piątek, 4 stycznia 2013

[21] poznajac-przeznaczenie.blogspot.co.uk


Melduję się, jako pełnoprawna oceniająca z kolejną oceną. Bardzo dziękuję za przyjęcie mnie na stałe. I dodam jeszcze, że wydaje mi się, że ta ocena wyszła mi ostrzejsza, niż zamierzałam, a powody poznacie poniżej. Mam tylko nadzieję, że autorka bloga spojrzy na tę analizę z otwartym umysłem, bo naprawdę starałam się jej pomóc (przynajmniej do pewnego momentu).

Oceniająca: Jaelithe
Autorka: Devirose
Ocena: Nieszablonowa


Na początek wspomnę, że szablon nie prezentuje się świetnie we wszystkich przeglądarkach. W sumie, to w żadnej nie wygląda specjalnie dobrze. Nie twierdzę, że jest brzydki czy jakoś szczególnie odrzucający, ale... Dodatkowe ramki w prawej kolumnie ciągną się w nieskończoność i kończą się tylko po to, by te pod tekstem głównym mogły je zastąpić. Po co to wszystko? Masz osobną podstroną o autorce, więc rozwinięcie do pełnego profilu na samym dole jest zbędne (link do tego możesz po prostu wrzucić na podstronę). Obserwatorzy też nie wyglądają szczególnie estetycznie, tak na szarym końcu i jakby trochę zapomniani. Sondę (która, notabene, powinna się już dawno zakończyć) można by było upchnąć gdzie indziej, a w informacjach jest bałagan i, tak właściwie, też mogłabyś im znaleźć lepsze miejsce, bo psują całościowy efekt.
Nie masz nagłówka, więc brak linku odświeżającego troszkę mi zawadza, ale to już w sumie Twoja sprawa. Po prostu dużo wygodniej jest mieć coś takiego pod ręką, gdy przyjdzie ochota powrotu na stronę główną bloga. Konkretniej o szacie graficznej powiem tak: nie jest zła, ale fakt, iż całość bardzo psuje brak estetyki sprawia, że wygląda to gorzej niż mogłoby wyglądać. Zlepki niezbyt dobrze komponujących się ze sobą zdjęć plus brush i drzewa w tle, a dziewczyna na głównym planie jest dość nieumiejętnie wycięta. Do tego wszystkiego dochodzi z pięć różnych rodzajów, wielkości i kolorów czcionek. Nie wygląda to wspaniale, a fakt jest taki, że gdyby tylko pokonać te podstawowe problemy z estetyką, to całość prezentowałaby się dużo lepiej, nawet nie zmieniając nic w szablonie. Pomyśl nad tym, ok?

Jest coś, co w blogu irytowało mnie wybitnie, do tego stopnia, że zaraz po wejściu na niego, od razu go wyłączałam. Domyślasz się o czym mówię? Tak, o muzyce. Uważam to za świetny dodatek, szczególnie do opowiadań, bo ścieżka dźwiękowa (gdy dobrze dobrana nastrojowo) świetnie się nadaje do budowania atmosfery podczas czytania. Aczkolwiek, gdy narzucasz czytelnikom muzykę zaraz po wejściu na bloga (wyobraź sobie, że włączam stronę, nie mając o tym pojęcia, a akurat mam głośniki nastawione dość głośno), nie wychodzi Ci to na dobre. Po prostu odrzuca. Takie jest moje zdanie, a Ty zrób z tym co chcesz.

Jeszcze sobie zajrzę na podstrony. Autorka i blog, jest stroną całkiem sympatyczną. Przedstawiasz siebie, chociaż dość niechętnie. Nie widzisz w tym sensu, a jednak zdradzasz nam kilka spraw na własny temat. Potem piszesz trochę o opowiadaniu i jego powstaniu, a także swojej wątpliwości co do właściwej tematyki. Mówisz nawet o konkretnej ilości rozdziałów, jaką masz zaplanowaną na to opowiadanie. Czy to znaczy, że masz już tak dokładny plan, by wiedzieć, co w każdej części się pojawi i kiedy historia się zakończy? Niewielu blogerów planuje tak daleko w przyszłość. Kilka wskazówek odnośnie pisowni: Mogę napisać, że jestem: miła, sympatyczna. – dwukropek jest zbędny. Jak każdy miewam napady złego humory, ale staram się powstrzymywać i „trzymać” swojego diabełka. – humoru powinno być, a tego diabełka to może trzymasz za rogi? Większą część moich pólek i półeczek zajmują książki ze wszelakiej maści fantastyką (...) – półek i „z” zamiast „ze”. Zeszyt, długopis i laptop z tymi przedmiotami prawie się nie rozstaję. – tutaj po „laptop” wstawiłabym myślnik.
Podstronę o fabule przeniosłabym do tej pierwszej. To ładnie następuje zaraz po sobie, więc czemu by nie pokazać tego razem, zamiast na osobnych stronach? Mieszkająca w Memphis Jules jest zmiennokształtną, pewnego dnia, tydzień przed urodzinami dostaje tajemniczy list, który jak sądzi, ma związek z jej dziwnym znamieniem. – po „zmiennokształtną” dałabym kropkę i resztę dała w nowym zdaniu. Po „urodzinami” i „który” przecinek.
Drzewo genealogiczne to ciekawy dodatek, jednak bardzo niepraktyczny. Niewygodnie się go przegląda. Myślałaś kiedyś, żeby to jakoś inaczej przedstawić? Czy wszystkie te postaci są niezbędne, by zrozumieć fabułę, nie zgubić się w relacjach rodzinnych? Bo jeśli nie, to może mogłabyś to jakoś pomniejszyć albo podzielić na części? [wskoczyłam jeszcze tutaj po przeczytaniu treści, żeby zobaczyć czy teraz, jak już znam postaci, istnienie tych wszystkich imion będzie miało dla mnie większy sens, ale link nie chce mi się otworzyć i wyskakuje błąd. Wiesz coś o tym?] To tyle o powierzchownej części bloga, a teraz przechodzimy do treści.

