sobota, 4 maja 2013

[43] ma-dependance.blogspot.com

Adres bloga: ma-dependance 
Oceniająca: snu
Autor: Anżela
Ocena: Standardowa



Okładka 3/5
Nie należę do ludzi, których razi adres po angielsku. Tak naprawdę, zupełnie mnie nie obchodzi język, możesz tam pisać jak tylko chcesz. Ale ów adres musi być jednak… poprawny, a co do Ma Dependance mam jednak wątpliwości – aż zajrzałam do słownika. I słowa ma tam nie odnalazłam, dependance również. Domyślam się, że chodzi Ci o my dependence  zapisane jakoś fonetycznie, co dałoby Moją zależność. I po polsku brzmi to naprawdę ciekawie. Po angielsku również całkiem znośnie. Ale w reakcji na obecną postać adresu nie pozostaje mi nic innego niż tylko pokręcić głową. Jeżeli to stylizacja, z mojego punktu widzenia, kompletnie  nieudana. No, chyba że chodziło Ci o coś innego, bo ja za specjalistkę w dziedzinie angielskiego absolutnie się nie uważam.
Mam mieszane uczucia do słów na belce. Chyba nie do końca wiem, co chciałaś przez nie przekazać. Może wszystko wyjaśni się w trakcie czytania?

Grafika 8/10
Kiedy odwiedziłam bloga po raz pierwszy, nawet nie zwróciłam uwagi na to, kto jest na zdjęciu. Dopiero po chwili zadałam sobie pytanie, czy to czasem nie jest Bieber. I, oczywiście, jest. W końcu to o nim piszesz opowiadanie. Ale o tym tylko tak przy okazji.
Ogólnie na pierwszy rzut oka blog wygląda w porządku, choć nie zachwyca. Może tylko tekst jest odrobinę za wąski w porównaniu do reszty, tym bardziej, że całe menu umieściłaś na górze, a nie z boku, więc ono nie zajmuje miejsca. Niestety, gdy zjeżdżam w dół, widzę, że niektóre partie tekstu są dziwnie pozaznaczane i domyślam się, że to nie jest zabieg celowy. Popraw koniecznie. I niesamowicie irytuje mnie kursor w postaci nutki, ale może to kwestia przyzwyczajenia.
Podoba mi się opis bohaterów w formie ich własnych wypowiedzi. Rzuciło mi się w oczy jedno zdanie u Justina: Jak to unieść, ciemne moce, śmiech szatana. absurd istnienia w normalności, rozpady […]. Zamień kropkę na przecinek lub małą literę na dużą, jeżeli chciałaś to zdanie podzielić. Nieco drażni różny rozmiar gifów, może dałoby radę to poprawić? I tak się zastanawiam: czy bohaterów będzie tylko dwoje? Mam nadzieję, że nie.
Po wejściu w zakładkę Rozdziały, zauważyłam, że na blogu są dwa opowiadania. Nigdzie nie piszesz, czy to części tej samej historii, czy dwie odrębne opowieści. To dezorientuje.
Trochę irytuje mnie fakt, że każdy rozdział otwiera się w nowej karcie. Kiedy skakałam w trakcie oceny pomiędzy różnymi fragmentami tekstu, kart otwierało się tyle, że później nie mogłam się w nich połapać. 
I tak sobie myślę, że przydałoby się jakiś klik do Strony Głównej. Tak, taki klik znacznie ułatwia poruszanie się po stronie.

Treść 34/60
Prolog
Całkiem zaciekawiłaś mnie swoją historią. Główna bohaterka uzależniona od heroiny, akcja rozpoczyna się w pierwszym dniu odwyku w klinice psychiatrycznej. Dość dobrze oddałaś stan wewnętrzny Lany, faktycznie widać, co przeżywa, leżąc w pasach na łóżku. Chwilami miałam wrażenie, że jesteś zbyt dosłowna, gdy wprost mówiłaś, że Lana chce heroiny i koniec, ale chwilę później zacierałaś we mnie to negatywne uczucie opisem skrywania oczu przed ostrym światłem czy wbijania igły w skórę. Czyli to, co lubię: nie wmawiasz czytelnikowi, że tak jest, bo Ty tak mówisz, ale pokazujesz mu rzeczywistość. Mam kilka uwag, które, być może, powinnam zawrzeć w Poprawności, ale jednak wspomnę o nich tutaj. Chęć sięgnięcia po narkotyk zapanowała nad moim ciałem i zablokowała wszelkie procesy zachodzące w moim organizmie – zablokowanie wszystkich procesów to chyba jednak za dużo powiedziane. Jestem na sto procent pewna, że  chociażby serce Lany mimo wszystko biło przez cały czas. Domyślam się, że to było celowe, ale do mnie ten zabieg hiperbolizacji nie przemawia. Dalej… Twoja bohaterka najpierw deklaruje: Nie mam żadnego nałogu - prychnęłam po chwili ciszy. Moja heroina nie była nałogiem. Wręcz przeciwnie, była polepszaczem życia, najlepszą rzeczą jaka zdarzyła mi się w życiu, by po chwili oznajmić: Tak, jestem narkomanką, ale moja równowaga psychiczna jak do tej pory nie została zachwiana. Czyli co: jest czy nie jest? Staram się to zrozumieć. Z całości prologu wynika, że Lana zdaje sobie sprawę z uzależnienia, ale jest jej z nim dobrze. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby w myślach potwierdzała, a w rozmowie z lekarzem wypierała się brania narkotyków – z obawy przed konsekwencjami, z chęci uniknięcia odwyku. Ale ona to wszystko mówi na głos! I ostatnia drobna uwaga: lekarze noszą kitle, kilt to tradycyjny strój Szkotów.
Rozdział 1
Cieszę się, że wciąż bardzo dokładnie starasz się opisywać Lanę, zarówno jej stan psychiczny, jak i reakcje jej organizmu. Może tylko brakuje mi jakichś zgrabnie wplecionych metafor, porównań, no, czegoś w tym stylu. Kiedy będziesz pisać kolejne rozdziały, zastanów się, jak możesz ubogacać opisy.
Zastanawiam się, jak obszerna jest Twoja wiedza na temat uzależnień – trzeba przyznać, że dla zwykłego śmiertelnika taka tematyka jest nie lada wyzwaniem. Ale spokojnie, nie zamierzam zadawać Ci prywatnych pytań, po prostu chcę złożyć wyrazy uznania za odwagę. Ja sama, szczerze mówiąc, mam nikłe pojęcie, jak wygląda leczenie narkomanów, więc nie mogłabym napisać o tym niczego, by nie narazić się na śmieszność. Zauważyłam, że Ty ogólnie orientujesz się w temacie, ale unikasz sformułowań medycznych, wypowiedzi uczestników terapii nie przytaczasz, a jedynie sygnalizujesz, o czym z grubsza mówili. W związku z tym mam wrażenie, że Twoje pisanie jest bardziej intuicyjne. Nie wyrobiłam sobie jeszcze opinii na ten temat, może to i lepiej, niż gdybyś miała wplatać błędy rzeczowe. Ale przepraszam, za bardzo weszłam w sferę przypuszczeń i dygresji, już powracam na właściwy tor. 
W każdym razie, chciałam dojść do tego, że mimo iż całość wygląda całkiem realnie i naturalnie, to jednak zachowanie lekarzy ma niewiele wspólnego z postępowaniem prawdziwych psychiatrów. Doktor Parker przychodzi do Lany i mówi jej, że będzie siedział, dopóki nie zacznie mówić. Ale… nie tak to działa. Amerykańskiego psychiatry jeszcze nie spotkałam, lecz polscy zapraszają pacjenta do swojego gabinetu i tam rozmawiają (zresztą, podobnie jest w filmach z holiłudu). Nie przeczę, czasem wpadają do sali, by zobaczyć, jak pacjent się czuje, ale nie ma szans, by przeprowadzać tam poważne rozmowy – tym bardziej, że Lana tylko na początku była przykuta do łóżka, później wypuszczono ją z pasów i mogła chodzić po szpitalu. Dalej, gdzie wywiad? Przecież powinno się go przeprowadzić na samym początku. Rozumiem, że najpierw wypytano matkę, ale to jednak Lana ma najwięcej do powiedzenia. Ach, najważniejsze: przez wywiad mam na myśli zadawanie konkretnych pytań przy biurku zawalonym dokumentami i skrupulatne zapisywanie odpowiedzi – a nie pytanie „jak się masz?”. Psychiatra czeka. Jest cierpliwy. Zadaje pytania, a jeżeli pacjent nie chce współpracować, przychodzi następnego dnia, potem jeszcze następnego; i tak do skutku. Parker cierpliwość stracił wyjątkowo szybko, bo już przy drugim spotkaniu grozi, że nie wyjdzie, póki nie uzyska odpowiedzi (przypominam, odpowiedzi na „jak się masz?”). Twoja Lana jest oczywiście twarda, zadziorna i zbuntowana, więc nic sobie z jego gróźb nie robi, ale pomyśl: leczenia psychiatrycznego potrzebują ludzie słabi, narkotyki biorą ludzie słabi… im trzeba dać czas, okazywać wsparcie i wyrozumiałość, a Twój Parker naciska i wywiera presję. Czy miałabyś ochotę rozmawiać z kimś takim? Najbardziej skopałaś jednak faktem, że Parker mimo wszystko wyszedł. I to całkiem szybko. W momencie, gdy Lana wychrypiała: „umieram”. Do tej pory milczała, wtedy przemówiła. Czy to nie jest jakiś postęp, doskonała okazja, by trochę pociągnąć ją za język, spytać, dlaczego jest jej źle? Nie sądzę, by prawdziwy psychiatra w takiej chwili wyszedł „uśmiechnięty”, nie sądzę, by w ogóle wyszedł. Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić w rzeczywistym świecie, tak absurdalne jest jego zachowanie.
