nim pożegnać. Ani w tym co mówi, ani
w tym co robi, nie mogę dostrzec przywiązania. Przede wszystkim, gdy ja jestem
do kogoś przywiązana, czuję potrzebę widywania się z nim, rozmawiania. A jak
już wcześniej wspominałam, Mandy praktycznie w ogóle nie ma kontaktu z resztą
świata. Jest tylko Josh, Josh i puste mieszkanie. Czasem wpada do niej Zoey i
wspominasz coś o Scarlett. Alex zjawia się tylko, jak Mandy musi okłamać Josha,
a o Zachu kompletnie nic nie słychać. Nie wygląda mi to na przywiązanie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak łatwo
przychodzi Ci opisywanie każdej sceny. Nie ważne, czy piszesz o spacerze Mandy,
o kolejnym włamaniu, czy o namiętnej chwili z Joshem. Myślę, że dużo umożliwia
Ci także pierwszoosobowa narracja, bo każde zachowanie Amandy, możesz od razu
usprawiedliwić. Dzięki temu jej postać nie wydaje się nierealna.
Mówię o tym w nawiązaniu do sceny z Joshem. Po raz
kolejny zrzuciłaś bombę na czytelników, bo nikt nie mógłby się spodziewać
takiego obrotu sprawy. Do tej pory Amanda starała się raczej trzymać dystans i
nic nie wskazywało na nagły wybuch namiętności z jej strony. Wszystko jednak
wytłumaczyłaś tak, że nie można się przyczepić. Mandy usprawiedliwiła się próbą
udowodnienia sobie i Ryanowi, że czuje coś do Josha i powinna z nim zostać, bo
to on jest tym dobrym. Przynajmniej
według nowej Amandy Adams. Za to duży plus, bo romantyczne sceny to często
widzimisię autora. U Ciebie wszystko zostało poparte solidnymi argumentami.
Umiesz trzymać w napięciu! Braku tej umiejętności
nie można Ci zarzucić! Dziwię się, że czytelnicy nie zjedli Cię za skończenie
osiemnastego rozdziału w takim momencie. Ja sama gdy kończyłam jego lekturę,
wręcz nie mogłam się powstrzymać, by nie sięgnąć od razu po dziewiętnastkę.
Dobrze, że coraz więcej takich momentów w Twojej historii się pojawia, bo, jak
już wspomniałam, ciągle tajemnice również mogą stać się nużące – każdy prędzej
czy później pragnie odpowiedzi. Muszę pochwalić też sposób, w jaki Amanda
znalazła telefon, dyktafon i prawo jazdy.
Dopiero w połowie rozdziału dziewiętnastego
zastanowiła mnie inna kwestia – jak Amanda zamierzała wyżyć? Bo domyślam się,
że do tej pory dostawała pieniądze od Josha. A teraz? Nie sądzę, żeby nadal
płacił za jej utrzymanie, w końcu się rozstali. Znaczy – nie wątpię, że chętnie
nadal by to robił, ale nie sądzę, by Mandy się na to zgodziła. W takim razie,
co zamierzała zrobić? W końcu wciąż nie pracuje i nie sprawia wrażenia, jakby
miała ochotę do tego wracać. Stąd moje pytanie – Amanda przypomniała sobie
hasło do konta w banku, na które odkładała pieniądze jeszcze przed amnezją czy
tak zatraciłaś się w opisywaniu jej przygód, że zapomniałaś o kwestiach
finansowych?
– Nie, ale
nie zapominaj, księżniczko, za kogo zgodziłaś się wyjść za mąż. –
Wspominałam o tym już wcześniej, ale dopiero teraz ktoś tak dobitnie
stwierdził, że Amanda bierze ślub. Alex konkretnie. I znów zapytam – kiedy
zgodziła się wyjść za Josha? Bo naprawdę ta scena musiała albo być tak mało
znacząca i krótko opisana, że o niej zapomniałam (i nie mogłam znaleźć nawet
teraz, gdy cofnęłam się do pierwszych rozdziałów), albo musiało jej nie być
wcale. I bardziej skłaniałabym się ku tej drugiej wersji. Dlaczego więc wszyscy
twierdzą, że Amanda zgodziła się wyjść za Josha? Zresztą łącznie z samą Amandą.
Posługiwanie się nożem, bronią, znajomość kilku
języków, zdolności szpiegowskie, walka, sztuka kamuflażu… a teraz jeszcze
aktorstwo. Jestem w stanie zrozumieć, że każda z tych umiejętności jest
umotywowana pochodzeniem, rodzicami czy dziadkiem, który wszystkiego Amandę
nauczył, ale zalety i cudowne zdolności Mandy z każdym rozdziałem rosną, a wad
jak nie było, tak nie ma. Do tego obecna Amanda Adams wydaje się o wiele lepszą
personą niż Amanda Griffin czy nawet Amanda Adams, ale ta sprzed wypadku. Coraz
bardziej idealizujesz Mandy i coraz mniej mi się to podoba. Brakuje mi w niej
czegoś, czego w końcu by nie umiała albo nie znała. Bo na razie wszystko jej
świetnie wychodzi (no, oprócz tych rzeczy, których wykonanie uniemożliwiła jej
utrata pamięci) i nawet jeśli powinie jej się noga, jak w przypadku śledzenia
Ryana, to i tak jest wychwalana pod niebiosa, bo był to istny majstersztyk, jak to zwykł mawiać Ryan.
Zaskoczyłaś
mnie tym, że Ryan nie do końca jest taki dobry, jak ostatnio wydawało się
Mandy. W ogóle ciągle zmiany Ryana (raz dobry, raz zły) sprawiają, że
opowiadanie jeszcze bardziej wciąga. Już Cię chciałam nachwalić, ale dwudziesty
czwarty rozdział znów okazał się opisem nieomylnej i wszechstronnie uzdolnionej
Amandy. Miałam o tym nie wspominać, bo chyba wszystko, co miałam do powiedzenia
zawarłam już wcześniej, ale rzucił mi się w oczy jeden fragment, obok którego
nie sposób było przejść obojętnie.
Facet wydał z siebie taki
dźwięk, jakby czymś się zakrztusił (pewnie własną śliną), wybałuszył na mnie
oczy, żeby wreszcie – po tej chwili potrzebnej na reakcję – odwrócić się na
pięcie i spróbować dać nogę. Byłam jednak szybsza, poza tym, co tu dużo ukrywać,
spodziewałam się po prostu takiego zachowania. Błyskawicznie wstałam z
ławeczki, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam z powrotem na siedzenie,
równocześnie stając nad nim, by odgrodzić mu drogę ucieczki. Facet z rezygnacją
klapnął na tyłek.
– Jak… Skąd pani wiedziała?!
– jęknął, i byłam mu bardzo wdzięczna, że nie próbował się w żaden sposób
wypierać. Sięgnęłam po aparat i zdjęłam mu go z szyi, zanim zdążył
zaprotestować. Zaczęłam oglądać kolejne swoje ujęcia, nie kryjąc przy tym
zainteresowania.
Czytając
ten fragment, miałam wrażenie, że Amandę śledził nastolatek, który znalazł się
tam przypadkiem, a nie wyraźnie wyszkolony facet, który został do tego
wynajęty. Już pal licho jego zdolności! Ale chcąc nie chcąc, wciąż był facetem
i bez trudu mógł się Amandzie wyrwać. A tymczasem wystarczyło, że ona złapała
go za rękę i pociągnęła na ławkę, a od przycupnął sobie tam jak pięciolatek
przyłapany na gorącym uczynku. Potem nie protestował, gdy zdejmowała mu aparat
z szyi, a wydaje mi się, że ta scena miałaby sens, gdyby wyrwała mu go z dłoni,
a nie zdjęła z szyi. Bo jak nieogarnięty ten facet by nie był, zdjęcie aparatu
z szyi wymaga odrobinę wysiłku i czasu, w którym detektyw powinien zareagować.
Chyba że jest aż taką niedorajdą? Ale dlaczego w takim razie go wynajęli? I co
więcej – ktoś go polecił. Powinien więc, być dobry w tym, co robi, nie? A nic
na to nie wskazuje.
Najpierw
fragment z dziewiętnastego rozdziału:
– Albo miałam paranoję –
mruknęłam. Ryan ze śmiechem pokręcił głową.
– Nie, Mandy, co by o tobie
nie powiedzieć, nigdy nie byłaś paranoiczką.
A
teraz fragment z dwudziestego siódmego rozdziału:
Zawsze byłaś
paranoiczką, więc nic dziwnego, że po amnezji ci to zostało.
Chyba nie muszę tłumaczyć, o co mi chodzi? Nie
sądzę, żeby Ryan zmienił w przeciągu tych kilku rozdziałów zdanie o Mandy, więc
domyślam się, że to Twój błąd, a nie jego. Ciężko to wypatrzeć, szczególnie
jeśli jest się zwykłym czytelnikiem i czyta się na bieżąco, z odstępami
pomiędzy publikacjami kolejnych części, ale mi od razu rzuciło się to w oczy,
chociażby dlatego że czytam wszystko na raz. No i jest to całkowite
zaprzeczenie tego, co pisałaś wcześniej. Ustal więc jedną wersję i albo popraw
ten fragment z dziewiętnastego rozdziału albo z dwudziestego siódmego, żeby
wszystko się zgadzało. I na przyszłość pamiętaj czy Amanda jest tą paranoiczką,
czy jednak nie.