Prolog
Króciutki wstęp niewiele mi zdradził, to też się za bardzo wypowiedzieć nie mogę. Chciałam jednak zasugerować, by pozbyć się kursywy z pierwszego fragmentu, bo wydaje mi się zbędna. W ostatnim akapicie mogłabyś go zachować jako podkreślenie monologu.   
Zauważyłam, że masz tendencję do udziwniania niektórych wyrażeń i nadużywania przymiotników. Spójrzmy sobie na to zdanie: Mój wzrok łagodnie spoczywał na jej buzi, po czym bezwiednie przeniósł się na złotą ramkę ozdobioną kwiatowym motywem, w którą wsadziłam fotografię kobiety z delikatnymi rysami twarzy, przenikliwymi brązowymi oczami i malutką blizną na prawym policzku. – czy ten wzrok naprawdę musiał „łagodnie” spoczywać na jej buzi? I czy „bezwiednie” musiał się przenosić gdzie indziej? A jeśli doda się do tego następne trzy przymiotniki opisujące kobietę na fotografii, to zdanie robi się troszkę nieznośne. Poza tym, podzieliłabym je na pół. Lepiej by brzmiało w dwóch częściach.
I jeszcze coś: Moja mama była niezwykłą osobą i zawsze, gdy mój starszy syn o nią pytał, ja pytałam jego, czy wierzy w magię, czary i legendy. Zawsze przytakiwał i prosił, by opowiedzieć o babci. – zawsze? Naprawdę za każdym razem pytała o to samo syna?

Siedziałam wygodnie na miękkim fotelu, okryta wełnianym kocem i tuliłam do serca swoją córkę. – w miękkim fotelu.
Westchnęłam cichutko, by nie zbudzić dziecka i uśmiechnęłam się do tej kobiety, gdy wspomnienia o niej – mojej matce – ponownie dały o sobie znać. – nie musisz być tak dosadna. Tej, niej, mojej. To wszystko nie jest potrzebne, bo czytelnik się potrafi domyślić, jeśli coś zasugerujesz tylko raz. Jest jej matką, ok. To napisz coś w stylu „i uśmiechnęłam się do wizerunku mojej matki, gdy wspomnienia z nią związane ponownie dały o sobie znać”.

