Melduję się, jako
pełnoprawna oceniająca z kolejną oceną. Bardzo dziękuję za przyjęcie mnie na
stałe. I dodam jeszcze, że wydaje mi się, że ta ocena wyszła mi ostrzejsza, niż
zamierzałam, a powody poznacie poniżej. Mam tylko nadzieję, że autorka bloga
spojrzy na tę analizę z otwartym umysłem, bo naprawdę starałam się jej pomóc
(przynajmniej do pewnego momentu).
Adres bloga:
Poznając Przeznaczenie
Oceniająca: Jaelithe
Autorka: Devirose
Ocena:
Nieszablonowa
Na początek wspomnę, że szablon nie prezentuje się świetnie we
wszystkich przeglądarkach. W sumie, to w żadnej nie wygląda specjalnie dobrze.
Nie twierdzę, że jest brzydki czy jakoś szczególnie odrzucający, ale...
Dodatkowe ramki w prawej kolumnie ciągną się w nieskończoność i kończą się
tylko po to, by te pod tekstem głównym mogły je zastąpić. Po co to wszystko?
Masz osobną podstroną o autorce, więc rozwinięcie do pełnego profilu na samym
dole jest zbędne (link do tego możesz po prostu wrzucić na podstronę).
Obserwatorzy też nie wyglądają szczególnie estetycznie, tak na szarym końcu i
jakby trochę zapomniani. Sondę (która, notabene, powinna się już dawno
zakończyć) można by było upchnąć gdzie indziej, a w informacjach jest bałagan
i, tak właściwie, też mogłabyś im znaleźć lepsze miejsce, bo psują całościowy
efekt.
Nie masz nagłówka, więc
brak linku odświeżającego troszkę mi zawadza, ale to już w sumie Twoja sprawa.
Po prostu dużo wygodniej jest mieć coś takiego pod ręką, gdy przyjdzie ochota
powrotu na stronę główną bloga. Konkretniej o szacie graficznej powiem tak: nie
jest zła, ale fakt, iż całość bardzo psuje brak estetyki sprawia, że wygląda to
gorzej niż mogłoby wyglądać. Zlepki niezbyt dobrze komponujących się ze sobą
zdjęć plus brush i drzewa w tle, a dziewczyna na głównym planie jest dość
nieumiejętnie wycięta. Do tego wszystkiego dochodzi z pięć różnych rodzajów,
wielkości i kolorów czcionek. Nie wygląda to wspaniale, a fakt jest taki, że
gdyby tylko pokonać te podstawowe problemy z estetyką, to całość prezentowałaby
się dużo lepiej, nawet nie zmieniając nic w szablonie. Pomyśl nad tym, ok?
Jest coś, co w blogu
irytowało mnie wybitnie, do tego stopnia, że zaraz po wejściu na niego, od razu
go wyłączałam. Domyślasz się o czym mówię? Tak, o muzyce. Uważam to za świetny
dodatek, szczególnie do opowiadań, bo ścieżka dźwiękowa (gdy dobrze dobrana
nastrojowo) świetnie się nadaje do budowania atmosfery podczas czytania.
Aczkolwiek, gdy narzucasz czytelnikom muzykę zaraz po wejściu na bloga (wyobraź
sobie, że włączam stronę, nie mając o tym pojęcia, a akurat mam głośniki
nastawione dość głośno), nie wychodzi Ci to na dobre. Po prostu odrzuca. Takie
jest moje zdanie, a Ty zrób z tym co chcesz.
Jeszcze sobie zajrzę na podstrony. Autorka i blog, jest stroną
całkiem sympatyczną. Przedstawiasz siebie, chociaż dość niechętnie. Nie widzisz
w tym sensu, a jednak zdradzasz nam kilka spraw na własny temat. Potem piszesz
trochę o opowiadaniu i jego powstaniu, a także swojej wątpliwości co do
właściwej tematyki. Mówisz nawet o konkretnej ilości rozdziałów, jaką masz
zaplanowaną na to opowiadanie. Czy to znaczy, że masz już tak dokładny plan, by
wiedzieć, co w każdej części się pojawi i kiedy historia się zakończy? Niewielu
blogerów planuje tak daleko w przyszłość. Kilka wskazówek odnośnie pisowni: Mogę napisać, że jestem: miła, sympatyczna.
– dwukropek jest zbędny. Jak każdy miewam
napady złego humory, ale staram się powstrzymywać i „trzymać” swojego diabełka.
– humoru powinno być, a tego diabełka to może trzymasz za rogi? Większą część moich pólek i półeczek zajmują
książki ze wszelakiej maści fantastyką (...) – półek i „z” zamiast „ze”. Zeszyt, długopis i laptop z tymi
przedmiotami prawie się nie rozstaję. – tutaj po „laptop” wstawiłabym
myślnik.
Podstronę o fabule
przeniosłabym do tej pierwszej. To ładnie następuje zaraz po sobie, więc czemu
by nie pokazać tego razem, zamiast na osobnych stronach? Mieszkająca w Memphis Jules jest zmiennokształtną, pewnego dnia,
tydzień przed urodzinami dostaje tajemniczy list, który jak sądzi, ma związek z
jej dziwnym znamieniem. – po „zmiennokształtną” dałabym kropkę i resztę
dała w nowym zdaniu. Po „urodzinami” i „który” przecinek.
Drzewo genealogiczne to
ciekawy dodatek, jednak bardzo niepraktyczny. Niewygodnie się go przegląda.
Myślałaś kiedyś, żeby to jakoś inaczej przedstawić? Czy wszystkie te postaci są
niezbędne, by zrozumieć fabułę, nie zgubić się w relacjach rodzinnych? Bo jeśli
nie, to może mogłabyś to jakoś pomniejszyć albo podzielić na części?
