sobota, 13 października 2012

[6] niebieskie-marzenia.blogspot.com

Adres bloga: niebieskie-marzenia
Oceniająca: Leaena
Autor: Ginger
Ocena: Standardowa



Ocena krótsza, jednak myślę, że to kwestia tego, iż podpunkt Poprawność nie rozlazł mi się na tyle stron co ostatnio. Dość szybko przeczytałam to opowiadanie i cieszę się, że wróciłam na stare, hogwarckie śmieci.


Okładka 5/5

Niebieskie marzenia
... Ach, ten adres uderzył w mój czuły punkt. Niebieskie migdały, niebieskie marzenia – wszystko jedno, przekaz ten sam: marzycielstwo, nadzieja, indywidualizm, posiadanie ikry i tym podobne epitety. Czyżby główna bohaterka była marzycielką? A może artystką? Mam informację, że oceniam teraz fanficion potterowskie, jednak ten adres na to nie wskazuje. Ależ, droga Ginger, mnie to wcale nie przeszkadza! Jak widzę bloga o adresie hermiona-draco-love-story, to uciekam, gdzie pieprz rośnie (jeśli istnieje blog o takim adresie, wybacz jego Autorko), więc przynajmniej mnie nie odstraszyłaś na samym początku. Wręcz przeciwnie, weszłabym na Twojego bloga bez wahania. Głównie za słowo „marzenia” i kolor niebieski w adresie. Czyli w sumie za wszystko...

Iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem, i tak dalej aż do końca.
- znam ten cytat, jest dość popularny. Co nie ujmuje jego przekazowi, prawda? Swoją prostotą potrafi wprawnie omamić nasze umysły, tak że znowu zadziwiamy się – my, (nie)zwykli ludzie - jak ci myśliciele potrafią tak pięknie mówić. Zastanawiając się nad kwestią co cytat może mieć wspólnego z fabułą i główną bohaterką, stwierdzam, że być może opowiadanie to będzie przedstawiało historię marzycielki-optymistki, denerwującej innych swoim wesołym usposobieniem i tym, że paradoksalnie to jej się w życiu układa, a nie im. A może Twoje opowiadanie będzie o nastolatce, mającej jakieś marzenia, które trudno będzie jej zrealizować, jednak się nie poddaje? No nic, Sezamie, otwórz się!

 

Grafika 9/10

Mimo że ostrzegłaś mnie w adresie, nie spodziewałam się, że kolorystyka bloga będzie aż tak niebieska. Zaprawdę powiadam Ci, że gdy Twój blog się załadował i na moim monitorze zapłonęła intensywnie lazurowa grafika
Niebieskich Marzeń, odchyliłam głowę z zaskoczenia. Nie odrzuciło mnie to jednak - w dobie tych pastelowych blogów o mdłych nagłówkach, ginących gdzieś w tle, Twój szablon wydaje się być nadzieją, że nie wszyscy powielają tę modę. To się nazywa grafika z pazurkiem! 

Dobrze, może teraz omówię nagłówek. Tak jak w blogu, który oceniłam ostatnio, jest nim dziewczyna z subtelnymi dodatkami nie rzucającymi się zbytnio w oczy. Tylko że tamta „modelka” z szablonu znajdowała się po stronie prawej a to „Niebieskowłose zjawisko” usadowiło się po lewej. Układ ten spodobał mi się już wtedy, więc jestem miło zaskoczona, że kolejny blog odpowiada mym gustom. No ale do rzeczy: dziewczyną jest główna bohaterka - Evelyn Grant. Któż to mógłby być inny? Niebieskie oczy i włosy mówią same za siebie. Nastolatka ładna, przyciąga uwagę, tylko ta jej emo fryzura wydawał mi się nie na miejscu. Na początku myślałam, że trudno było znaleźć szablonarce dziewczynę z niebieskimi włosami, więc wykorzystała motyw emo girl (one mają zapędy do malowania włosów na różniste kolory), ale teraz już wiem, że właśnie tak wygląda Evelyn i nie mam już żadnych zastrzeżeń. Dalej, w tle, majaczy jakiś budynek, chyba Hogwart. A jeszcze dalej zapewne nowojorskie drapacze chmur. Widzę, że wszystko z sensem, wiem co oznaczają poszczególne elementy grafiki. Całe szczęście, bo nie lubię, gdy ktoś na siłę chce wpakować jakiś szablon, chociaż nie pasuje do tematyki.

Nie mam prawie żadnych zastrzeżeń. Wszystko jest zgrane i estetyczne, a to najważniejsze. Tylko jedna uwaga: jak dla mnie tło posta i sama czcionka trochę za bardzo się zlewają. Lubię gdy Autor daje mi ten komfort czarnego na białym
(nie w sensie dosłownym), kiedy to mogę bez zbytniego wytężania wzroku przeczytać rozdział. U Ciebie nie jest źle, ja widzę, lecz moja przyjaciółka nosząca okulary ma już ciut większy problem. I to właśnie teraz w imieniu tychże osób zwracam na to uwagę. Nie każę Ci niczego na gwałt zmieniać, lecz rozważyć dopracowanie tego niedociągnięcia.

Treść 46/60

A więc wgryzam się niczym w kanapkę-niespodziankę w fabułę Twojego opowiadania i staram się ją dokładnie przeżuć, próbując rozszyfrować wszelkie smaki i smaczki.


Prolog

Postanowiłam wypowiedzieć się osobno o Prologu, niejako że jest to dość istotny element opowiadania.

Trailer to krótkie video, mające za zadanie przedstawić o czym będzie film oraz wskazać fabułę od tej perspektywy, by zaciekawić widzów. Generalnie prolog ma taką samą funkcję, pomijając fakt, że dotyczy literatury a nie filmu. W Twoim wydaniu prolog to krótki wstęp do dalszej i mam nadzieję, że dłuższej, oficjalnej części powieści.

Udało Ci się ująć w nim dużo informacji, mam nawet wrażenie, że wypisałaś ich zbyt dużo. Może powinnaś pominąć parę kwestii, np. gdzie Evelyn i jej matka się przeprowadzają, czy te szczegóły dotyczące charakteru niebieskowłosej. Rola prologu polega na tym, by rozpocząć powieść. Tylko rozpocząć. Trailer nie zdradza od razu, jacy są główni bohaterowie oraz jak poradzą sobie z przeciwnościami. To na podstawie kilkusekundowych scenek próbujemy ich rozgryźć, zwracając uwagę na wygląd, gesty, słowa przez nich używane... Wiesz co mam na myśli? Myślę, że napisałaś za dużo naraz. 


Ach, i jeszcze coś. Na początku, gdy zaczęłam czytać Prolog, myślałam, że Evelyn jest dziewczynką. Nikt jednak nie zauważył szczupłej kobiety, przesuwającej się ciemną aleją Central Parku, która niemal wlokła za sobą drobną dziewczynę o włosach naprawdę zdumiewającej barwy. Pierwsze moje wyobrażenie, to rozkapryszona kilkulatka. Potem ten fragment:

-
Mamo, ja nie chcę... Ja nie chcę tam jechać! - krzyknęła niespodziewanie dziewczyna, gwałtownym ruchem wyszarpując ramię z uścisku kobiety.

C
o prawda w opisie jej wyglądu użyłaś słowa
nastolatka”, jednak ja miałam co do tego wątpliwości. Takie zachowanie jest strasznie infantylne, a przypuszczam, że Evelyn ma około 15 – 16 lat, więc dziwnie się czytało. Taki duży dzieciuch, ot co.


Rozdziały 1, 2

Tutaj było dość osobliwie. Poznałam rodzinę Evelyn oraz ją samą. Wszystko byłoby w porządku i poprawnie, ale jakoś mnie to nie porwało. Nie czułam, że to się dzieje naprawdę. Może to dlatego, że ten dom wydawał mi się dziwny? Spróbowałam go sobie wyobrazić: wielki, pełen obrazów, zdobień oraz marmurów. Rozkładałam ręce, bo nie potrafiłam wyczuć tego przepychu i jednocześnie pustki, którą starałaś się pokazać. Albo jedno albo drugie.

Próbuję oswoić się z tokiem myślenia Evelyn. Napisałaś, że artystyczna z niej dusza, ale ja nie mogę pojąć tego, dlaczego w takim razie nie potrafiła docenić piękna wsi w której miała mieszkać. Może nie było tam cywilizacji do której przywykła, ale zawsze wydawało mi się, że artyści to szaleni optymiści, cieszący się ze wszystkiego. Evelyn wydaje mi się rozkapryszoną dziewuchą, oczekującą by inni tylko jej dogadzali. No cóż, widać że we wcześniejszym życiu prawdopodobnie tak było, ale teraz Ev jest na Magnolia Lane i zamiast ciągle użalać się nad sobą, mogłaby udowodnić, dlaczego trafiła do Ravenclawu (tak, jak to teraz piszę, przeczytane mam już wszystko), podchodząc do sprawy z większą dojrzałością.

Bawi mnie podejście do życia Evelyn: ciągle narzeka jaką ma okropną babcię, żując mugolską gumę do żucia. Swoją drogą babka Black nie jest zbyt przyjemną postacią, ale jak można się temu dziwić? Zgorzkniała, samotna, przyzwyczajona do „normalności”... Takich, wbrew pozorom, jeszcze dużo na tym świecie.
Evelyn, myśl! - niecierpliwiłam się przed ekranem. Nie będę jednak tylko narzekać na główną bohaterkę, choć w moim mniemaniu jej charakter bardziej wskazuje na Gryffindor albo Huffelpuff, a nie Rawenclaw.

Teraz reszta. Jeanne Grand zadziwiła mnie swoim postępowaniem. Już od razu wiedziałam, ze chodzi o jakąś grubszą sprawę, a nie zwykłe sentymenty. Snuła się po tym domu niczym duch i dumała nie wiadomo nad czym... Tak, tak, coś tutaj nie pasuje. W ogóle rozdział ten jest taki tajemniczy, nic w nim nie wiadomo, także z jednej strony ciekawi, z drugiej dla niektórych może być oznaką, że Autorka nie dopatrzyła pewnych kwestii. W epoce blogaskowych tfforów wszystko jest możliwe, dlatego należy mieć się na baczności.

Droga Ginger, masz rację, na razie postacie są trochę zahukane, a dialogi w niektórych miejscach faktycznie nieco drewniane, lecz idziesz w dobrym kierunku. To widać. Podobał mi się ten fragment:
 

Tak, jesteśmy we właściwym miejscu - potwierdziła cicho, po czym ujęła Evelyn za rękę. — Ale najpierw musimy jeszcze kawałek dojść. Grzeczność wymaga, aby nie teleportować się wprost do czyjegoś domu.
   — Nawet do domu babci?
  — Cóż, babcia zawsze bardzo poważnie podchodziła do tego typu kwestii. Oczywiście uprzedziłam ją o naszym przybyciu, jednak wolę na niej wywrzeć jak najlepsze wrażenie.

Ta wymiana zdań wyszła tak swobodnie i oddała charakter babci Black, że przeczytałam ją dwa razy. Spodobała mi się bardzo.


Rozdział 3

Nic się w nim zbytnio nie dzieje, może pomijając fakt, że istnieje. Oczywiście nie liczę na to, że ciągle będzie się coś dziać, o nie! Lecz szczerze mówiąc trochę się nudziłam, gdy to czytałam.

Początek był w porządku. Spodobało mi się, że Evelyn rysuje, przynajmniej pod jakimś względem przypomina artystyczną duszę. Tylko, Jeżu, dlaczego ona tak dziwnie się zachowuje? Napisałaś kilka akapitów jej rozmyślań, a kiedy skończyłam, miałam wrażenie, że to chyba zły sen. Rozumiem: przeprowadzka, nowe otoczenie oraz szkoła i tak dalej, ale ona w ciągu jednego tygodnia zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni! Kiedy zaczęłam czytać
Prolog i Rozdział 1, odbierałam ją jako nieco szaloną, aczkolwiek wrażliwą osóbkę. Teraz zdaje mi się taka... nieuprzejma, apatyczna i przekorna w złym sensie tego słowa. Brakuje mi u niej tej prostoty dziecka, stała się taka humorzasta. No ale nic, przynajmniej napisane było, że sama bohaterka zwróciła na to uwagę. Gdybyś tego nie napisała, uznałabym to jako błąd logiczny.

Jest jeszcze Alexandra. Niezbyt pasujące imię do tej bohaterki. Nie czuję tej postaci, jak dla mnie mogłaby być bardziej ugrzeczniona i „magiczna”. Żyła z tą ciotką przez trzy lata, więc pewnie trochę psychika jej siadła. 

- W tym świecie nie ma miejsca na sentymenty i prawdziwą miłość.
Ta dziewczyna raz zdaje się być babciną marionetką bez uczuć a raz wrażliwą, cierpiącą wewnętrznie duszyczką. Nie wiem co tak na prawdę o niej myśleć.