Rozdział I
            Jak się domyśliłam, rozdział początkowo miał być prologiem i dopiero później dodałaś do treści jego krótszą wersję. Chyba dużo bardziej pasowałaby mi właśnie taka ilość tekstu w otwierającej nocie. Mimo tego, mam wrażenie, że i tutaj niewiele wyjawiłaś. Czytałam to, nie mając pojęcia co się dzieje, bo przeskakiwałaś z fragmentu na fragment bardzo chaotycznie. Najpierw główna bohaterka była w domu, potem pojechała do ciotki, potem znowu była w domu i znowu u ciotki i nie miałam pojęcia, jak się to wszystko ze sobą łączyło i co w ogóle pcha główną bohaterkę do takich, a nie innych decyzji. Mam nadzieję, że wkrótce więcej wyjaśnisz, inaczej czytanie stanie się przez to bardzo uciążliwe.
Przyjrzyjmy się bliżej temu fragmentowi dialogu: – To ja! – usłyszała męski głos po drugiej stronie. – Tonny!
– Nie masz dziś wolnego? – Zdziwiła się, wpuszczając gościa do środka. – Napijesz się czegoś?
– Obudziłem cię? – Nie skomentowała jego pytania, wzięła płaszcz i odwiesiła go. - Dodajesz do niego króciutkie opisy, które do treści niewiele wnoszą, a do tego jeszcze nie układają się w bardzo logiczną całość. Dziewczyna wpuszcza gościa do środka, po czym od razu pyta go czy się czegoś nie napije, na co mężczyzna pyta czy kobiety nie obudził, na co ona bierze jego płaszcz. Widzisz co tu mam na myśli? Już sam dialog mógłby ten chaos nieco ogarnąć, bo przecież w rozmowach nie zawsze odpowiadamy na zadane pytania, a czasem mówimy coś zupełnie nie pasującego do sytuacji, ale nie możesz przeskoczyć od wpuszczania gościa do środka, do zabierania mu płaszcza od tak. Kiedy on ten płaszcz ściągnął w ciągu tego trzy sekundowego dialogu, a kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi? Musisz przemyśleć rozmieszczenie czasowe swoich dialogów.
Masz też tendencję do dziwnego przeskakiwania z jednego opisu na drugi, w ogóle ich nie łącząc. By opowiadanie było bardziej wiarygodne, musisz się nauczyć ładnie wplatać opisy w tekst. Tak, na przykład, opis Jules nastąpił, gdy Tonny się jej przyglądał, no i świetnie, udało Ci się to jakoś uzasadnić, ale nie możesz z tego przejść od razu do opisu jej czynności, bo nie trzyma się to kupy. Nie jest to jedyny przykład takiego zachowania. W tym samym rozdziale robisz tak kilkakrotnie i ma się wrażenie, jakby tekst był niekompletny, urywany, co sprawia, że czytanie go jest bardzo frustrujące.
Przykro mi to stwierdzić, ale dialogi w rozdziale pierwszym troszkę mnie rozczarowały. Nie masz do nich jeszcze smykałki, takiej umiejętności, która daje wrażenie lekkości i naturalności wypowiadanych przez postaci słów. Słowem, wydają się bardzo sztuczne. Niekiedy zbyt opisowe, niekiedy banalne, niekiedy wprost zabawnie głupiutkie. Nie mówię Ci tego, by Cię w jakiś sposób urazić. Mam po prostu nadzieję, że zmusi Cię to do ponownego przeglądnięcia tekstu i pomyślenia nad dialogami. Na przykład kolejny fragment opowiadania w jakiś sposób przeszedł z rozmowy o liście, przez rozmowę o cieście, do powodu, dla którego Jules mieszka w Memphis, w bardzo toporny sposób. Kolejna taka sytuacja następuje już w domu ciotki Jules. Nie chcę się powtarzać, ale... zapala papierosa, spotyka ciotkę, a na talerzu spoczywają kanapki. Wytłumacz mi proszę, jak te trzy rzeczy się ze sobą łączą i dlaczego upierasz się przy skrótach myślowych?
Bo nie na tym polega pisanie. To pierwszy błąd początkującego pisarza. Nie mówisz czytelnikowi, a opisujesz. Zaskoczenie listem Jules możesz ukazać na wiele sposobów, które będą dużo bardziej dobitne od nienaturalnego dialogu. Zmarszczone lub podniesione brwi, chwilowe zamyślenie, rozszerzone z zaskoczenia oczy to podziała na wyobraźnię dużo bardziej niż słowa. A jeśli coś zostanie niedomówione, tym lepiej! Czytelnicy lubią się domyślać, lubią polemizować, lubią oceniać czyny bohaterów i zastanawiać się dlaczego postąpili w taki, a nie inny sposób. Więc zanim zdecydujesz się coś powiedzieć ustami bohatera, zastanów się czy nie lepiej by było tego jakoś obrazowo pokazać przez opis sytuacji. Nie zachęcam Cię tutaj do całkowitego pomijania dialogów, co to, to nie. Po prostu chciałabym, byś nauczyła się rozróżniać dialog wymuszony od tego całkowicie niezbędnego. Mam nadzieję, że to Ci nieco pomoże, bo naprawdę zaczynam w Twoim opowiadaniu widzieć potencjał.
Fragment, gdy dziewczyna próbuje się dodzwonić do ciotki troszkę mi zgrzyta. No bo najpierw gorączkowo wybiera ten sam numer, by się dodzwonić, bo potrzebuje jej pomocy, a gdy ta w końcu odbiera, Jules mówi, że opowie jej o co chodzi, jak dotrze na miejsce? To po co ona do niej w ogóle dzwoniła, skoro nie miała zamiaru niczego tłumaczyć? Uważam tę sytuację za zbędną i bezsensownie wprowadzającą dramaturgię do opowiadania.
Troszkę mnie też irytuje zapominalstwo Jules. Zapomniała o liście, zapomniała o zmartwieniach dnia poprzedniego... Naprawdę uważasz, że o takich rzeczach, które przecież długo zaprzątały jej myśli, mogłaby zapomnieć tak szybko? Dwa zdania później sobie o tym „mimo wszystko” przypomniała, co również mi nie pasuje, bo poprzednie stwierdzenia nie mają wtedy sensu. Strasznie to zagmatwane jest i cały czas mam wrażenie, jakbyś o niektórych rzeczach pisała tylko po to, by do tekstu dodać nieco tragizmu.
Z bardziej pozytywnej strony dodam jeszcze, że całkiem mnie zaciekawiłaś. Tajemniczość przewijających się wydarzeń, owszem, mogła irytować, ale to tylko dlatego, że ja już chciałam wiedzieć o co chodzi, dlaczego i po co. Kim są wymieniane postaci, jak potoczy się ich historia i jak się to wszystko połączy z prologiem? Dlatego też czytam dalej.

Pierwsza sobota tej jesieni nie zapowiadała niczego niezwykłego, wydawała się po prostu kolejnym zwykłym dniem mieszkańców Memphis. – a może „dla mieszkańców Memphis”?
Miasto podzielone zostało na kilka dzielnic, jedną z nich było nowoczesne Downtown, znajdujące się w delcie Mississippi. - to brzmi, jakby miasto dopiero co zostało podzielone na dzielnice, a tak przecież nie jest, prawda? Napisz po prostu, że miasto było podzielone. Poza tym, wspominasz o jednej z dzielnic, a zaraz potem z powrotem przechodzisz do opisywania otoczenia. Trochę ta wzmianka o Downtown wydaje się tu nie na miejscu, nie uważasz? Taka wyrwana z kontekstu. 
Zatrzymała przed oknem, patrząc w dal. – zatrzymała się?
Spojrzała w dal, gdzie jak przez mgłę majaczyło jakieś zaspane miasto. – przecinki we wtrąceniu.
            Na jej twarz, ponownie tego dnia, wkradł się szczery, pełen radości i optymizmu uśmiech. – dopiero zaczęłaś opisywać dzień i nic o wcześniejszym uśmiechaniu się nie było.