[wskoczyłam jeszcze tutaj po przeczytaniu treści, żeby zobaczyć czy teraz, jak
już znam postaci, istnienie tych wszystkich imion będzie miało dla mnie większy
sens, ale link nie chce mi się otworzyć i wyskakuje błąd. Wiesz coś o tym?] To
tyle o powierzchownej części bloga, a teraz przechodzimy do treści.
Prolog
Króciutki wstęp niewiele mi
zdradził, to też się za bardzo wypowiedzieć nie mogę. Chciałam jednak
zasugerować, by pozbyć się kursywy z pierwszego fragmentu, bo wydaje mi się
zbędna. W ostatnim akapicie mogłabyś go zachować jako podkreślenie
monologu.
Zauważyłam, że masz
tendencję do udziwniania niektórych wyrażeń i nadużywania przymiotników.
Spójrzmy sobie na to zdanie: Mój wzrok
łagodnie spoczywał na jej buzi, po czym bezwiednie przeniósł się na złotą ramkę
ozdobioną kwiatowym motywem, w którą wsadziłam fotografię kobiety z delikatnymi
rysami twarzy, przenikliwymi brązowymi oczami i malutką blizną na prawym
policzku. – czy ten wzrok naprawdę musiał „łagodnie” spoczywać na jej buzi?
I czy „bezwiednie” musiał się przenosić gdzie indziej? A jeśli doda się do tego
następne trzy przymiotniki opisujące kobietę na fotografii, to zdanie robi się
troszkę nieznośne. Poza tym, podzieliłabym je na pół. Lepiej by brzmiało w
dwóch częściach.
I jeszcze coś: Moja mama była niezwykłą osobą i zawsze,
gdy mój starszy syn o nią pytał, ja pytałam jego, czy wierzy w magię, czary i
legendy. Zawsze przytakiwał i prosił, by opowiedzieć o babci. –
zawsze? Naprawdę za każdym razem pytała o to samo syna?
Siedziałam wygodnie na miękkim fotelu, okryta wełnianym
kocem i tuliłam do serca swoją córkę. –
w miękkim fotelu.
Westchnęłam cichutko, by nie zbudzić dziecka i
uśmiechnęłam się do tej kobiety, gdy wspomnienia o niej – mojej matce –
ponownie dały o sobie znać. – nie
musisz być tak dosadna. Tej, niej, mojej. To wszystko nie jest potrzebne, bo
czytelnik się potrafi domyślić, jeśli coś zasugerujesz tylko raz. Jest jej
matką, ok. To napisz coś w stylu „i uśmiechnęłam się do wizerunku mojej matki,
gdy wspomnienia z nią związane ponownie dały o sobie znać”.
Rozdział I
Jak się domyśliłam, rozdział początkowo miał być prologiem i dopiero później
dodałaś do treści jego krótszą wersję. Chyba dużo bardziej pasowałaby mi
właśnie taka ilość tekstu w otwierającej nocie. Mimo tego, mam wrażenie, że i
tutaj niewiele wyjawiłaś. Czytałam to, nie mając pojęcia co się dzieje, bo
przeskakiwałaś z fragmentu na fragment bardzo chaotycznie. Najpierw główna
bohaterka była w domu, potem pojechała do ciotki, potem znowu była w domu i
znowu u ciotki i nie miałam pojęcia, jak się to wszystko ze sobą łączyło i co w
ogóle pcha główną bohaterkę do takich, a nie innych decyzji. Mam nadzieję, że
wkrótce więcej wyjaśnisz, inaczej czytanie stanie się przez to bardzo
uciążliwe.
Przyjrzyjmy się bliżej temu
fragmentowi dialogu: – To ja! – usłyszała
męski głos po drugiej stronie. – Tonny!
– Nie masz
dziś wolnego? – Zdziwiła się, wpuszczając gościa do środka. – Napijesz się
czegoś?
–
Obudziłem cię? – Nie skomentowała jego pytania, wzięła płaszcz i odwiesiła go. - Dodajesz do niego króciutkie opisy, które do treści
niewiele wnoszą, a do tego jeszcze nie układają się w bardzo logiczną całość.
Dziewczyna wpuszcza gościa do środka, po czym od razu pyta go czy się czegoś
nie napije, na co mężczyzna pyta czy kobiety nie obudził, na co ona bierze jego
płaszcz. Widzisz co tu mam na myśli? Już sam dialog mógłby ten chaos nieco
ogarnąć, bo przecież w rozmowach nie zawsze odpowiadamy na zadane pytania, a
czasem mówimy coś zupełnie nie pasującego do sytuacji, ale nie możesz przeskoczyć
od wpuszczania gościa do środka, do zabierania mu płaszcza od tak. Kiedy on ten
płaszcz ściągnął w ciągu tego trzy sekundowego dialogu, a kiedy zatrzasnęły się
za nim drzwi? Musisz przemyśleć rozmieszczenie czasowe swoich dialogów.
Masz też tendencję do
dziwnego przeskakiwania z jednego opisu na drugi, w ogóle ich nie łącząc. By
opowiadanie było bardziej wiarygodne, musisz się nauczyć ładnie wplatać opisy w
tekst. Tak, na przykład, opis Jules nastąpił, gdy Tonny się jej przyglądał, no
i świetnie, udało Ci się to jakoś uzasadnić, ale nie możesz z tego przejść od
razu do opisu jej czynności, bo nie trzyma się to kupy. Nie jest to jedyny
przykład takiego zachowania. W tym samym rozdziale robisz tak kilkakrotnie i ma
się wrażenie, jakby tekst był niekompletny, urywany, co sprawia, że czytanie go
jest bardzo frustrujące.