A skoro już o lekarzach, stażysta niby niczym mi nie podpadł, lecz rozbawił mnie tok myślenia Lany: skończyła się terapia grupowa, stażysta zwrócił jej uwagę, że nic nie mówiła i wyszedł – więc na pewno musiał się jej wystraszyć. Jasne.
W tym rozdziale opisałaś, jak zaczęła się przygoda Lany z narkotykami, to dobrze, mam nadzieję, że jeszcze wrócisz do przyczyn jej uzależnienia. Ale moment, moment… Twoja bohaterka zaczęła palić marihuanę i nagle stała się postrachem ulicy? Piszesz, że i dzieci, i dorośli zaczęli się jej bać: Sąsiedzi chowali przede mną swoje dzieci, a sami omijali mnie szerokim łukiem. Dobra, jestem w stanie uwierzyć, że kiedy wstrzykiwała sobie heroinę, ludzie jej raczej unikali, no bo wiadomo. Ale nie widzę powodu, dla którego człowiek palący marihuanę miałby wzbudzać w kimkolwiek strach. Trochę tu przekoloryzowałaś.
Rozdział 2
Powiedz mi, skąd tyle złości w Lanie? Nie kwestionuję tego, że jest rozdrażniona i łatwo wpada w szał, ale nie napisałaś, jaka była przyczyna jej kłótni z Carterem. Wprowadziłaś czytelnika w sam środek wydarzeń, tak, że nie do końca było wiadomo, o co chodzi. Kłócili się, ale po co, dlaczego? Nie dałaś odpowiedzi na te pytania, skoncentrowałaś się tylko na tym, że pomiędzy nimi jest jakieś napięcie. Lakoniczne wyjaśnienie, że Lana nie chce mówić, natomiast Carter oczekuje, że jednak będzie mówiła, to dla mnie zdecydowanie za mało.
I przepraszam, ale raczej kiepski z Cartera stażysta, skoro tak łatwo poddaje się emocjom. Uderza pięścią w stół, wrzeszczy. Z takim personelem to wątpię, by zdołali kogokolwiek wyleczyć w tym szpitalu. Przecież to jest zastraszanie! Jeżeli pacjent się wścieka, lekarz go słucha, a nie daje się sprowokować do kłótni. Jest stanowczy, ale nie krzyczy. Właśnie o to chodzi: psychiatrzy wyzbywają się swoich uczuć podczas pracy po to, by skupić się na uczuciach swoich pacjentów, na tym polega ich profesjonalizm. Gdyby nie wdał się w tę bezsensowną dyskusję, ale od razu spacyfikował Lanę, do ataku by nie doszło. A on, jako człowiek z wykształceniem medycznym, powinien wiedzieć, jak nieprzewidywalny jest narkoman na głodzie. Czyżby zapomniał?
Nie jestem do końca pewna, czy zrozumiałam drugą część rozdziału. Ten chłopak to Justin, tak? Napisałaś, że wokół niego kręciło się mnóstwo dziewczyn – więc raczej na pewno był to Justin. Pytanie, skąd tyle jego fanek w ośrodku odwykowym, sądziłam, że do takich miejsc w większości trafiają dziewczyny o nieco innym guście. W dodatku, czy one, będąc na skraju wycieńczenia, miałyby siłę, by się za nim uganiać? Nie wiem, nie jestem fanką, nie potrafię chyba wczuć się w ich rolę, by ocenić prawdopodobieństwo takiego zachowania.
Teraz przejdę do kwestii posiadania narkotyków w klinice. Oczywiste jest, że pacjenci będą chcieli je jakoś przemycić. A jeszcze bardziej oczywiste to, że pracownicy będą robić wszystko, by do tego nie dopuścić. Co za tym idzie, wizyty rodziny są ograniczone do absolutnego minimum, a rzeczy pacjentów są bardzo starannie przeszukiwane. Twoim bohaterom jednak jakoś (nie mówisz jak) udaje się zdobyć kokainę. Już samo to jest podejrzane, no ale rozumiem, że niektórzy są naprawdę sprytni i zaradni. Ale w życiu nie uwierzę w to, że Lana tak po prostu wyciągnęła Justinowi (?) z kieszeni torebkę z kokainą. A raczej – nie uwierzę w to, że Justin spokojnie na to patrzył, że się na to zgodził. Zdobycie narkotyku musiało kosztować go dużo wysiłku, nie rozumiem więc, jak mógł obcej dziewczynie oddać swoją zdobycz. Bez najmniejszego nawet protestu.
Rozdział 3
Żeby nie rozpisywać się za bardzo, skupię się na tym, co mnie najbardziej nurtuje w tym rozdziale: po pierwsze, zachowanie chłopaka. Same oczekiwania są zasadne: chciała kokainy,  niech płaci. Ale pytanie, dlaczego nie powiedział tego wcześniej, w poprzednim rozdziale. Przecież tam jego postawa była inna – początkowo, owszem, wydawał się niebezpieczny, ale chwilę później był raczej bierny i spokojny. A tutaj grozi, zastrasza, no, ogólnie niemiły jest. W dodatku składa dwuznaczne propozycje. Zbyt duża niekonsekwencja.
A teraz pora, bym dalej czepiała się lekarzy, terapeutów, czy kim tam oni są. Z psychologią raczej nie mam wiele wspólnego, cała moja wiedza bierze się z obserwacji, ale coraz wyraźniej widzę, że zachowanie pracowników Twojego szpitala nie jest pomocne w wychodzeniu na prostą. Czy wiesz, jak łatwo zrazić do siebie pacjenta z problemami psychicznymi? Oni mają masę problemów, nie akceptują siebie, najczęściej czują się odrzuceni. Są delikatni, nawet jeśli robią wszystko, by tego nie okazywać. Terapeuta musi wzbudzić ich zaufanie – a tego raczej nie robi się poprzez słowa: Nie mów tak. Nałóg każdej osoby jest jej własną odpowiedzialnością, nawet jeżeli to prawda. Czy narkoman chce być oceniany, chce słuchać, że wszystko to tak naprawdę jego wina? Mówienie, że jest beznadziejny nie da mu siły do walki, co najwyżej przygniecie go i poskutkuje jeszcze intensywniejszym ćpaniem. W dodatku, czy w psychologii nie chodzi o to, by szukać przyczyn? Myślę, że dobry psycholog wiedziałby, że owszem, to Lana sięgnęła po narkotyki, ale wcześniej coś musiało ją do tego skłonić. Właśnie dlatego ludzie chodzą na terapie: by dowiedzieć się, jak przeszłość wpływa na ich teraźniejszość. Rola ojczyma Lany jest tu ogromna, a Carter przechodzi obok niej obojętnie, mimo iż powinien drążyć temat.
Rozdziały 4 i 5
Mam wrażenie, że sama zapomniałaś, gdzie rozgrywa się akcja Twojego opowiadania. Więc przypomnę: New York State Psychiatric Institute. Lana przebywa w grupie pacjentów leczących się z uzależnienia. Myślisz, że narkomani na odwyku mają tyle swobody, ile Twoi bohaterowie? Bo ja myślę, że jednak nie. Nie wierzę w to, że Lana i Justin (i zapewne inni) tak sobie chodzą naćpani po korytarzu i nikt nie zwraca na to uwagi, nikt tego nie zauważa. Ponadto, wyobrażam sobie, że w takim ośrodku regularnie przeprowadza się badania na czystość. Słowem, nie ma szans, by cały personel wykształcony w kierunku leczenia uzależnień nie zauważył, że pacjenci są pod wpływem narkotyków.
Zastanawiam się, skąd Lana wiedziała, że „heroina buzowała w żyłach Justina”, skoro nie widziała, jak ją sobie wstrzykiwał, a on sam też jej o tym nie mówił. Drobna nieścisłość.
Wybacz, jeżeli to, co zaraz napiszę będzie zbyt ostre, ale trudno mi zachować spokój. Gwałt?! Naprawdę, gwałt? Ciekawą formę zapłaty sobie Justin wybrał, nie ma co. Ale wiesz, on wcale nie musiał jej gwałcić. Wystarczy, że rzuciłby jej propozycję i odczekał parę dni, a sama przyszłaby na kolanach. Ale niech mu będzie, że się nie mógł doczekać, że musiał tu i teraz. Scenę opisałaś bardzo realistycznie, ku uciesze wszystkich fanek Biebera, tu i ówdzie wplatając słowa zachwytu nad boskim ciałem Justina. A sama Lana? Z jednej strony się wyrywa i krzyczy, z drugiej rozwodzi się nad tym, jak wzbiera w niej podniecenie, później znowu próbuje uciekać, potem coraz bardziej jej się podoba… i tak w kółko. Zastanawiam się, czy w ogóle istnieje taka opcja, by czerpać przyjemność z gwałtu, ale ta myśl jest dla mnie zbyt przerażająca. Nawet jeśli Justin jej się podobał – co z tego! Użył wobec niej przemocy, zadawał jej ból, a to zdyskwalifikowałoby go w oczach każdej normalnej dziewczyny. Lana, mówiąc krótko, weszła tutaj w rolę prostytutki – sprzedała się za narkotyki. Ale nie zrobiła tego na własnych zasadach, nie zachowała nawet odrobiny godności. Dała się zgwałcić, zresztą, co to był za gwałt. Na wszystkie sposoby, ze wszystkich stron, z zaangażowaniem obojga, z przyjemnością odczuwaną przez oboje. Wobec tego, nie rozumiem, po co ciągle piszesz, że Lana nie chciała, tak bardzo nie chciała, skoro z jej zachowania można było wyczytać coś przeciwnego. Podsumowując: na początku Justin gwałcił Lanę, ale potem jej się spodobało i przyłączyła się do niego.