Rozdział II
Twoja tendencja do skakania od sytuacji do sytuacji, bez jakiegokolwiek łączenia ich, pozostała irytująco widoczna i w tym rozdziale. Jest dla mnie oczywistym, że musisz wszystkie rozdziały zredagować od początku do końca. Wytykanie tu wszystkich sytuacji zrobiłoby się nudne i obciążyłoby tekstowo ocenę, więc jeśli chciałabyś, bym pomogła Ci je wszystkie odszukać, daj mi znać.
W tym rozdziale zdałam sobie też sprawę z czegoś, o czym zapomniałam wspomnieć w poprzednim. Otóż masz całkiem niezłą smykałkę do opisów otoczenia. Być może nie do końca wiem, jak z przedpokoju ktoś się dostał do salonu, ale za to wiem, jak one wyglądają. Niezwykle obrazowo potrafisz przedstawić rozłożenie pomieszczenia, opisać kolorystykę w nim panującą i wspomnieć o zdobieniach na kominku czy ścianach. Bardzo mi się to podoba, choć powinnaś pamiętać, że nie zawsze musisz wszystko opisywać jak tylko bohater pojawi się na nowej scenie. Kolor czy fakturę kanapy możesz opisać dopiero, gdy Twoja postać postanowi na niej usiąść. A figurki zdobiące kominek mogą zostać wspomniane, gdy wzrok którejś z postaci spocznie na nich w zamyśleniu. Staraj się to wplatać w tekst, zamiast zatrzymywać się nagle, by podać czytelnikom cały opis jednego pomieszczenia. Zapobiega to płynności tekstu, a tego przecież nie chcemy.
Zauważyłam, że czasami używasz dziwnych określeń do opisów danej sytuacji lub czyjegoś wyglądu. W większości wypadków wiem, co miałaś na myśli tylko po prostu ujęłaś to w dziwny sposób. Przykład z delikatnością tańczących płomieni masz poniżej, a jeszcze chciałam zapytać, jak skórzana kurtka może podkreślać zarys czyjejś szczęki. Jak jedno ma się do drugiego? Miał na sobie ciemne spodnie i skórzaną kurtkę, podkreślającą ostro zarysowaną szczękę i wyraziste orzechowe oczy. – i jeszcze się zastanawiam, czy te wyraziste orzechowe oczy on też miał na sobie, czy też były podkreślane przez kurtkę, czy o co chodzi. Tutaj to już oczywiście żartuję, chciałam Ci tylko pokazać jak czasem piszesz jedno, a masz na myśli chyba co innego.
I nadal w sumie nie wiem, o co chodzi. Dlaczego główna bohaterka jest taka zrozpaczona, a równocześnie bardzo wierzy, że wszystko się ułoży, kogo zabiła, kim jest Kasey, co jest z tym zamienianiem (co to znaczy, że została wytypowana do przemian?) i dlaczego kot? Jak na razie, to wszystko jest dość zagmatwane.
           
Uśmiechnęła się w duchu do siebie, zapominając o leżącej na stoliku kopercie. – to nowy rozdział, koperta jeszcze nie została nawet wspomniana, a Ty po raz kolejny przypominasz, że o niej zapomniała?
Ostatni raz spojrzała w okno, w którym przez chwilę widziała rudowłosą kuzynkę.
– Jules! – Charlie zaprosiła gestem kuzynkę do przestronnego salonu, posyłając radosny uśmiech. – kuzynka mi się tu nieładnie powtarza. I jak ten uśmiech posyła, to komuś, więc dodaj „jej”. Albo napisz „uśmiechając się radośnie”.
– Cześć – rzuciła szybko, mijając ją. – Hej, czekaj – zawołała, łapiąc ją za nadgarstek. – Jules, co się stało? – enter Ci umknął. To są wypowiedzi dwóch innych osób, nie?
Po chwili dołączyła do niej Charlie, spojrzała ze szczerą radością w oczach na kuzynkę i postawiła delikatnie na parkiecie dwie szklanki z malinową herbatą. Jej wzrok również spoczął na tańczących delikatnie kolorowych językach. – ta delikatność się powtarza. I jeszcze mi powiedz jak języki ognia mogą „delikatnie” tańczyć, bo próbuję sobie to wyobrazić.