Rozdziały 4 i 5

Och, tu się działo. Nareszcie coś konkretnego! Ten rozdział naprawdę mi się podobał, szczególnie kupowanie książek, ale o tym za chwilę.

Ginger, chyba sięgnęłaś jednak po rozum do głowy i nie uczyniłaś z naszej Ev odpychającego emo. Nareszcie mój radosny, niebieskowłosy stworek powrócił! Wesoły, pełen pasji i rozmiłowania do otaczającego ją świata. Świetnie wyszła Ci scena w
Esach i Floresach, kiedy to nadpobudliwa Evelyn biegała od regału do regału, a Panna Black, jak ją zwiesz w opowiadaniu, wstydziła się za zachowanie kuzynki. Dobrze oddałaś w tym wypadku charaktery postaci oraz ich reakcje na te same bodźce. 

S
cena w lodziarni również była zabawna. Evelyn wcinająca wielki puchar lodów i Alexandra rozglądająca się ze wstydem po lodziarni. Nawet mnie udało Ci się rozśmieszyć. Biedna Alex...

No i oczywiście scena finałowa. Śmierciożercy dopadają główna bohaterkę. Wiedziałam, że jej matka coś kombinuje, ale naprawdę nie spodziewałam się, że wciągniesz Evelyn do te całej gry Voldemorta i jego popleczników. Podczas czytania tego fragmentu obawiałam się, że będziesz faworyzowała Eveyin i ta ucieknie, oszukując w jakiś sposób śmierciożerców, ale na szczęście w tym wypadku trzymałaś się mocno realiów i nie pozwoliłaś sobie na tego typu zapędy. Całe szczęście, bo nie lubię, gdy główny bohater jest faworyzowany. No ale wracając do tematu
czarnej strony, zastanawia mnie co takiego mogła przeskrobać Jeanne, że musiała uciekać aż do Ameryki.
— Twoja matka ma coś mojego.

To dowiedziałam się wprost z ust sługi Voldemorta. Pytanie tylko, czy śmierciożerca wyrównywał swoje rachunki, czy mówiąc słowo „moje”, miał na myśli coś co należy do wszystkich śmierciożerców, ba, może samego Czarnego Pana. Chyba pozostanie mi tylko czekać... 

Ach, i na koniec taka mała uwaga. Dlaczego nie było nic napisane, że Evelyn i Alexandra kupują sobie pergaminy, pióra i inne przybory szkolne? Kiedy ta druga czytała listę potrzebnych przedmiotów, były wymienione tam tylko ingrediencje, książki i szaty. Jakoś tak dziwnie, nie z głową pomyślane. Mogłabyś też dodać jakiś fragment, że
jak już są na Pokątnej, to kupują jeszcze coś do domu. Cokolwiek, co nadałoby tej scenie więcej realizmu.


Rozdziały 6, 7, 8

Tym razem pokusiłam się, by połączyć ze sobą aż trzy rozdziały, gdyż szczerze napisawszy, akcja w nich była dość monotonna i miałam problem z przypomnieniem sobie, co w którym się działo. Potraktowałam je jako jeden okres, podczas którego Evelyn znowu przebywa w dworku Magnolia Lane i użala się nad swoim żywotem. A już myślałam, że dziewczyna odpuściła sobie z tymi melancholijnymi przemowami. Widocznie zbyt pochopnie wyciągnęłam wnioski.

Tak jak wspominałam, akcja jest strasznie monotonna, jeśli nie nawet nudna. Ciągle wałkujesz te same tematy: to jak dziewczyna tęskni za domem i cywilizacją. Może przesadzam, ale według mnie człowiek też żyje, nie tylko rozmyśla. Szkoda, że nie wykorzystałaś potencjału miejsca w którym obecnie przebywa główna bohaterka, bo ja widzę wiele możliwości poprowadzenia akcji w ten sposób, by choć obejmowała nadal wakacje w domu babci, nie było tak nudno. Może jakiś spacer po parku albo pieczenie ciasteczek? Evelyn non stop siedzi w swoim pokoju i marudzi, wyżywając swoje frustracje na biednej Alexandrze. 

Ciągle też rozmawiają. Na początku chętnie czytałam co ma do powiedzenia Alex i Ev, lecz po jakimś czasie znudziło mnie to. Nie mają zbyt ciekawych tematów. Mogłyby porozmawiać chociażby o jakiejś bzdurze, byleby było to coś śmiesznego, pchającego akcję do przodu. A tak to Alex matkuje ciągle niebieskowłosej, a tamta się na nią za to denerwuje. Błędne koło. 

Póki jestem przy postaciach, wspomnę jeszcze o babce Black. Trochę mało jej, nie sądzisz? To że raz na dwa rozdziały wciśniesz w jej usta parę zdań, nie czyni jej postacią żywą. Trochę to dziwne, bo w końcu to jej dom i ona tam mieszka – o dziwo potrafi też mówić, chodzić i tak dalej. Nawet jeśli uważasz, że jest niepotrzebna akcji, to nadal istnieje i jest to fakt niezaprzeczalny. Sama ją stworzyłaś, więc teraz pisz o niej.

Na deser zostawiłam sobie sytuację z matką głównej bohaterki, czyli Jeanne. Zaprawdę, jest ona coraz bardziej intrygująca. I jednocześnie odpychająca. Jeśli chciałaś wzbudzić w czytelnikach niechęć do niej, to Ci się udało. Ta kobieta naprawdę odrzuca mnie tym swoim leżeniem całymi dniami w skopanej pościeli i piciem Ognistej Whisky w niepokojących ilościach. Ta jej ucieczka i liścik z cytatem przeważyły szalę. Na początku myślałam, że ucieknie, gdy z dziewczynami udały się na Pokątną, jednak widocznie miała powody, by zrobić to z hukiem i rozmachem w Magnolia Lane. Żal mi teraz Evelyn, ale tylko teraz. Za chwilę mi przejdzie, ponieważ niebieskowłosa pewnie niedługo zacznie swoje rozmyślania i znowu spowoduje u mnie „syndrom półsnu” przed monitorem. Dziwne, że dzieje się takie coś przy takim fajnym opowiadanku, ale cóż, zdarza się.

Ach, omal bym nie zapomniała! Pytałaś się czytelników, czy nie przesadzasz z tą niewiedzą Evelyn o świecie magii i postanowiłam Ci na to pytanie odpowiedzieć. Przesadzasz i to dość mocno. Rozumiem, ze w Ameryce panują inne realia, ale Voldemort i jego poczynania były znane na cały świat. Evelyn zdaje się być taką osobą, która nigdy nie wynurzyła nosa poza swoją dzielnicę i szkołę. Znowu skojarzyła mi się mała dziewczynka z Prologu. Radzę to dopracować, bo czytało się na prawdę dziwnie. 

I
druga kwestia, mianowicie używanie przez główną bohaterkę magii. Faworyzujesz, nie ładnie. Twoje argumenty na końcu posta dotyczące kwestii, dlaczego Evelyn macha swoim patykiem bez konsekwencji do mnie nie przemawiają, a jeden jest nawet niezgodny z kanonem. Pani Rowling wprowadziła namiar w części drugiej sagi HP, gdy Zgredek teleportował się w domu Dursleyów. Dwunastoletni Harry dostał wtedy pierwsze ostrzeżenie z ministerstwa. Widzisz więc, że namiar dotyczył wszystkich, nawet mieszkającą w Nowym Yorku Evelin. Nie przemyślałaś widocznie tego dokładnie.

Właściwie to wszystko, co miałam Ci do wytknięcia. Jednak muszę przyznać, że nawet przyjemnie czytało się rozdział ósmy. Czuć było od niego ten nastrój, którego brakowało pozostałym. Może to tylko gra słów, ale jak na razie, to ten był najlepszy z tej trójki. A list zdaje się być na prawdę dobrym pomysłem. W pierwszej chwili myślałam, że ten Tom, to Voldemort, ale w porę się opanowałam. Przypomniało mi się, że przecież Jeanne miała brata, którego córką jest właśnie Alexandra. Jednak śmerciożercy zwiększyli moją czujność co do takich szczegółów.


Rozdziały 9, 10, 11

Pierwszy dzień w Hogwarcie był taki... niedopracowany, jak dla mnie. Nie było nudno, jednak mam wrażenie, że nie wyciągnęłaś wszystkiego, co mogłabyś. W końcu to była niezła okazja, by się popisać pod względem wyobraźni i umiejętności opisywania świata przedstawionego, o którym zaraz napiszę.

Jak na fan fiction dość dużo miejsca poświęciłaś opisom Hogwartu. To dobrze, napisałaś chociaż trochę ze swojej perspektywy. Myślenie typu „przecież opisy były w książce” jest błędne i jak najbardziej irytujące. Mam jednak pewne zapytanie: przedstawiłaś specjalnie zamek z perspektywy staroświeckiej uczelni? Myślę że tak i nawet mi się to spodobało. Napisałaś, że Evelyn jest nowoczesna i uważała, że Hogwart ma wystrój sięgający kilkuset lat wstecz. To przemyślenie było trafne, przynajmniej z perspektywy głównej bohaterki.

I tutaj uwaga. Wrócę teraz jeszcze do podróży pociągiem. Hasło: Leslie Lovegood. Albo ja przeczytałam Harrego Pottera cyrylicą albo stworzyłaś nowego bohatera, ściągając całkowicie wygląd i zachowanie Luny Lovegood. Ta cała Leslie nawet czytała Żonglera do góry nogami, dokładnie tak jak Luna w piątej części! To niedopuszczalne, by aż tak plagiatować. Myślę, że Leslie to siostra Luny, ale nic o tej drugiej nie było wspomniane. Przeczytałam za to, że młoda Lovegood ma brata. Dziwne. Nie podoba mi się to.

Oprócz tych dwóch szczegółów chcę także przeanalizować akcję. W tym rozdziale brakowało mi trochę logiki. Na przykład weźmy ceremonię przydziału: Evelyn została przydzielona od razu po wejściu do Hogwartu, czyli pierwszoroczniacy nie mieli wtedy jeszcze ceremonii. Ale jak wróciła z gabinetu dyrektora, w Wielkiej Sali była już uczta. Czyli w Twojej opowieści pierwszoroczni albo nie zostali przydzieleni do domów albo Tiara przydziału jakimś cudem rozdwoiła się i była jednocześnie w dwóch miejscach, przeprowadzając dwa przydziały. Hmm, jak dla mnie to dość rażący błąd i dziwne, że go nie zauważyłaś. Tak samo, jak faktu machania przez Evelin „magicznym kijkiem”. 

No i jeszcze ta kłótnia z Brandonem. Nie rozumiem tego, dlaczego robisz z Ev taką ofiarę losu. „Biedna, nikt jej nie lubi...” - Żartuję, wcale tak nie myślałam. Za to pomstowałam na pomysł, by zrobić z większości hogwarckich uczniów fanów mobbingu. Zaprawdę, bez sensu była ta scena, gdy profesor McGonagall przedstawiła młodą Grand prefektowi Ravenclawu, a tamten ni z tego ni z owego „znielubił” Evelin od pierwszego wejrzenia i postanowił obrać jako cel szykanowania. Wiesz o tym, że sam Dumbledore wybierał najlepiej nadających się według niego uczniów na stanowisko prefekta? Czy sądzisz że wybrałby takiego półgłówka, przypominającego mi w tym momencie Dudleya (za te swoje zaczepki i bandę koleżków mu służących). Zastanów się.

Według mnie Evelyn nadawałby się do Hufflepuffu. Czytałam Twój komentarz, w którym pisałaś, że ten dom jest dla frajerów. Och, nie rozumiem dlaczego ludzie tak uwzięli się na Puchonów... No cóż, w każdym bądź razie nieźle faworyzowałaś dziewczynę, przydzielając ją do Ravenclawu, bo jak dla mnie, to ona aż tak błyskotliwa to nie jest. Ma cięty język po prostu. Ale to tylko moje zdanie, nie zamierzam kwestionować Twojej decyzji. 

Podsumowując, w tym rozdziale było dużo rzeczy, które mnie zraziło, w tym bezkonkurencyjnie największym absurdem została Leslie Lovegood. Miałam wrażenie, że ilość akcji oraz ważnych rzeczy w tych rozdziałach Cię przerosła i zaczęłaś się gubić. Nie przejmuj się jednak zbytnio, wszystko idzie poprawić. Może pocieszy Cię fakt, że były momenty, które wydawały mi się nawet ciekawe, chociażby mruganie Dumbledora do Evelyn. To w jego stylu, dobrze że wykorzystałaś motyw wyrozumiałego dyrektora.