Opis uważam za obsceniczny. Czy trzeba było koniecznie pisać, że tu do buzi, tu od tyłu, tu chwila przerwy, tu wchodzą na biurko…? Nie wiem, może właśnie tak chciałaś to ukazać, ale dla mnie to było za dużo. Nie podoba mi się lekkość, z jaką podeszłaś do tematyki gwałtu. Co innego, gdyby Justin powiedział Lanie, że da jej narkotyki, jeżeli zgodzi się na seks. Wyobrażam sobie, że oburzona Lana wyszłaby, by po kilku dniach, na głodzie, wrócić i zrobić wszystko, czego Justin chce.  Z poczuciem wstydu, poniżenia, z bólem. Tak, wtedy jej aktywność byłaby uzasadniona. A z Twojego opisu wynika tyle, że Lana nie wie, czego chce i podoba jej się, jak ją gwałcą.
Dalej, myślisz, że takie zachowanie jest możliwe w ośrodku odwykowym? Lana krzyczała, że nie chce, Justin, wrzeszczał, że ma szerzej rozstawić nogi – i co, nikt ich nie usłyszał? Ktoś musiał być za ścianą, ktoś musiał kręcić się po korytarzu. Zresztą, z tego, co się orientuję, w salach polskich szpitali psychiatrycznych są umieszczone kamery, więc niewykluczone, że w Stanach Zjednoczonych również monitoruje się pacjentów, a tu nikt niczego nie widział. Ponadto, pierwsze, co zrobiłabym na miejscu Lany to rozmowa z terapeutą: powiedzenie mu o wszystkim. Słowem, nie ma szans, by gwałt nie wyszedł na jaw.
Swoją drogą, w Twoim szpitalu jest tylko Lana i Justin, a to zaczyna się robić nudne.
Zakończenie rozdziału nie przypadło mi do gustu. Ot, zbierają ubrania, rozsiadają się na podłodze i grzeją heroinę, najpierw wzajemnie drocząc się, a potem słodząc sobie, jak to typowi gwałciciele i ofiary gwałtu mają w zwyczaju.
Rozdział 6
Anżelo, oto rozdział, który utwierdził mnie w przekonaniu, że nie spełniłaś moich oczekiwań. Nie chodzi mi tutaj o kwestie związane ze słuchaniem (czy raczej niesłuchaniem) muzyki Justina Biebera. Chodzi mi o to, że kiedy zaczynałam czytać, naprawdę byłam zaskoczona. Przez pierwsze kilka rozdziałów podobało mi się, jak budujesz napięcie, zastanawiałam się, kiedy do fabuły wprowadzisz głównego bohatera i jak umiejscowisz go w akcji. Po cichu liczyłam, że konstrukcja psychiki Lany będzie wyrazista, że rozwinięcie akcji wciągnie. Przynajmniej trochę. Czułam, że to nie jest typowy fanfick, wydawało mi się, że Ty chcesz przekazać więcej.
Ale potem wszystko zaczęło Ci się rozmywać i przeciekać przez palce.
Teoretycznie wszystko trzyma się kupy, ale bardzo umownie i jednak mam wątpliwości. Justin sprzedaje narkotyki w szpitalu, a tych, którzy mu nie płacą, bije lub gwałci. Rozpisałam się już wcześniej dość obszernie na temat mojego poglądu na tę kwestię. To po prostu nielogiczne i nierealne. Próbujesz wmówić czytelnikom, że wszyscy bohaterowie oprócz Justina i Lany to skończeni idioci, których nieustannie można wywodzić w pole. A Justin jest taki męski, że ojeju. 
Na koniec dowalasz jeszcze, że Justin to tak naprawdę jest mordercą. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko usiąść i płakać (lub śmiać się – to też jest dobra opcja). Po pierwsze, nie ma szans, by pacjent tak sobie mógł grzebać w aktach innych pacjentów (czy nawet swoich!). Lekarze nigdy nie zostawiają otwartych drzwi do swoich gabinetów. Okej, pewnie istnieją sposoby, by się jednak do tych danych dostać, jakoś włamać, ale Ty nic nie wspominasz na ten temat. Nie mówisz, jak Lana zakradła się do pokoju psychiatry (swoją, drogą, dlaczego nazywa go Johnem? Przecież łączyły ich stosunki lekarz – pacjent, nie mogli się spoufalać do tego stopnia, nawet w Hameryce). Z mojej perspektywy wygląda to tak, że Lana sobie po prostu weszła do środka i nikt się nie zorientował. Jasne.
Dalej. Niby dlaczego Kanadyjczyk ma odbyć karę w Stanach Zjednoczonych? Dobra, gdyby to była specjalna placówka dla morderców z zaburzeniami psychicznymi, jakaś taka międzynarodowa. Ale to przecież całkiem zwyczajna klinika psychiatryczna – i co niby, w Kanadzie takich nie ma? Wybrnij z tego jakoś, bo to banalne, acz żenujące uchybienie. 
Rozdział 7
Co to znaczy chorować na śmierć? Ja wiem, że to ma pewnie ładnie brzmieć, a nie coś znaczyć, ale coraz bardziej irytuje mnie, że rzucasz na prawo i lewo pseudosentencjami. Więc jeszcze raz, co miałaś na myśli, mówiąc, że Lana choruje na śmierć? Nie upieram się, może faktycznie nie zrozumiałam metafory, ale Ty też specjalnie nie dążysz do tego, by wyrażać się jasno.
Kiwać głową najczęściej znaczy poruszać nią z góry na dół i z dołu do góry (mówić tak). Ruch poziomy głowy (mówienie nie) zazwyczaj nazywa się kręceniem. 
- Domyślam się, że to szpital – wychrypiałam cicho i spojrzałam na wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyznę.
Lekarz z dezaprobatą pokiwał głową i usiadł na skraju łóżka.
To są w szpitalu czy nie? Nie wiem, czy ruch wykonany przez lekarza jest potakiwaniem, czy zaprzeczaniem, ale skoro robi to z dezaprobatą to raczej jego odpowiedź jest przecząca. Ale przecież oni SĄ w szpitalu, to oczywiste. Czyżbyś więc nie znała znaczenia słowa dezaprobata (które, swoją drogą, i tak tu nie pasuje)?
W porządku, a teraz przejdę do samej treści – i coś czuję, że mam wyjątkowo dużo do powiedzenia, bo niespójności jest tyle, że aż nie wiem, jak to wszystko poukładać, by wyjaśnić, co konkretnie jest nie tak.
Od początku. Opis przeżyć po kwasie. Nie wiem, nie brałam, ale biegające słonie i węże wypełzające z przedramienia są do zaakceptowania. Przerażenie Lany też, nawet fakt, że zaczęła się ciąć, aby węże przestały wychodzić spod skóry. Piszę to wszystko po to, by zapewnić Cię, że do pierwszej części rozdziału nie mam zastrzeżeń. 
Ale kiedy staram się podsumować część dalszą, przychodzi mi do głowy takie głupiutkie Idiots, idiots everywhere – i spokojnie, nie mam na myśli Ciebie, ale zachowanie bohaterów. Rozumiem, że rany mogły faktycznie wyglądać jak po próbie samobójczej i że takie było pierwsze podejrzenie. Ale oni musieli jej zrobić badania, nie ma innej opcji. Pobrać krew, mocz… W dodatku poczytałam o objawach po wzięciu LSD: rozszerzone źrenice, nadmierna potliwość, drżenie mięśni, wzrost ciśnienia, kołatanie serca. Każdy głupi zorientowałby się, że Lana coś wzięła, ale, oczywiście, pracownicy szpitala ZNOWU nic nie widzą. Czary jakieś czy co?  
I co ma znaczyć wypowiedź lekarza: Próbowałaś popełnić samobójstwo. Nie wiadomo, dlaczego to zrobiłaś, ale gdyby tego było mało, dostałaś padaczki? Oczywiście, że nie wiedzą, skąd mają wiedzieć, skoro Lana była do tej pory nieprzytomna? Bez niej przecież tego nie ustalą. I ta padaczka skąd? Domyślam się, że właśnie przez LSD, czy tak? Anżelo, lekarze, nie są aż tak głupi jak Ci się wydaje, umieją wiązać ze sobą fakty!
Troskliwy Justin, który przychodzi odwiedzić Lanę? Wybacz, ale nie. Słodka gadka, jaki to jest odpowiedzialny za to, co się wydarzyło, jak ją uratował jest wzięta totalnie z… znikąd. Dlaczego ktokolwiek miałby go posądzać o to, że próbował ją zabić, skoro ją przyniósł, wykrwawiającą się na śmierć (swoją drogą, oklepany motyw, a wystarczyło przecież zawołać lekarza i nie zgrywać bohatera)? To zupełnie bez sensu. Tak jak to, że nagle opowiada jej historię rzekomego morderstwa. Skąd w nim taka przemiana? Ckliwa historyjka o miłości Justina i jego dziewczyny ani trochę mnie nie ruszyła. 