Przykro mi to stwierdzić,
ale dialogi w rozdziale pierwszym troszkę mnie rozczarowały. Nie masz do nich
jeszcze smykałki, takiej umiejętności, która daje wrażenie lekkości i
naturalności wypowiadanych przez postaci słów. Słowem, wydają się bardzo
sztuczne. Niekiedy zbyt opisowe, niekiedy banalne, niekiedy wprost zabawnie
głupiutkie. Nie mówię Ci tego, by Cię w jakiś sposób urazić. Mam po prostu
nadzieję, że zmusi Cię to do ponownego przeglądnięcia tekstu i pomyślenia nad
dialogami. Na przykład kolejny fragment opowiadania w jakiś sposób przeszedł z
rozmowy o liście, przez rozmowę o cieście, do powodu, dla którego Jules mieszka
w Memphis, w bardzo toporny sposób. Kolejna taka sytuacja następuje już w domu
ciotki Jules. Nie chcę się powtarzać, ale... zapala papierosa, spotyka ciotkę,
a na talerzu spoczywają kanapki. Wytłumacz mi proszę, jak te trzy rzeczy się ze
sobą łączą i dlaczego upierasz się przy skrótach myślowych?
Bo nie na tym polega pisanie. To pierwszy
błąd początkującego pisarza. Nie mówisz czytelnikowi, a opisujesz. Zaskoczenie
listem Jules możesz ukazać na wiele sposobów, które będą dużo bardziej dobitne
od nienaturalnego dialogu. Zmarszczone lub podniesione brwi, chwilowe zamyślenie,
rozszerzone z zaskoczenia oczy to podziała na wyobraźnię dużo bardziej niż
słowa. A jeśli coś zostanie niedomówione, tym lepiej! Czytelnicy lubią się
domyślać, lubią polemizować, lubią oceniać czyny bohaterów i zastanawiać się
dlaczego postąpili w taki, a nie inny sposób. Więc zanim zdecydujesz się coś
powiedzieć ustami bohatera, zastanów się czy nie lepiej by było tego jakoś
obrazowo pokazać przez opis sytuacji. Nie zachęcam Cię tutaj do całkowitego
pomijania dialogów, co to, to nie. Po prostu chciałabym, byś nauczyła się
rozróżniać dialog wymuszony od tego całkowicie niezbędnego. Mam
nadzieję, że to Ci nieco pomoże, bo naprawdę zaczynam w Twoim opowiadaniu
widzieć potencjał.
Fragment, gdy dziewczyna próbuje
się dodzwonić do ciotki troszkę mi zgrzyta. No bo najpierw gorączkowo wybiera
ten sam numer, by się dodzwonić, bo potrzebuje jej pomocy, a gdy ta w końcu
odbiera, Jules mówi, że opowie jej o co chodzi, jak dotrze na miejsce? To po co
ona do niej w ogóle dzwoniła, skoro nie miała zamiaru niczego tłumaczyć? Uważam
tę sytuację za zbędną i bezsensownie wprowadzającą dramaturgię do opowiadania.
Troszkę mnie też irytuje
zapominalstwo Jules. Zapomniała o liście, zapomniała o zmartwieniach dnia
poprzedniego... Naprawdę uważasz, że o takich rzeczach, które przecież długo
zaprzątały jej myśli, mogłaby zapomnieć tak szybko? Dwa zdania później sobie o
tym „mimo wszystko” przypomniała, co również mi nie pasuje, bo poprzednie
stwierdzenia nie mają wtedy sensu. Strasznie to zagmatwane jest i cały czas mam
wrażenie, jakbyś o niektórych rzeczach pisała tylko po to, by do tekstu dodać
nieco tragizmu.
Z bardziej pozytywnej
strony dodam jeszcze, że całkiem mnie zaciekawiłaś. Tajemniczość przewijających
się wydarzeń, owszem, mogła irytować, ale to tylko dlatego, że ja już chciałam
wiedzieć o co chodzi, dlaczego i po co. Kim są wymieniane postaci, jak potoczy
się ich historia i jak się to wszystko połączy z prologiem? Dlatego też czytam
dalej.
Pierwsza sobota tej jesieni nie zapowiadała niczego
niezwykłego, wydawała się po prostu kolejnym zwykłym dniem mieszkańców Memphis. – a może „dla mieszkańców Memphis”?
Miasto podzielone zostało na kilka dzielnic, jedną z nich
było nowoczesne Downtown, znajdujące się w delcie Mississippi. - to brzmi, jakby miasto dopiero co zostało podzielone
na dzielnice, a tak przecież nie jest, prawda? Napisz po prostu, że miasto było podzielone. Poza tym, wspominasz o
jednej z dzielnic, a zaraz potem z powrotem przechodzisz do opisywania
otoczenia. Trochę ta wzmianka o Downtown wydaje się tu nie na miejscu, nie
uważasz? Taka wyrwana z kontekstu.
Zatrzymała przed oknem, patrząc w dal. – zatrzymała się?
Spojrzała w dal, gdzie jak przez mgłę majaczyło jakieś
zaspane miasto. – przecinki we
wtrąceniu.
Na jej twarz, ponownie tego dnia, wkradł
się szczery, pełen radości i optymizmu uśmiech. – dopiero zaczęłaś opisywać
dzień i nic o wcześniejszym uśmiechaniu się nie było.
Rozdział II
Twoja tendencja do skakania
od sytuacji do sytuacji, bez jakiegokolwiek łączenia ich, pozostała irytująco
widoczna i w tym rozdziale. Jest dla mnie oczywistym, że musisz wszystkie
rozdziały zredagować od początku do końca. Wytykanie tu wszystkich sytuacji
zrobiłoby się nudne i obciążyłoby tekstowo ocenę, więc jeśli chciałabyś, bym
pomogła Ci je wszystkie odszukać, daj mi znać.