Rozdziały 12, 13

Ach, jak szczegółowo! Skąd ja to znam? Mam wrażenie, że ten rozdział dość dokładnie naśladował styl Rowling, która potrafiła nieraz opisać cały dzień Harry'ego, włącznie z lekcjami.

A teraz akcja. Nie było strasznie nudno, choć opisy poszczególnych zajęć zdawały się być nieco nużące. Na szczęście Rozdział 13 i przygoda z Flichem poprawiła dość znacznie średnią.

Chciałabym skupić się na scenie, gdy Evelyn zostaje przyłapana przez woźnego, ponieważ zauważyłam, że ściągnęłaś jej przebieg z książki. Nie pamiętam w której części i rozdziale, ale wiem na pewno, że Harry Potter też został przyłapany przez Flicha i zaprowadzony do jego gabinetu. Nie chodzi tu jednak o fakt, że Evelyn była w gabinecie, tylko o to, co się w nim działo. W skrócie: Flich pisze formularz, a potem wybiega z gabinetu, ponieważ usłyszał huk na korytarzu. Evelyn w tym czasie kradnie świstek i ucieka. Jestem prawie pewna, że czytałam coś takiego. Jeśli się dowiem, który to fragment, podam dokładne namiary. 

Muszę przyznać, że pobudka dziewczyny była jednym z najfajniejszych fragmentów. Nie ma to nic do poważnej fabuły, a jednak zachęca do dalszego czytania. Mimo to zastanawia mnie kwestia, jak to możliwe, że ugrzeczniona Alexandra, gdy tylko wydostała się spod szpon swej staroświeckiej babci, stała się taka „nie Alexowa”. Wcześniej była żywym spisem zasad moralnych, a teraz zrobiła się przeciętną, zahukaną nastolatką. Nie wpływa to pozytywnie na logikę, mam wrażenie, że znowu parę rzeczy Ci umknęło.


Rozdział 14


Nie mam tutaj zbytnich zastrzeżeń. Może więc parę uwag, jako czytelniczka?

Ogólnie rozdział ten nie był jakiś wielce magiczny, z zawiłą akcją i dużą ilością tajemnic. Przypominał mi raczej wpis w pamiętniku nastolatki. Ta wszechogarniająca melancholia prześladuje mnie i choć rozumiem Evelyn, nie potrafię jej przyznać racji. Owszem, to co przeszła zostawiło zapewne rysę na jej psychice, ale świat się nie kończy i według jej starej, bardziej mi odpowiadającej wersji, dziewczyna powinna emanować tą siłą, którą bym u niej podziwiała. Czuję, że powoli adres niebieskie-marzenia traci na swym uroku. Mrok wyziera z duszy Evelyn.

No i jeszcze ta kłótnia. Rozumiem, że Alex traci już cierpliwość? Nie dziwię się, w końcu nie jest jej niańką, pilnującą by zabrała ze sobą długopisy do szkoły, „bo dostanie minusa od pani”. Całe szczęście, ze ta Alexandra w ogóle jest, bo nie wiem czy z samą Evelyn bym wytrzymała.

Na koniec pragnę wspomnieć o uczniu - Charlesie Selwynie. Czy mi się wydaje, czy on jest śmierciożercą? Jeśli nie, to będziesz musiała się nieźle nagimnastykować, by znaleźć wyjaśnienie, dlaczego wiedział o ranie Evelyn na przedramieniu. Wszak ona raczej nikomu o niej nie mówiła, a oprócz domowników wiedzieli tylko Ci, którzy ją zadali, czyli służący Voldemorta. Sam Charles, jako uczeń, wydaje się być dwulicowym i chamskim, co czyniłoby go idealnym śmierciożercą. Pozwala sobie również na za dużo względem Evelyn – przy znajomych szydzi z niej, a na osobności jego gesty są zbyt poufałe. Nic dziwnego, że wprawia dziewczynę w zakłopotanie, nawet irytację.


Rozdział 15, 16

Widzę, że coraz bardziej się rozkręcasz. Nareszcie! Jak na tyle rozdziałów w końcu powinno coś się wydarzyć (czyt. Evelyn powinna coś wywinąć). Pomysł widzę niebanalny, tylko ten pierwszoroczniak nie wyszedł zbyt wiarygodnie. Jestem uprzedzona do tego typu scen – od razu kojarzą mi się biedne, pokrzywdzone przez los Mary Sue'czki.

Czytam także, że znowu pojawił się Charles. No tak, widocznie Evelyn nie jest mu obojętna i nie mam tu na myśli sfery emocjonalnej. Może jego zadaniem jest ją śledzić? A może coś jej ukraść? No cóż, kiedyś się dowiemy i całe szczęście, że potrafisz to napięcie podtrzymać.

Leslie zna tajne przejście do Hogsmeade. Z wielką chęcią przeczytałabym scenę gdzieś poza Hogwartem. Tylko pytanie: czy to jest takie proste? Myślę, że nie, a Evelyn nie wydaje się mieć zmysłu bliźniaków Weasley'ów. Zresztą, kto wie, może jeszcze zaskoczy. W każdym bądź razie, jeśli zamierzasz opisać ucieczkę ze szkoły, radzę trzymać się realiów. Ev jest i tak dość niezwykłą dziewczyną, jak na Hogwart i jeżeli chcesz uczynić ją super przebiegłą i inteligentną, to za dużo niezwykłości wyjdzie czytelnikom uszami .

Szlaban wyszedł Ci smakowicie. Te kokardki były naprawdę oryginalnym pomysłem i nie wiem, czy chwalić Ciebie, czy Evelyn. Artystyczna dusza wróciła, nareszcie. Chociaż, znając jej skłonność do popadania w melancholię, nie na długo.

Jak zauważyłaś, krytyki jest coraz mniej, a więcej pochwał. Dobry znak. Mam nadzieję, że taki stan rzeczy pozostanie i podwyższysz jeszcze poziom tej powieści. Evelyn cały czas mnie zaskakuje, raz swoim bogatym wnętrzem, raz faktem, jak szybko popada w depresję i przygnębienie. Właściwie to najgorsze chyba było przebrnięcie przez te jej pełne smutku myśli. Zdecydowanie.  



Fabuła/Wątki 8/10

M
yślę że zasługujesz tutaj na wysoką punktację. Fabuła jest naprawdę interesująca, wątki też.

Skupiłam się na fabule i starałam się wykryć jej drugie dno. Rozumiem, że w swoim opowiadaniu chciałaś wskazać Hogwart, jako miejsce staroświeckie i nietolerancyjne, jednak nie przekonałaś mnie do końca. Miałam wrażenie, że opis zamku był zbyt mroczny, a wypowiedzi uczniów i nauczycieli naciągane. Owszem, w Hogwarcie istniały pewne zasady, ale w momencie, gdy zrobiłaś z Evelyn ofiarę mobbingu, Hogwart, który tak bardzo lubiłam, w Twoim opowiadaniu zamienił się w zakład karny z bandą niewyżytych dzieciaków (ekhem, że tak się wyrażę). Niezbyt smacznie. Odpuszczam Ci to jednak, biorąc pod uwagę fakt, że to wszystko jest z perspektywy dziewczyny. Jeśli naprawdę uważa, że szkoła jest tak zła, niech jej będzie.

Mimo wszystko oczarował mnie ogólny przebieg akcji. Wszystko było w miarę logicznie, sprytnie przemyślane i oryginalne. Myślę, że tutaj, w Niebieskich Marzeniach, włosy Evelyn stały się jakby symbolem wolności. Tak, kiedy czytałam kolejne rozdziały, miałam wrażenie, że były one zwierciadłem wolnej duszy Evelyn. 

W wątkach nie ma w czym przebierać. W większości raczysz nas przemyśleniami Evelyn na temat pecha, jaki spotyka ją ostatnimi czasy, czasami podsuniesz coś związanego z Alex albo innym bohaterem. Na początku Twoje opowiadanie było tajemnicze i wciągające, czego przykładem może być chociażby scena ze śmierciożercami czy list Jeanne do Toma, jednak z biegiem czasu straciłam to zainteresowanie. Co prawda czytało mi się w miarę przyjemnie, jednak podchodziłam do tego, jak do artykułu psychologicznego z Pani Domu – obojętnie. Na Twoim miejscu zastanowiłabym się czy zaczynanie wątków tak wciągających i tajemniczych i potem porzucenie ich na tyle rozdziałów jest dobre dla opowiadania. Droga Ginger, rozumiem, że chcesz wytworzyć napięcie, jednak odwlekanie wszystko na koniec opowieści źle rokuje. Dlaczego matka nie daje znaku życia? Może Evelyn powinna chociaż spróbować rozwiązać tę zagadkę? Warto nad tym popracować.

Rozwinięcie akcji 5/6

Akcja biegnie dość spokojnie, czasami monotonnie. Nie spieszy Ci się – czasami przystaniesz nawet, zwracając uwagę czytelnika na pewien szczegół, chociażby dlaczego gargulce mają skrzywione miny. Wszystko to działa na Twoją korzyść. W końcu pisanie o Evelyn nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Czasami widzę nawet, że Ty sama gubisz się w tym wszystkim: w tej zawiłości uczuć, myśli i poglądów głównej bohaterki i chciałabyś, by czytelnik dokładnie zrozumiał o co jej chodzi, gdy postępuje w określony sposób, dlatego piszesz za dużo akapitów podczas których niebieskowłosa myśli i analizuje. To jest potrzebne, ale w niektórych fragmentach nuży. Jeśli już koniecznie musisz czytelnikowi podawać postać Evelyn na tacy, to chociaż urozmaić jej potok myśli jakąś zabawną uwagą, bądź stwierdzeniem. Nada to szybszego tempa akcji i pomoże przebrnąć tym, którzy tak jak ja domyślili się większości rzeczy bez jej komentarzy.


Świat przedstawiony 7/10

Jest dość dużo opisów, fakt, jednak pragnę zwrócić Ci uwagę na pewne kwestie. Kreowanie świata przedstawionego to nie schemat. Kiedy opisywałaś, miałam wrażenie, że posługiwałaś się takowym. Mam tu na myśli:
1. Evelyn znajduje się w nowym miejscu.
2. Opis tego miejsca.
3. Akcja toczy się dalej.

Przez to opowiadanie straciło na nastroju. Muszę jednak przyznać, że opisy sytuacji wychodzą Ci o niebo lepiej, czasami też stosujesz w dialogach wtrącenia, by nie było monotonii. I to się ceni. Naprawdę, gratuluję, bo niektóre scenki wychodziły Ci takie żywe i pełne barwnych porównań, że uśmiechałam się do monitora. Chociażby drugi września i pobudka Evelyn. Pomysł z oblaniem wodą i bijatyka na poduszki była świetna. Nie zmarnuj potencjału.

No i jeszcze klimat. Szkoda, że nie opisałaś tej historii w narracji pierwszoosobowej, bo mam wrażenie, że opisujesz wszystko tak jak to widzi Ev. Jeśli ma zły nastrój od razu opisy zdają się być bardziej ponure. Szczególnie to było to widać w domu babci Black, gdy raz wieś robiła na dziewczynie wrażenie, a raz wydawała się być zabitym dechami miejscem gdzieś, gdzie diabeł mówi dobranoc. Nie jest to „złe” podejście, ale czasami robi zamęt.


Bohaterowie 6/10

Evelyn Grant – powiedzmy, że ją lubię. Szczerze, to strasznie cieszyłam się na wieść, że będę czytać o zahukanej, pełnej marzeń, artystycznej duszy. Na początku wcale nie podejrzewałam, że zrobisz z niej tak agresywną i wulgarną dziewczynę. Myślę, że chciałaś wykazać targające nią emocje, ale nie rozumem... w "Prologu" zdawała się być takim delikatnym stworzonkiem, a potem nagle przeklina, miota się ze złości po pokoju itp. Strasznie nas tym ubolewałam. Bardzo lubię taką postać, jak Anna Shirley z "Ani z Zielonego Wzgórza" – liczyłam, że Evelyn będzie jej nowoczesną wersją. To były tylko moje oczekiwania, jednak i tak nie mogłam odnieść wrażenia, że zboczyłaś nieco z ogólnego zarysu postaci.

Evelyn nie jest z natury złośliwa i niewychowana, jednak stworzyłaś u niej ten pancerz, chroniący ją przed atakami innych. Najbardziej lubiłam ją w scenie na Pokątnej – ciągle mi siedzi ona w głowie. Niech chociaż raz na jakiś czas Evelyn zrzuci ten pancerz i stanie się tamtą wersją siebie. Brakuje mi tutaj tego, robi się zbyt ponuro.