Zacznijmy od tego, czy wiesz, czym jest morderstwo? Mówiąc w największym z możliwych skrótów, jest to zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Dziewczyna Justina umarła wskutek zapaści, a on został skazany za morderstwo – tak, całkiem logiczne. I nikt nie wziął pod uwagę tego, że po prostu wzięła za dużo narkotyków, nie zrobiono jej sekcji? Nikt nie zapytał Biebera o jego wersję wydarzeń? Udowodniono mu winę tylko dlatego, że jak ostatni kretyn niósł jej ciało w sumie nie wiadomo dokąd i w jakim celu. Na tej podstawie to co najwyżej można stwierdzić, że ma coś nie tak z głową, lecz biorąc pod uwagę, że był naćpany i w szoku po śmierci dziewczyny, to o jego zdrowiu psychicznym nadal nic nie wiadomo. A nawet jeśli przez nieudolność kanadyjskiego sądownictwa, słabego prawnika czy cokolwiek innego wymyślisz, Justin został skazany niesłusznie, nadal nie wyjaśnia to, dlaczego nie odbywa kary w zakładzie do tego przeznaczonym. Zdiagnozowano u niego jakąś ekstremalnie poważną chorobę psychiczną? Nie sądzę. 
Miałam pominąć scenę, w której Justin zaczyna płakać, Lana go pociesza, a w końcu zaczynają się obmacywać, ale nie mogę. Jest sztuczna. Jest… nie wiem nawet, jak to określić. Schrzaniłaś postać Justina na całej linii, o tym wypowiem się jeszcze później, jego zmienna osobowość jest nie do zniesienia. To, co napisałaś jest groteskowe, ale w bardzo zły sposób. Gwałciciel, który zwierza się swej ofierze z przeszłości, a potem wypłakuje na jej ramieniu? Mam nadzieję, że nie weźmiesz tego do siebie, ale uśmiechniesz się, gdy przeczytasz, jak to wygląda z mojej perspektywy. W dodatku Twoi bohaterowie wydają się myśleć tylko o seksie. Nie pocałowali się delikatnie (to nawet mogłoby zasugerować rodzące się uczucie), ale zaczęli wzajemnie pożerać. Nie chcę zabrzmieć jak stara dewotka, ale w pewnych sytuacjach po prostu nie wypada.
Rozdział 8
Nie sprawdzam poprawności w tym rozdziale, ale nie można nadal kontynuować.
Mam wrażenie, że moje nieustanne czepianie się lekarzy zaczęło Ci już działać na nerwy, ale za punkt honoru wzięłam sobie ukazanie wszelakich błędów logicznych. Nie chcę osądzać, ale czytając, mam wrażenie, że psychiatrę widziałaś co najwyżej w filmie, a o realiach szpitala psychiatrycznego nie masz pojęcia.
Justin, nasz ukochany Justin pobił Lanę, więc dziewczyna postanowiła się wypisać na własne żądanie. Piszesz, że to możliwe, ale ja mam jednak wątpliwości, czy na pewno Lana ma takie prawo – przecież jest po próbie samobójczej (oczywiście wiem, że żadnej próby nie było, ale czy Lanie chciało się to wyjaśniać? Pewnie nie, bo wtedy musiałaby się przyznać, że była pod wpływem narkotyków; zresztą nic o tym nie piszesz). Wydaje mi się, że w takiej sytuacji lekarze mogą mieć uzasadnione podejrzenie, że życiu Lany zagraża niebezpieczeństwo i nie mogą jej wypuścić. To raz.
Dwa. Luis Parker (który w dziwny sposób zmienił imię na Louis) nie ma czasu, by porozmawiać z pacjentką. Bzdura totalna. Jasne, lekarz też może być zajęty, ale on jest w pracy, jemu płacą za bycie miłym. Jeżeli akurat musi zrobić coś innego, prosi, by chwilę poczekać. Twierdzisz, że nie chciał jej wysłuchać, bo pakował kije golfowe? Zastanów się trochę, taki lekarz z miejsca wyleciałby na zbity pysk. W końcu łaskawie dopuszcza Lanę do słowa. I co? Pozwala jej odejść. Brak mi słów, by to skomentować. Tak się śpieszył na tego golfa, że nawet nie spytał Lany, dlaczego chce odejść? Przecież to podstawa. Powinien z nią porozmawiać, spytać, co się dzieje. Zachęcać, by pozostała, wmawiać, że pobyt w tym miejscu jej pomoże. W ostateczności powiedzieć, by z decyzją wstrzymała się przynajmniej kilka dni. Ale nie pozwolić odejść pod wpływem emocji!
Rozdział 9
Szukam sensu, ale nie mogę go znaleźć. Nawet nie napisałaś, jak Lana poznała Dani, jak to się stało, że zamieszkały razem. Jedno lakoniczne zdanie wyjaśnienia nie satysfakcjonuje mnie ani trochę. 
Cały świat chce skrzywdzić Lanę, takie mam przynajmniej wrażenie. A jedynym sposobem na zdobycie pieniędzy jest prostytucja. Trochę to smutne. Cały ten rozdział był niesamowicie przewidywalny. Wiedziałam, jaki sposób spłacenia długów zaproponuje Bob. Miałam pewność, że dilerem, o którym mówił będzie Justin. Dziki seks na końcu od początku był dla mnie oczywistością, już spostrzegłam, że właśnie na takich scenach w dużej mierze opiera się opowiadanie.
Pytanie tylko: gdzie logika? W to, że Justin odnalazł Lanę jestem skłonna uwierzyć. Ale niby jak wydostał się ze szpitala? Przecież uparcie pisałaś, że jest MORDERCĄ, więc powinien być chyba pod szczególnym nadzorem. Serio myślisz, że ucieczka ze szpitala jest taka prosta? Tym bardziej, jeśli był na oddziale zamkniętym. Personel, pacjenci, ochrona, Justin wykiwał ich wszystkich? Przecież powinien być poszukiwany przez władze jako postać wybitnie niebezpieczna i zagrażająca całemu społeczeństwu, a on spokojnie spaceruje po ulicach Nowego Jorku.
Rozdział 10
Mam wrażenie, jakbyś nagle przeniosła się o co najmniej kilka tygodni w czasie. Domyślam się, że jakiś przeskok nastąpił, ale raczej nie aż tak duży. Czuję się, jakbym nie do końca wiedziała, co się dzieje. Gdzie Justin mieszka? Co to za dziewczyna? Dlaczego nagle rozpłynęła się w powietrzu, kiedy Lana i Justin zaczęli rozmawiać (to znaczy, domyślam się, że stała z boku, tylko Ty zaczęłaś ją ignorować)?
Nadal nie uzasadniasz, jakim cudem Justin jest na wolności, jak to możliwe, że chodzi, ćpa i ogólnie jest kolorowo. 
Luka w pamięci Lany jest równocześnie luką w wiedzy czytelnika. Kilka dni, w których wydarzyło się wiele, pomijasz, by potem streścić je w szczątkowych opisach. Zabrakło mi motywacji. Rozumiem, że Lana sporo przeżywa, ale mogłaś bardziej opisać jej działanie, nie mam pojęcia, dlaczego właśnie tak postąpiła. Chciałabym wiedzieć, jak to się stało, że spędziła kilka dni w otoczeniu niewzbudzających raczej zaufania narkomanów i nic nie pamięta. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że po prostu nie chciało Ci się opisywać tych gwałtów i przemocy, bo to nie były aż tak ważne dla relacji Lany i Justina. Ważne, że ktoś jej zrobił krzywdę i Justin musi się zemścić – szczegóły są dla Ciebie bezwartościowe. Ale to błąd. Trzeba było wyjawić okoliczności całego zdarzenia, poświęcić jeden rozdział na ukazanie tego, co działo się z Laną. Naprawdę, nic by się nie stało, gdyby na chwilkę Justin zszedł na dalszy plan. Przeciwnie, bardzo bym się ucieszyła, gdybyś wreszcie powiedziała coś więcej na temat Boba, gdybyś wprowadziła nowych bohaterów. To niedobrze, że każdy wątek poboczy okazuje się jedynie pretekstem do nieustannego opisywania dwojga głównych bohaterów.

1. Fabuła/Wątki 4/10
Sama nie wiem, o czym jest to opowiadanie. Trochę romans, trochę farfocel z aspiracjami na blogową powieść psychologiczną (podkreślam: na aspiracjach się kończy). Mam wrażenie, że nawet Ty nie wiesz, o czym piszesz – i, przede wszystkim, dlaczego. Twoja fabuła kręci się wyłącznie wokół chorej relacji Justina i Lany (której nigdy w życiu nie nazwałabym miłością). To nawet nie byłoby takie głupie, właściwie mogłoby być całkiem niezłe: opisać rodzące się uczucie dwojga totalnie zagubionych ludzi, zamkniętych w szpitalu psychiatrycznym. Ale, jak mówiłam na początku, jest to ogromne wyzwanie, a Ty nie podołałaś. Przede wszystkim, nie widzisz absolutnie nic poza swoimi bohaterami, liczą się tylko ich absurdalne dialogi, kłótnie i sceny seksu. Jedynym urozmaiceniem są opisy narkotycznych wizji, ewentualnie głodu odczuwanego przez główną bohaterkę. Na początku pokusiłaś się o wprowadzenie postaci lekarzy, ale szybko z nich zrezygnowałaś, kiedy tylko na pierwszym planie pojawił się Justin. Dlaczego nie pokazałaś, jak wygląda dzień w takim ośrodku? Jak wygląda leczenie, terapia? Najgorsze jest chyba to, że Justin i Lana to jedyni bohaterowie. Szpital psychiatryczny to wylęgarnia niesamowitych osobowości. Mogłaś wprowadzić innych bohaterów, choćby epizodycznych, opowiedzieć ich historie. A ty pędzisz, byle dalej, byle do następnego spotkania, by móc po raz kolejny, ku uciesze fanek Justina, opisać jego niesamowite ciało i charyzmę, i cudowne brązowe oczy, które były tak fantastyczne, że od samego spojrzenia Lanie robiło się mokro. Czy taki był cel opowiadania? Ukazać swoją fascynację Bieberem, przelać na papier swoje fantazje? Mam wrażenie, że jednak nie tylko. W końcu jego postać nie pojawiła się w pierwszym rozdziale, co sugeruje, że chciałaś, by opowiadanie zawierało też inne wątki. Jak wątek leczenia chociażby, który potraktowałaś z ignorancją, której nie jestem w stanie przeboleć. Nie wiem, czy zrobiłaś cokolwiek w kierunku dokształcenia się w dziedzinie, o jakiej piszesz. O uzależnieniach może faktycznie, ale tylko o doświadczeniach narkomana. O farmakologii, o psychoterapii… napomknęłaś tylko, że coś tam było. To mało. Powinnaś zabłysnąć, udowodnić czytelnikowi, że wiesz, o czym mówisz. Odbieram to tak, że chciałaś zwrócić na siebie uwagę trudną tematyką, ciekawym  miejscem akcji – i na tym Twój wkład się skończył. Potem powielasz schematy. Ale… kurczę… z początku naprawdę wydawało mi się, że zależy Ci, by napisać coś, co wychodzi poza granice tandetnego fan fiction. Co się z tym stało?