Rozdział III
Z jakiegoś powodu, pomimo tego, co o swoim blogu napisałaś na podstronach, spodziewałam się przeczytać coś bardziej... fantastycznego? Teraz już widzę, że źle podeszłam do Twojego opowiadania. Więcej tu z obyczajówki, zwykłej życiowej (choć wcale nie gorszej) historii niż fantasy. I wiesz co? Podoba mi się. Teraz, gdy już przywykłam do Twojego stylu, zaczęłam doceniać powolne rozwinięcie fabuły i dokładny zapis następujących po sobie dni i wydarzeń. Nadal mam kilka „ale” związanych z wieloma aspektami tej powieści, ale nie przeszkadza mi to w czytaniu całkiem przyjemnej historii. I w końcu zajarzyłam te wszystkie skoki w akcji. Problem w tym, że te retrospekcje strasznie się ze sobą zlewają i zastanawiam się czy nie mogłabyś ich jakoś zaznaczyć, na przykład kursywą?
Kurczę, ręce mi opadają, bo mam wrażenie, że im dalej czytam, tym częściej i bardziej dosadnie się pogrążasz z tym urywanym pisaniem. Miałam już Ci przykładów nie dawać, ale nie mogę tego tu nie zrobić. Żeby zademonstrować, co mam na myśli, muszę tu wkleić dość spory fragment z rozdziału, za co z góry przepraszam. Mężczyzna zapewnił, że skontaktuje się z nią w ciągu kilku następnych dni, gdy tylko wróci do miasta. Zdziwiona chciała zapytać, gdzie się wybiera, w chwili gdy zza rogu wyszła niska kobieta. Ubrana była w ciemne spodnie i kurtkę, opinającą się na niewielkim ciążowym brzuchu. Miała krótkie, kończące się na linii barek jasne włosy (włosy kończące się na linii barek wcale nie są takie krótkie). To, co szczególnie rzuciło się jej w oczy, to duża ilość piegów na bladych policzkach oraz szare oczy w kształcie migdałów. Uśmiechnęła się do kobiety, żegnając się przy tym z Tonnym.
– Razem dwadzieścia osiem dolarów i pięć centów (i w tym momencie zaczynam się zastanawiać po co tak szczegółowo opisałaś kobietę w ciąży, skoro nic do tekstu nie wniosła aż do kolejnych zdań).
Szybkim krokiem szła w stronę Floyd Alley popijając co jakiś czas kawę z papierowego kubeczka z logo Starbucks (kiedy ona wyszła ze sklepu? Kiedy tę kawę kupiła w Starbucksie?). Rozmyślała o kobiecie towarzyszącej Tonny’emu. Nigdy nie mówił, że ma dziewczynę czy narzeczoną. Przypomniała sobie sytuacje, kiedy starał się zaprosić ją na kawę czy na jakiś ciekawy film w kinie (ten fragment chętnie zobaczyłabym wcześniej, może w momencie, gdy żegnała się z Tonnym?).
– Przepraszam, nie chciałem na panią wpaść – usłyszała męski głos (aha, głos usłyszała, ale żadnej reakcji na potrącenie, absolutnie niczego, co mogłoby czytelnika przed szokiem pojawienia się nowej postaci na scenie ocalić, nie ma?). – Pomogę pani to pozbierać. – Zaoferował i zaczął wkładać do torby to, co z niej wypadło (no jasne, że jej rzeczy z torebki powypadały, przecież to oczywiste, dlaczego niby czytelnicy nie mieli się tego domyślić? Wybacz sarkazm, ale to mnie po prostu zaczyna śmieszyć).
– Nie ma problemu. Szkoda tylko płaszcza – odpowiedziała sucho, wycierając go jednorazową chusteczką (tak samo, jak oczywistym jest, że kawa, którą trzymała poleciała na płaszcz. Naprawdę?). – teraz, żeby wszystko było jasne. Cały tekst zacytowany powyżej (oczywiście, nie licząc moich komentarzy) to jeden fragment pisany ciągiem, żeby czytelnicy sobie nie pomyśleli, że czepiam się kawałków wyrwanych z kontekstu. Nie, przytoczyłam tu cały fragment, bo tak on właśnie wygląda. Spróbujcie go przeczytać ciągiem, bez moich wstawek w nawiasach. Widzicie, co tu mam na myśli? Ma to sens? No właśnie nie sądzę.
Ja rozumiem, Jules w zamyśleniu szła sobie popijając kawę i nagle jakiś koleś na nią wpadł. Wydaje mi się, że to czytelnik jest w większym szoku z ich spotkania niż sama zainteresowana, bo bohaterka przynajmniej jeszcze wie, co się wokół niej dzieje, my nie. Nie jest to jedyny taki przypadek w tym rozdziale (i w każdym kolejnym), ale chyba już dosadnie przedstawiłam swoje zdanie na ten temat, więc więcej ich wytykać nie będę. Wydaje mi się, że Ty całe to opowiadanie masz bardzo wyraźnie zarysowane w głowie. Wiesz dokładnie, jak chcesz je przedstawić, co chcesz napisać, ale nie zdajesz sobie sprawy z tego, że my nie mamy wglądu do Twoich myśli i jeśli nie pozbędziesz się tych skrótów myślowych, to nic Ci z tego opowiadania nie wyjdzie.
Jeszcze mam taką małą sugestię co do jednego fragmentu z pogrzebu. Piszesz, że kobieta, która śpiewała, miała policzki czerwone od płaczu, a z oczu płynęły jej łzy. A może, żeby jej rozżalenie podkreślić, dodasz, że przy śpiewie głos jej drżał, co pieśni jeszcze dodało charakteru. Sama nie wiem, tak sobie próbuję to wyobrazić i gdybam na głos. Bo jakbym ja płakała, to śpiewanie by mi wyszło średnio.
O, i chciałabym wiedzieć dlaczego bohaterki Twojego opowiadania wiecznie przeglądają albumy ze zdjęciami. Pierwszy raz taka sytuacja pojawiła się ni stąd ni zowąd, ale jeszcze byłam skłonna ją przełknąć, natomiast gdy pojawiła się znowu, zaczęłam się zastanawiać, czy to ma jakieś głębsze dno, czy jest zwykłym zapychaczem treści.

W ich głowach kłębiły nie jasne odpowiedzi i setki pytań. – kłębiły się i niejasne razem.
Teraz to był dom Jules i kaseta. – że co proszę? Czyżby Word bezczelnie poprawił Ci Kaseya na kaseta? xD
Zatrzymała się kilka ulic dalej, robiąc w myślach bilans, tego co ma w lodówce. – przenieś przecinek sprzed „tego” przed „co”.
Jednym ruchem zdjęła buty i płaszcz, z którego w wyjęła wszystkie przedmioty jakie miała. – jakieś zbędne „w” się przyplątało, a Jaelithe próbuje sobie wyobrazić ściąganie butów i płaszcza na raz jednym ruchem.
Miała jeszcze czas, więc nieś ciesząc się przygotowywała sałatkę i kawę. – chyba miało być „nie spiesząc się”? I wtrącenie jest, więc przecineczki.
– Pamiętasz te zdjęcie? – zagadnęła Jules, opierając głowę o ramie kuzynki. – to zdjęcie i ramię.
– Nie uważasz, że minęło tyle lat i, że ona naprawdę… - ona nie uważa, że minęło tyle lat. Wie ile lat minęło. Napisz może „skoro minęło tyle lato, to ona naprawdę” czy coś takiego?