Alexandra Black - kuzynka Evelyn, a tak rożna. Nie darzyłam ją samą w sobie sympatią, wydawała mi się nietrafioną postacią, niezbyt wyrazistą. Ogólnie nie miałabym pretensji, jednak w Twoim opowiadaniu zachodzi taka sytuacja, że główna bohaterka jest bardzo wyróżniająca się i oryginalna. Jeżeli chcesz, by jakaś postać pojawiała się z mniej więcej równą częstotliwością, powinnaś sobie zdawać sprawę, że jeśli nie zrobisz jej równie wyrazistej, będzie ona ginęła w tle.

Alexandra jest nieco ugrzeczniona, prawda? Jak dla mnie mogłabyś tutaj się naprawdę popisać pomysłowością, co jeszcze siedzi w głowie tej dziewczyny. Zapewne babka Black pilnowała, by odpowiednio się odżywiała, zawsze przytakiwała i była ogólnie grzeczną dziewczynką. W Hogwarcie naprawdę zaskoczyła mnie swoim słownictwem - Kretyn. Nie spodziewałam się. I jakoś nie czułam tego.

Jeanne Grant - zieje od niej tajemniczością. Ale czasem tak bywa, że mamy o swoich rodzicach błędne zdanie. Evelyn jest tego dobitnym przykładem. Poza tym nie wiem o niej nic konkretnego, a streszczać jej historii nie zamierzam. Napisze za to, że podoba mi się ten wątek. Powinnaś o niej częściej pisać (ale nie w wywodach myślowych niebieskowłosej, tylko normalnie, w akcji), ponieważ jest zaraz po Evelyn najciekawszą personą.

Mary Black – kochaną babcią nie jest, jednak widać, że pewnie dużo w życiu przeszła. Wydaje się być taka oschła, a jednocześnie można wyczuć, że coś pod tą skorupą bije. Może serce? Jak dla mnie potraktowałaś ją zbyt surowo. Wiem, są tacy ludzie, ale jeśli chciałaś z niej zrobić kogoś, kto nie interesuje się nikim oprócz siebie, mogłabyś chociaż wyjaśnić dlaczego w takim razie zaopiekowała się wnuczkami. Myślę, że jest wmieszana w całą aferę z matką Evelyn. Podsyca to cały wątek tajemniczością. Nadal czekam na więcej.

Charles Selwyn - ten chłopak warty jest wspomnienia chociażby ze względu na to, że wydaje się być kolejną osobą powiązaną z Voldemortem lub śmierciożercami. Od razu widać, że nie należy mu ufać i wcale nie dziwię się, że Evelyn go nie lubi. Te jego nagłe zainteresowanie się główną bohaterką jest niepokojące i należy spodziewać się większej afery.

Ogólnie rzecz biorąc chłopak jest dwulicowy i bezwzględny. Potrafi zrezygnować z bycia sobą, tylko po to, by być lubianym i akceptowanym. Mam nadzieję, że w końcu pokaże swoje prawdziwe oblicze, bo te jego gatki-szmatki tylko jeszcze bardziej zniechęcają mnie do niego. Krętacz, ot co.

Leslie Lovegood – O tej bohaterce pragnę wspomnieć tylko tyle, że jak dla mnie jest nieudaną kopią Luny. Zaprawdę, to nie był dobry wybór. Luna była naprawdę udanym pomysłem Rowling i plagiatowanie jej nie ma sensu. Postać oryginalną masz, ale i tak wszyscy którzy czytali HP wiedzą, że nie Ty ją wymyśliłaś. Więc jaki był sens tego zabiegu?

Laura Wayland – wredna nauczycielka, już od pierwszej chwili pierwszej lekcji znienawidziła Evelyn. Mam rozumieć, że to jest już jawny atak na nową uczennicę ze strony społeczności Hogwartu? Rozumiem, że nietolerancja się szerzy. Mam nadzieję, że nie tak jak dżuma, bo główna bohaterka albo popełni samobójstwo albo popadnie w depresję. Czekam na jakieś pozytywne postacie. Pozytywne, które będą czymś więcej niż wzmianką, a żywym tworem Twojej wyobraźni.

William Brandon – prefekt Ravenclawu, a przykładem nie świeci. Prefektami zostawali uczniowie zasługujący na to, nie tacy, których Ty, Ginger, byś na tym miejscu widziała. Zdaje się, że nie bierzesz takich szczegółów pod uwagę.

Twoi bohaterowie są całkiem wiarygodni, jednak czasami mam wrażenie, że ich wypowiedzi lub zachowania nie pasują do typu charakteru, jaki reprezentują. Zresztą, o tym już omieszkałam wspomnieć, gdy oceniałam rozdziały. Przyznałam Ci sześć punktów, bo myślę, że starałaś się mimo wszystko, by jakoś to razem się komponowało. Bohaterowie oczywiście. No i rzecz oczywista za Evelyn, jedną z najoryginalniejszych postaci, o jakich czytałam.


Dialogi/Narracja 7/10

Piszesz dość emocjonalnie, tak jakbyś była przyjaciółką Evelyn i przeżywała wszystko razem z nią. Oto przykład: (…) Odejmowała jej punkty nawet za najdrobniejsze przewinienia, podczas gdy na złe zachowanie Brandona i jego bandy nigdy nie zwracała najmniejszej uwagi. Jest to bardzo mocny zwrot. Jesteś pewna, że nawet gdyby starsi Krukoni rozrabiali na lekcjach Wayland, ona ani razu nie zwróciłaby uwagi na ich zachowanie? Myślę, że każdy ma pewną granicę wytrzymałości.

Czasami zdarzają Ci się także błędy logiczne i tym podobne w zdaniach. Po prostu niosą nie takie przesłanie, jakie zapewne chciałaś uzyskać. Przykład: — Pomóc ci w czymś? - spytał zaskakująco znajomy głos. Miałaś tu na myśli, że Evelyn usłyszała głos, który znała, czyż nie? A zdanie wskazuje na to, że znała głos w sensie osobnego bytu. Radzę zwracać uwagę na takie pułapki.

W Twojej narracji zauważyłam także pewien rażący nawyk, który wprawiał mnie w niemałą irytację.

- Wszystko w porządku, Evelyn? - spytała panna Black, uważnie lustrując swoją kuzynkę wzrokiem z góry na dół.

Piszesz z perspektywy Evelyn, więc powinnaś zastanowić się, jakie więzi emocjonalne łączą ją z poszczególnymi bohaterami i tak ich nazywać po myślniku. Ponieważ to jest fan fiction potterowskie, powołam się na sagę Harry Potter. Czy gdy Rowling pisała kwestie Rona lub Hermiony używała określeń per pan/panna?

"- Czemu nie zrobiłeś zadania, Harry? - zapytała oburzona Hermiona. "

Czy może:

"- Czemu nie zrobiłeś zadania, Harry? - zapytała oburzona panna Granger."

Myślę, że myślenie o swojej kuzynce „panna” jest dość dziwne. Ja przywykłam do imion, ewentualnie przezwisk.

Dialog są nawet realistyczne. Czasami miałam wrażenie, że nieco drewniane, ale niektóre fragmenty mi się podobały. Przede wszystkim używasz zwrotów charakterystycznych dla danych postaci, na przykład Evelyn zwykła stawiać kawę na ławę, natomiast Alex miała tendencję do prawienie kazań, praktycznie jak Hermiona. Lubię, gdy widać różnice w wypowiadaniu się różnych osób. Wskazuje to na to, że Autor jest dobrym obserwatorem. Droga Ginger, zaskakujesz mnie. Pozytywnie.


Styl 3/4

    Twój styl zmieniał się wraz z akcją. Czasem był żywy i konkretny, czasem pełen metafor i porównań. Powinnaś nad tym popracować, bo chwiejesz się, jak na wierzchołku góry. Daje mi to poczucie dyskomfortu. Nie wiem czego mogę się spodziewać.

Przywiązujesz dość dużą wagę do akcji. Zwracasz uwagę na otoczenie, ale mam wrażenie, że jesteś w swoim żywiole, gdy opisujesz nie miejsca lub stany, tylko przebieg jakiegoś wydarzenia. Bierność chyba nie jest w Twoim stylu. Bawienie się mimiką i gestami za to tak.

Nie masz zbyt lekkiego pióra, oj nie. Chociaż w dialogach i akcji jest dość dużo dynamiki, mam wrażenie, że gdy piszesz myśli bohatera, przestawiasz się na program „sztywno”. Potrafisz opisać ładny pejzaż albo potok myślowy, jednak nie czuję byś pisała to z przyjemnością. Spróbuj potraktować chociażby klasę w Hogwarcie, którą chcesz scharakteryzować, jako coś co żyje swoim życiem i może wtedy pójdzie Ci lepiej.


Oryginalność 10/10

Tutaj nie mam wątpliwości. Twój świat całkowicie należy do Ciebie i mimo że wzorujesz się na gotowcu, blog na pewno nie utonie w morzu fan fiction. Dziwię się, że podjęłaś się tego, by pisać tę opowieść. Widzę Ciebie i Twoją wyobraźnię przy własnym opowiadaniu. Masz potencjał. Wahałam się czy dać Ci max punktów, ponieważ bądź co bądź świat przedstawiony i część bohaterów nie należy do Ciebie, nie będę jednak aż tak niesprawiedliwa.


Poprawność 15/20

J
estem miło zaskoczona, ponieważ błędy w Twoich fragmentach pojawiały się stosunkowo rzadko. Jeżeli zauważyłam coś, co powtarzało się dość często, to zbyt częste używanie przecinków. Poza tym były to raczej błędy wynikające z Twojego stylu. Bywa, że używasz zbyt dużo słów naraz.

Prolog

(...) Zmrok nastał zapadł już dobre parę godzin temu, jednak światła miasta skutecznie go rozpraszały. Mimo późnej pory, zwykły zamęt nie ustawał; słychać było poruszające się ulicami samochody, a chodnikami po chodnikach wciąż przesuwali się ludzie.
Nikt jednak nie zauważył W tym całym nocnym zamieszaniu nikt zdawał się nie zauważać szczupłej kobiety, przesuwającej się ciemną aleją Central Parku, która niemal wlokła za sobą drobną dziewczynę o włosach naprawdę zdumiewającej barwy. Możliwe, że stało się tak dlatego, że (powtórzenie) ponieważ w tej chwili nikogo prócz nich w tej części parku nie było. Niewątpliwie trudno byłoby przegapić tę parę: z pozoru opanowaną, ale wyraźnie spieszącą się kobietę (bez przecinka) w średnim wieku (bez przecinka) ale o wciąż młodej, choć zmartwionej twarzy (bez przecinka) oraz jaskrawo ubraną nastolatkę o opadających na blade policzki niebieskich kosmykach. (...)
Zatrzymały się; starsza z nich, matka dziewczyny, spojrzała na córkę zniecierpliwionym wzrokiem, lecz mimo wszystko była zdawała się być zaskakująco spokojna. (...)
Prawda była taka, że Evelyn Grant, bo tak nazywała się dziewczyna, nie zamierzała tak łatwo się poddawać poddać. (...)
Jeanne Grant już od jakiegoś czasu napomykała o przeprowadzce do swojej mieszkającej w Anglii matki, będącej jednocześnie babcią Evelyn, jednak dziewczyna jeszcze do niedawna sądziła, że to tylko żart chwilowe fantazje. (...)
Tak było i tym razem. Jeanne Grant nawet nie raczyła udzielić córce żadnej odpowiedzi na jej pytanie. Za to bez słowa pociągnęła ją za rękę (bez przecinka) tak, że nastolatka omal nie potknęła się na wystającej z chodnika, obluzowanej kostce. (...)
   — Nie teraz, Evelyn. Nie mamy mam czasu na wysłuchiwanie twojego marudzenia. (...)
Na szczęście jednak niemagiczni uważali po prostu, że jak przystało na zbuntowaną nastolatkę, zapewne musi je farbować. Poza tym (bez przecinka) nowojorscy mugole zapewne przywykli już do różnych dziwolągów i jedynie matce Evelyn zdarzało się ją czasem zganić za nadmierne rzucanie się w oczy.
Dziewczyna pomyślała sobie przelotnie, że będzie jej bardzo brakowało nowoczesnego apartamentu na dwudziestym piętrze, w którym spędziła większość swojego dotychczasowego życia. (...) Jedno było pewne - nie należało się u niej spodziewać mugolskich wygód i cywilizacji, do których której przywykła Evelyn .(...) Choć w opowieściach matki Hogwart jawił się jako miejsce niezwykłe, to jednak dziewczyna była bardzo sceptycznie nastawiona do swoich przenosin do tejże placówki zmiany szkoły. W starej szkole miała wielu przyjaciół i bardzo dobrze znała rozległe gmaszysko, natomiast w nowym miejscu będzie zupełnie sama. Nie znała ani samego Hogwartu (bez przecinka) ani przebywających tam ludzi, co napawało ją licznymi obawami. (…)
Evelyn ponownie prychnęła (bez przecinka) zirytowana. (...)
Razem podeszły do mężczyzny, który opierał się nonszalancko o pień najbliższego drzewa, w przeciwieństwie do pani Grant (bez przecinka) wyraźnie rozluźniony, jakby to (bez przecinka) co właśnie robił, nie było niczym niezwykłym. (...)
Dziewczyna spojrzała na butelkę sceptycznym nieufnym wzrokiem.