Niby starałaś się opisać wątek przeszłości Lany, ale wiem tylko, że była gwałcona przez ojczyma za niemym przyzwoleniem matki. To niedużo, biorąc pod uwagę, że w tego typu opowiadaniu historia bohaterów jest niesamowicie ważna. 
Ale jeszcze pobłażliwiej podeszłaś do Justina. Wydaje Ci się, że zrobienie z niego zabójcy było takim nowatorskim i kontrowersyjnym pomysłem, lecz, niestety, pudło. W jednym rozdziale Lana dowiaduje się, że Justin kogoś zabił, w drugim sam jej się do tego przyznaje. Nie za szybko trochę? Trzeba było potrzymać czytelników w niepewności, zmusić ich do zastanawiania się, kogo Justin mógłby uśmiercić. Nie ma żadnej tajemnicy u Ciebie, żadnego stopniowego wyjawiania faktów. Wszystko podajesz na tacy. Sama historia byłej, świętej już pamięci, dziewczyny Justina nie jest ani trochę wiarygodna. Mówiłam już o tym. Anżelo, nie możesz pisać, że Justin został skazany, bo coś tam, nie podając sensownych argumentów. To, co się wydarzyło, było wypadkiem, nikogo nie można o to oskarżyć. A nawet jeśli, jakimś cudem (nawet nie mogę sobie wyobrazić, do jakich zaniedbań musiałoby dojść, aby w takiej sytuacji skazać niewinnego chłopaka), trzeba się z tego porządnie wytłumaczyć. Nie twórz historii, które brzmią dramatycznie, ale nie mają sensu. Każdy wątek Twojego opowiadania musi być umotywowany, ale nie na zasadzie „bo ja tak mówię”, lecz poprzez fakty. 
Nie dajesz odpowiedzi na wiele pytań: pierwszym jest oczywiście to, jakim cudem Justin został skazany (tak, uczepiłam się, ale chcę, byś naprawdę dostrzegła, że tak nie może być). Drugim, dlaczego przebywa w szpitalu, a nie więzieniu. Trzecim, czemu w Stanach Zjednoczonych, a nie w Kanadzie. Czwartym, jakim cudem wymknął się ze szpitala. Piątym, jak to możliwe, by pacjenci brali narkotyki w trakcie terapii uzależnień. I jeszcze parę innych by się znalazło.
Paradoksalnie, ja znam te odpowiedzi, a właściwie tę jedną odpowiedź: bo Ty tak chciałaś. To Ci pasowało do wizji opowiadania, więc umieściłaś Justina dokładnie w tym miejscu, taką dałaś mu przeszłość. Nie klei się? Nieważne! Grunt, że dzięki temu mógł poznać Lanę.

2.   Rozwinięcie akcji 3/6
Z początku było dobrze. Lana na odwyku stopniowo poznawała rzeczywistość. Lecz kiedy pojawił się Justin, zatraciłaś się w opisie ich relacji. To dziwne, bo stanęłaś w miejscu, równocześnie gnając jak szalona. Wiesz, co mam na myśli? W kółko powtarzałaś ten sam schemat: Justin dobry, Justin zły. Justin dobry, Justin… Wydarzenia następowały jedno po drugim, były to wydarzenia najczęściej dramatyczne, pozostawiające na psychice ślad. Ale były przewidywalne, jednowymiarowe. Skupiłaś się tylko na relacji, która była tak naprawdę płytka, bo opierająca się jedynie na przemocy, kłótniach, seksie, ćpaniu; w dodatku bez uzasadnienia. Twoi bohaterowie niby zaczynają poznawać się lepiej, ale to nic nie zmienia, nadal są niezrównoważeni i niedojrzali. W bliskie kontakty weszli bardzo szybko, od tamtej pory ich stosunki niewiele się zmieniły: właściwie scena gwałtu to taki skondensowany opis całej ich znajomości. Nie wyciągają żadnych wniosków, nie rozmawiają ze sobą, nie próbują niczego zmienić. Ciągle coś się dzieje – tyle że nie dzieje się nic nowego. 
Dobrze, w ostatnich rozdziałach wprowadziłaś trochę innowacji, lecz rozczarowałaś mnie opuszczeniem szpitala. Cały czas miałam nadzieję, że napiszesz o nim coś więcej, ale, cóż, nie doczekałam się (chyba że jeszcze do niego powrócisz, kto wie). Tyle tylko, że zmiana miejsca akcji była zbyt szybka. Nagłe odejście Lany jestem w stanie pojąć, ale naprawdę szkoda, że nie ukazałaś obszerniej, jak funkcjonowała poza kliniką. To zupełnie tak, jakbyś patrzyła na nią wyłącznie przez pryzmat jej związku z Justinem – a po rozdzieleniu ich kompletnie nie miała pomysłu, co z nią zrobić. Dałaś jej tylko dwie sceny na wolności, potem powrócił Justin, następuje błyskawiczne pogodzenie i znów jest dobrze. Może trzeba im było dać trochę więcej czasu na przemyślenie wszystkiego? Trzeba ich było pokazać, bo do tej pory czytelnicy znają ich tylko od jednej strony. Wątek romansowy dominuje, ba, on zawładnął całym opowiadaniem, pozabijał wszystkie inne wątki. Szkoda, tym bardziej, że jest dosyć wtórny i mało ciekawy.
Brakuje mi na przykład czegoś więcej o mamie Lany. Chciałabym wiedzieć, czy się martwi o nią, skoro nie wie, gdzie jest. Chciałabym wiedzieć, jak tam ojczym: czy boi się, że dzięki psychoterapii wyjdzie na jaw to, że wykorzystywał seksualnie Lanę, czy też może jest pewny siebie i przekonany, że ma nad nią władzę. Może warto poświęcić mu trochę miejsca? Nie mówię, że już, teraz, ale wspominałaś o nim jakiś czas temu, a nadal nie ruszasz tego wątku. Wydaje mi się, że byłoby to dobre urozmaicenie, stopniowe wzbogacanie akcji, no bo ile można czytać o Justinie?
Spore nadzieje pokładałam właśnie w psychoterapii. Dość nieudolnie podeszłaś do tego tematu, ale jednak podjęłaś go na samym początku, próbowałaś kontynuować, ale w końcu porzuciłaś. Nie myśl sobie, że chcę przełomowych zmian po zaledwie kilku tygodniach rozmów z psychologiem, zresztą nawet nie wiem, czy zagwarantowano jej tam terapię, czy też tylko jakieś wstępne rozmowy w celu diagnozy. Jednakże spędziła tam wystarczająco dużo czasu, by mieć jakieś refleksje, by zastanawiać się nad sobą, by powoli rozmawiać i otwierać się przed psychologami. Zmarnowałaś doskonałą okazję stopniowego odkrywania duszy Lany.

3.   Świat przedstawiony 5/10
Poszperałam trochę na stronie New York State Psychiatric Institute i właściwie niczego ciekawego tam nie odnalazłam. Podoba mi się, że umieściłaś akcję w realnym miejscu, to informuje, że włożyłaś przynajmniej minimalny wysiłek w przygotowanie się do tworzenia opowiadania. Problem w tym, że po obejrzeniu zdjęć, mam je przed oczami. Zdjęcia, a nie Twoje opisy – mimo że najpierw przeczytałam całość tekstu. Tak niewiele pokazujesz. W gruncie rzeczy nie wiem nawet, jak ten szpital funkcjonuje. Jak długo trwa średni pobyt, jakie są sposoby leczenia, na jakie zaburzenia cierpią pacjenci. Wiem, że strona mówi o tym wszystkim. Ale to Ty powinnaś mnie poinformować. 
Piszesz, że wyposażenie pokojów jest ubogie, że łóżko stanowi prycza. Ale z drugiej strony, schody wyłożone są „miękkim dywanem”. Może wyolbrzymiam, ale te dwa fragmenty trochę mi się kłócą. „Miękkich dywanów” w zwyczajnych szpitalach raczej się nie spotyka, natomiast w tych, powiedzmy, lepszych umeblowanie jest raczej staranniejsze.