I właśnie tak sobie zerknęłam do oceny, którą otrzymałaś na Raju Ocen, bo coś mnie tknęło, że niektórych tych sprawek już dawno nie powinno tu być, bo ktoś by Ci je wytknął, szczególnie jeśli zgłaszałaś się do oceny. I co znalazłam? Błędy, które Lien Ci wytknęła nadal widnieją w Twoich tekstach i teraz to ja Ci je wytykam. Na tym kończę wypisywanie błędów, bo skoro nie masz zamiaru ich poprawiać, to po co ja się mam produkować.
Tak jeszcze dokładniej doczytałam ocenę i wkurzyłam się niesamowicie i czuję się zwyczajnie zlekceważona. Po jakie licho ja mam Ci pisać, co myślę o Twoim blogu i opowiadaniu, skoro Ty nie masz zamiaru nic z tym zrobić, nie wprowadzić żadnych poprawek? Pisałam tę ocenę pomimo przeterminowania bloga i bo dość długo na nią czekałaś, ale teraz to już nie wiem czy to w ogóle miało sens. Tyle się produkowałam na temat tych przeskoków w akcji, a, tymczasem, o tym samym mówiła Ci Lien. Dokańczam ocenę z nadzieją, że jej nie olejesz i wprowadzisz do tekstu poprawki.

Rozdział IV
Zakładam, że te początki rozdziałów, pisane inną czcionką, to jakaś forma wpisu do pamiętnika głównej bohaterki, tak? Ciekawy dodatek. Pozwala na bardziej osobisty wgląd w myśli Jules. Wolałabym jednak, byś była konsekwentna i, albo wprowadzała te teksty do każdego rozdziału, albo porzuciła je całkowicie, bo wrzucone nagle do jakiegoś rozdziału, od tak, nie mają sensu, chyba że je uzasadnisz.
No i natknęłam się na małe potknięcie logiczne. Jules sprząta łazienkę  i nagle słyszy dzwonek do drzwi. Przetarła ręką czoło, ruszając w stronę drzwi. Poprawiła brązową koszulkę, uśmiechając się do swojego odbicia w owalnym lustrze, które wisiało nad umywalką. – więc ruszyła do drzwi, ale nagle znalazła się z powrotem w łazience i przed lustrem?
A założenie tego rozdziału było chyba takie, żeby nieco wyjaśnić sprawy związane ze zmiennokształtnością, na mnie, natomiast, zrobił wrażenie całkowicie niepotrzebnego. Wycieczka do baru osób z dwoistą naturą, była ciekawa, ale już sam pobyt w nim i to zadawanie pytań było... bez sensu? Ile ona tych pytań zadała? Dwa? A tylko na jedno otrzymała odpowiedź. Powiedz mi, co to wniosło do treści? I dlaczego Jules zgodziła się na pójście do Muutos tylko po to, by zadawać pytania? A nie chciałaby bliżej poznać ludzi swojego rodzaju? Dlaczego nie mógł to być zwyczajny wypad do pubu tylko przy okazji okraszony kilkoma informacjami potrzebnymi do rozwinięcia fabuły? Tak wyglądałoby to dużo naturalniej.
Jest jednak coś, co bardzo mnie w tej części zaintrygowało, bo wcześniej się z tym w blogowych opowiadaniach nie spotkałam. Mam tu na myśli dość kontrowersyjną postać Lucasa i to, jak go przedstawiłaś na początku i końcu rozdziału. Pojawił się tu jako ktoś, do kogo wielkiej sympatii nie powinniśmy czuć, bo jest byłym chłopakiem jednej z bohaterek i wyraźnie widać, że czymś ją zranił i jestem między nimi sporo historii, a było inaczej i zaczęłam go lubić. Dlatego też tak mnie zdziwiło, gdy okazał się być tym samym facetem, który wcześniej, tak niefortunnie, wpadł na Jules, a zarazem właścicielem baru dla zmiennokształtnych. Domyślam się, że to wszystko sprawi, że relacje pomiędzy kuzynkami staną się jeszcze bardziej skomplikowane, a Lucas jeszcze sporo namiesza, hm? Swoją drogą, nie uważasz, że troszkę przesadziłaś z tym jego lekceważącym tonem? Kobieta zmienną jest, to wiemy, a u faceta taka nagła zmiana twarzy wydaje mi się naciągana. Za to podoba mi się, że zwraca się do swojej byłej "Char". To takie osobiste i, na swój sposób, urocze.