W ostatnich dwóch rozdziałach akcja pognała do
przodu. Mam wrażenie, że dowiedziałam się z nich więcej niż z całego
opowiadania! Ale to jak najbardziej komplement, bo w końcu zbliżasz się już do
trzydziestego rozdziału, chyba czas co nieco w końcu wyjaśnić, prawda?
Początkowo pogubiłam się w opowieści Cassie. Nie
wiem, czy specjalnie pokazałaś ją w świetle takiej trochę nierozgarniętej, czy nieświadomie tak bardzo zamotałaś jej
historię. Kiedy Cassie wspomniała o kobiecie, która była w ciąży z Joshem, a
którą zastrzelił jakiś przypadkowy włamywacz, od razu pomyślałam o Dylan. Ja
tak pomyślałam, a Amanda nie. Oczywiście wspomniała o tym potem, ale bardziej
skupiała się na tym, żeby nie dać po sobie nic znać przed Cassie niż głębiej
zastanowić się nad tym, co ona mówi. Przez to w trakcie czytania zastanawiałam
się, czy Mandy doszła już do tych samych wniosków co ja, czy jeszcze nie. A gdy
okazało się już, że skojarzyła oba morderstwa (które w końcu były jednym
przypadkiem), miałam wrażenie, że wspomniałam już o tym wcześniej w myślach, bo
nie wydawała się tym ani zaskoczona, że w końcu wie, czemu uwiodła Josha, ani
zdziwiona, że dopiero teraz na to wpadła, a przecież to dosyć oczywiste. Podobne
odczucia miałam odnośnie doktora Seymoura, o którym pisałaś w dwudziestym
siódmym rozdziale – Amanda od razu skojarzyła, że Hamptons często przewija się
ostatnio w różnych rozmowach/zdarzeniach w jej życiu, ale nie wspomniała o tym,
że przecież z jakiegoś powodu przed amnezją koniecznie chciała się tam dostać
pod pretekstem odwiedzenia rodziców Josha, którzy przecież też mieli tam domek.
Zapomniała o propozycji Zoey?
Wracając do bieżących wydarzeń. Scena z Marcusem –
mistrzostwo. Teraz wiem, że ani trochę nie myliłam się w moich podejrzeniach,
że O’Brien będzie ciekawą postacią. Aż widać było jak ważył każde słowo,
chociaż miał jedno potknięcie, wspominając o ciąży Dylan. A Amanda tak się
rozpędziła ze swoją grą aktorską, że nawet ja, znając przecież jej myśli, dałam
się przez chwilę nabrać na jej histerię.
W końcowej scenie dwudziestego dziewiątego
rozdziału miałam motyle w brzuchu, serio! Uwielbiam Marcusa, chyba jeszcze
bardziej niż Ryana i mam szczerą nadzieję, że w pełni wykorzystasz jego
potencjał. I chociaż moją subiektywną opinią jest jedno wielkie wow na koniec
tego rozdziału i gdybym była Twoją czytelniczką, na pewno wyraziłabym swój
zachwyt w komentarzu na temat tego, jak genialnie zakończyłaś rozdział,
szczególnie że po cichu kibicuję właśnie Mandy i Marcusowi, a nie Amandzie i
Ryanowi czy Joshowi, ale... Skoro mam Cię ocenić i postarać się to zrobić jak
najbardziej obiektywnie, to muszę Cię przestrzec. Bo jeśli naprawdę dobrze nie
uargumentujesz w kolejnym rozdziale zachowania Marcusa, to z perspektywy
postronnego widzę nie najlepiej będzie to wyglądać. W Twojej historii pojawiło
się jak na razie sześciu facetów (mówię o tych głównych postaciach) – Josh, Ryan,
Marcus, Alex, Zach i Jeremy. Alex i Zach są gejami, więc mogę ich nie liczyć,
Jeremy jest skreślony, bo widać jak zapatrzony jest z Zoey, a reszta? A reszta
lata z Amandą. Josh nie widzi poza nią świata, Ryan kocha się w niej skrycie od
dziesięciu lat, a Marcus (z tego co mi się wydaje) nie traktuje ich romansu jak
zwykłej, przelotnej znajomości i także darzy Mandy uczuciem. Już samo to, że pozwoliła
mu mówić na siebie Mandy i w jego obecności często czuje się skrępowana, nie
lubi jak jej dotyka, bo wzbudza to w niej sprzeczne emocje, sugeruje, że ona
też mogła czuć do niego coś więcej przed amnezją. A teraz to uczucie powoli do
niej wraca, tak jak powoli zaczyna jej wracać pamięć. I wyjaśniałoby to, czemu
przed amnezją odrzucała Ryana.
Dlatego proszę, podaj konkretne motywy, które
kierowały Marcusem (oprócz tego, że Amanda jest najbardziej upierdliwą i
irytującą osobą, jaką w życiu widział).
Skoro przebrnęłam już przez komentowanie treści,
teraz mogę zająć się konkretnymi aspektami Twojego bloga. Zacznę od fabuły.
Przede wszystkim, zaczynając czytać Twoją
historię, przez pierwsze rozdziały byłam zachwycona, jak rzeczowo wprowadzasz
czytelnika w świat Amandy, mimo że dziewczyna czuje się strasznie zagubiona. Nie
lecisz niepotrzebnie z akcją, wszystkich powoli zaznajamiasz z sytuacją, w
jakiej znalazła się Amanda. Ale potem nastąpił taki moment, kiedy niezwykle
ciężko było przebrnąć mi przez długie przemyślenia Mandy na temat dosłownie
wszystkiego. Starałam się usprawiedliwiać Cię trudnymi początkami i chyba
dobrze, że tak do tego podeszłam, bo dopiero w późniejszych rozdziałach
zrozumiałam, po co to było.
Pierwsza połowa Twojego opowiadania to powolne
wprowadzanie w świat Mandy, a druga połowa to powolne burzenie wszystkiego, co Amanda
zdołała osiągnąć i czego się o sobie dowiedziała. To wtedy tak naprawdę zaczęło
się coś na poważnie dziać. I to wtedy zrozumiałam, że musiałaś najpierw dobrze
opisać świat Amandy Adams, żeby potem zrzucić na nas informację, że świat
Amandy Griffin wyglądał zupełnie inaczej. Dzięki temu wywołałaś lepszy efekt i
lepiej pokazałaś kontrast. Za to należą Ci się ogromne brawa.
Muszę też wspomnieć o tym, że masz idealne
wyczucie do przedstawiania zdarzeń w sposób przyczynowo-skutkowy. Nic nie
dzieje się przypadkiem, wszystko ma drugie dno i w trakcie czytania niektórych
wcześniejszych fragmentów po raz drugi, zdałam sobie sprawę, że ktoś
uważniejszy, mógłby znaleźć wiele haczyków już wcześniej. Ja po prostu
dostrzegłam to dopiero w połowie opublikowanej historii. Za to też należy Ci się
pochwała, bo to niezwykle ważne umiejętność przy pisaniu kryminałów.
Piszesz z perspektywy Amandy, więc wszystkie opisy
są tak samo rzeczowe jak ona sama. Nie liczę tego jednak na minus. Opisy nie dłużą
się przesadnie, pokazujesz czytelnikowi tylko to, co jest ważne i co może mieć
jakieś znaczenie. Dzięki temu zmuszasz do uważnego czytania i doszukiwania się
podejrzanych szczegółów, tak naprawdę w każdym zdaniu. Wiele nadrabiają również
przemyślenia Amandy. Wykreowałaś ją na personę, która zna się na ludziach i
większość jej domysłów jest słuszna, więc jej rozmyślania odnośnie charakteru ludzi,
których zna (albo raczej: których na dobrą sprawę pierwszy raz widzi, bo nie
pamięta ich sprzed wypadku), można potraktować jak opis. Potrafisz także na
tyle umiejętnie opisać kogoś w zaledwie kilku słowach, że wygląd Ryana, Marcusa
czy Josha mam przed oczami za każdym razem, gdy o którymś z nich pomyśle.
Chociaż nigdy nad opisem żadnego z nich specjalnie się nie rozwodziłaś.
Nie chcąc Ci cały czas tak słodzić, przejdę do
podpunktu bohaterowie, bo to tutaj mam chyba najwięcej uwag.
Zacznę od Amandy Griffin, tej sprzed wypadku,
którą znał Ryan. Niewiele o niej wiemy, bo tak naprawdę są to na razie jedynie
słowa Ryana, a nie jestem pewna, czy jest z Mandy w stu procentach szczery.
Niemniej jednak kłaniam się nisko za wykreowanie tak ciekawej postaci, z tak
ciekawą rodziną i jeszcze ciekawszą historią. Nie muszę wiedzieć o niej wiele,
żeby zauważyć, że do przeciętnych nie należy i myślę, że na długo zostanie mi w
pamięci.