Rozdział 1

(…)
Spomiędzy ich gałęzi przeświecało wyglądało  błękitne niebo, miejscami zasnute białymi obłokami, a w oddali widać było zielone łąki. (...)
   — Już jesteśmy? A gdzie jest to piękne domostwo, o którym tyle opowiadałaś? - spytała, a w jej głosie (bez przecinka) oprócz żalu, można było dosłyszeć także cień sarkazmu. (...)
Dziewczyna prychnęła sceptycznie z irytacją, wsuwając blade ręce do kieszeni rozciągniętej bluzy.  
   — Tu jest zbyt pusto. Brakuje mi miejskiego gwaru - mruknęła, z ponurą miną wpatrując się w falujące wdzięcznie na wietrze trawy.(...)
W myślach pomstowała na panią Jeanne matkę, która wyrwała ją z dawnego życia, nie pytając jej nawet o zdanie.
(...) Znikła gdzieś charakterystyczna dla niej beztroska; w tym momencie dziewczyna była wyjątkowo spięta i poddenerwowana, a w głębi duszy przepełniały ją obawy.
Bez większego sprzeciwu przyjęła fakty, że córka jeździła na deskorolce, zadawała się ze swoimi niemagicznymi rówieśnikami i ubierała się na ich podobieństwo. (...) Przez całe wakacje (bez przecinka) Evelyn, gdy tylko mogła, znikała z mieszkania na całe dnie, snując się po mieście i próbując przeczekać zmienne humory swej rodzicielki. (...)
Dziewczyna uważnie rozglądała się po otoczeniu, całkowicie różnym od miejskiego krajobrazu, który był jej tak dobrze znany i towarzyszył dziewczynie jej przez zdecydowanie większą część życia. Wszędzie (bez przecinka) gdzie nie spojrzeć, były tylko drzewa i łąki. Evelyn z pewnością wiele by dała, żeby znaleźć się teraz w jakimś normalnym, mugolskim mieście i już miała zamiar powiedzieć matce coś nieprzyjemnego, kiedy gdy nagle minęły ostatnią kępę drzew, a jej oczom ukazał się okazały budynek, otoczony rozległym parkiem. (…)
Ten chłód nieco przeraził Evelyn (bez przecinka) tak, że zastygła nieruchomo, bacznie wpatrując się w swoją matkę, która podeszła do starszej kobiety i zupełnie nieoczekiwanie objęła ją. (...)
Kobieta jednak ponownie spojrzała na Evelyn, przez dłuższą chwilę lustrując jej niebieskie włosy i oczy mocno obwiedzione kredką (bez przecinka) oraz jej niedbały, mugolski ubiór. (...)
   — To Evelyn, twoja... wnuczka - powiedziała nieoczekiwanie (?) Jeanne, po czym zwróciła się do córki.  — Evelyn, poznaj swoją babcię.
Dziewczyna, speszona, Speszona dziewczyna pośpiesznie podniosła się z ziemi i spojrzała na starszą z kobiet, która okazała się być jej babką (?). (...)
Kobieta wciąż nie przestawała się jej przyglądać, ale i nie wyglądała na zachwyconą tym, co widzi. (...)
Wprawdzie ani przez moment nie liczyła na jakieś czułe powitania, ale łudziła się, że to pierwsze w życiu spotkanie będzie wyglądało zgoła inaczej (?). (…)
Okazały wystrój przytłaczał i wzmagał dojmujące uczucie nostalgii, natomiast namalowane na obrazach postacie  przewiercały ją (powtórzenie) spojrzeniami niemal tak intensywnymi jak u jej oschłej babki. Z ociąganiem ruszyła za matką, która najwyraźniej doskonale wiedziała (bez przecinka) dokąd iść. (…)
Babcia rzuciła jej krytyczne spojrzenie, jednak dziewczyna, zrezygnowana, wzruszyła tylko ramionami i zaczęła od niechcenia bawić się swoimi bransoletkami. (...)
Nawet pierwsze dni w szkole nie były dla niej w połowie tak stresujące, jak spotkanie z nigdy nie widzianą babcią, której postawa bynajmniej nie zachęcała do rozluźnienia się. (…) Po prostu (bez przecinka) wyłączyła się. (...)
W pewnym momencie poczuła nawet ukłucie wyrzutów sumienia, że nie zainteresowała się Evelyn. Może gdyby znalazła czas, żeby odwiedzić ją lub chociaż napisać jakiś list bezpośrednio do niej, może dziewczyna zachowywałaby się inaczej. (...)
Biegła korytarzami, słysząc pełne zaskoczenia pomruki postaci (bez przecinka) wymalowanych na obrazach oraz odgłos swych własnych kroków, niosących się echem po obszernych korytarzach. (...)
Zawsze była zdania, że życie jest zbyt piękne na smutki i naprawdę trudno było ją wyprowadzić z tej ciągłej radości i optymizmu.

Rozdział 2

(…)
Osoba, która do niej mówiła, bez wątpienia była młoda, a jej głos był rześki, i jakby nieco rozbawiony, i może faktycznie nieco podobny do głosu matki Evelyn, ale tylko pozbawiony nowojorskiego akcentu. (…)
Wcześniej optymistka, zmrożona chłodnym i pełnym dystansu traktowaniem przez Mary Black, nagle zaczęła odczuwać pewne przebłyski budzącej się w niej nieufności. (...)
Tamta ponownie się uśmiechnęła, po czym (bez przecinka) po krótkim wahaniu (bez przecinka) zdecydowała się przemówić.
   — Jestem Alexandra Black (bez kropki) - odpowiedziała. — A ty, jak mniemam, jesteś Evelyn? Evelyn Grant? (...)
Ogólnie rzecz biorąc, była całkiem ładna i na upartego można by się doszukać w niej jakichś podobieństw do Evelyn, gdyby oczywiście niebieskowłosa zmyła makijaż i przywróciła swoim kosmykom naturalny kolor.
   — Pytaj (bez przecinka) o co chcesz. Domyślam się, że babcia nie była zbyt miła?
Evelyn powoli pokiwała głową (bez przecinka) na potwierdzenie tych słów. Ciekawe (bez przecinka) skąd Alexandra o tym wiedziała?
(...) A twój wygląd... - W tym momencie podeszła do Evelyn i delikatnie musnęła dłonią jej niebieskie włosy. — Jesteś metamorfomagiem? (...)
W przeciwieństwie do luźno rozpartej Evelyn, tamta siedziała nienagannie wyprostowana i mimo (bez przecinka) że w tej chwili nie poruszała się, miała w sobie dużo gracji. (...)
   — Dobra, to niech będzie herbata. Ale normalna, porządna herbata, nie to świństwo, którym próbowała mnie spoić twoja... nasza babcia. (...)
Evelyn już miała spytać (bez przecinka) co za Iskierka i o co w tym wszystkim chodzi, gdy nagle tuż obok kanapy(bez przecinka) na której siedziała, zmaterializowało się znienacka to samo stworzenie, które wcześniej otworzyło przed nimi drzwi rezydencji. (…)
Niebieskowłosa natychmiast skorzystała z zaproszenia i wzięła sobie ciasteczko, po czym wepchnęła je sobie (powtórzenie) do ust. (...)
Alexandra zachichotała cicho, po czym sama wzięła sobie (powtórzenie) ciasteczko i ugryzła mały kawałeczek. (…)
Przez chwilę milczały (bez przecinka) obie, w spokoju siedząc i przegryzając ciasteczka. (...)
Miejsce (bez przecinka) w którym przyszło jej się znaleźć, bez wątpienia było intrygujące.(...)
   — Hmm... Zielono tu - rzuciła, czując (bez przecinka) jak trawa ugina się pod podeszwami jej trampek. (…)
   — Ja? Och, w Ravenclawie - odpowiedziała Alex. — W domu symbolizującym bystrość i spryt (bez przecinka) podobno. (...)
Zaczęła się zastanawiać (bez przecinka) do którego z czterech domów pasowałaby ona sama, nie potrafiłaby jednak jednoznacznie się określić. (...)
   — Ciekawe (bez przecinka) dokąd ja trafię. (...)
   — Na pewno się tak nie stanie - pocieszyła Alexandra, po czym delikatnie ją (powtórzenie) objęła. — Nie musisz się niczym przejmować. (...)
   — Mów głośniej, bo nie słyszę. Nie dość, że masz taki dziwny akcent, to jeszcze mamroczesz coś pod nosem mówisz niewyraźnie. (...)
Dziewczyny tymczasem podniosły się z trawy. (...)
Alexandra bez słowa podążyła za nią, a po chwili wyprzedziła ją o kilka kroków. (...) Evelyn, która właśnie przypomniała sobie, że nie ma pojęcia, jak wrócić do salonu, uśmiechnęła się i ruszyła za nią. (...)
Mugoloznastwo natomiast było jednym z najważniejszych przedmiotów i było obowiązkowe dla wszystkich. (...)
  — Cześć, ciociu Jeanne. Jestem Alexandra - przedstawiła się dziewczyna, ponownie przywołując na twarzy ten sam szczery uśmiech, który miała na początku rozmowy z Evelyn. (...)
W każdym razie (bez przecinka) spoglądała na nią ze smutkiem. (...)
Alexandra wydawała się być nimi autentycznie zainteresowana i najwyraźniej cieszyła się, że nikt nie wywleka już tematu jej rodziców. (...)
Evelyn, z zasłoniętymi oczami (bez przecinka) wykonała polecenie. Wymacała klamkę i nacisnęła ją, a kiedy gdy usłyszała skrzypnięcie, wsunęła się do środka. (...)
Było też wielkie łoże z baldachimem misternie haftowanym w róże, puszyste dywany na podłodze wyłożonej błyszczącym parkietem, a ściany obite były jasną, marszczoną tapetą. Były (powtórzenia) też zdobione meble z ciemnego, wyglądającego na dość stare, drewna, a także kolejne obrazy, tym razem nie przedstawiające ludzi, a urokliwe pejzaże.
Pokój, choć całkowicie niepodobny do mugolskiego mieszkania Grantów, do (powtórzenie) którego z którym zawsze była bardzo przywiązana, zrobił na niebieskowłosej duże wrażenie.

Rozdział 3  
(...)

Wciąż jednak była zdenerwowana. Linie, które nanosiła na papier, były zamaszyste i grube; w niektórych miejscach koniec ołówka przedziurawił kartkę. Jednak z każdą kolejną kreską trochę irytacji opuszczało ją, zupełnie(bez przecinka) jakby Evelyn stopniowo przelewała targające nią złość i smutek w owy szkic. (...)
Jeśli była jakaś pozytywna strona zamieszkania tutaj, byłaby (powtórzenie) to na pewno znajomość z Alex Black. (…) Mary Black nieustannie wypominała Evelyn jej wady, między innymi jej mugolski wygląd, krnąbrność, bezczelność i brak wychowania. (…)
Przyjrzała się rysunkowi, zawierającemu właściwie fragment jej wspomnień, kawałek życia i ponownie westchnęła, czując w duszy nostalgię. (...)
   — Wybacz, Evelyn - rzuciła na powitanie, powoli podchodząc do niebieskowłosej. — Widzę, że jesteś zdenerwowana? (...)
Jedynymi osobami, które widywała przez ostatni tydzień, były Alex, matka i babcia, a jedynymi miejscami, w których miała możliwość przebywać, była sama posiadłość i otaczające ją tereny zielone. (...)
Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie oczy Evelyn zamknęły się i nawet się nie spostrzegła, jak osunęła się na oparcie, odpływając w niebyt.
Pomacała kieszenie swojej bluzy, jednak tak jak się spodziewała, nie wyczuła dłonią charakterystycznego zarysu charakterystycznej gładkości drewna różdżki. (...)
Alexandra przez chwilę obserwowała ją uważnie, po czym (bez przecinka) uznawszy, że już wszystko w porządku, odwróciła się powoli i odeszła, na odchodne mówiąc:.

Dodatki 3/5

Wszystko co powinno być, jest na swoim miejscu. Takie pewniaki jak Spamownik czy Spis Treści masz, więc o to martwić się nie muszę. Generalnie nie znalazłam nic wielce oryginalnego, jednak dam Ci punkty za:
- ciekawą zakładkę Ginger vel. XXX.
- za równie ciekawą zakładkę Niebieskie Marzenia.
- za bardzo rozbudowaną podstronę
Linki.

Podsumowanie 5/5

Myślę, że zasługujesz tutaj na max punktów. Twoje opowiadanie jest naprawdę ciekawe i gdybyś rozwinęła jego potencjał lepiej, stałby się jednym z najlepszych fan fiction, jakie czytałam.