Rozdział V
Złość Jules mi tutaj w ogóle nie pasowała. Tyle razy powtarzałaś, jak blisko jest z kuzynką, a tu nagle takie wyrzucanie żalu tylko dlatego, że się trochę upiła? To wyglądało tak, jakby specjalnie chciała kuzynkę do siebie urazić. Do czego ona dąży? Chce być sama choćby nie wiadomo co? A tu niespodzianka, na koniec rozdziału wyjaśniłaś jej wybuch złości, czego się w ogóle nie spodziewałam. Wytłumaczyłaś to jej „przypadłością”, a ja jednak nadal tego nie kupuję i uważam jej wybuch za niestosowny.
Znowu znalazłam logiczne potknięcie: – Do chłopaka? – zaciekawił się, pomagając jej wysiąść z auta. W odpowiedzi na pytanie Jules roześmiała się, posyłając mu wesołe spojrzenie. – Dzięki. Nie, Lucas, nie do chłopaka. Jadę odwiedzić brata. - Dziesięć minut później Jules parkowała samochód na niewielkim, nieco  zapełnionym parkingu na tyłach kawiarni. – to najpierw wysiada z auta, a potem dojeżdża na parking?
Fragment nawiązujący do pracy głównej bohaterki w klinice weterynaryjnej dopiero mi uświadomił, że to jej przemieszczanie się z miasta do miasta musi być niezbyt zadowalające dla jej pracodawców, co? Poza tym, znowu wydaje mi się, jakbyś tę część wstawiła do treści, by zwyczajnie ją czymś zapchać. Jedyne, czego się tu dowiedziałam, to że dziewczyna, dzięki swojej przypadłości, ma dobrą rękę do zwierząt. Nie do końca za to rozumiem, dlaczego jej rodzina była tak przeciwna jej karierze jako pani weterynarz. Co jest w tym takiego nieprzyjemnego i/albo haniebnego?
I jeszcze coś, Charlie oznajmia wszem i wobec, że jest kuzynką Jules, ale już nie jej przyjaciółką. Zrozumiałe, pokłóciły się i tak dalej. A pomimo jej opryskliwości i wyraźnie emanującej z niej wrogości, Jules, odkładając słuchawkę, czuje ulgę, spadający z serca kamień i przypływ pozytywnej energii. Tak się raduje, że kuzynka ma ją głęboko w poważaniu? Takie stwierdzenia miałyby sens, gdyby Charlie zgodziła się jej wybaczyć lub trochę spuściła na tonie, ale nie w sytuacji, gdy dziewczyna nie ma ochoty z nią rozmawiać! Tym sposobem pokazujesz Jules jako osobę wybitnie głupiutką albo wredną i nie przejmującą się stratą przyjaciółki, a chyba nie miałaś zamiaru.

Podsumowując, pomysł na opowiadanie sam w sobie nie jest zły, natomiast wykonanie pozostawia sobie wiele do życzenia. Gdyby ten tekst porządnie dopracować, wyszłoby z tego całkiem niezłe opowiadanie, które pewnie chętnie bym dokończyła czytać. Tak ogólnie się jeszcze wypowiem na temat konkretnych jego aspektów, a zacznę od bohaterów. Kobiety w Poznając Przeznaczenie są dla mnie jednakowe. Jules i Charlie niczym się według mnie nie różnią i nawet napady złości mają takie same. Ponadto, główna bohaterka wydaje mi się niestabilna emocjonalnie. To dziewczę spędza swoje dni martwiąc się nieotwartymi kopertami, następnie o nich „szybko” zapominając, potem gorąco wierzy w to, że dzień następny będzie wspaniały, a do tego ucieka od wszystkich sytuacji, które mogłyby na jej drodze postawić nawet najmniejszą przeszkodę. Nie twierdzę, że cała postać sama w sobie jest nieudana, po prostu uważam, że troszkę ją emocjonalnie zepsułaś. Powinnaś popracować nieco nad równowagą. 
Kasey jest najlepiej skonstruowaną postacią. Ma normalne, ludzkie odruchy i podoba mi się to, że najpierw czuł do siostry nienawiść, bo uważał, że jest winna śmierci ich rodziców, ale później zrozumiał, że to przecież nie jej wina i chciał jej pokazać, że mu zależy, by ich relacje się poprawiły. Natomiast Lucas ma rozdwojenie jaźni. Brak Ci w nim konsekwencji, a przynajmniej tej jego zmienności jakoś specjalnie nie wytłumaczyłaś, więc nie ma logicznego pokrycia w tekście.
Na temat opisów już się trochę wypowiadałam, chciałam jednak dodać, że chętnie bym u Ciebie zobaczyła więcej tych sytuacyjnych. Od początku do końca, nie urywaj opisów i nie przeskakuj do następnych sytuacji jakbyś się spodziewała, że czytelnik może się bez nich obyć i bez problemu domyślić, co się stało. Siła sugestii jest wielka, ale Ty nie potrafisz nią dobrze operować i z tego rodzi się wiele niedomówień. Ale to dialogi są Twoją piętą achillesową. W wielu przypadkach są nienaturalne i naciągane. A gdy doda się do nich jeszcze te niejasne opisy, to dostajemy mieszankę całkowicie abstrakcyjną.

Droga Devirose, Twoje opowiadanie wymaga wielu dogłębnych poprawek. Już od dawna nie wstawiałaś na bloga nowych części i wydaje mi się, że, jak na razie, nie powinnaś, aż do czasu, gdy tych poprzednich nie zredagujesz. Na dzień dzisiejszy otrzymujesz ode mnie ocenę dopuszczającą (55 punktów), czyli Poniżej Przeciętnej. Na koniec życzę Ci jeszcze wytrwałości z nadzieją, że opowiadania nie porzucisz, bo przecież ma potencjał, a moje komentarze weźmiesz sobie do serca i nie będziesz czekała z poprawkami aż następna oceniająca weźmie się za Twoje opowiadanie, bez świadomości, że błędy, które sama Ci wytyka, już zostały wymienione gdzie indziej. Pozdrawiam serdecznie,

17 komentarzy:

  1. O, ocena. ^^ Widzę, że warto było czekać, bo według mnie jest dopracowana i przede wszystkim pomocna dla Autorki. Sama nie wierzę, by udało mi się napisać tak dobrą nieszablonową (choć jak na pierwszy raz "dyktator.blogspot.com" nie poszedł całkiem tragicznie).

    Te sceny, które według Ciebie nic nie wnoszą do akcji, nazwałabym "zapchajdziurami". Spotkałam się niedawno z tym określeniem i według mnie świetnie oddaje to, co Autorka poczyniła w swoim opowiadaniu. Zresztą, ostatnio ten zabieg jest coraz częściej używany. Hm, czasami mam wręcz wrażenie, że niektórzy piszą z rozdziału na rozdział, nie zdając sobie sprawy, jakie szkody wyrządzają fabule. Zobaczymy jak Devirose odniesie się do twoich komentarzy. W końcu pięć rozdziałów, to wcale nie tak dużo, zawsze można napisać od nowa.

    zastanawia mnie, czy w opowiadaniu było faktycznie tak mało bohaterów, bo, czytając fragment im poświęcony, można wyciągnąć takie wnioski. A może są po prostu nieistotni? Nie wiem.