W tym rozdziale zdałam
sobie też sprawę z czegoś, o czym zapomniałam wspomnieć w poprzednim. Otóż masz
całkiem niezłą smykałkę do opisów otoczenia. Być może nie do końca wiem, jak z
przedpokoju ktoś się dostał do salonu, ale za to wiem, jak one wyglądają.
Niezwykle obrazowo potrafisz przedstawić rozłożenie pomieszczenia, opisać
kolorystykę w nim panującą i wspomnieć o zdobieniach na kominku czy ścianach.
Bardzo mi się to podoba, choć powinnaś pamiętać, że nie zawsze musisz wszystko
opisywać jak tylko bohater pojawi się na nowej scenie. Kolor czy fakturę kanapy
możesz opisać dopiero, gdy Twoja postać postanowi na niej usiąść. A figurki
zdobiące kominek mogą zostać wspomniane, gdy wzrok którejś z postaci spocznie
na nich w zamyśleniu. Staraj się to wplatać w tekst, zamiast zatrzymywać się
nagle, by podać czytelnikom cały opis jednego pomieszczenia. Zapobiega to
płynności tekstu, a tego przecież nie chcemy.
Zauważyłam, że czasami
używasz dziwnych określeń do opisów danej sytuacji lub czyjegoś wyglądu. W
większości wypadków wiem, co miałaś na myśli tylko po prostu ujęłaś to w dziwny
sposób. Przykład z delikatnością tańczących płomieni masz poniżej, a jeszcze
chciałam zapytać, jak skórzana kurtka może podkreślać zarys czyjejś szczęki.
Jak jedno ma się do drugiego? Miał na
sobie ciemne spodnie i skórzaną kurtkę, podkreślającą ostro zarysowaną szczękę
i wyraziste orzechowe oczy. – i jeszcze się zastanawiam, czy te wyraziste
orzechowe oczy on też miał na sobie, czy też były podkreślane przez kurtkę, czy
o co chodzi. Tutaj to już oczywiście żartuję, chciałam Ci tylko pokazać jak
czasem piszesz jedno, a masz na myśli chyba co innego.
I nadal w sumie nie wiem, o
co chodzi. Dlaczego główna bohaterka jest taka zrozpaczona, a równocześnie
bardzo wierzy, że wszystko się ułoży, kogo zabiła, kim jest Kasey, co jest z
tym zamienianiem (co to znaczy, że została wytypowana do przemian?) i dlaczego
kot? Jak na razie, to wszystko jest dość zagmatwane.
Uśmiechnęła się w duchu do siebie, zapominając o leżącej
na stoliku kopercie. – to nowy
rozdział, koperta jeszcze nie została nawet wspomniana, a Ty po raz kolejny
przypominasz, że o niej zapomniała?
Ostatni raz spojrzała w okno, w którym przez chwilę
widziała rudowłosą kuzynkę.
– Jules! – Charlie zaprosiła gestem kuzynkę do
przestronnego salonu, posyłając radosny uśmiech. – kuzynka mi się tu nieładnie powtarza. I jak ten
uśmiech posyła, to komuś, więc dodaj „jej”. Albo napisz „uśmiechając się
radośnie”.
– Cześć – rzuciła szybko, mijając ją. – Hej, czekaj –
zawołała, łapiąc ją za nadgarstek. – Jules, co się stało? – enter Ci umknął. To są wypowiedzi dwóch innych osób,
nie?
Po chwili dołączyła do niej Charlie, spojrzała ze szczerą
radością w oczach na kuzynkę i postawiła delikatnie na parkiecie dwie szklanki
z malinową herbatą. Jej wzrok również spoczął na tańczących delikatnie
kolorowych językach. – ta
delikatność się powtarza. I jeszcze mi powiedz jak języki ognia mogą
„delikatnie” tańczyć, bo próbuję sobie to wyobrazić.
Rozdział III
Z jakiegoś powodu, pomimo
tego, co o swoim blogu napisałaś na podstronach, spodziewałam się przeczytać
coś bardziej... fantastycznego? Teraz już widzę, że źle podeszłam do Twojego
opowiadania. Więcej tu z obyczajówki, zwykłej życiowej (choć wcale nie gorszej)
historii niż fantasy. I wiesz co? Podoba mi się. Teraz, gdy już przywykłam do
Twojego stylu, zaczęłam doceniać powolne rozwinięcie fabuły i dokładny zapis
następujących po sobie dni i wydarzeń. Nadal mam kilka „ale” związanych z wieloma
aspektami tej powieści, ale nie przeszkadza mi to w czytaniu całkiem przyjemnej
historii. I w końcu zajarzyłam te wszystkie skoki w akcji. Problem w tym, że te
retrospekcje strasznie się ze sobą zlewają i zastanawiam się czy nie mogłabyś
ich jakoś zaznaczyć, na przykład kursywą?
Kurczę, ręce mi opadają, bo
mam wrażenie, że im dalej czytam, tym częściej i bardziej dosadnie się
pogrążasz z tym urywanym pisaniem. Miałam już Ci przykładów nie dawać, ale nie mogę
tego tu nie zrobić. Żeby zademonstrować, co mam na myśli, muszę tu wkleić dość
spory fragment z rozdziału, za co z góry przepraszam. Mężczyzna zapewnił, że skontaktuje się z nią w
ciągu kilku następnych dni, gdy tylko wróci do miasta. Zdziwiona chciała
zapytać, gdzie się wybiera, w chwili gdy zza rogu wyszła niska kobieta. Ubrana
była w ciemne spodnie i kurtkę, opinającą się na niewielkim ciążowym brzuchu.
Miała krótkie, kończące się na linii barek jasne włosy (włosy
kończące się na linii barek wcale nie są takie krótkie). To, co szczególnie rzuciło się jej w oczy,
to duża ilość piegów na bladych policzkach oraz szare oczy w kształcie
migdałów. Uśmiechnęła się do kobiety, żegnając się przy tym z Tonnym.