Drugie wcielenie – Amanda Adams, również sprzed
wypadku. Ta, o której opowiadają jej przyjaciele i Josh. To wcielenie
zdecydowanie lubię najbardziej. Bo, nawet jeśli to tylko kłamstwa Mandy z
Pasadeny, Amanda jest w tym wcieleniu skromną, chociaż bardzo zdolną osobą.
Okłamuje ludzi, którym na niej zależy, to prawda, ale podziwiam ją za to, ile
jest w stanie zrobić dla przyjaźni. Nie wierzę, że szuka (rzekomego?) mordercy
Dylan, tylko dlatego że tak ją wychowali rodzice. Tą Mandy zdecydowanie lubię
najbardziej, bo widać w niej kogoś prawdziwego, nawet jeśli to brzmi niedorzecznie,
mając na uwadze ilość kłamstw, które opowiada wszystkim wokół. Poza tym ma
pazur. Widać, że potrafi walczyć o swoje i wie, czego chce. Jest nieufna, ale
tylko jeśli ma ku temu powód. Jest zdecydowana i przebojowa, ale nie idealna,
bo chociażby z jedynego wspomnienia, jakie ma Amanda po wypadku, wynika, że są
rzeczy, które potrafią ją złamać, że czasem coś jej nie wychodzi, że nie zawsze
poznaje się na ludziach (Ryan) i ma w sobie inne emocje niż gniew. Z tego co
pamiętam, była strasznie załamana zdradą Ryana. Chyba nawet płakała…?
Natomiast zdecydowanie najmniej lubię Amandę po
wypadku. O ile na początku bardzo jej współczułam i udawało mi się zrozumieć
to, jak może się czuć po utracie pamięci, o tyle z każdym kolejnym rozdziałem,
kiedy coraz więcej dowiadywała się o sobie i swojej przeszłości, zaczynała mnie
coraz bardziej irytować (może dlatego tak ciężko szło mi w niektórych momentach
czytanie?). Odkąd odkryła swoje nowe zdolności, stała się strasznie
zarozumiała, przynajmniej w moim odczuciu. Często w jej myślach pojawiały się
wstawki typu on też był świetnym aktorem,
ale mimo wszystko nie tak dobrym jak ja albo coś w stylu odkąd odkryłam
swoje nowe umiejętności, nie muszę się nim przejmować, przecież to tylko
jeden głupi facet. Wiesz, co mam na myśli? Nie twierdzę, że robisz z nowej
Amandy wszechstronnie uzdolnioną Mary Sue, ale w miarę czytania miałam
wrażenie, że coraz bardziej do tego zmierzasz. Mandy wszystko umie, ze
wszystkim sobie sama radzi, zna to, tamto i siamto, a do tego, jak się okazuje,
trzech facetów poważnie się w niej zadurzyło. Podkreślę jeszcze raz – do merysujki
jej jeszcze bardzo daleko, ale przesadne idealizowanie jej postaci naprawdę
staje się z czasem irytujące. Wspominałam o tym już wcześniej. Po prostu
postaraj się z tym na przyszłość nie przesadzać, bo ciężko obdarzyć sympatią
taką postać. A pisząc z perspektywy Amandy musisz sprawić, żeby czytelnicy ja
lubili. W końcu to ona opowiada tę historię! Jeśli nie polubią samej Mandy, nie
polubią też jej historii.
Teraz wypowiem się o mężczyznach. Zacznę od Ryana –
jego charakter i zamiary są jedyną z tych tajemnic, które powinnaś ciągnąc do samego
końca. Albo przynajmniej do punktu kulminacyjnego powieści. Za każdym razem,
kiedy o nim czytam, chłonę każde słowo. W porównaniu do Amandy wykreowałaś go o
niebo lepiej, bo mimo jego wszystkich zdolności, nie wydaje się aż tak
zarozumiały. I jeśli ja bym miała stwierdzić, kto jest lepszym aktorem – on czy
Mandy – zdecydowanie postawiłam bym na Ryana. Dlaczego? Bo on po zachowaniach
Amandy widzi, że coś jest nie tak. Natomiast ona w życiu nie zorientowałaby się,
że coś jest nie tak z Ryanem, gdyby nie jej pierwsze wspomnienie z poprzedniego
życia i staruszka z New Jersey. Dlatego może Amanda powinna przestać być aż tak
w siebie zapatrzona.
Josh – czasem zachowuje się, jak takie flaki z
olejem, ale mimo wszystko jest bardzo sympatyczną postacią. Wyróżnia go chyba
tylko naiwność (chyba że to gra?) i bezgraniczna, ślepa miłość do Amandy. Poza
tym nie można znaleźć w nim nic interesującego (mówię o charakterze, bo wątek
jego kochanek i poprzednich związków, jest bardziej niż interesujący!), ale nie
wszyscy muszą być ciekawi, prawda? To by odbierało opowiadaniu realności.
Marcus – zdecydowanie najlepsza postać. Na dobrą
sprawę, pojawił się chyba tylko trzy razy, ale za każdym razem w wielkim stylu.
Niezwykle intrygująca postać, o chyba najbardziej skomplikowanych uczuciach,
motywach (i zbrodni, i niektórych zachowań – na przykład końcowy pocałunek), a
przede wszystkim o bardzo złożonym charakterze. Mam nadzieję, że będziesz go
ciągle rozwijać (i teraz będzie pojawiał się częściej), bo moim zdaniem to
perełka w Twoim opowiadaniu. Możesz naprawdę wiele z niego wyciągnąć – z tego,
jak ważna jest dla niego przyjaźń z Joshem; z tego, co czuje do Mandy; z tego,
co zrobił Dylan i czy naprawdę jej tylko zapłacił... Naprawdę możliwości masz
wiele i mam nadzieję, że wszystkie w pełni wykorzystasz. Szkoda byłoby, gdybyś
tego nie zrobiła!
Pozostali bohaterowie są raczej epizodyczni i
jeśli miałam na ich temat coś do dodania, to zrobiłam to już w trakcie
komentowania treści. Najbardziej brakowało mi jednak tego, że tak rzadko
pojawiają się przyjaciele Amandy. Po raz kolejny – powinni ją chyba bardziej
wspierać po tym wypadku, co?
Jeszcze coś, co mogę powiedzieć o wszystkich
bohaterach, a przy okazji zająć się kolejnym aspektem opowiadania – dialogi są
mistrzostwem i zdecydowanie to je z całego opowiadania czytało mi się
najlepiej. Widać, kto się wypowiada, nie czytając nawet dopisków, a do tego
język postaci jest dopasowany do wieku i charaktery bohatera. Chociażby kwestia
przekleństw – nie zauważyłam, żeby używał ich ktoś inny niż Marcus (nie mówię
oczywiście o tych wszystkich do diabła
i do licha, bo tego raczej nie
zaliczyłabym to wulgaryzmów). Nie wiem, czy rozumiesz, co chcę Ci przekazać –
chodzi mi po prostu o to, że spokojny i kochający Josh nie powinien rzucać
kurwami na prawo i lewo. I nie rzuca. Za to do Marcusa to raczej pasuje, więc
zdarza mu się rzucić coś wulgarnego.
Przez te dwadzieścia dziewięć rozdziałów tylko
jeden dialog mi nie pasował. Pozwolę sobie go zacytować.
– Brałeś leki? – zapytałam
uprzejmie. Zmarszczył brwi.
– Nie. Jakie leki?
– Może powinieneś? –
zasugerowałam następnie. Ryan ze zmęczeniem przetarł oczy palcami, po czym
spojrzał na mnie z frustracją i pokręcił bezradnie głową.
Nie wiem, może się mylę, ale dla mnie pytanie brałeś leki, jest raczej używane przez dzieciaki
z podstawówki, które chcą obrazić mało lubianego kolegę. Nie pasuje mi to do
dorosłej i, wydawać by się mogło, poważnej Amandy. Ale myślę, że to już kwestia
gustu i być może jest to zbyt subiektywna opinia.
Widać, że masz wyrobiony już swój konkretny styl i
jedyne, co mam Ci do zarzucenia, to czasem zbyt długie rozmyślania Amandy.
Rozumiem, że są one konieczne i nie możesz ich ograniczyć, bo tłumaczą wiele
kwestii, ale nic nie poradzę, że czasem ciężko było mi przebrnąć przez rozdział
z ich powodu. Podziwiam jednak pomysł, bo mimo że kwestia amnezji i próby
ponownego powrotu do życia, pojawiały się już w wielu historiach (swoją drogą –
oglądałaś I że cię nie opuszczę?
Momentami Josh i Mandy strasznie przypominali mi parę głównych bohaterów,
chociaż ich historie są zupełnie różne), to dwa wcielenia Amandy i zagadki,
które musi rozwiązać mimo braku pamięci, są zdecydowanie oryginalne i niezwykle ciekawe.
Za to ogromny plus!
Przejdźmy do jednego z ostatnich punktów oceny –
poprawność. Tutaj kłaniam się nisko, bo błędów znalazłam naprawdę niewiele, a
informacji o becie nigdzie nie znalazłam, więc domyślam się, że to wszystko
Twoja zasługa. Poniżej wklejam jednak te, które rzuciły mi się w oczy.