    Z tymi opisami to wiem, jak to jest. Pierwsze trzy rozdział opowiadania, które oceniam to same opisy, a potem, przez resztę, dialogi.

    Jak mi się coś przypomni, to później dopiszę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, zapchajdziura brzmi idealnie xD A z tymi postaciami to dokładnie tak było, że prawie wcale ich nie było, a Ci co byli, pojawiali się ewentualnie tylko po to, by potowarzyszyć głównej bohaterce. No.

      Usuń
  2. Powiem Ci, że to chyba najlepsza ocena z tych 21, które pojawiły się do tej pory na OO. Takie jest moje zdanie. Cała ocena jest jedną wielką radą i jeśli autorka będzie na tyle wdzięczna, żeby chociaż w połowie zastosować się do tego, co tu napisałaś, to myślę, że jej opowiadanie wiele an tym zyska. Gratuluję i biję pokłony. Oby więcej takich ocen! ^^

    Jeden błąd znalazłam, na samym końcu: "Ale to dialogi są Twoją stopą achillesową". Piętą achillesową, a nie stopą ;) A tak poza tym to nic innego się nie dopatrzyłam.

    Czekam z niecierpliwością na Twoją kolejną ocenę i po cichu liczę, że pojawi się szybciej niż ta ^^

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki, hope! Strasznie mi miło, że tak uważasz ^^ Też mam nadzieję, że Devirose troszkę z mojej oceny wyniesie ;) A z tą stopą to nie wiem co mi się ubzdurało oO dzięki za wytknięcie.
      Nie chcę zapeszać, ale myślę, że uda mi się jeszcze jedną ocenę w tym miesiącu dodać, więc zobaczymy jak to będzie ^^
      Popieram podzielenie strony "ocenione" na kategorie oceny. Powinno to tak dobrze wyglądać.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Zapomniałam. Szefowo, wpadałam na pomysł, co można zrobić z podstroną "ocenione", bo na chwilę obecną jest nieczytelna. Może podzielić ją tak jak kiedyś z tą różnicą, że nie na kategorie bloga, ale ocenę, jaką otrzymał? Wiesz, o co mi chodzi? Ocena celująca: *lista blogów* Ocena bardzo dobra: *lista blogów* itd.? :>

    I czemu w zgłoszeniach pojawiło się przekierowanie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że tak byłoby lepiej.

      Usuń
    2. Może macie rację, usiądę nad tym wieczorem:)
      A przekierowywanie jest po to, bo... W "Stronach" nie mogłam skopiować daty wraz z godziną publikacji komentarza, ta możliwość jest wyłącznie w postach. Dlatego też, aby porządkować zgłoszenia, musiałam wprowadzić takie zmiany. Z obecnymi zgłoszeniami pomęczymy się do czasu, kiedy blogi nie zostaną ocenione. A nie skasowałam tej jednej podstrony, tylko dałam przekierowywanie, bo być może z niej korzystacie.
      Pozdrawiam!
      Lecę rysować projekt(już chyba 6h dzisiaj...)

      Usuń
  4. Przepraszam , a ile punktów zdobyła autorka?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem jak najbardziej za. Nie mam tylko pewności, czy aby na pewno znajdą się chętni. Ewentualną alternatywą mógłby być konkurs na PROJEKT szablonu, gdyż, nie oszukujmy się, wątpię, by zawitały do nas pęczki chętnych Szabloniarzy.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://wieszak65.blogspot.com/
    Proszę o szczere opinie:)
    Wersja próbna - może ulec jakimś zmianom lub bierzemy coś innego.
    Piszcie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się podoba. Ja bym go wzięła ;)

      Usuń
    2. Mi też się podoba ;) i jest dużo miejsca na menu.

      Usuń
    3. Jest OK, choć wyobrażałam sobie tę stronę w żywszych kolorach. Ale ogólnie ładnie.

      Usuń
    4. Mi także się podoba. Choć nie lubię takich kolorów, mimo wszystko szablon prezentuje się świetnie. Pastelowy, delikatny kolor tła - przyjemny dla oka, cytat i obrazek w sam raz na ocenialnię. Wszystko gra i myślę, że nie ma co więcej wymyślać. :P

      Usuń
  7. A moim zdaniem tło postów jest za blisko obrazka, tzn. do lewej. Boczna szpalta jest szeroka i zachodzi do samego końca prawej strony. U mnie jakoś nie widać jej końca. Za szaro, dajcie trochę kolorów. To ma być przyjemne miejsce, a szablon robi wrażenie strasznie smutnego. Jakbyście miały dołować ludzi...Fajnie byłoby dać radosne kolory przyjemne dla oka. Napis Oceny Opowiadań u mnie jest kompletnie niewidoczny bo za biały.
    Elementy no jak chcecie, ale takie są wszędzie, podobne na każdej ocenialni. Może coś bardziej orginalnego? Żeby trochę odróżnić się od reszty książkowych, atramentowych i pierzastych smutaśnych szablonów. Podoba mi się opis na dole, ale mi zachodzi pod tło posta.
    Przepraszam za krytykę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, bo masz w zasadzie rację. Jednak na razie niech będzie, w niedalekiej przyszłości pomyślimy o czymś innym. O czymś, co faktycznie odróżniałoby nas od innych. Też nie lubię schematów.
      Pozdrawiam!

      Usuń