Pozwól, że dam Ci parę rad na przyszłość, tak byś mogła pisać lepiej. 
 
Przede wszystkim pozwól czytelnikom się czegoś domyślić, nie podawaj każdego szczegółu „na gotowe” w postaci rozmyślań Evelyn. Rozumiem, że możesz czuć dyskomfort, boisz się, że coś może być źle zrozumiane, ale jeśli poprowadzisz akcję odpowiednio, nie martw się, takich sytuacji nie będzie. Urok opowiadania polega tym, że sami bawimy się w odkrywców. Nie pozbawiaj nas, czytelników, tej zabawy. 

Myśli Evelyn nie muszą zabierać aż tyle akapitów. Dobrze by było także, gdybyś nie powtarzała zbyt często tych samych kwestii. O tym, że Evelyn źle się czuje bez rodziców i tęskni za Nowym Yorkiem wiem, a mam wrażenie, że posądzasz mnie o brak pamięci krótkotrwałej. Zamiast kolejnego akapitu pełnego melancholii możesz zastosować chociażby krotką scenkę podczas której główna bohaterka spogląda na zdjęcie rodzinne z tęsknotą w oczach. Czytelnik wie, że pragnie dawnego życia, a Ty nie musi pisać po raz kolejny tego samego. 
 
Czasami brakowało mi tutaj tajemniczości, tajemniczości która towarzyszyła mi i Evelyn w domu babki Black. Zbyt długo nie pisałaś nic o matce Evelyn i zaczęło mnie to niepokoić. Jeżeli pragniesz opisywać tylko życie niebieskwłosej w Hogwarcie, to dużo stracisz. Tamte wątki są zbyt ciekawe, by je porzucać. 
 
Nie jesteś nieomylna a Twoje umiejętności mogą się rozwinąć. Nie myśl więc, że wymagam niemożliwego lub narzekam na wszystko. Myślę, że z perspektywy obserwatora widać więcej niż z perspektywy samego autora, dlatego pragnę wykorzystać ten atut i podarować Ci parę pomysłów i uwag, które uczynią Twoje opowiadanie lepsze. Mimo paru niedociągnięć zapamiętam Evelyn jako swego rodzaju symbol wolności i pasji. Niebieskie włosy niech ogarną cały świat!


Ilość zdobytych punktów:
83/100, czyli Zaawansowany (Bardzo dobry – 5)
Niech Ci pisanie lekkie będzie.

A z ogłoszeń parafialnych, to następna ocena pojawić się może w o wiele dłuższym odstępie czasowym niż ta. Mam do przeczytania 25 rozdziałów i do napisania mnóstwo uwag. Tak właściwie to ocena Niebieskich Marzeń miała pojawić się wcześniej, ale zaskoczył mnie brak weny. Mimo to skończyłam pisanie i z ulgą mogę przyznać, że Autorka nie czekała pół roku. Myślę jednak, że recenzja nie wyszła najlepiej i to widać. No ale cóż, terminy gonią, nie mogę czekać aż jesienna chandra minie. Postaram się napisać następną ocenę lepiej. Ginger, wybacz.

Ach, droga Olu, ściągnęłam  od Ciebie sposób zaznaczania nowych akapitów. Nierówne wcięcia mnie denerwowały, więc tak jak Ty, posłużyłam się enterem. 

27 komentarzy:

  1. Dziękuję za ocenę ^^. To jedna z lepszych ocen, jakie dostałam i jestem bardzo ukontentowana, serio. Tym bardziej, że nie musiałam długo na nią czekać ;).
    Naprawdę bardzo mi miło, że mimo wielu ciężkich momentów, moje opowiadanie ci się spodobało ^^. Wiem, że jest dużo niedociągnięć, gdyż swą przygodę z pisaniem zaczęłam dopiero niecałe 8 miesięcy temu i dopiero jestem na etapie doskonalenia swojego stylu. Niebieskie marzenia piszę 4 miesiące, i niemal wszystkie wątki wymyśliłam dosłownie na poczekaniu (tzn. wcześniej miałam stworzoną tylko główną bohaterkę, a całą fabułę zaczęłam wymyślać dopiero od dnia założenia bloga). Dlatego też mogą pojawiać się rozbieżności.
    Evelyn miała być osóbką rozdzieraną sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony wesołe, beztroskie dziecko (tak, Evelyn jak na swoje 16 lat jest bardzo infantylna i właśnie taka miała być), nagle trafia w zupełnie obce miejsce, co dość mocno się na niej odbija, ale nie powoduje całkowitego załamania. Choć to, co się dzieje teraz, to tylko przedsmak tego, co szykuję na później... Jestem perfekcjonistką i nawet błahe wydarzenia muszę opisać, nie umiem robić jakichś dużych przeskoków albo wycinać przemyśleń bohaterki, gdyż są one integralną częścią historii.
    Bardzo powoli idę z akcją, gdyż nie chcę kończyć opowiadania po 10 rozdziałach i to, co ktoś inny opisałby w 5 rozdziałach, ja opisuję w piętnastu. Dopiero od teraz zacznie się dziać więcej i będzie też mrocznie, i wyjaśnię wątki takie jak na przykład o matce (ale do tej sprawy będę nawiązywać stopniowo), kim jest Charles Selwyn i nie tylko. Jedynie troszkę się obawiam, że mój pomysł na główną intrygę może wydać się bardzo kontrowersyjny, ale wymyśliłam ją dopiero kilka tygodni po założeniu bloga.
    Wiem, że momentami jest nudno, ale chciałam, żeby czytelnicy mieli okazję lepiej poznać Evelyn, za to o innych postaciach nie wyjaśniam zbyt wiele, przynajmniej na razie. Co do przydziału Niebieskiej - niecierpię Hufflepuffu, za to uwielbiam Ravenclaw, stąd moja decyzja. Choć wg mnie Ev powinna być Gryfonką, ale to zbyt oklepane.
    Co do postaci Leslie Lovegood - jest ona siostrą ojca Luny (nie było o tym wzmianki w kanonie, ale uznałam, że pisząc ff, mogę sobie pozwolić na modyfikacje, w końcu niektórzy gorsze rzeczy robią) i faktycznie jest osobą wzorowaną na Lunie, bo po prostu bardzo chciałam mieć tę bohaterkę, którą tak uwielbiam, w opowiadaniu. Zresztą miałam akcję umieszczać w roku 1997, a nie 1980, ale uznałam, że w 1997 roku biedna Niebieska ze swoimi poglądami długo by sobie nie pożyła. Wiem, że jest to postać zbyt nowoczesna jak na swoje czasy, ale chciałam, żeby się wyróżniała z tłumu Hogwartczyków.
    Może to skrzywienie z grupowców, ale Hogwart jawi mi się jako szkoła staroświecka i tradycyjna, a uczniowie jako nietolerancyjni i często wręcz zacofani. Evelyn jest prześladowana głównie za haniebny uczynek swojej matki, jak czystokrwiści zwą jej ucieczkę z domu przed laty, za pochodzenie z innego kraju, promugolskie poglądy i zachowanie odbiegające od standardów. Co do wyboru Willa na prefekta - a Malfoy to jaki był? Nikt nie powiedział, że prefekt nie może być chamem, zresztą przed nauczycielami mógł grać przykładnego ucznia, a nad słabszymi się znęcać.
    Ogólnie, o tych wątkach z początkowych rozdziałów nie zapomniałam i będę do nich wracać (zresztą mam już napisane 31 rozdziałów), ale przecież nie może już we wrześniu nie wiadomo ile dziać. Na razie skupiłam się na próbach aklimatyzacji dziewczyny w innym miejscu, a potem przyjdzie czas na jakieś poważniejsze wydarzenia i tak dalej. Momentami może nie ogarniam tej historii, bo mimo wszystko nie jest to zadaniem łatwym przy moim mizernym doświadczeniu.
    Dziękuję jednak za ocenę, jak sobie coś przypomnę, to dopiszę, i jestem ciekawa, jak się odniesiesz do mojego komentarza ^^.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi, że się rozpisałaś. Przynajmniej wiem, że przeczytałaś ocenę i szanujesz moją pracę. Przyznam, że pisanie recenzji Twojego bloga wiązało się z pewnymi komplikacjami, gdyż próbowałam najpierw przeczytać cały blog, a potem oceniać treść, jednam teraz wiem, że najlepiej, gdy pisze się "na świeżo" po przeczytaniu rozdziału.

    No a wracając do Treści "Niebieskich Marzeń", to uważam że zasłużyłaś na tę piątkę. Co do tych myśli, to na prawdę one są ważne i nie chodziło tu o to, byś ich nie pisała, tylko urozmaicała i unikała powtarzania tych samych tematów.

    Co do Malfoy'a - owszem, przyznaję rację, ale Draco był w książce postacią bardziej skomplikowaną niż Brandon. Czytałam każdą część HP przynajmniej trzy razy i nauczyłam się zwracać uwagę na szczegóły. Dumbledore nie na darmo przyznał Malfoy'owi tytuł prefekta, tutaj akurat będę obstawiać przy swoim. Ale to nie jest tak ważne, by się tym dłużej zajmować - do akcji to ma tyle, co piernik do wiatraka.

    No i Leslie - postać byłyby w porządku, ale ściągnęłaś jej cechy zewnętrzne i styl wypowiadania się od Luny. Ponieważ jeszcze ostatnio wpadł mi w ręce "Zakon Feniksa", miałam okazję odświeżyć sobie scenę, kiedy pierwszy raz pojawia się Luna. Opis jej wyglądu był łudząco podobny do Twojego opisu Leslie, fakt że czytała "Żonglera" do góry nogami również się zgadzał. To mnie najbardziej zraziło.

    No i na koniec kwestia domu. Niech sobie Evelyn już będzie w Ravenclawie, mi to tam nie przeszkadza, tylko zwróciłam uwagę, że nadawałaby się do innego. Gryffindor albo Hufflepuff. Masz rację, Gryffinor jest oklepany i mnie samej już się znudził, za to o Hufflepuffie było w książce niewiele. Dlatego bardziej skłaniałam się ku temu. Jeżeli jednak nie lubisz tego domu, a wolisz tam "gdzie płonie lampa wiedzy", szanuję Twoją decyzję. Mam podobny gust.

    Zostanę stałą czytelniczką, bo bardzo polubiłam Evelyn i zaintrygował mnie wątek jej matki. Wyszedł Ci chyba najlepiej, przynajmniej ja tak uważam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wątkowi matki Evelyn zamierzam poświęcić trochę uwagi, ale nie wiem, czy nie porwałam się z motyką na słońce i trochę się już sama w tym pogubiłam.
      Inne wątki też będę wyjaśniać, np. sprawę ojca Niebieskiej.
      A i właśnie sobie przypomniałam, odnośnie tej niewiedzy Evelyn i jej czarów poza szkołą, zapomniałam o tym dopisać w poprzednim kometnarzu.
      Uznałam po prostu, że Evelyn, żyjąc w Nowym Jorku, w świecie mugoli, miała prawo nie wiedzieć o Voldemorcie i spółce. Myślę, że jej matka o nim wiedziała, ale Jeanne raczej nie lubiła opowiadać córce o swoim dawnym życiu, i nawet pogodziła się z tym, że ta tak dużo obcuje z kulturą mugoli. Evelyn o wiele bardziej interesowała się szlajaniem po mieście i niemagicznymi rozrywkami aniżeli wydarzeniami w odległym, rodzinnym kraju matki.
      Czy była taka niegrzeczna i wulgarna? Hmm... Może po prostu podłapała od mugolskich znajomych pewne wzorce, takie jak przekleństwa czy pokazywanie środkowego palca, co uczyniła z obrazem w domu babki.
      A po wyprawie na Pokątną znowu była ponura, bo kto by był wesoły, jakby został napadnięty przez jakichś groźnych kolesi? Dziewczę po prostu się bało. Tym bardziej, że jej matka zniknęła, co też nie sprzyjało wesołości. W sumie pierwszy raz ktoś stwierdził, że Evelyn była zbyt ponura; z reguły oceniający uważają, że jest bezduszna i za mało ją obeszły te wydarzenia.
      A co do czarów, uznałam, że albo nie miała namiaru, albo jeśli miała, został rzucony przez amerykańskie ministerstwo magii, nie angielskie, i dlatego użycie przez nią czarów w domu pod Londynem nie zostało wykryte. Zresztą w którejś części była wzmianka, że jeśli się rzuci zaklęcie w pobliżu dorosłego czarodzieja (a w domu była babka) nie są w stanie stwierdzić, kto magii użył. Dopiero w 7. części Rowling rozbudowała pojęcie namiaru.
      Co do domu, Evelyn i Hufflepuff? Tak barwna postać w domu dla totalnych frajerów i nudziarzy? Ja raczej jestem maniaczką Ravenclawu, a charakter mam krukońsko-ślizgoński bardziej.
      Co do Leslie, uznałam, że w mojej wersji być może to po niej Luna miałaby taki sposób zachowania? W końcu ktoś musiał jej zaszczepić takie nawyki, a u mnie byliby to jej ojciec, Ksenofilius i jego młodsza siostra, Leslie.
      Po prostu bardzo lubiłam Lunę i może trochę za bardzo ją skopiowałam, bo pierwotnie miała być ona tylko krewną Luny podobną do niej, a wyszła identyczna.
      Ale cieszę się, że zamierzasz do mnie zaglądać ^^. Jutro planuję wrzucić rozdział 17, w którym wprowadzę postać Toma Maxwella ^^.