Większość jednak to drobne literówki.
1. Nowy
początek
Miał ciemną
karnację skóry – albo ciemną karnację, albo ciemną skórę, niepotrzebnie
wciskasz tutaj i jedno, i drugie.
Zdaje się,
że zakwestionowałaś wtedy wszystko, włącznie z moim do ciebie zaufaniem. –
włącznie z moim zaufaniem do ciebie.
3. Stare
dylematy
Chciałam
zapytać oczywiście o tej
okoliczności, ale szybko sama zrozumiałam, co Josh miał na myśli. – o te
okoliczności.
Oczywiście,
wszystko zaplanował mój ojciec i to on do tego mnie namówił, ale nie mogę
udawać, że to on jest temu winny. – to on mnie do tego namówił.
Wiesz, że z
tobą to nie jest tak samo. – wyrzuciłabym to, ale to jedynie luźna sugestia.
Nie chciałam, żebyś spoglądała na mnie przez jego
pryzmat. [wypowiedź Josha] – nie chciałem.
4. Nowe
otoczenie
jednorazowe
chusteczki, zbożowy batonik, nieduży, fioletowy notesik, szeroki, czerwony,
lakierowany portfel, a także kolejna
kosmetyczka – kolejną
kosmetyczkę.
5. Niewinne
tajemnice
Sądzisz, że
powinnaś siei ich pozbyć? – się.
Nie powinnam
była zajmować ci tyle czasu, niepotrzebnie się przede mnie przemęczyłaś! –
przeze mnie.
7. Wycieczka
na Brooklyn
Zjechałam na
dół, dopiero kiedy taksówka podjechała, by niepotrzebnie na nią czekać. –
nie czekać.
8. Pustka i
wyobcowanie
To znaczy,
mogłam, ale w tamtej właśnie chwili Zoey odwróciła się i przeszyłam mnie takim
spojrzeniem(…) – przeszyła.
9.
Rodzicielska wizyta
Na zadane przede mnie pytanie wzruszył niepewnie
ramionami. – przeze mnie.
– Podobno jesteś instruktorką
fitnessu, prawda, Amando? – odezwała się Miranda, kiedy wymieniwszy pierwsze
uprzejmości i zasiadłszy w salonie, podaliśmy już jedzenie. – Zapytałam cię o szczegóły tej pracy, bo
wydaje mi się to bardzo interesujące, ale pewnie nic nie pamiętasz.
– Rzeczywiście, nie pamiętam.
– Uśmiechnęłam się przepraszająco, stawiając na stoiku miskę z sałatką. – I jego
mi z tego powodu równie przykro co tobie, Mirando, bo bardzo chciałabym móc o
tym opowiedzieć.
Wybacz,
że cytuję tak długi fragment, ale nie chcę wyrywać jednego zdania, bo nie
zrozumiesz wtedy, o co mi chodzi.
Po
pierwsze zapytałam. Nie powinno być zapytałabym? W końcu Miranda jeszcze nie
zapytała o nic Mandy. Chociaż domyślam się, że błąd popełniłaś ze zwykłej
nieuwagi.
Druga
rzecz, literówka – stoliku nie stoiku.
A
teraz błąd, przez który musiałam skopiować tyle tekstu. I jego mi z tego powodu
równie przykro co tobie(…) – jego? Zastanawiam się, co chciałaś tam
napisać, ale nie bardzo wiem. Pasuje mi tam słowo bardzo (ale wtedy bez równie), ale nawet jeśli mam rację, to wciąż nie rozumiem, jak to
się stało, że pojawiło się tam to jego.
13. Lojalni kłamcy
Uruchomiłam
wyszukiwarkę, po czym, ciągle trochę się wahając, czy słusznie robiłąm, wyszukałam frazę „Victoria
Griffin”. – robiłam
15.
Spotkanie z wrogiem
Nie wiem,
czemu akurat tutaj i co z tym wspólnego na Josh Hamilton – ma.
18. Z
dystansem
Kidy
wreszcie odzyskałam odrobinę siły, by coś powiedzieć. – kiedy.
19. Siła
dedukcji
Ty nie masz
z tym co czynienia na co dzień. – do czynienia.
22. Sekretne
schronienie
Dotąd jego
zasadniczym atutem była jego
szczerość. – bez drugiego jego.
23. Kolega
po fachu
tak naprawdę
miał więcej niż te czterdzieści lat, o której
go posądzałam. – o które
26. Z notesu
myśląc tak,
próbowałabym sie jedynie uspokoić – się
27. Z
raportów
Zapomniałaś
już, dzięki komu przestałaś błądzić po omacku w tym swoim pseudo–życiu? –
pseudożyciu. Zasadę na to masz tu
i tu.
Nie było
tego wiele, bo tez staruszka nie była Krezusem(…) – też.
Zadzwonię i
ustalę z nimi spotkanie, a potem da ci znać, dobrze? – dam.
28. Motyw
Zwłaszcza
jeśli ktoś wspomniał jej o mnie jako o dziewczynie znikąd(…) – przecinek przed
jeśli.
29.
Krokodyle łzy
Chociaż, z
drugiej strony, on pewnie jadał tylko na mieście, jak Josh. – bez przecinka
przed jak.
Podsumowanie
Pisząc tę ocenę, przez cały czas miałam wrażenie,
że nie będziesz z niej zadowolona. Również dlatego, tyle czasu zajęło mi
ocenienie Twojego bloga. Po prostu nie mogę wyzbyć się uczucia, że za mało
poradziłam, a za dużo streściłam. Mam jednak nadzieję, że to zrozumiesz, bo
piszesz naprawdę dobrze i ocena Twojego bloga to nie lada wyzwanie. Już pominę
kwestię, że czułam się głupio, pouczając osobę starszą i z pewnością dużo
bardziej doświadczoną (chociaż zgłaszając się akurat do mnie, musiałaś zdawać
sobie sprawę z tego, że jestem ładnych parę lat młodsza, bo w naszych
zakładkach jest podany wiek), więc może nie powinnam się tak przejmować. Ale
odbiegam od tematu.
Chciałam tylko, jako podsumowanie tej oceny,
napisać, że zdaję sobie sprawę, że nikt nie jest idealny i Ty z pewnością też
nie jesteś, ale chyba nie powinnaś dużo oczekiwać od wystawianych Ci ocen, bo
naprawdę ciężko znaleźć u Ciebie coś, do czego można byłoby się przyczepić. Dlatego
mam nadzieję, że nie zawiodłam Cię moją oceną, bo sama, nawet jeśli mam co do
niej mieszane uczucia, to jestem mimo wszystko zadowolona. A Ty?
Ilość zdobytych punktów:
95 punktów, czyli Pisarz [Celujący – 6]
Gwoli wyjaśnienia – obcięłam jeden punkt, za
rozwinięcie akcji, trzy za bohaterów (a konkretnie za Mandy, bo naprawdę w
miarę czytanie coraz bardziej mnie irytowała) i jeden punkt za poprawność, bo
mimo niewielkiej ilości błędów, jakieś tam się zdarzyły. Nie mogłam więc dać Ci
maksimum punktów. Wydaje mi się jednak, że jest to sprawiedliwy wynik.
Ściskam,
Chylę czoła - ocenianie świetnych blogów to, paradoksalnie, dość ciężka robota, bo choć treść wciąga, to nie wiadomo co pisać. Tobie jednak się ta sztuka udała i sądzę, że Twoja ocena jest świetna i z pewnością zadowoli Elle. Choć blog należy do tych z wyższej półki, to potrafiłaś znaleźć niedociągnięcia i rzeczy, na które autorka powinna zwrócić uwagę. Jeszcze raz - chylę czoła!
OdpowiedzUsuńZapomniałabym - nie zalinkowałaś bloga :)
UsuńOj tak, to strasznie ciężka robota. Osobiście wolę oceniać blogi tragiczne niż wybitne - przynajmniej jest, o czym się nagadać :>
UsuńUlżyło mi trochę, że ocena nie jest taka zła. Bo naprawdę ospale szło mi pisanie...
Zawsze wszystkich o to sama upominam, a teraz ja zapomniałam -,- już linkuję.
Ściskam,
Jakbyś mogła, zalinkuj adres ocenianego bloga.
OdpowiedzUsuńNie dostrzegłam podstrony bohaterowie, co się chwali, bo czytelnik może lepiej wczuć się w historię. — Jeżeli historia napisana jest dobrze, to nieważne, czy istnieje taka zakładka, czy nie — czytelnik i tak się wciągnie. Ale wiem co miałaś na myśli: zazwyczaj (ale nie zawsze) jest tak, że jeżeli ktoś ma podstronę o bohaterach, to pisze opko. Przynajmniej ja miałam takie doświadczenia.
Już sam początek wydał się niezwykle interesujący. Przywitanie czytelnika realną informacją, czymś co kiedyś miało miejsce, powoduje, że czytając, nabiera się wrażenia, jakby wszystko działo się naprawdę. — Po „czymś” przecinek.