– Razem dwadzieścia osiem dolarów i pięć centów (i w tym momencie zaczynam się zastanawiać po co tak
szczegółowo opisałaś kobietę w ciąży, skoro nic do tekstu nie wniosła aż do
kolejnych zdań).
Szybkim krokiem szła w stronę Floyd Alley
popijając co jakiś czas kawę z papierowego kubeczka z logo Starbucks (kiedy ona wyszła ze sklepu? Kiedy tę kawę kupiła w
Starbucksie?).
Rozmyślała o kobiecie towarzyszącej Tonny’emu. Nigdy nie mówił, że ma
dziewczynę czy narzeczoną. Przypomniała sobie sytuacje, kiedy starał się
zaprosić ją na kawę czy na jakiś ciekawy film w kinie (ten fragment chętnie zobaczyłabym
wcześniej, może w momencie, gdy żegnała się z Tonnym?).
– Przepraszam, nie chciałem na panią wpaść –
usłyszała męski głos (aha, głos
usłyszała, ale żadnej reakcji na potrącenie, absolutnie niczego, co mogłoby czytelnika
przed szokiem pojawienia się nowej postaci na scenie ocalić, nie ma?). – Pomogę pani to
pozbierać. – Zaoferował i zaczął wkładać do torby to, co z niej wypadło (no jasne, że jej rzeczy z torebki
powypadały, przecież to oczywiste, dlaczego niby czytelnicy nie mieli się tego
domyślić? Wybacz sarkazm, ale to mnie po prostu zaczyna śmieszyć).
– Nie ma problemu. Szkoda tylko płaszcza –
odpowiedziała sucho, wycierając go jednorazową chusteczką (tak samo, jak oczywistym jest, że kawa, którą trzymała
poleciała na płaszcz. Naprawdę?). – teraz, żeby wszystko było jasne. Cały tekst zacytowany
powyżej (oczywiście, nie licząc moich komentarzy) to jeden fragment pisany
ciągiem, żeby czytelnicy sobie nie pomyśleli, że czepiam się kawałków wyrwanych
z kontekstu. Nie, przytoczyłam tu cały fragment, bo tak on właśnie wygląda.
Spróbujcie go przeczytać ciągiem, bez moich wstawek w nawiasach. Widzicie, co
tu mam na myśli? Ma to sens? No właśnie nie sądzę.
Ja rozumiem, Jules w
zamyśleniu szła sobie popijając kawę i nagle jakiś koleś na nią wpadł. Wydaje
mi się, że to czytelnik jest w większym szoku z ich spotkania niż sama
zainteresowana, bo bohaterka przynajmniej jeszcze wie, co się wokół niej
dzieje, my nie. Nie jest to jedyny taki przypadek w tym rozdziale (i w każdym kolejnym),
ale chyba już dosadnie przedstawiłam swoje zdanie na ten temat, więc więcej ich
wytykać nie będę. Wydaje mi się, że Ty całe to opowiadanie masz bardzo wyraźnie
zarysowane w głowie. Wiesz dokładnie, jak chcesz je przedstawić, co chcesz
napisać, ale nie zdajesz sobie sprawy z tego, że my nie mamy wglądu do Twoich
myśli i jeśli nie pozbędziesz się tych skrótów myślowych, to nic Ci z tego
opowiadania nie wyjdzie.
Jeszcze mam taką małą
sugestię co do jednego fragmentu z pogrzebu. Piszesz, że kobieta, która
śpiewała, miała policzki czerwone od płaczu, a z oczu płynęły jej łzy. A może,
żeby jej rozżalenie podkreślić, dodasz, że przy śpiewie głos jej drżał, co
pieśni jeszcze dodało charakteru. Sama nie wiem, tak sobie próbuję to wyobrazić
i gdybam na głos. Bo jakbym ja płakała, to śpiewanie by mi wyszło średnio.
O, i chciałabym wiedzieć
dlaczego bohaterki Twojego opowiadania wiecznie przeglądają albumy ze
zdjęciami. Pierwszy raz taka sytuacja pojawiła się ni stąd ni zowąd, ale
jeszcze byłam skłonna ją przełknąć, natomiast gdy pojawiła się znowu, zaczęłam
się zastanawiać, czy to ma jakieś głębsze dno, czy jest zwykłym zapychaczem
treści.
W ich głowach kłębiły nie jasne odpowiedzi i setki pytań. – kłębiły się i niejasne razem.
Teraz to był dom Jules i kaseta. – że co proszę? Czyżby Word bezczelnie poprawił Ci
Kaseya na kaseta? xD
Zatrzymała się kilka ulic dalej, robiąc w myślach bilans,
tego co ma w lodówce. –
przenieś przecinek sprzed „tego” przed „co”.
Jednym ruchem zdjęła buty i płaszcz, z którego w wyjęła wszystkie
przedmioty jakie miała. – jakieś
zbędne „w” się przyplątało, a Jaelithe próbuje sobie wyobrazić ściąganie butów
i płaszcza na raz jednym ruchem.
Miała jeszcze czas, więc nieś ciesząc się przygotowywała
sałatkę i kawę. – chyba miało być
„nie spiesząc się”? I wtrącenie jest, więc przecineczki.
– Pamiętasz te zdjęcie? – zagadnęła Jules, opierając
głowę o ramie kuzynki. – to
zdjęcie i ramię.
– Nie uważasz, że minęło tyle lat i, że ona naprawdę… - ona nie uważa, że minęło tyle lat. Wie ile lat minęło.
Napisz może „skoro minęło tyle lato, to ona naprawdę” czy coś takiego?