      Usuń
  3. Widzę, że masz argumenty na swoja obronę, cieszę się z tego. Moja ocena jest subiektywna, dlatego nie traktuj jej jako wyroku. Mam tu na myśli to, że ja mam na pewien temat swoje zdanie, Ty masz swoje i nasze toki myślenia idą w innym kierunku. Nawet lubię Hufflepuff, dlatego napomknęłam, że Evelyn by się bardziej do niego nadawała. Nie każę Ci zmieniać fabuły. ;)
    No i wybacz, ale jak dla mnie Evelyn była na prawdę wulgarna. Myślę, że na decyzję wpłynęło moje życie prywatne, wiesz, ja raczej nie obcuję wśród tego typu ludzi. A jak już obcuję, to mam o nich podobne zdanie. Tym też się nie przejmuj, po prostu w dziewczyna w Prologu zrobiła na mnie wrażenie, a potem trochę mi było żal, że się zmieniła. Uwielbiam takie "inflantylno-optymistyczno-artystyczne" typu osobowości, to dlatego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię obcować z ludźmi wulgarnymi, ale znałam ich wielu; w moim liceum były osoby, których co drugie słowo nie nadawałoby się do powtórzenia. Sama w tekście wulgaryzmów nie używam, i dlatego zamiast np. k..., piszę "Evelyn zaklęła szpetnie" lub coś w tym stylu. Evelyn jest osobą dość nerwową i zdarza jej się powiedzieć coś nieładnego.
      Niebieska w gruncie rzeczy wciąz jest tę samą naiwną, dziecinną i kreatywną osóbką, tylko cechy te zostały stłamszone przez jej późniejsze przejścia. Ale i tak trzyma się nieźle, mimo wszystko jest silna psychicznie. Ale cieszę się, że nie określiłaś jej mianem bezdusznej.
      Mi w sumie jest jej żal, była taka szczęśliwa w NY, a nagle jej życie wywróciło się do góry nogami i dziewczynie trudno jest się odnaleźć. Dużo miejsca poświęcam też na jej nostalgię i smutek.
      Alex w tym opowiadaniu miała za zadanie byc taką przeciwwagą dla Evelyn, takim jej przeciwieństwem i osobą, która miałaby na nią baczenie. Tzn. matka i babka ją olewały i nie zajmowały się nią jak należy, więc wzięła to na siebie dojrzała nad wiek Alex, ale w Hogwarcie powoli już traciła cierpliwość. Alex jest osobą pełną sprzeczności: nie wie, czy chce być taka, na jaką ją wychowano, czy może raczej pójść w ślady Evelyn. Nie mniej jednak w Hogwarcie jest jej nieco luźniej niż przy babce Black, która na pewno łajała ją z byle powodu. Wgl o babce mało pisałam, bo jakoś nie wychodziły mi jej dialogi. W ogóle bardzo nie lubię pisać dialogów, męczą mnie one i wychodzą nienaturalnie, jako że lepiej czuję się w opisach.

      Usuń
    2. mam wyrzuty sumienia. :/ Możliwe, że w niektórych momentach byłam zbyt bezkompromisowa.

      Najbardziej podobała mi się Alex na początku - była taka sztywna i ugrzeczniona. Potem to się zmieniło i ta różnica między nią a Evelyn, chociaż powoli, ale zaczynała się zacierać. Alexandra nadal jest antonimem niebieskowłosej, ale w rozdziałach początkowych ich relacje wychodziły Ci genialnie.

      Evelyn faktycznie miała prawo być smutna, lecz w moim mniemaniu smutek można wyrażać na różne sposoby. Ona, jako artystka, kojarzyła mi się jako dziewczyna pełna wewnętrznej siły i pasji, więc jej smutek również powinien być gwałtowny. Jednak myślałam o niej jednocześnie, jako o osobie uśmiechającej się przez łzy - jak dziecko, które pociesza matka. Jeszcze łzy na policzkach nie zdążą wyschnąć, a już uśmiecha się do świata. Evelyn jest osobą światową. Myślę, że powinnaś dać jej więcej sytuacji, by pokazać, że jest lepsza od tych wszystkich szarych dziewczyn w szarych spódniczkach.

      Zdaję sobie sprawę, na co chciałaś w tekście zwrócić uwagę, jednak wskazywałam Ci lepsze rozwiązania do realizacji pomysłów. Coś, co mogłoby być wskazówką, jak pisać lepiej, ciekawiej i żywiej. :D Tu nie chodzi o to, że nie domyślałam się pewnych kwestii, ale o to, że kiedy pisarz pisze, powinien zwracać uwagę na szczegóły. One potrafią być kulą u nogi zawiłej akcji, radzę Ci na nie uważać.

      Usuń
    3. I tak jestem bardzo zadowolona z tej oceny; wreszcie ktoś nie głaskał mnie po główce, co może i jest przyjemne, ale na dobrą sprawę nic z tego nie wynoszę, a w rzetelny sposób wykazałaś mi wady mojego tekstu. Ja po prostu w komentarzach wyjaśniłam swoje zapatrywania na pewne sprawy i skomentowałam twoją ocenę. Zawsze lubię dyskutować z oceniającymi po ocenie i ogólnie lubię wyjaśniać niejasności w komentarzach. Bo zdaję sobie sprawę, że ja niby mam w głowie swoją wizję opowiadania, ale inni nie wiedzą o tym opowiadaniu tego, co ja.
      Alexandra wciąż jest tę samą grzeczną osóbką, tylko po prostu na początku ich relacje były dość sztywne, gdyż dziewczyny spotkały się po raz pierwszy w życiu, a Evelyn nawet nie wiedziała o istnieniu Alex. Potem już przyzwyczaiły się do siebie, a więc i ich relacje stały się bardziej poufałe.

      Nie chciałam z Evelyn zrobić jakiejś totalnej beksy i emo, więc dziewczyna dusi smutki w sobie i osłania się przed światem za maską arogancji i przekory. Ale w gruncie rzeczy wciąż jest wesoła i mimo, że Hogwart raczej nie przypadł jej do gustu, bo jest tak rózny od Salem, gdzie wcześniej się uczyła i odstraszyła ją nietolerancja uczniów, ale mimo wszystko czuła coś w rodzaju fascynacji do tej magii, i mam nadzieję, że dobrze oddałam jej rozdarcie; że z jednej strony jej się podoba, a z drugiej nie. Ogólnie Evelyn dość szybko zbiera się po smutnych przeżyciach, ale trudno jej się pogodzić z opuszczeniem ukochanego miasta i zamieszkaniem na drugim końcu świata.

      Staram się zwracać uwagę na szczegóły, aczkolwiek niekiedy w trakcie pisania zmieniam zdanie i w początkowych rozdziałach piszę coś, a potem koncept mi się zmienia... Ale pewnych rzeczy, jak np. czarowania w domu czy tego nieszczęsnego Przydziału, zwyczajnie nie dopatrzyłam.
      Kurczę, trochę się boję tej mojej akcji, którą opisuję aktualnie, bo to dopiero będzie zawiły wątek i obawiam się, że nie sprostam i zawalę to.

      I na przykład, trochę się zapędziłam przy tym wątku Jeanne, że ona ukradła coś temu mężczyźnie (nawiasem mówiąc, jego nazwisko się w tekście przewinęło i on sam jeszcze się pojawi), a teraz ja sama nie wiem, co ona mu ukradła i czy kiedykolwiek wyjaśnię akurat ten aspekt sprawy Jeanne.

      Usuń
    4. Z tym płaczem dziecka to była taka przenośnia - gdyby Evelyn była płaczącym ciągle emo, przez myśl by mi nie przeszło, że ją lubię.

      Faktycznie, nie pomyślałam na temat relacji Evelyn-Alexandra w ten sposób. No tak, dobrze że to napisałaś, bo sama bym na to wpadła dopiero później.

      I nie przejmuj się, myślę, że dasz radę sprostać temu zadaniu. Wymyślenie przedmiotu, który ukradła Jeanne wcale nie musi być takie trudne. Wystarczy że napiszesz coś, czego czytelnicy raczej by się nie spodziewali i dalej ich domysły już same dodadzą Ci weny. To w nich siła. :)

      Usuń
    5. Aktualnie piszę rozdział 31 i już doszłam do tego istotnego dla fabuły wydarzenia, które jest ściśle powiązane z tajemniczym mężczyzną i trochę luźniej z przeszłością Jeanne. W ogóle wyobraziłam sobie, że skoro Blackowie i inni czystokrwiści byli tacy zasadniczy, to poczuli się bardzo dotknięci ucieszką Jeanne z domu przed laty i dlatego też byli do niej negatywnie nastawieni, a także dla Evelyn, która wszak była jej zdradzieckim nasieniem i którą wielu uważało za coś gorszego, np. taki Brandon, który znienawidził ją już za sam fakt, że przybyła do Hogwartu z innej szkoły. Uznałam, że gdyby Evelyn było zbyt łatwo (tzn. wszyscy bez niczego by ją zaakceptowali) to by było nudno ^^. Dlatego z Hogwartczyków porobiłam takich ksenofobów i maniaków czystości krwi, tradycji czarodziejskich itd.
      Zwykle jeśli w opowiadaniach jest motyw zmiany szkoły, to jeszcze się nie spotkałam z opisem reakcji postaci na tą zmianę i sama poświęcam temu dużo uwagi, tak samo często też piszę z perspektywy Evelyn porównania obu szkół.

      Mam nadzieję, że nie jesteś zła za moje gadulstwo, ale ja zawsze lubię sobie długo pogadać, szczególnie kiedy mam przyjemność czytać taką opinię ^^.

      Usuń
    6. W porządku, mnie to nie przeszkadza. Mam przynajmniej okazję, by napisać Ci wszystko co myślę na temat Evelyn.

      Co do Blacków, to zgadzam się w stu procentach - przykładem ich wariactwa na temat czystości krwi może być chociażby Syriusz, który również opuścił dom rodzinny. Hogwart może być interpretowany podobnie, jednak jak dla mnie, to powinnaś co nie co wyjaśnić. Niektórym, tak jak mi, może to się kojarzyć z naciąganiem fabuły, a to nie działa dobrze na opinię.

      Usuń
    7. Dlatego też staram się wyjaśnić, dlaczego własnie tak ukazałam pewne fakty. Niektóre rzeczy faktycznie wyszły przypadkowo i były moimi błędami, ale inne robiłam celowo, jak z tym Hogwartem. W sumie uczyłam się pisania, a także wymyślałam swoje postacie na blogach grupowych i dlatego mam dość skrzywiony styl, choć kanon znam bardzo dobrze. A teraz przypomniałam sobie, że zwróciłaś mi uwagę na scenkę o Filchu; faktycznie, wzorowałam ją na pewnym fragmencie 2 tomu HP, kiedy Harry został przyłapany (ale on za ubłocenie korytarza błotem z szaty do quidditcha) i dlatego są pewne podobieństwa; po prostu uznałam, że Filch, przyłapawszy Niebieską na psuciu rzeźby, zaciągnie ją do swojego gabinetu.

      A Jeanne zrobiła w sumie podobną rzecz, co Syriusz, ale akurat ona uciekła z kraju przed aranżowanym małżeństwem z Johnem Selwynem. Dopiero tam poznała Michaela Granta i trzy lata później urodziła Evelyn, która od samego początku obcowała w świecie mugoli. Poza tym jej ojciec był bardzo promugolski i to jego naśladowała dziewczynka, nie swoją sztywną matkę.

      Czytałaś Niepublikowane sceny? Tam staram się przybliżać przeszłość Evelyn, więc pojawiają się urywki wydarzeń sprzed głównej fabuły, czyli jej życie w NY, nauka w Salem i takie tam.

      Cieszę się, że się nie gniewasz, ale w sumie rzadko z którym oceniającym mam okazję podyskutować po ocenie, mimo, że każdą ocenę starannie komentuję.