Bo w końcu nie wiadomo czy był tym narzeczonym, czy nie. — Przed pierwszym „czy” przecinek.
Do tej pory raczyłaś nas tylko suchymi faktami, które poznawała Amanda i chociaż każdy z nich był coraz ciekawszy, momentami się nudziłam. — Jakoś dziwnie zabrzmiało to zdanie. Piszesz, że fabuła coraz ciekawsza, a za chwilę, że momentami się nudziłaś.
Również dlatego, tyle czasu zajęło mi ocenienie Twojego bloga. — Bez przecinka.
Zaskoczyłaś mnie oceną celującą; spodziewałam się bardzo dobrej. Może to kwestia tego, że nie czytałam „Utraconego celu” i polegam wyłącznie na tym, co napisałaś, jednak trochę błędów w opowiadaniu było. No ale — „nie oceniaj książki po okładce”, mawiają. Być może w tekście kwestia chociażby przyjaciół nie jest aż tak rzucająca się w oczy.
Ocena naprawdę wyczerpująca, mimo to słowotok męczył. Może to też kwestia Twojego stylu — jest bardzo uprzejmy i niezwykle opanowany, przez co trąca monotonią, (ocena ma służyć Autorowi, nie mnie, więc nie przejmuj się tą uwagą; potraktuj ją raczej jako ciekawostkę z perspektywy Czytelnika). Zresztą, nie pamiętam, byś kiedykolwiek wykazała się chociaż odrobiną krzywdzącej niecierpliwości czy złośliwości.
Ocena jest bardzo dobra jeśli chodzi o rady. Jeśli to ta Elle z Szablonowej szafy, to zapewne nieźle musiałaś się namęczyć, by wyciągną tyle błędów.
Tak dalej, hope. Twoje oceny są coraz lepsze (pamiętam te pierwsze, gdzie podpunkt „Styl” miał około trzy zdania i jestem pod wrażeniem, jak szybko się rozwijasz). Zamierzasz w przyszłości wiązać przyszłość z pisaniem czy traktujesz to jako hobby (liceum o profilu humanistycznym jeszcze nic nie znaczy, ale ciekawa jestem)?
Jak pisałam powyżej - zaraz zalinkuję.
UsuńZ tymi bohaterami nie do końca o to mi chodziło, widocznie źle się wyraziłam. Nie twierdzę, że dodawanie tej zakładki jest typowe dla opek, po prostu rzadko autor tworzy ją w przemyślany sposób i zazwyczaj jest pełna spojlerów. Dlatego uważam ją za zło wcielone. Ale przyznaję bez bicia, że na swoich blogach też często takie tworzę i nie obcięłabym za to punktów w ocenie, gdyby Elle dodała taką zakładkę. Po prostu chciałam ją pochwalić za zrezygnowanie z niej, bo tworzenie jej to takie trochę pójście na łatwiznę. "A tam, przeczytajcie sobie charakterystykę bohaterów w zakładce to nie będę musiała się w to babrać podczas pisania opowiadania". Bardziej o to mi chodziło xd Chyba jeszcze bardziej namieszałam, no nic xd
Pozostałe błędy poprawię w weekend, jak tylko wrócę z wycieczki, bo za pięć godzin wstaję i teraz naprawdę nie mam już siły ^^
Nie lubię pisać ocen, które zawierają same ochy i achy na temat opowiadania. W ogóle staram się wystrzegać wypisywania zalet w dobrych opowiadaniach, bo jak już się rozpędzę to słodzę i słodzę. Wolę skupiać się na tych gorszych aspektach, na tym co trzeba poprawić, niż lać wodę na temat tego, jaki ten i tamten wątek był ekscytujący, wspaniały i że się w nim zakochałam.
A co do ilości błędów, których się w ocenie czepiałam - na taką liczbę rozdziałów to jest naprawdę mało błędów i są to raczej drobne potknięcia niż nie wiadomo jakie przewinienia ;) dlatego ocena jest taka a nie inna.
Sama nie lubię złośliwości na temat mojej twórczość, dlatego sama staram się być opanowana. Ale i mi puszczają często nerwy, uwierz ^^ nie wiem czy było to widać w ocenie, ale przy pisaniu 4 [opowiadania-kickin-it] szlag mnie trafiał xd z tym że staram się nie przelewać tego do oceny. Wolę przejść się do drugiego pokoju i wyżalić mamie na głupotę niektórych ludzi niż wyładowywać się na autorze. Ale może to błąd, oceny w których widać emocje przecież nie muszą być z góry złymi ocenami, prawda? No zobaczymy, spróbuję nad tym popracować, chociaż nie do końca wiem, co powinnam zrobić, żeby oceny nie były monotonne ;)
Co do Elle - na pewno na jakieś szabloniarni pracowała (pracuje?), ale ręki sobie uciąć nie dam, że jest z Szablonowej Szafy. Chociaż to bardzo prawdopodobne :>
Miło słyszeć/czytać, że zauważyłaś poprawę! To strasznie motywujące! Staram się rozpisywać (i chyba z każdą oceną coraz więcej gadam xd), bo za każdym razem stawiam się na miejscu autora. I za każdym razem stwierdzam, że ja bym chciała na ten i na ten temat poczytać więcej. Więc i więcej piszę.
Przyszłości jako takiej z pisaniem nie wiążę. Znaczy, nie zamierzam pisania traktować jako źródło utrzymania, że się tak wyrażę. Ale nie bez powodu się tu znalazłam - chyba jak większości z nas, marzy mi się po cichu zobaczenie swojego dzieła na półkach w księgarniach. Ale to tylko marzenia ^^
A jeśli jesteś zainteresowana, to powiem, że wybieram się na psychologię. Coś bardziej w kierunku prawa (psycholog sądowy, biegły, może coś w tę stronę) plus resocjalizacja, opieki społeczne - raczej z nastawieniem na dzieci/młodzież ^^
Dziękuję serdecznie za opinię!
Ściskam,
Cześć! Daję póki co znać, że ocenę przeczytałam, bardzo za nią dziękuję, zawiedziona bynajmniej nie jestem, a szerzej skomentuję, jak znajdę chwilę czasu, bo właśnie wróciłam z pracy i jestem skonana -.- raz jeszcze dziękuję i całuję!
OdpowiedzUsuńTo troszkę mi ulżyło. Teraz czekam na dokładną opinię. Obiecuję też się do niej ustosunkować, ale to pewnie dopiero w granicach weekendu ^^
UsuńPozdrawiam,
Obiecałam, że skomentuję, jestem więc - przepraszam, że tak późno, ale podobno lepiej późno niż wcale. Dobra, to bez zbędnego przedłużania - jedziemy z tym koksem! (Bo i tak pewnie nie zmieszczę się w limicie znaków, znając mnie XD)
UsuńBTW jeszcze, jest po północy, a ja mam za sobą dzień złożony z wizyty u fryzjera, sprzątania i tworzenia pięciu szablonów (tak, jam jest Elle z , nie wiem, jak się to ma do ilości moich błędów, ale nie wnikam^^) więc z góry przepraszam, jeśli ten komentarz będzie trochę chaotyczny. Już teraz zapewniam, że postaram się pisać sensownie;)
Szablon... Pewnie wkrótce znowu go zmienię, na razie po prostu mi się nie chce XD zazwyczaj z żadnym nie potrafię usiedzieć długo, po prostu szybko mi się nudzą i muszę je zmieniać. Jeżeli chodzi o tę nieszczęsną zakładkę z bohaterami - ja osobiście ją lubię, zwłaszcza gdy znajdują się w niej ładnie wykonane karty postaci, bo i mogę sobie wtedy obejrzeć, jak autorka wyobraża sobie bohaterów, i mam wrażenie, że blog jest bardziej dopieszczony. Najwidoczniej jednak ja UC traktuję po macoszemu i go w podobny sposób nie dopieściłam - tak naprawdę wynika to zaś z faktu, że miałabym poważny problem ze znalezieniem odpowiednich zdjęć dla moich bohaterów, dla Ryana zwłaszcza. A samych opisów nie lubię, o.
Co do samego początku i kota Schrödingera: można chyba powiedzieć, że użyłam tu budowy klamrowej - ten akcent ma się pojawić w zakończeniu i wyjaśnić, dlaczego Amanda pomyślała w ten sposób. Te pierwsze akapity odnoszą się do sytuacji, która będzie miała miejsce sporo później - stąd właśnie to Ale zacznijmy od początku, które potem nastąpiło.
Jedziemy dalej. Wiem, że Twoje wrażenia odnośnie do rozdziałów pojawiały się bezpośrednio po nich, nie po przeczytaniu całości, odniosę się jednak do tej zmiany Amandy przed i po wypadku. Nie twierdzę wcale, że jakoś ją to zmieniło, nie w sprawach esencjalnych - jeśli w ogóle. To znaczy, trochę pewnie tak, bo patrząc na życie w Nowym Jorku oczami Amandy Adams zamiast Amandy Griffin, trochę inaczej do tego życia podeszła, ale tu nie chodzi o zmiany w charakterze same w sobie. Nie twierdzę też, że Amanda przed wypadkiem była zła - a to, że obecna Amanda nie do końca potrafi ją zrozumieć, wynika raczej z amnezji niż czegokolwiek innego.