I właśnie tak sobie
zerknęłam do oceny, którą otrzymałaś na Raju Ocen, bo coś mnie tknęło, że
niektórych tych sprawek już dawno nie powinno tu być, bo ktoś by Ci je wytknął,
szczególnie jeśli zgłaszałaś się do oceny. I co znalazłam? Błędy, które Lien Ci
wytknęła nadal widnieją w Twoich tekstach i teraz to ja Ci je wytykam. Na tym
kończę wypisywanie błędów, bo skoro nie masz zamiaru ich poprawiać, to po co ja
się mam produkować.
Tak jeszcze dokładniej
doczytałam ocenę i wkurzyłam się niesamowicie i czuję się zwyczajnie
zlekceważona. Po jakie licho ja mam Ci pisać, co myślę o Twoim blogu i
opowiadaniu, skoro Ty nie masz zamiaru nic z tym zrobić, nie wprowadzić żadnych
poprawek? Pisałam tę ocenę pomimo przeterminowania bloga i bo dość długo na nią
czekałaś, ale teraz to już nie wiem czy to w ogóle miało sens. Tyle się
produkowałam na temat tych przeskoków w akcji, a, tymczasem, o tym samym mówiła
Ci Lien. Dokańczam ocenę z nadzieją, że jej nie olejesz i wprowadzisz do tekstu
poprawki.
Rozdział IV
Zakładam, że te początki
rozdziałów, pisane inną czcionką, to jakaś forma wpisu do pamiętnika głównej
bohaterki, tak? Ciekawy dodatek. Pozwala na bardziej osobisty wgląd w myśli
Jules. Wolałabym jednak, byś była konsekwentna i, albo wprowadzała te teksty do
każdego rozdziału, albo porzuciła je całkowicie, bo wrzucone nagle do jakiegoś
rozdziału, od tak, nie mają sensu, chyba że je uzasadnisz.
No i natknęłam się na małe
potknięcie logiczne. Jules sprząta łazienkę i nagle słyszy dzwonek do
drzwi. Przetarła ręką czoło, ruszając w
stronę drzwi. Poprawiła brązową koszulkę, uśmiechając się do swojego odbicia w
owalnym lustrze, które wisiało nad umywalką. – więc ruszyła do drzwi, ale
nagle znalazła się z powrotem w łazience i przed lustrem?
A założenie tego rozdziału
było chyba takie, żeby nieco wyjaśnić sprawy związane ze zmiennokształtnością,
na mnie, natomiast, zrobił wrażenie całkowicie niepotrzebnego. Wycieczka do
baru osób z dwoistą naturą, była ciekawa, ale już sam pobyt w nim i to
zadawanie pytań było... bez sensu? Ile ona tych pytań zadała? Dwa? A tylko na
jedno otrzymała odpowiedź. Powiedz mi, co to wniosło do treści? I dlaczego
Jules zgodziła się na pójście do Muutos tylko po to, by zadawać pytania? A nie
chciałaby bliżej poznać ludzi swojego rodzaju? Dlaczego nie mógł to być
zwyczajny wypad do pubu tylko przy okazji okraszony kilkoma informacjami
potrzebnymi do rozwinięcia fabuły? Tak wyglądałoby to dużo naturalniej.
Jest jednak coś, co bardzo
mnie w tej części zaintrygowało, bo wcześniej się z tym w blogowych
opowiadaniach nie spotkałam. Mam tu na myśli dość kontrowersyjną postać Lucasa
i to, jak go przedstawiłaś na początku i końcu rozdziału. Pojawił się tu jako
ktoś, do kogo wielkiej sympatii nie powinniśmy czuć, bo jest byłym chłopakiem
jednej z bohaterek i wyraźnie widać, że czymś ją zranił i jestem między nimi
sporo historii, a było inaczej i zaczęłam go lubić. Dlatego też tak mnie
zdziwiło, gdy okazał się być tym samym facetem, który wcześniej, tak
niefortunnie, wpadł na Jules, a zarazem właścicielem baru dla
zmiennokształtnych. Domyślam się, że to wszystko sprawi, że relacje pomiędzy
kuzynkami staną się jeszcze bardziej skomplikowane, a Lucas jeszcze sporo
namiesza, hm? Swoją drogą, nie uważasz, że troszkę przesadziłaś z tym jego
lekceważącym tonem? Kobieta zmienną jest, to wiemy, a u faceta taka nagła
zmiana twarzy wydaje mi się naciągana. Za to podoba mi się, że zwraca się do
swojej byłej "Char". To takie osobiste i, na swój sposób, urocze.
Rozdział V
Złość Jules mi tutaj w
ogóle nie pasowała. Tyle razy powtarzałaś, jak blisko jest z kuzynką, a tu
nagle takie wyrzucanie żalu tylko dlatego, że się trochę upiła? To wyglądało
tak, jakby specjalnie chciała kuzynkę do siebie urazić. Do czego ona dąży? Chce
być sama choćby nie wiadomo co? A tu niespodzianka, na koniec rozdziału
wyjaśniłaś jej wybuch złości, czego się w ogóle nie spodziewałam. Wytłumaczyłaś
to jej „przypadłością”, a ja jednak nadal tego nie kupuję i uważam jej wybuch
za niestosowny.
Znowu znalazłam logiczne
potknięcie: – Do chłopaka? – zaciekawił
się, pomagając jej wysiąść z auta. W odpowiedzi na pytanie Jules
roześmiała się, posyłając mu wesołe spojrzenie. – Dzięki. Nie, Lucas, nie do chłopaka.
Jadę odwiedzić brata. - Dziesięć minut później Jules parkowała samochód
na niewielkim, nieco zapełnionym parkingu na tyłach kawiarni. – to
najpierw wysiada z auta, a potem dojeżdża na parking?