Ale to akurat szczegół, niezbyt istotny.
Bardziej zastanawia mnie to, że miejsce, które ukazujesz, nie przypomina ośrodka psychiatrycznego. Nie ma tam pacjentów. Lekarze gadają głupoty, ale nie leczą, pielęgniarki są (nic więcej nie można o nich powiedzieć). Ja chciałabym, żeby spomiędzy liter dobiegało mnie skrzypienie butów po tej charakterystycznej, szpitalnej podłodze, szelest zgniatanego opakowania po strzykawce. Bardzo chętnie poczułabym zapach gumowych rękawiczek i ostrych detergentów w łazienkach. Ale Ty serwujesz tylko rozterki bohaterów, niemalże stawiając ich na pustym, białym tle.
Nie ma postaci włóczących się po korytarzu. Nie ma awantur między pacjentami. Nie ma wędrówek do cudzych pokoi i wieczornego gadania. Nie ma wspólnych posiłków. Wydawania lekarstw. Czytania książek, oglądania telewizji, grania w statki.
Nie podajesz rozmiarów oddziału, na którym znajduje się Lana. Ale podejrzewam, że jest to oddział zamknięty, niedużych rozmiarów. Domyślam się, że swoboda jest tam ograniczona. Przynajmniej tak powinno być. Natomiast Twoim bohaterom zdarza się rozmawiać w dziwnych zaułkach, nie będąc przez nikogo zauważonym. Czytając tekst, mam wrażenie, że pomiędzy salami były kilometry pustkowia. To już na Syberii łatwiej spotkać człowieka niż w tym szpitalu. Nikt nic nie słyszy, nikt nic nie wie (nie licząc Lany i Justina, bo akurat oni na siebie zawsze dziwnym trafem wpadną).
Podsumowując, klinika przypomina bardziej hotel, w którym można robić, co się chce, każdy udaje, że go nie ma i o niczym nie wie, a w każdej chwili na klamce można powiesić kartkę „nie przeszkadzać”, by lekarze o niczym nie mieli pojęcia.
O mieszkaniu Dani nie mówisz nic. A jeżeli coś mówiłaś, w ogóle nie zapadło mi to w pamięć. Nie mam nawet ogólnego wyobrażenia tego miejsca.

4.   Bohaterowie 6/10
Dość długo zastanawiałam się, co mogłabym napisać o Lanie w tym podpunkcie. Zdecydowałam się więc na zabawę z Twoją bohaterką. Zaczęłam stawiać ją w różnych sytuacjach, by przekonać się, jak zareaguje. Najpierw wyobraziłam sobie, że Justin ją zostawił. Potem, że jej mama zmarła. Następnie, że zakochał się w niej jakiś chłopak i musi wybierać między nim a Justinem. Na końcu, że została skierowana na przymusowy odwyk, gdzie zachowywana jest dyscyplina i naprawdę nie można ćpać. Zachęcam Cię, byś sama to zrobiła – na chwilę przestała czytać dalej i zastanowiła się, jak zachowałaby się Lana w takich okolicznościach (oczywiście, chodzi mi o cztery różne warianty, nie o wszystko razem).
Już…? Więc skonfrontujmy nasze odpowiedzi. Lana zostawiona przez Justina moim zdaniem najpierw będzie się wściekać, potem płakać, potem znowu wściekać. Będzie dużo przeklinać i narkotyzować się, może spróbuje z nim porozmawiać, ale nie będzie potrafiła się z nim porozumieć. Po śmierci mamy będzie płakać, mimo że nie miały dobrego kontaktu. Będzie się kłócić z ojczymem, szorstko i agresywnie reagować na próby pocieszenia. Gdyby poznała zakochanego w niej chłopaka, nie wiedziałaby, co robić, wciąż by rozmyślała nad słuszną decyzją, ale na pewno by się z nim przespała. Długo grałaby na dwa fronty, by na końcu wybrać mimo wszystko Justina. A gdyby została wysłana na leczenie… nie chciałaby z nikim rozmawiać, ciągle by się buntowała, obrażona na cały świat, byłaby opryskliwa i niegrzeczna w stosunku do lekarzy.
Jakie były Twoje odpowiedzi? Jeżeli takie same lub przynajmniej podobne, to znaczy, że Lana naprawdę jest przewidywalna. Że nie ma w niej niczego, za co można by ją kochać lub nienawidzić, że wbrew pozorom niczym nie wyróżnia się z tłumu, a tylko Ty, jako autorka, kochasz ją bezwarunkowo, bo w końcu to Twoje dziecko. Ale przecież Twoje odpowiedzi mogły być diametralne różne od moich. A to znaczyłoby, że gdzieś wewnątrz Ciebie Lana żyje, ale nie potrafi się wydostać. Że Ty nie potrafisz jej uwolnić, że przez tekst nie przekazujesz tego, czym chcesz się podzielić.
Ale to był tylko wstęp, chciałam obudzić w Tobie czujność względem Lany. Teraz przejdę do konkretów.
Mam bowiem wrażenie, że Lana jest niedokończona. Że nie jest taka, jaką chciałaś ją widzieć, kiedy zaczynałaś pisać opowiadanie. Wpadłaś w pułapkę i pozwoliłaś jej iść z prądem, za bardzo chyba nie wysilając się nad konstrukcją postaci. Jej działania są bezcelowe. Lana nie wie, czego chce. Może to zabrzmieć brutalnie, ale jest tylko zbuntowanym, uzależnionym od narkotyków obiektem pożądania. Każdy mężczyzna (z wyjątkiem lekarzy), którego spotkała na swej drodze, chciał ją wykorzystać. To przecież niemożliwe, nawet jeżeli byłaby nieziemsko piękna i hipnotyzująca. Ale dobrze, niech będzie… Była wielokrotnie gwałcona, to musiało zostawić ślad na psychice. I faktycznie, zaczyna brać narkotyki. Ale gdzie uprzedzenie do mężczyzn? Gdzie wstyd i niepewność własnego ciała? Poczucie brudu? Niechęć do bliskości? Lana zdaje się nie mieć żadnych problemów z akceptacją siebie, nie odbiera otoczenia jako niebezpiecznego. Nie zachowuje się w ogóle jak ofiara gwałtów i przemocy.
Stworzyłaś sobie idealne warunki do stopniowego ukazywania wnętrza Lany. Psycholog. Mogłaś zrzucać z niej warstwy ochronne, jakie nakładała na siebie w przeciągu lat, mogłaś wyjawiać motywacje, których, być może, w samym działaniu nie widać. Mogłaś zdradzać jej przeszłość, mogłaś dotrzeć do podstaw jej niezdrowego zainteresowania Justinem, mogłaś ukazać desperację, która pchnęła ją ku narkotykom. Wreszcie, mogłaś ukazać jej przemiany: to, jak stopniowo się  otwiera, jak poznaje samą siebie, zaczyna rozumieć, co robi i dlaczego. Ale nie wykorzystałaś możliwości. Psychologowie byli tylko tłem, rozmowy z nimi formalnością. Nie chciałaś babrać się w psychice Lany, zadowoliłaś się powierzchownymi opisami.
Pamiętam opis z początku szóstego rozdziału, w którym opisałaś dziwną wizję Lany. Ale ja przeszłam obok niej bez emocji, niemal obojętnie – niemal, bo zastanawiam się, co chciałaś przez ten opis osiągnąć. Czy chodziło Ci o wskazanie podświadomych wyrzutów sumienia głównej bohaterki? Ale to za mało. Skoro w jej postępowaniu nie widać żadnych motywów działania, zachowuje się jak chorągiewka na wietrze, jednorazowa psychoza i  żal za to, że się puszcza również wydają się wzięte z kosmosu, doczepione na siłę. Jakbyś chciała czytelnikom udowodnić, że ona wcale nie jest tak pusta, na jaką wygląda. Przykro mi, ale muszę Cię rozczarować…
Wydaje mi się, że w ocenę treści wplotłam sporo komentarzy na temat tego, co myślę o jej relacji z Justinem, może już domyślasz się, co chcę powiedzieć. Nie mam zielonego pojęcia, co nią kierowało. Teraz, kiedy próbuję się jak najgłębiej wedrzeć w psychikę Lany, myślę, że może zachowuje się tak ze względu na ciągłe krzywdy, przez te gwałty; że to jej sposób na odreagowanie. Ale nie powinnam tego robić, bo to tylko moje dorobione teorie, w tekście wcale tego nie zasygnalizowałaś; w tekście tylko mówiłaś, że Lana kocha Justina i nie wie, co robić, ale jest taki pociągający, och!
Zakochiwanie się to proces. Wydaje mi się, że aby się zakochać, potrzeba czegoś więcej. To, co ukazałaś, jest zbyt proste. Dlaczego Lana się zakochała? Ledwie się poznają, już iskrzy. Podczas drugiego spotkania uprawiają seks. Są w sobie tak bardzo zakochani, tak zaślepieni. Ja nie mówię, że zły jest ich wzajemny destrukcyjny wpływ, przeciwnie, uważam, że to ciekawy motyw. Przecież niektóre kobiety mają tak, że mimo przemocy pozostają przy mężach. Są kobiety, które przemoc podnieca. Ale to się nie dzieje tak szybko. Nie pokazałaś, jak to uczucie się rodziło. Pisałaś tylko, że Lana jest zdezorientowana, bo Justin ją pociąga, a nie powinien. Ale czy tego typu zainteresowanie jest wystarczające, by angażować się w tak chorą relację zaledwie po paru dniach czy tygodniach? Co spowodowało, że Justin zakochał się w Lanie? Bije ją, gwałci, a potem mówi, że ją kocha. Oczywiście, że słyszałam o tego typu historiach, ale zazwyczaj dzieje się odwrotnie. Tam faceci najpierw kochają, a kiedy zdołają przywiązać i w pewien sposób uniezależnić od siebie kobietę, pokazują tę drugą stronę natury. Lany i Justina tak naprawdę nic nie łączy! Dlaczego więc trwają w tym związku? Czy Lana pozwala się traktować obcemu, bądź co bądź, facetowi w ten sposób tylko dlatego, że jest przystojny? I dlaczego Justin zwierza się Lanie, dlaczego przychodzi do niej, kiedy wybudza się ze śpiączki, dlaczego jej szuka? Przecież z początku traktował ją przedmiotowo. Co się w nim zmieniło i kiedy zmiana nastąpiła? 