Wiem, że mam tendencje do wodolejstwa i momentami monologi wewnętrzne Amandy mogą męczyć, jak również te kilkanaście pierwszych rozdziałów w ogóle, w których na dobrą sprawę niewiele się dzieje. Ja niestety jestem długodystansowcem, wystarczy popatrzeć choćby na mój drugi tekst (Negatyw szczęścia liczy sobie obecnie 80 rozdziałów i ciągle rośnie objętościowo, a chociaż to romans, prawdziwy romans zaczął się koło rozdziału trzydziestego piątego), ale ja po prostu potrzebuję dużo czasu, żeby wszystko należycie opisać - w przypadku Negatywu było to nowe miasto i nowe życie za granicą, w przypadku Utraconego natomiast odnalezienie się na nowo w starym życiu, po to tylko, by następnie całym tym życiem zachwiać w posadach i wszystko obalić. Niestety nie umiem inaczej, poza tym chciałam, żeby o tych wszystkich rzeczach Mandy dowiadywała się po trochu, a nie naraz. No i jeszcze jedno - te rozdziały były mi potrzebne, żeby delikatnie napocząć kilka wątków, które później zamierzałam rozwijać. Bo nie, pomimo wszystko raczej nie ma w tym tekście takich, o których zapomniałam. Ja o nich wszystkich pamiętam, tylko czekam na odpowiedni moment. Tu znowu kłania się moje wodolejstwo - nie potrafię tego wszystkiego opisać tak od razu;]
Haha, zabiłaś mnie tym narzeczonym. Nie potrafię sobie teraz przypomnieć, czy gdzieś to było wspomniane, zapewne po prostu uznałam to za zbyt oczywiste. To znaczy, rozumiem takie tytułowanie go przez innych - nawet jeśli nie było o tym w tekście, to chyba łatwo sobie wyobrazić, że tak sytuację Josh przedstawił jej sąsiadom - ale co do niej to już nie wiem. Musiałabym teraz uważnie przestudiować cały tekst, a prawdę mówiąc, szkoda mi na to czasu;)
Dalej, jeszcze jeśli chodzi o to niedokańczanie wątków. Jak już wspominałam, one są zaplanowane i na pewno żaden nie zostanie urwany, ale były sytuacje, w których sprawy miały się dokładnie odwrotnie. Weźmy na przykład takiego Marcusa - on początkowo wcale nie miał pełnić w tym tekście jakiejś większej roli, ot, miał być facetem, który spróbuje trochę uprzykrzyć życie Mandy. Niestety z Utraconym to jest tak, że chociaż od początku miałam jasny pogląd na to, co chcę napisać, to po drodze zdarzyło mi się parę długich przerw w pisaniu, po których wracałam do tekstu z nowymi pomysłami, jak jeszcze bardziej zakręcić całą sprawę, i Marcus był właśnie jednym z nich. Nie ukrywam też, że po prostu lubię, jak sprawy w wątku romansowym są skomplikowane i pod tym względem Marcus po prostu bardziej mi tu pasował do Mandy niż Ryan. Przy okazji wspomnę też o tym zarzucie, że wszyscy faceci zakochują się w Mandy. Kurczę, wiem, że to tak może wyglądać i zapewniam, że to nie jest dla mnie normalne, ale po prostu nie dało rady inaczej. Może powinnam była odciąć od tego Ryana, ale tak jak wspominałam, początkowo miałam względem tych dwóch panów inne plany i trochę mi się to tylko pogmatwało w trakcie. Poza tym uważam, że taka sytuacja może tylko skomplikować jeszcze bardziej życie Mandy, a to właśnie lubię najbardziej - utrudniać bohaterom życie ;>
UsuńPraca Mandy i jej przyjaciele. Kurczę, z jednej strony narzekasz, że się nic nie dzieje, a z drugiej masz pretensje, że tak niewiele o nich XD przecież gdybym pisała więcej, nie miałabym już miejsca na dużo istotniejsze wątki! O pracy przez długi czas nie mogło być mowy, bo Mandy była rekonwalescentką, żebra nie zrastają się w ciągu tygodnia i pracować po prostu nie mogła, a potem pofatygowała się przecież do szefa i umówiła ze Scarlett. O przyjaciołach natomiast siłą rzeczy wspominałam wtedy, kiedy byli mi potrzebni - ostatecznie piszę kryminał, a nie rzewny dramat o poszukiwaniu utraconych wspomnień. Wiem, że czasami traktuję ich po macoszemu, ale wobec niektórych z nich - mam tu na myśli głównie Scarlett i Zoey - mam jeszcze plany na przyszłość, nie do końca sprecyzowane, ale pewne, bo stanowczo ich za mało. Zwłaszcza Zoey jeszcze się tu przyda.
Też mam wrażenie, że tajemnice zaczęłam wyjaśniać za późno, ale trudno, nic już nie poradzę. Za to w bieżących rozdziałach staram się to nieco rekompensować - jeśli pojawia się jakaś nowa tajemnica, to zaraz potem coś się wyjaśnia. A przynajmniej teoretycznie tak ma być.
Bo zalinkowane było nie tu, a następujący po tym słowie tytuł;)
Teraz co do broni. Amanda miała pozwolenie, to jasne, i na pewno się z tym nie kryła. Poza tym trzeba pamiętać, że ona pochodzi z zupełnie innego stanu, z drugiego końca USA, i przepisy wyglądają tam zupełnie inaczej. Co do samego Nowego Jorku natomiast, to owszem, przepisy się zaostrzyły, ale dotyczy to głównie broni automatycznej i półautomatycznej, na pewno nie takiej, jaką posiada Josh. Z doświadczenia tego nie wiem, bo w USA nigdy nie byłam, ale wszędzie pokazują, jak to łatwo kupić tam broń, nie zamierzam więc z tym polemizować.
Dalej, jeśli chodzi o śledzenie Ryana. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego uważasz to za naciągane. W rozdziale piętnastym napisałam, gdy Mandy szykowała się do tego spotkania zapakowałam rzeczy do torby i to zdanie znalazło się tam nie bez powodu, bo inaczej bym tego nie pisała. Wtedy właśnie spakowała zapasowe ciuchy = ergo, tak, już wtedy zamierzała śledzić Ryana. To, że nie było to napisane wprost, jeszcze nie świadczy o tym, że wątek był naciągany, raczej o tym, że chciałam zaskoczyć czytelniczki. No bo czy gdybym po tym zdaniu dodała "zapasowe ubrania, w które chciałam się przebrać, żeby po spotkaniu śledzić Ryana", to czy byłoby lepiej? Nie zamierzam pisać wszystkiego wprost, dajmy czytelnikom odrobinę suspensu.
Co do przywiązania - kiedy już o wszystkim się dowiedziała, jasne, ale wcześniej przecież nie wiedziała, że to tymczasowe życie i uważała je za jak najbardziej prawdziwe. I spędzała z nimi czas jeszcze w szpitalu, a później też bywali wspomnieni, może nie za często, ale, jak już wspominałam, objętość!, i tak mam za dużo tekstu. Może nie pokazałam tego przywiązania do końca tak, jak powinnam, ale też chyba nie chciałabyś o tym czytać trzydziestu rozdziałów, prawda?
UsuńNie lubię romantycznych scen wynikających z bór wie czego. W ogóle jak na osobę piszącą romanse jestem mało romantyczna, a za bardzo praktyczna, i mam taki paskudny zwyczaj, że wszystko zawsze chcę racjonalnie wyjaśniać. Tym bardziej cieszę się, że przy pocałunku z Joshem motywy Amandy były dla Ciebie jasne, bo zastanawiałam się nawet, czy ktoś nie stwierdzi czegoś w stylu "Rany, lata z kwiatka na kwiatek";)
Naprawdę uważasz, że idealizuję Mandy? Bo jak dla mnie ona jest jedną z gorszych bohaterek, o jakich piszę. Pomińmy już kwestię tego, co umie, a co nie, bo kurczę, wydaje mi się, że takie właśnie umiejętności powinien posiadać dobry szpieg i tak właśnie została wychowana, ale jej charakter! Nie zamierzam tu rozdzielać jej na Amandę Adams i Amandę Griffin, bo jedyne, co je różni, to to, że ta pierwsza nadal nie potrafi zrozumieć motywów postępowania tej drugiej, nie tylko w sprawie Dylan, w wielu sprawach. Ostatecznie Mandy kłamie, idzie po trupach do celu, a i przyjaciółką nie bywa najlepszą, skoro po pierwsze, o śmierci Dylan dowiedziała się grubo po fakcie, a po drugie, całkowicie zignorowała fakt, że znajomi z Nowego Jorku mogą się do niej przywiązać. I nawet kiedy już zdaje sobie z tego sprawę, też niewiele robi, by to jakoś wyprostować, wręcz przeciwnie, brnie w to dalej, chociaż wie, ile osób może przy tym skrzywdzić. Poza tym, jak sama później stwierdziłaś, jest zarozumiała. Nie uważam, żeby Mandy była przeze mnie idealizowana, wręcz przeciwnie, inne moje bohaterki są pod tym względem lepsze - mają więcej skrupułów i bardziej oglądają się na innych, Mandy natomiast jest egoistką i wykorzystuje wszystkich dookoła. No dobra, zna języki obce, dobrze strzela i walczy, ale co z tego? Skoro w gruncie rzeczy nie jest dobrym człowiekiem?