Fragment nawiązujący do
pracy głównej bohaterki w klinice weterynaryjnej dopiero mi uświadomił, że to
jej przemieszczanie się z miasta do miasta musi być niezbyt zadowalające dla
jej pracodawców, co? Poza tym, znowu wydaje mi się, jakbyś tę część wstawiła do
treści, by zwyczajnie ją czymś zapchać. Jedyne, czego się tu dowiedziałam, to
że dziewczyna, dzięki swojej przypadłości, ma dobrą rękę do zwierząt. Nie do
końca za to rozumiem, dlaczego jej rodzina była tak przeciwna jej karierze jako
pani weterynarz. Co jest w tym takiego nieprzyjemnego i/albo haniebnego?
I jeszcze coś, Charlie
oznajmia wszem i wobec, że jest kuzynką Jules, ale już nie jej przyjaciółką.
Zrozumiałe, pokłóciły się i tak dalej. A pomimo jej opryskliwości i wyraźnie
emanującej z niej wrogości, Jules, odkładając słuchawkę, czuje ulgę, spadający
z serca kamień i przypływ pozytywnej energii. Tak się raduje, że kuzynka ma ją
głęboko w poważaniu? Takie stwierdzenia miałyby sens, gdyby Charlie zgodziła
się jej wybaczyć lub trochę spuściła na tonie, ale nie w sytuacji, gdy
dziewczyna nie ma ochoty z nią rozmawiać! Tym sposobem pokazujesz Jules jako
osobę wybitnie głupiutką albo wredną i nie przejmującą się stratą przyjaciółki,
a chyba nie miałaś zamiaru.
Podsumowując, pomysł na
opowiadanie sam w sobie nie jest zły, natomiast wykonanie pozostawia sobie
wiele do życzenia. Gdyby ten tekst porządnie dopracować, wyszłoby z tego
całkiem niezłe opowiadanie, które pewnie chętnie bym dokończyła czytać. Tak
ogólnie się jeszcze wypowiem na temat konkretnych jego aspektów, a zacznę od bohaterów. Kobiety w Poznając
Przeznaczenie są dla mnie jednakowe. Jules i Charlie niczym się według mnie nie
różnią i nawet napady złości mają takie same. Ponadto, główna bohaterka wydaje
mi się niestabilna emocjonalnie. To dziewczę spędza swoje dni martwiąc się
nieotwartymi kopertami, następnie o nich „szybko” zapominając, potem gorąco
wierzy w to, że dzień następny będzie wspaniały, a do tego ucieka od wszystkich
sytuacji, które mogłyby na jej drodze postawić nawet najmniejszą przeszkodę.
Nie twierdzę, że cała postać sama w sobie jest nieudana, po prostu uważam, że
troszkę ją emocjonalnie zepsułaś. Powinnaś popracować nieco nad
równowagą.
Kasey jest najlepiej
skonstruowaną postacią. Ma normalne, ludzkie odruchy i podoba mi się to, że
najpierw czuł do siostry nienawiść, bo uważał, że jest winna śmierci ich
rodziców, ale później zrozumiał, że to przecież nie jej wina i chciał jej
pokazać, że mu zależy, by ich relacje się poprawiły. Natomiast Lucas ma
rozdwojenie jaźni. Brak Ci w nim konsekwencji, a przynajmniej tej jego
zmienności jakoś specjalnie nie wytłumaczyłaś, więc nie ma logicznego pokrycia
w tekście.
Na temat opisów już się trochę wypowiadałam,
chciałam jednak dodać, że chętnie bym u Ciebie zobaczyła więcej tych
sytuacyjnych. Od początku do końca, nie urywaj opisów i nie przeskakuj do
następnych sytuacji jakbyś się spodziewała, że czytelnik może się bez nich obyć
i bez problemu domyślić, co się stało. Siła sugestii jest wielka, ale Ty nie
potrafisz nią dobrze operować i z tego rodzi się wiele niedomówień. Ale to dialogi są Twoją piętą achillesową. W
wielu przypadkach są nienaturalne i naciągane. A gdy doda się do nich jeszcze
te niejasne opisy, to dostajemy mieszankę całkowicie abstrakcyjną.
Droga Devirose, Twoje
opowiadanie wymaga wielu dogłębnych poprawek. Już od dawna nie wstawiałaś na
bloga nowych części i wydaje mi się, że, jak na razie, nie powinnaś, aż do
czasu, gdy tych poprzednich nie zredagujesz. Na dzień dzisiejszy otrzymujesz
ode mnie ocenę dopuszczającą (55 punktów), czyli Poniżej Przeciętnej. Na koniec życzę Ci jeszcze wytrwałości z
nadzieją, że opowiadania nie porzucisz, bo przecież ma potencjał, a moje
komentarze weźmiesz sobie do serca i nie będziesz czekała z poprawkami aż
następna oceniająca weźmie się za Twoje opowiadanie, bez świadomości, że błędy,
które sama Ci wytyka, już zostały wymienione gdzie indziej. Pozdrawiam
serdecznie,
O, ocena. ^^ Widzę, że warto było czekać, bo według mnie jest dopracowana i przede wszystkim pomocna dla Autorki. Sama nie wierzę, by udało mi się napisać tak dobrą nieszablonową (choć jak na pierwszy raz "dyktator.blogspot.com" nie poszedł całkiem tragicznie).
OdpowiedzUsuńTe sceny, które według Ciebie nic nie wnoszą do akcji, nazwałabym "zapchajdziurami". Spotkałam się niedawno z tym określeniem i według mnie świetnie oddaje to, co Autorka poczyniła w swoim opowiadaniu. Zresztą, ostatnio ten zabieg jest coraz częściej używany. Hm, czasami mam wręcz wrażenie, że niektórzy piszą z rozdziału na rozdział, nie zdając sobie sprawy, jakie szkody wyrządzają fabule. Zobaczymy jak Devirose odniesie się do twoich komentarzy. W końcu pięć rozdziałów, to wcale nie tak dużo, zawsze można napisać od nowa.
zastanawia mnie, czy w opowiadaniu było faktycznie tak mało bohaterów, bo, czytając fragment im poświęcony, można wyciągnąć takie wnioski. A może są po prostu nieistotni? Nie wiem.