W budowie postaci widzę masę niekonsekwencji, a Justin bije rekord. Mniemam, że chciałaś wytworzyć aurę tajemniczości, ukazać silną osobowość o różnych obliczach, zdecydowanego, ale pełnego miłości. Przedobrzyłaś. Justina z pierwszych rozdziałów można nazwać, używając terminologii, em…, anatomicznej, Justin obecny to ciepłe kluchy, mało tego, rozgotowane ciepłe kluchy. Metamorfoza, jakiej Justin dokonał na przestrzeni tych kilkudziesięciu stron, jest niemożliwa. Może gdyby w Lanie było coś więcej, gdyby fascynowała, zrozumiałabym tę wielką miłość. Ale ona jest nudna. I on jest nudny. Najpierw nie wiadomo jaki twardziel, morderca, narkoman. Potem zwierza się pierwszej lepszej dziewczynie, płacze, okazuje się, że nikogo nie zabił i wzbudza tylko litość. Biedny mały chłopiec. 
Oczywiście, to Justin wyznaje miłość, a Lana go odrzuca. To on musi ją błagać, a ona jest obrażoną księżniczką. Typowe. 
Justin najpierw sam pobił Lanę, potem jest wzburzony, że ktoś inny ośmielił się ją skrzywdzić. To celowy zabieg czy nie zauważyłaś hipokryzji? Nie podoba mi się ta przemiana. Początkowa przerysowana agresja nie współgra z potulnym Justinem z ostatnich rozdziałów. Nie jestem w stanie wykrzesać z siebie nawet odrobiny szacunku dla takiego bohatera, nawet z literaturoznawczego punktu widzenia.
Dani i Bob to tło, kolejna chora relacja. Widzę w nich potencjał. Możesz pociągnąć ten wątek, pokazać ich dokładniej niż poprzez mówienie, że Bob jest brutalny, a Dani wpatruje się weń jak w obrazek. Może by tak tchnąć w nich trochę więcej życia?
Po raz  (chyba) ostatni już powrócę do wątku lekarzy. Trochę o tym myślałam i doszłam do wniosku, że  niepotrzebnie chciałaś dać im osobowości. Zamiast ich ukazać poprzez pryzmat ich pracy, poprzez role, ukazałaś ludzi. Nie mówię, że to źle. Psychiatrzy nie są maszynami, każdy z nich jest inny; te różnice trzeba uwypuklić. Lecz nachalne wpychanie cech osobowości (nerwowość, impulsywność, wybuchowość i, moje ulubione, zamiłowanie do golfa), przy braku elementów charakterystycznych ze względu na wykonywany zawód jest sporym uchybieniem.

5.   Dialogi/Narracja 7/10
Jeżeli jestem już przy dialogach, to może zacznę od zwrócenia uwagi na zapis. Kreską rozpoczynającą wypowiedź bohatera powinna być pauza, wtrącenia również wydzielamy pauzami. Niestety, dość często wskakuje Ci tam dywiz, co jest poważnym błędem. A skoro mówię o zapisie, to dodam jeszcze, że każdy akapit musi być wyróżniony wcięciem akapitowym, często o tym zapominasz.
Co do samych dialogów mam mieszane uczucia. Czasem wychodzą Ci bardzo ciekawie, naturalnie, swobodnie. Piszesz niewymuszenie i faktycznie, mogę usłyszeć gdzieś wewnątrz swojej głowy głosy Twoich rozmawiających bohaterów. Ale równie często natrafiałam na zgrzyty, zakłócające odbiór całego tekstu.
Twoi bohaterowie zazwyczaj używają języka potocznego, co o ile u Lany i Justina jest zupełnie oczywiste, tak w przypadku personelu brzmi nieciekawie. Mam tu na myśli chociażby Parkera, witającego Lanę beztroskim „Cześć, Lana”. W ogóle słownictwo i sposób budowania wypowiedzi przez lekarzy zupełnie mi nie leży: „No dobrze, więc pakuj się i wyjedź, ale pamiętaj, że zawsze ktoś tu na ciebie będzie czekał i możesz wrócić zawsze” – tak mówi Parker do Lany, kiedy ta oświadcza, że chce wyjść ze szpitala. Niezbyt profesjonalnie, prawda? Wprawdzie druga część zdania wskazuje na jakieś tam zaangażowanie (choć zamieniłabym wyrazy kolejnością), ale pierwsza sugeruje, że Parker chce się pozbyć Lany. Psychiatra mimo wszystko powinien staranniej dobierać słowa. I jeszcze jeden przykład: „Gdyby to jeszcze do ciebie nie dotarło, jesteś na terapii, a na takich spotkaniach mamy rozmawiać, a nie ciągle pokazywać swoje humory, Collins”. Bardzo nie podoba mi się to patrzenie z góry, ta wrogość i, sama nie wiem, brak empatii? Mówienie po nazwisku, które buduje dystans, zbyt duży jak na terapeutę i pacjentkę. 
Z drugiej strony, Twoim bohaterom zdarza się wpaść w zbyt patetyczny ton, który nijak nie pasuje do okoliczności, tematyki, czy w końcu, osobowości bohaterów. Zwróć uwagę na wypowiedź Justina: „Wiec czemu my żyjemy tak właśnie?! Czemu nasze życie jest ciągłą walką o kolejną działkę, o więcej doznań? Ciągle musi być szybciej, lepiej, więcej!”. Cała rozmowa była utrzymana w dość podniosłym tonie. Może samo zdanie jest w porządku, nieco banalne, ale do zniesienia. Tyle tylko, że każdy człowiek ma swój indywidualny sposób wypowiadania się. Justin dużo przeklinał, był wulgarny i zamknięty w sobie, a tutaj nagle rozmyśla nad sensem istnienia, zadaje pytania retoryczne. Ta scena po prostu wzięła się znikąd, postawa bohatera jest skrajnie odmienna od tej, którą prezentował w poprzednim rozdziale. To zresztą nie jest jedyny moment, w którym Twoi bohaterowie budują nienaturalne wypowiedzi, oto jak Justin opisuje śmierć swojej byłej dziewczyny: 
„– To było dawno temu – zaczął niepewnie. – Miałem kiedyś dziewczynę. Była piękna i bardzo się kochaliśmy. Razem też zaczęliśmy ćpać. Świat był wtedy jakby obok, a po drugiej stronie my. Szczęśliwi i zakochani w sobie do granic możliwości. – Chłopak uśmiechnął się na wspomnienie o dziewczynie, a ja poczułam ukłucie w sercu. Czy to była zazdrość? – Miała na imię Cloe, byliśmy nierozłączni, myśleliśmy, że właśnie tak spędzimy życie. Jakie to było głupie. – Zaśmiał się z pogardą. – Ciąg trwał długo, sam nie wiem, rok może nawet więcej. Grzaliśmy dzień w dzień i wszystko. Gdy nie starczało pieniędzy, zaczęliśmy zajmować się produkcją. Ja robiłem etap końcowy – dostawałem na watach brudne opium, prałem to w rozpuszczalniku, potem to było destylowane, odparowywane, acetylowane i z tego wychodziła heroina. Potem zasuszanie, odwirowanie i otrzymywaliśmy albo braun albo białą. Byłem wtedy bogiem wszystkich ćpunów na ulicy, dzieciaki latały za mną, błagając o działkę. – Wypiął klatkę piersiową, jakby dumny ze swoich poczynań. – Cloe pomagała mi handlować, nie chciałem żeby to robiła, ale ona chciała mi pomagać. Zgodziłem się. I wtedy to się stało.”
Może nie powinnam kopiować tak długiego fragmentu, lecz myślę, że długość jest tu bardzo ważna. Cóż, nikt tak nie mówi. Mało kto w rozmowie opisuje cokolwiek, siląc się na poetyckość, używając porównań. Ciekawe są również okoliczności tej rozmowy: Lana i Justin nie znali się wtedy jeszcze dobrze, Justin coś tam wspomniał, że był oskarżony o zabójstwo, a Lana poprosiła, by opowiedział tę historię. I on to zrobił od razu, niemal bez wahania. Nie znam nikogo, kto byłby w stanie uzewnętrznić się tak szybko i bez chwili zastanowienia. W dodatku, po co wepchnęłaś tu opis robienia heroiny? Wzmianka, że zajmowali się produkcją i dystrybucją – w porządku, ale cały przepis? Przecież to nie ma najmniejszego znaczenia dla fabuły, co więcej, niepotrzebnie rozbija akcję.