      Usuń
    8. Postanowiłam sobie, że "Niepublikowane oceny" przeczytam, gdy napiszę ocenę do rozdziałów "oficjalnych". Nie chciałam, by coś mąciło mi w głowie, dlatego zostawiłam je na później. Najprawdopodobniej przeczytam je jutro, od razu przy okazji przeczytania "Rozdziału 17". Jestem ciekawa, co tam jest napisane.

      Ja nie mam do Ciebie o nic pretensji, a nawiązanie do Syriusza nie było raczej zwykłym, bez podtekstów nawiązaniem. Książki HP zawierały różne sytuacje, dlatego trudno by było wymyślić cokolwiek, co nie napisała już Rowling.

      Po głowie chodzi mi jedno pytanie: kiedy znajdujesz czas, by pisać opowiadanie? Napisałaś w tak krótkim czasie 31 rozdziałów? Podziwiam cię, naprawdę. Evelyn i jej przygody są dość ciekawe, tylko zapewne trudno będzie to skończyć z takim rozmachem, z jakim zaczęłaś.

      Jeśli chcesz mieć lepszy styl, polecam czytanie książek, ale zwracając uwagę na konstrukcje zdań, opisy, dialogi itp. Uczymy się od mistrzów, a czasami można naprawdę podpatrzeć ciekawe zwroty lub barwne przymiotniki.

      Usuń
    9. Ok ^^. W sumie nawet dobrze, że zostawiłaś sobie scenki na później. Na razie i tak są tylko trzy, bo przeciętnie publikuję je 2 razy w miesiącu, a zakładkę to stworzyłam dopiero miesiąc temu. To taka lektura uzupełniająca dla zainteresowanych opowiadaniem, a piszę je dlatego, że czasem mam nadmiar weny i muszę się wyżyć, a nie zawsze mam natchnienie na główne opowiadanie.

      Nie, nie twierdzę, że masz do mnie pretensje. Zresztą faktycznie jest u mnie trochę podobieństw do kanonu, mimo, że piszę o własnych postaciach.

      Opowiadanie pisać zaczęłam w czerwcu, i mam już 31 rozdziałów (31 ukaże się w styczniu, o ile nadal będę publikować co tydzień), zaś całość planuję może na ok. 60, ale jak znam życie, wyjdzie więcej, bo kiedy planowałam taką ilość, nie wzięłam pod uwagę tego, że z niektórych wątków zamiast 1 rozdziału, zrobiły mi się 2 lub 3. Po prostu staram się dużo pisać na bieżąco, a także na bieżąco poprawiam rozdziały napisane wcześniej. Skoro piszę już na styczeń, rozdziały te zdążą swoje odleżeć, a ja będę miała czas je dopieścić. Te, co publikuję teraz, pisałam 2 miesiące temu, więc też są po wielu poprawkach.
      Zakończenie historii Evelyn mam już w sumie zaplanowane i mniej więcej znam już główne wydarzenia, ale wiadomo, że muszę jeszcze wymyślić jakieś wątki poboczne. Teraz mam jeszcze dużo czasu na pisanie, bo aktualnie jestem między liceum a studiami (wiem, stara jestem), ale nie wiem, co będzie potem.

      Czytam bardzo dużo książek, serio. Nie wyobrażam sobie życia bez książek i kiedy moi rowieśnicy woleli szaleć po imprezach, ja wolałam usiąść nad dobrą książką. Samą serię HP czytałam ze 20 razy (no, ale pierwszy raz czytałam 8 lat temu, to już dłuuuugo), poza tym uwielbiam różne książki sensacyjne i kryminały. Nie lubię książek obyczajowych i romansów, które straszliwie mnie nudzą.

      Usuń
    10. Teraz, kiedy tak rozmawiamy o Evelyn, już nie mogę doczekać się jutrzejszego rozdziału. Rozmowa z Tobą rozwiała moje wątpliwości i mam przychylniejsze spojrzenie na tę historię. Swoją drogą chyba spojrzę jak inni Cię ocenili - widziałam tam czwórki i piątki, więc myślę, że źle nie było.

      Też nie lubię romansów. Ale napisałam, że ocenię, bo lubię czasami wytknąć autorce błędy "dla zasady". A co do kwestii naszego Harry'ego, to domyśliłam się, że jesteś fanką HP, bo czytałam coś w twoim opisie o tym. Zresztą, Twoja opowieść jest dość zgodna z kanonem, więc laik raczej by się tego nie podjął.

      No dobrze, to czekam z niecierpliwością następny rozdział i mam nadzieję, że moja ocena chociaż trochę pomogła Ci w kontynuowaniu historii Ev.

      Usuń
    11. Myślę, że z twojej oceny udało mi się dużo wynieść, jak już wspomniałam, z dotychczasowych ocen ta była jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą. I wcale nie zamierzam ci teraz słodzić, a po prostu stwierdzam fakty. Większośc oceniających ograniczyła się do streszczenia rozdziałów i wypisaniu literówek, i choć noty za to opowiadanie zawsze miałam wysokie (głównie 5, czasem 4, raz 6 i raz 3), to jednak nie wszystkie te oceny zadowalały mnie. Jestem bardzo wymagająca i w kwestii ocen bloga ciężko mnie zadowolić. Szczególnie wkurza mnie, gdy ktoś czyta tylko 3 rozdziały z całości. Dlatego teraz w zgłoszeniach wyraźnie zaznaczam, że chcę oceny wszystkich rozdziałów.
      Za "Marmurowe serce" miałam niższe noty, zresztą tamta historia była na tyle naiwna i naciągana, że wkrótce zacznę ją pisać od nowa.

      W kolejnych rozdziałach postaram się uwzględnić twoje rady i ogólnie muszę pewne kwestie dopracować, bo chcę, żeby było jak najlepiej.

      Cieszę się, że rozmowa ze mną trochę rozwiała twoje wątpliwości, i mam wielką nadzieję, że kolejne rozdziały nie rozczarują cię ^^. Nawet teraz siedzę i dokonuję ostatnie korekty do rozdziału 17, rano powinnam go wrzucić. Ale ten wątek, który w nim opisałam, rozrósł się tak, że jego kontynuacja będzie w rozdziale 18. Wprowadzam w nich bardzo ważną postać i jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa, jakie będą opinie na jego temat. Twoje zdanie też z wielką chęcią poznam ;)).

      Fanką HP jestem od bardzo dawna i mimo upływu lat wciąż fascynuje mnie ta magia. Czytam też mnóstwo ff HP, ale preferuję te o czasach Harry'ego lub najlepiej wcześniejszych, młode pokolenie jakoś do mnie nie przemawia, może dlatego, że lubię mroczne, wręcz krwawe sceny w opowiadaniach i ogólnie, opisy działalności Voldzia, a w młodym pokoleniu z reguły jest dużo sielanki.

      Usuń
    12. Ja wolę klasykę. Jeśli już czytam ff potterowskie, to musi mnie wciągnąć. Niestety, ale większość blogów o tematyce HP jest pełna postaci pokroju Mary Sue oraz grafomańskich opisów, co mnie zniechęca. Na szczęście Twoje opowiadanie czytało się szybko, nawet po kilka rozdziałów dziennie (ja mam szkołę :/).

      Jestem ciekawa co wymyśliłaś. Mam nadzieję na jakieś ciekawsze scenki, bo o Hogwarcie naczytałam się od samej Rowling już kilka tysięcy stron razy trzy.

      Tak, muszę przyznać, że niektórzy Oceniający nie piszą zbyt wyczerpujących ocen. Między innymi sama się zgłosiłam na takową, ponieważ po pewnej internetowej "kłótni" miałam dość wymądrzania się Oceniających z (tu powinien być adres bloga) i chciałam udowodnić sobie, że można napisać porządną ocenę, czytając całe opowiadanie i dając prawdziwe rady. Wychodzi mi to na razie z różnym skutkiem, ale potrzeba trochę doświadczenia. Z czasem się powinno nabrać tej pewności. :)

      Usuń
    13. Ja po prostu lubię czytać, ale opowiadania muszą mnie wciągnąć ^^. Najlepiej, jak się dużo w nich dzieje.
      Heh, moje Marmurowe serce też opowiadało o nadmiernie marysuistycznej postaci, którą koniecznie muszę poprawić. Ale mam nadzieję, że Evelyn nie jest taką Mary Sue, w końcu nie jest jakaś wybitnie uzdolniona itd.
      U mnie będzie też trochę scen poza Hogwartem ^^. Zresztą 9 pierwszych rozdziałów to jeszcze były wakacje.
      Ja się zgłaszam do ocen na niemal każdej ocenialni, jaką znajduję (prócz takich ewidentnie niskich lotów), ale nie zawsze zadowala mnie jakość. Pewnie to się wydaje dziwne, że ciągle się gdzieś zgłaszam, ale chcę poznać jak najwięcej opinii na temat tekstu ^^. Sama zresztą też przez krótki czas byłam oceniającą, ale stwierdziłam, że nie nadaję się do tego.

      Usuń
  4. Przeczytałam i stwierdzam, że napisałaś naprawdę ciekawą i wyczerpującą ocenę. Mam wrażenie, że wycisnęłaś z bloga wszystko i poruszyłaś każdą najmniejszą kwestię, a to się ceni najbardziej.
    Treść przeleciałam pobieżnie, bo ostatnio czas mnie ciągle goni, ale wyłapałam dwa błędy. Pierwszy w podpunkcie Fabuła, pod koniec drugiego akapitu. "Naprawdę" jest napisane oddzielnie. Przypuszczam jednak, że to bardziej Twoja nieuwaga niż niewiedza, bo dalej piszesz poprawnie ;)
    I drugi w opisie bohaterów. Dokładniej Leslie Lovegood. Zamiast "udany pomysł" zapisałaś "udanym pomysłem". Obstawiam, że zmieniałaś szyk zdania i to przeoczyłaś ;d

    Strasznie spodobało mi się Twoje podsumowanie. Było naprawdę wyczerpujące i równie przydatne, jak pozostała część oceny ^^

    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, hope. Błędy są już poprawione. Masz rację, był to wynik zahukania. ;) No i przede wszystkim dziękuję za tą pochlebną opinię - jestem szczerze zaskoczona. Myślałam, że ta ocena nie jest na zbyt wysokim poziomie, jednak zmusiłam się poniekąd do publikacji. Daje mi to power do "Sióstr Riddle".

      Usuń
  5. Popieram hope, ocena wyczerpująca i pełna dobrych wskazówek. Myślę, że troszkę za ostra jesteś dla samej siebie, Leaeno. Widać to też z wypowiedzi autorki bloga, która wydaje się przecież w pełni zadowolona z recenzji ;)
    Poza tym ocenę czyta się bardzo przyjemnie, masz lekki styl i nie rozwodzisz się niepotrzebnie nad poszczególnymi kwestiami. Chociaż nie mogłam powstrzymać parsknięcia śmiechem jak czytałam o Twoim porównaniu czytania treści do wgryzania się w kanapkę-niespodziankę xD
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, Leaena, ocena jeszcze lepsza od poprzedniej:) Potrafisz dawać dobre rady i wyłapać wszystko, co autorka zamieściła między wierszami. Poza tym nie mam nic przeciwko żebyś zaznaczała akapity tak jak ja;) Chociaż nierówne wcięcia można zrobić równymi, używając Tabulatora. Przynajmniej u mnie to się sprawdza. Z lenistwa posługuję się Enterem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki, jednak bardziej spodobało mi się stosowanie entera. ^^
    Mnie i tak wydaje się, że sekret-kruka był najlepszą oceną, jaka dotąd się pojawiła. No ale miło, że komuś podoba się ta.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaelithe, jestem u Ciebie pierwsza w kolejce i chciałam się zapytać, czy byłaby możliwość zmiany szablonu? Jeśli byłby to zbyt wielki kłopot to przeczekam, a jeśli zgodziłabyś się to naprawdę nie musisz oceniać nowego wyglądu :D
    Pozdrawiam ciepło C:!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już zależy od Ciebie, moja droga ^^ Wiedz jednak, że szablon już oceniłam i jestem w trakcie kończenia oceny treści. Jeśli zdecydujesz się jednak zmienić grafikę, opublikuję po prostu recenzję bez oceny wyglądu (i tak oceniam niestandardowo). Jeśli zdecydujesz się poczekać, mogę Cię zapewnić, że do piątku ocena się pojawi. Decyzję zostawiam Tobie ;) Pozdrawiam również

      Usuń
    2. Ach, w porządku, nie wiedziałam, że oceniasz niestandardowo :D No więc poczekam na odpowiedź jeszcze innej oceniającej, bo nie chciałabym dostać odmowy, uch :D Ale jeśli oceniłaś już stary szablon to nie zawracaj sobie głowy nowym, nic się nie stanie, jeśli dostanę ocenę starego, przynajmniej dowiem się jaka była o nim opinia :D
      Pozdrawiam! C:

      Usuń