Z tymi opisami to wiem, jak to jest. Pierwsze trzy rozdział opowiadania, które oceniam to same opisy, a potem, przez resztę, dialogi.
Jak mi się coś przypomni, to później dopiszę. :)
Dzięki, zapchajdziura brzmi idealnie xD A z tymi postaciami to dokładnie tak było, że prawie wcale ich nie było, a Ci co byli, pojawiali się ewentualnie tylko po to, by potowarzyszyć głównej bohaterce. No.
UsuńPowiem Ci, że to chyba najlepsza ocena z tych 21, które pojawiły się do tej pory na OO. Takie jest moje zdanie. Cała ocena jest jedną wielką radą i jeśli autorka będzie na tyle wdzięczna, żeby chociaż w połowie zastosować się do tego, co tu napisałaś, to myślę, że jej opowiadanie wiele an tym zyska. Gratuluję i biję pokłony. Oby więcej takich ocen! ^^
OdpowiedzUsuńJeden błąd znalazłam, na samym końcu: "Ale to dialogi są Twoją stopą achillesową". Piętą achillesową, a nie stopą ;) A tak poza tym to nic innego się nie dopatrzyłam.
Czekam z niecierpliwością na Twoją kolejną ocenę i po cichu liczę, że pojawi się szybciej niż ta ^^
Pozdrawiam,
Wielkie dzięki, hope! Strasznie mi miło, że tak uważasz ^^ Też mam nadzieję, że Devirose troszkę z mojej oceny wyniesie ;) A z tą stopą to nie wiem co mi się ubzdurało oO dzięki za wytknięcie.
UsuńNie chcę zapeszać, ale myślę, że uda mi się jeszcze jedną ocenę w tym miesiącu dodać, więc zobaczymy jak to będzie ^^
Popieram podzielenie strony "ocenione" na kategorie oceny. Powinno to tak dobrze wyglądać.
Pozdrawiam serdecznie
Zapomniałam. Szefowo, wpadałam na pomysł, co można zrobić z podstroną "ocenione", bo na chwilę obecną jest nieczytelna. Może podzielić ją tak jak kiedyś z tą różnicą, że nie na kategorie bloga, ale ocenę, jaką otrzymał? Wiesz, o co mi chodzi? Ocena celująca: *lista blogów* Ocena bardzo dobra: *lista blogów* itd.? :>
OdpowiedzUsuńI czemu w zgłoszeniach pojawiło się przekierowanie? ;)
Też uważam, że tak byłoby lepiej.
UsuńMoże macie rację, usiądę nad tym wieczorem:)
UsuńA przekierowywanie jest po to, bo... W "Stronach" nie mogłam skopiować daty wraz z godziną publikacji komentarza, ta możliwość jest wyłącznie w postach. Dlatego też, aby porządkować zgłoszenia, musiałam wprowadzić takie zmiany. Z obecnymi zgłoszeniami pomęczymy się do czasu, kiedy blogi nie zostaną ocenione. A nie skasowałam tej jednej podstrony, tylko dałam przekierowywanie, bo być może z niej korzystacie.
Pozdrawiam!
Lecę rysować projekt(już chyba 6h dzisiaj...)
Przepraszam , a ile punktów zdobyła autorka?
OdpowiedzUsuń55 o ile dobrze widzę:)
UsuńJa jestem jak najbardziej za. Nie mam tylko pewności, czy aby na pewno znajdą się chętni. Ewentualną alternatywą mógłby być konkurs na PROJEKT szablonu, gdyż, nie oszukujmy się, wątpię, by zawitały do nas pęczki chętnych Szabloniarzy.
OdpowiedzUsuńhttp://wieszak65.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńProszę o szczere opinie:)
Wersja próbna - może ulec jakimś zmianom lub bierzemy coś innego.
Piszcie!
Mi się podoba. Ja bym go wzięła ;)
UsuńMi też się podoba ;) i jest dużo miejsca na menu.
UsuńJest OK, choć wyobrażałam sobie tę stronę w żywszych kolorach. Ale ogólnie ładnie.
UsuńMi także się podoba. Choć nie lubię takich kolorów, mimo wszystko szablon prezentuje się świetnie. Pastelowy, delikatny kolor tła - przyjemny dla oka, cytat i obrazek w sam raz na ocenialnię. Wszystko gra i myślę, że nie ma co więcej wymyślać. :P
UsuńA moim zdaniem tło postów jest za blisko obrazka, tzn. do lewej. Boczna szpalta jest szeroka i zachodzi do samego końca prawej strony. U mnie jakoś nie widać jej końca. Za szaro, dajcie trochę kolorów. To ma być przyjemne miejsce, a szablon robi wrażenie strasznie smutnego. Jakbyście miały dołować ludzi...Fajnie byłoby dać radosne kolory przyjemne dla oka. Napis Oceny Opowiadań u mnie jest kompletnie niewidoczny bo za biały.
OdpowiedzUsuńElementy no jak chcecie, ale takie są wszędzie, podobne na każdej ocenialni. Może coś bardziej orginalnego? Żeby trochę odróżnić się od reszty książkowych, atramentowych i pierzastych smutaśnych szablonów. Podoba mi się opis na dole, ale mi zachodzi pod tło posta.
Przepraszam za krytykę
Nie przepraszaj, bo masz w zasadzie rację. Jednak na razie niech będzie, w niedalekiej przyszłości pomyślimy o czymś innym. O czymś, co faktycznie odróżniałoby nas od innych. Też nie lubię schematów.
UsuńPozdrawiam!