Zmiany Ryana - kolejna rzecz, która nie była do końca przemyślana. To znaczy była na początku i teraz też jest, ale po drodze wpadłam na kilka dodatkowych pomysłów, które trochę zmieniły rozłożenie sił w grze. Ryan jest tutaj dosyć istotnym pionkiem; no a poza tym nie mógł być przecież jedynym elementem, którego Mandy mogła być pewna. Ona niczego nie może być pewna.
Dobra, zgadzam się co do detektywa. Specjalnie zrobiłam z niego ofiarę losu. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie ;>
Z tą paranoiczką to też wynik pisania metodą żabich skoków. Jak pomiędzy rozdziałami mam kilkumiesięczną przerwę w pisaniu, to już potem nie pamiętam wszystkiego słowo w słowo, a niestety nie chce mi się za każdym razem odświeżać wszystkiego od nowa;)
I znowu - nie chcę o wszystkim pisać tak wprost. Jeśli nie napisałam od razu, że Mandy skojarzyła zastrzelenie kobiety w ciąży z morderstwem Dylan, to tylko dlatego, żeby dać kredyt zaufania czytelniczkom. Tak samo z doktorem Seymourem - Mandy powiedziała przecież Tyle razy przewijała się już ta nazwa, że nie mogłam nie mieć podejrzeń, widząc ją po raz kolejny - i jasne, że chodziło jej o dom rodziców Josha w Hamptons i zaproszenie, i stwierdzenie Ryana, że chciała się tam dostać.
O facetach w życiu Mandy już wspominałam, zachowanie Marcusa jednak, tak czy inaczej, z pewnością będzie uargumentowane. Nie twierdzę, że nie mógł zakochać się w Mandy tylko dlatego, że Josh kocha ją bezinteresownie, a Ryan od dawna coś tam do niej czuł (cokolwiek by to nie było), ale Marcus to nie jest żaden z nich. Na pewno ma też swoje motywy.
Och, nawet nie wiesz, jak mnie cieszą te słowa odnośnie do ciągu przyczynowo-skutkowego! To jest to, na co zawsze zwracam dużą uwagę: nie ma chyba drugiej rzeczy, której tak w tekście nie znoszę, jak nieuzasadnionych zbiegów okoliczności. Nie mówię oczywiście, że nie mogą się takie znaleźć, ale z umiarem, bo inaczej traci się na wiarygodności. Dlatego ważne było, żebym już wcześniej wiedziała, co i jak porozkładać, zwłaszcza z kryminałami tak jest (a przyznaję, że jedną, pozornie niewielką rzecz i tak zmieniłam w trakcie, ale nie powiem, jaką, bo szykuję w związku z nią chyba największą bombę, jaka mi jeszcze została) i właściwie sama się sobie dziwię, że mi się wszystko tak ładnie złożyło w całość. Zazwyczaj za cholerę nie chce się złożyć.
UsuńCo do wątpliwości odnoszących się do samej postaci Mandy - z częścią się zgodzę, z częścią nie. Przede wszystkim nie rozgraniczałabym jej na różne postaci, bo to ciągle jedna i ta sama osoba, nawet jeżeli poznajemy ją z różnych stron. Starałam się pokazać, że Mandy przed wypadkiem nie miała zahamowań, co zostało uwarunkowane jej wychowaniem, natomiast po wypadku, pod wpływem znajomych z Nowego Jorku, zaczęła bardziej przejmować się innymi. Odwieczny konflikt nature vs. nurture, prawda? Poza tym o ile z aktorstwem może rzeczywiście przesadziłam, to co do reszty, również się powtórzę - naprawdę? Mandy jest zagubiona, umie to samo, co umiała przed wypadkiem (ale jakoś o Amandzie Griffin piszesz tylko, że to ciekawa postać), a poza tym, jak sama zauważyłaś, jest zarozumiała, dodałabym, że także poważnie nieczuła choćby na uczucia Josha, samolubna, a jeszcze jako Amanda Griffin najlepszą przyjaciółką też nie była (jasne, śledzi sprawę śmierci Dylan. Po dwóch latach, o ile dobrze pamiętam, bo wcześniej jakoś nie zainteresowała się jej losem. To chyba jasne, że w takiej sytuacji poświęcenie wynika również z wyrzutów sumienia). Nie, nie powiedziałabym, że ją idealizuję, wręcz przeciwnie - zawsze uważałam, że Amanda to bohaterka, którą ciężko polubić właśnie ze względu na to, że nie ma najprzyjemniejszego charakteru.
Dalej, Ryan. Tak, jego tajemnice będą się trzymać jeszcze długo. Ale może nie przesadzajmy z tym aktorstwem w jego wykonaniu. Jasne, on poznał się na Mandy, a ona na nim nie - ale czy naprawdę wynika to z faktu, że Ryan jest lepszym aktorem? Nie sądzę. W końcu on zna ją całe życie, doskonale wie, czego się po niej spodziewać i jak zachowuje się w danych sytuacjach. A Mandy nie tylko po amnezji nie ma o nim pojęcia, ale nawet nie wie, ile na dobrą sprawę on wie o niej. W tej akurat sytuacji Ryan znajduje się na uprzywilejowanej pozycji.
Chyba właśnie w tym tkwi to coś, co wyróżnia Josha. Że on tylko pozornie, na pierwszy rzut oka ma taki dobry charakter, ale trzeba pogrzebać głęboko, żeby coś na niego znaleźć. No i ma bezpośrednie powiązanie z Dylan.
Tak, owszem, mam zamiar rozwijać postać Marcusa, jak już wspominałam, to jeden z moich ostatnich pomysłów, i chyba jeden z tych bardziej trafionych. Poza tym on ma być częściowo przeciwwagą właśnie dla Josha i Ryana - no bo owszem, miał z Mandy romans, ale jako jedyny nie zamierza mówić jej, że coś do niej czuje XD
Pozostali bohaterowie są epizodyczni po prostu dlatego, że mają niewielką rolę do odegrania w tekście i nawet jeśli zamierzam w przyszłości jeszcze kogoś rozwinąć (Zoey!), to tak czy inaczej mają swoje konkretne role do spełnienia i poza te role za bardzo wychodzić nie mogą. No bo w końcu Scarlett+Alex+Zach=życie Amandy, czyli w zasadzie nic ciekawego wartego opisywania, a Marcus+Zoey=życie Josha, czyli cały wątek kryminalny. Nie bardzo potrafię to przeskoczyć.
Tak, dialogi uwielbiam pisać i to chyba dlatego brzmią najlepiej, a jeżeli czasem wtrącę coś nieco niedojrzałego (jak przykład z lekami) to też nie uważam, żeby to było złe, ostatecznie sama liczę sobie ćwierć wieku i też czasami tak się wysławiam. Lubię pisać dialogi. Ot co.
Za literówki dziękuję, wyłazi tu moja niedbałość, postaram się poprawić.
UsuńOj tam, nie uważam, żeby wiek był tutaj najbardziej istotną kwestią przy ocenianiu;) nawet jeśli jesteś młodsza czy mniej doświadczona, jeśli chodzi o pisanie, chciałam po prostu, żeby ktoś spojrzał na mój tekst świeżym okiem i może wyłapał coś, co dla mnie jest nie do wyłapania (o, kwestię narzeczonego na przykład). Jeszcze tak na koniec chciałam napisać ogólnie: największy feler, jeśli chodzi o Utracony, jest taki, że ten tekst nigdy nie był moim priorytetem. Piszę też Negatyw szczęścia, który jakoś głębiej zapadł mi w serce, chociaż biorąc pod uwagę tematykę, ciągnąć mnie powinno bardziej właśnie do Utraconego, ale to ten drugi tekst dopieszczam w każdej wolnej chwili, rozbudowuję do objętości osiemdziesięciu rozdziałów i publikuję z częstotliwością rozdziału na tydzień. Właśnie dlatego proszę o ocenę Utraconego, bo mam wrażenie, że pisząc tak rzadko i skokami, mogę po drodze ominąć coś ważnego lub o czymś zapomnieć. I niestety, co widać po tej ocenie, czasami tak się dzieje;)
Na koniec chciałam raz jeszcze podziękować za ocenę, jak również za cierpliwość, jeżeli dobrnęłaś do końca tego komentarza-tasiemca. Teraz już rozumiesz, co miałam na myśli poprzez lanie wody? ;> a teraz spróbuję go opublikować.
Całuję!
P.S. Pisałam ten komentarz półtorej godziny, a w międzyczasie rozłączono mi Internet, dlatego niestety zostanie przeze mnie opublikowany dopiero rano.
Tam na początku miało być Elle z Szablonowej szafy, przepraszam, Word mi to niepotrzebnie poprawił -.-
UsuńNa początek przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale mnóstwo spraw zwaliło mi się na głowę i mimo że komentarz czytałam już wcześniej, dopiero dziś mam chwilę, żeby do niego przysiąść i na spokojnie odpisać.
UsuńNo, dobra. Pomarudziłam to teraz zaczynamy.
Właśnie do Ciebie zajrzałam, żeby zobaczyć czy jest nowy rozdział, a tu zamiast tego zaatakował mnie nowy szablon xd Uważam jednak, że tamten był lepszy. Teraz jest jakoś tak... łyso. I za radośnie. Historia Mandy raczej nie przywodzi mi na myśl jasnych kolorów. Ale to subiektywna opinia :>
Mogłabym się spierać czy zakładka bohaterowie to "dopieszczenie" bloga. Osobiście tego tak nie postrzegam. Poza tym często oprócz zdjęć znajduje się tam od groma spojlerów. A czasem też opis bohaterów/zdjęcie/wyobrażenie autora jest całkiem inne niż można to wyczytać w opowiadaniu. Dlatego coraz częściej unikam takich zakładek. Ale fakt, bywa i tak, że są one przydatne, a czasem wręcz niezbędne. Myślę, że tę kwestię trzeba po prostu rozpatrywać w kontekście poszczególnych blogów. U Ciebie po prostu mi taka zakładka nie pasuje. I już ^^
Chciałam się odnieść do każdej części komentarza, ale do głowy przychodzi mi tylko jedno - gdybym miała teraz poprawiać ocenę i wyrzucić z niej wszystko, co mi wyjaśniłaś, co źle zrozumiałam etc. to prawdopodobnie nie zostałoby mi nawet pół oceny. Trochę wstyd, nie? Ale naprawdę ciężko ocenić dobry blog.
Co do wodolejstwa - tak, bywało męczące, ale napisałam gdzieś w granicach czternastego(?) rozdziału, że całkowicie to rozumiem. W końcu każdy ma swój indywidualny sposób na radzenie sobie z ciężkimi początkami. Ważne, że wszystko miało sens. A skoro już przy tym jestem - tak, jestem zakochana w Twoim ciągu przyczynowo-skutkowym. Podziwiam Cię strasznie i zazdroszczę umiejętności, bo wbrew temu co piszesz, naprawdę dobrze Ci to wychodzi ;)
Wątki romantyczne - dobrze, gdy patrzy się na nie też z tej przyziemnej, praktycznej strony. Osobiście nigdy nie potrafię na to tak spojrzeć i fragmenty/sceny miłosne wychodzą mi zawsze strasznie ckliwe. I chociaż wiem, że do prawdziwego życia im daleko, to jakoś nie mogę wyzbyć się nawyku opisywania miłosnych uniesień w bardzo... wyidealizowany sposób ^^ Cóż, pewnie kwestia wprawy.
Cieszę się, że ocena Ci się podobała i chociaż trochę mogłam pomóc. Dziękuję z długi komentarz. Tasiemce są fajne ^^ Miło się je czyta, bo przynajmniej widać, że ktoś docenia naszą pracę.
Dziękuję, że mogłam przeczytać o Mandy ^^
Ściskam,
Hej, hope. Gratuluję Twojej pierwszej oceny nieszablonowej. Wyszła Ci naprawdę dobrze.
OdpowiedzUsuńStrasznie podobało mi się Twoje podejście do całej oceny. Jak już zostawiłaś za sobą podpunkty dotyczące wyglądu i podstron i zabrałaś się za tekst, to czytało się to niezwykle przyjemnie. Mam wrażenie, że w tej części najbardziej się rozluźniłaś. Gdybałaś na temat niektórych wątków i wątpiłaś w realność niektórych sytuacji, wyrażałaś swoją aprobatę, a przy tym wszystkim potrafiłaś również doradzić. Dobra robota.
Dałaś autorce ocenę celującą, więc założyć mogę, że opowiadanie bardzo przypadło Ci do gustu, a jednak muszę się zgodzić z Leaeną, bo z Twojej oceny wcale to nie wynika. Owszem, wymieniasz wiele punktów tekstu, które zrobiły na Tobie wrażenie, ale wydaje się, że tych, które krytykowałaś były no tyle dużo, by ocenę jednak obniżyć. Może nie było to Twoją intencją, ale tak właśnie to wygląda. Dopiero w podsumowaniu dało się tak porządnie zobaczyć Twój zachwyt nad powieścią Elle.
Jeszcze tak bym zasugerowała, żebyś konkretne aspekty podsumowania rozdzielała enterami (fabuła, bohaterowi, styl). Będzie się to ładniej prezentować, a czytelnikowi będzie się lepiej czytało ;)
Pozdrawiam serdecznie
Na pewno w dalszej części bardziej się rozluźniłam! Nienawidzę opisywać pierwszego wrażenia i grafiki, więc zazwyczaj wychodzi mi z tego takie pierdu pierdu. Nie dziwię się, że widać, jak się przy tym męczę xd
UsuńTak, wiem, wiem, że nie wynika. Zerknij kilka wypowiedzi wyżej, tłumaczyłam to już Leaenie, nie będę drugi raz tego kopiować i tutaj ;) ale dodam jeszcze, że mam poważny problem z wystawieniem punktów przy pisaniu oceny nieszablonowej. Nawet jeśli sobie wszystko odhaczam i zapisuję. Tfu! Nawet kryteria Szefowej niewiele mi dały! Ale być może to kwestia wprawy.
Swoją drogą - jak Ty liczysz punkty przy ocenach nieszablonowych?
Postaram się to podzielić, jak tylko wrócę z wycieczki do Poznania w weekend. Dziś mi się już kleją oczy...
Dziękuję bardzo za opinię!
I również pozdrawiam,
AlpenGold, ależ ja Cię informowałam o tej sytuacji jakiś czas temu i wyraziłaś zgodę, aby poczekać, aż będę miała nowy szablon i zabrać się za ten element na końcu, więc nie rozumiem obecnych pretensji. I nie, nie poinformowałaś mnie, że jestem pierwsza w kolejce - możesz zresztą sprawdzić, że nigdzie nie ma u mnie takiego komentarza, a ja komentarzy nie usuwam - to ja pisałam pod Twoją ostatnią oceną. Dodam jeszcze, że ten szablon jest przejściowy i za kilka dni będzie nowy.
OdpowiedzUsuńCytuję Ciebie "A z szablonem mogę poczekać, nie ma problemu. Zacznę od razu od treści. :)".
Następnym razem proszę o uwagę i pamiętanie o tym, co się mówi :).
Lunatyczka
Okej, w takim razie zwracam honor, skoro tak napisałam. Zapomniałam, bo było to ponad miesiąc temu. No trudno... zostawię ocenę starego, bo nie chcę znowu tracić czasu na ocenianie nowego.
UsuńPrzejrzałam z ciekawości Twoje oceny. Ocena tzw. okładki + grafiki w najdłuższej pod tym względem zajmuje jakieś 300 słów, co daje mniej więcej … zaledwie 1/3 znormalizowanej strony? (porównywalnie, co ten komentarz ;)) Patrzyłam na to, bo zawsze mnie dziwiło, po co tyle - wnioskowałam, że naprawdę dużo, skoro przewidujesz, że zajęłoby to sporo czasu - pisać o grafice, jako żywo nigdy nie widziałam nigdy recenzji książki, której połowa byłaby poświęcona okładce, ba, mało kto o tym w ogóle wspomina ;P Tym bardziej, że ta grafika zwykle nie jest nawet robiona przez autora bloga, ergo nijak mu nie pomagają wrażenia na temat pracy innej osoby.
UsuńAd rem. Jeśli poprawienie tego to problem, to zrezygnuję z oceny :). Nie odbieraj tego, proszę, jako focha czy coś w tym stylu, rozumiem, że każdemu może zdarzyć się zapomnieć, mnie też się zdarza. Po prostu… no nijak nie jest mi to potrzebne. Nawet mi się tamten szablon nie podobał specjalnie (dlatego znudziło mi się czekanie na szabloniarkę, choć obecnie obiecała mi nowy za parę dni, i wstawiłam ten), a określenie o traceniu czasu… no cóż, nie do końca je rozumiem. Jeśli mówisz o swoim, każe mi się to trochę zastanawiać nad jakością reszty, którą, było nie było, jak rozumiem, piszesz dla pewnego rodzaju przyjemności, skoro już zgłosiłaś się do ocenialni. Jeśli o autora, to zapewniam, że większość woli poczekać, ale dostać coś bardziej dopracowanego.
L.
Okej, Twoja decyzja. Nadal uważam, że zgłaszając się do oceny, powinno się mieć na uwadze to, że do jej wystawienia szablonu się nie zmieni, nawet jeśli da się dogadać z oceniającą. No cóż, mam nauczkę, następnym razem, kiedy dostanę takie pytanie, odpowiem "nie". :) I tyle. A nawiasem mówiąc, nie kłopocz się mną, na całe szczęście zdążyłam omówić tylko trzy pierwsze rozdziały i prolog. :) Ojej.
Usuń