W opisach jest podobnie. Prowadzisz narrację pierwszoosobową, więc potocyzmy się zdarzają. Mimo iż jestem zwolenniczką czystej narracji, rozumiem to i akceptuję. Lecz mieszania stylów zdzierżyć nie mogę. Często piszesz zdania zupełnie niepasujące do kontekstu, których celem jest ładne prezentowanie się. Głównie mam na myśli te fragmenty, które cytowałaś później w tytułach rozdziałów, ale nie tylko. Na przykład fragmentu: „Bo czy tylko w chorobie psychicznej można dojść do najgłębszych podkładów nieświadomości, w stronę minusów nieskończoności?” w ogóle nie rozumiem i nawet nie podejmuję się interpretacji, żeby przypadkiem nie okazało się, że nie znaczy nic.
Gloryfikacja narkotyków z czasem zaczęła mnie męczyć. Wciąż pisałaś, jakie są cudowne, jak człowiek szczęśliwy się staje, personifikowałaś je, ale dość nieudolnie: „Fifka i bletki szybko stały się moimi przyjaciółkami”. To brzmi sztucznie. Wprawdzie spotkałam na swojej drodze dziwadła, które twierdziły, że żyletki są ich przyjaciółkami, ale żeby tak bletki? 
Twoje mieszanie stylów widać tutaj: „Odsunął się o kilka centymetrów i przyglądał się przez moment mojej cipce, po czym powoli wsunął w nią dwa złączone palce. Poruszał nimi, obserwując, jak pokrywają się lśniącym filmem śluzu, po czym ponownie głęboko wnikały w moje wnętrze” – dobór wyrazów jest tak niefortunny, że aż się uśmiechnęłam. Z jednej strony wulgarna „cipka”, z drugiej „film”, który został tu użyty w złym kontekście. Tak, znam wszystkie znaczenia tego słowa, ale tutaj zostało wciśnięte ewidentnie na siłę. Oprócz tego, w tym samym rozdziale dwukrotnie użyłaś słowa „kobiecość”, mając na myśli żeńskie narządy rozrodcze, co raczej nie jest typowym określeniem, używanym przez współczesne dwudziestolatki.
Ogólnie jednak Twoje opisy są dobre. Dość plastycznie kreujesz świat, choć dla mnie ogromnym minusem jest Twoja monotematyczność. Koncentrujesz się głównie na rozmyślaniach i przeżyciach Lany oraz wyglądzie Justina. Miejsca charakteryzujesz jednym, dwoma zdaniami. A warto byłoby poświęcić więcej miejsca czemuś, co nie jest ani Laną, ani Justinem.
I proszę, zwracaj uwagę na czasy, bo ciągle je mieszasz. Jak przeszły, to przeszły. Nie ma, że boli. Konsekwencja musi być.

6.   Styl 3/4
Muszę przyznać, że piszesz dość lekko. Zdarza Ci się czasem zaplątać w zdaniach i wychodzą potem z tego dziwne twory (których przykłady już przytoczyłam powyżej), lecz ogólnie czyta się płynnie.
Jednak, żeby nie było tak kolorowo, masz tendencje, które radziłabym wyeliminować, bo są wyjątkowo nieznośne. To na przykład odróżnianie ludzi po kolorze włosów. Naprawdę, jest wiele możliwości unikania powtórzeń, a ciągłe nazywanie Justina „szatynem” jest najgorszym z nich. Nieustannie też wspominasz o jego brązowych (ewentualnie orzechowych czy czekoladowych) oczach. Załapałam za pierwszym albo drugim razem, nie trzeba tego przemycać w każdym rozdziale, bo staje się męczące. 
Parę razy rzuciło mi się w oczy, że piszesz, nie mówiąc, kto jest podmiotem. Na przykład w pierwszym rozdziale skupiłaś się zupełnie na myślach Lany, opisaniu Marshalla i tego, jak to się stało, że Lana zaczęła brać narkotyki, po czym przerwałaś: „– Lana! Mówię do ciebie – powiedział z wyrzutem w moją stronę i wyrwał mnie tym samym z zamyślenia”. I czytelnik nie ma pojęcia, któż taki przerwał owe rozmyślania.
Myślę, że w tym podpunkcie mogłabym również zawrzeć sporą część tego, o czym mówiłam w poprzednim, czyli niezdecydowanie w kwestii słownictwa. Przemyśl to i zastanów się, zanim wprowadzisz jakiekolwiek „mądre” słowo, bo może ona zabrzmieć komicznie, a tego pewnie nie chcesz. Z wulgaryzmami też byłabym ostrożna, dozowanie niecenzuralnych słów wcale nie jest tak proste, jak by się mogło wydawać.

7.   Oryginalność 6/10
Degeneracja, dekadencja i destrukcja są ostatnimi czasy chyba modne. Tematyka ta jest jednak na tyle ciekawa, że wystarczy umiejętne jej ugryzienie, by stworzyć coś niepowtarzalnego i wciągającego. Jednak nie jestem przekonana, czy Tobie się to udało. Zbyt często, czytając Twoje opowiadanie, miałam wrażenie, że gdzieś to już słyszałam, zbyt wiele u Ciebie powielania schematów. Chodzi mi głównie płytkość i brak motywacji psychologicznej Twoich bohaterów, a także przewidywalność akcji. Po prostu skrzywdzonych, niezdecydowanych dziewczyn, które spotykają wielką miłość oraz brutalnych, ale jednak czułych i niesamowicie przystojnych chłopaków jest w Internecie za dużo.
Najbardziej boli mnie jednak to, że bohaterem Twojego opowiadania jest Justin Bieber. Nie zrozum mnie źle, szanuję Twój gust muzyczny, ale zyskałabyś wiele, gdyby postać była w stu procentach wykreowana przez Ciebie. Twój bohater i jego pierwowzór nie mają praktycznie nic wspólnego, dlatego nie widzę potrzeby zapożyczania tożsamości z realnego świata. Pisanie o gwiazdach ma sens, kiedy pisze się o nich, a przynajmniej zachowuje tego pozory, a nie o ich wyobrażeniach. Ty Justina zmyśliłaś niemal całego – i bardzo dobrze, to właśnie na tym polega tworzenie literatury. Ale uwierz mi, opowiadanie byłoby tysiąc razy oryginalniejsze, gdybyś wymyśliła mu także imię i nazwisko. Wtedy nie byłoby skojarzeń; jestem też przekonana, że całą Twoją twórczość traktowano by, co tu dużo mówić, poważniej. I nie piszę tego, żeby jakoś Cię urazić. Nie. Chcę Ci Tylko powiedzieć, że zamykasz sobie furtkę, kierując swoją twórczość w stronę zamkniętego grona odbiorców, jakim są fanki Justina.

Poprawność 13/20
Z poprawnością tragicznie nie jest. Czasem zdarza Ci się walnąć coś głupiego albo nie zauważyć literówki; w jednym z niepoprawianych rozdziałów napisałaś „pomorze” zamiast „pomoże”. Gdyby nie interpunkcja, byłoby znośnie. Wiem, że przecinki nie są najważniejsze, ale pożerana ich przez Ciebie ilość jest zatrważająca. Chwilami miałam wrażenie, że zwyczajnie nie chce Ci się ich wstawiać, jakbyś uznawała, że nie są one istotne. Natrafiałam na zdania wielokrotnie złożone, w których przecinków nie było w ogóle. To naprawdę bardzo zniechęca. Przeglądaj z większą starannością teksty przed publikacją, może poszukaj bety. I przede wszystkim pamiętaj, że imiesłowy muszą być wydzielone przecinkami z obu stron.
W ostatnim rozdziale tak sumiennie wzięłam się za wprowadzanie poprawek, że musiałabym wkleić cały tekst do oceny, żeby pokazać wszystkie błędy. W związku z tym pomyślałam, że lepiej będzie, jeżeli prześlę Ci efekt mojej pracy mailem – podaj swój adres, jeżeli jesteś zainteresowana. Pozostałe trzy rozdziały znajdują się poniżej.
Chciałabym Ci również zwrócić uwagę, że nie pisze się „sex”, ale „seks”, nie „detox”, lecz „detoks”.

Rozdział 1
Skurcze mięśni były na tyle intensywne, że wykręcało mi knykcie, powodując tym samym nieopisany ból – przecinek.
Z tego, co zdołałam usłyszeć od pielęgniarek, jest to piata doba mojego zespołu abstynencyjnego – przecinek i zgubiłaś ogonek w wyrazie piąta.
Nie wiedziałam, ile jeszcze tak wytrzymam i właściwie, co takiego miałabym tu robić – przecinek.
- Witaj, Lana – przecinek.
Wpatrywałam się w niego dłużą chwilę – dłuższą.
- Tym razem ci nie odpuszczę i do póki mi nie odpowiesz, będę tu siedział. – powodzenia, pomyślałam i przymknęłam powieki – dopóki. Zdanie po kropce powinnaś zacząć dużą literą. I ogólnie byłoby lepiej, gdybyś fragment od Powodzenia przeniosła do kolejnego akapitu.
- Umieram – wychrypiałam w końcu, widząc, że Parker rozsiadł się na krześle – przecinek.
Poniosłam delikatnie głowę do góry i zobaczyłam, jak uśmiechnięty Parker kieruje się do wyjścia z mojej sali – podniosłam, przecinek. Co więcej, wyrażenie podnieść do góry jest tautologiczne.
Kiedy tylko w pełni będziesz panować nad swoim ciałem, zaczynasz terapię – przecinek.
Na trzeźwo świat wyglądał zupełnie inaczej, nigdy nie podejrzewałabym, że aż tak.. dobrze – nie ma takiego znaku jak dwie kropki, popraw na wielokropek.
Znalazłam się przy niewielkich drewnianych drzwiach z napisem terapia poznawczo-behawioralna – wypadałoby jakoś wyróżnić ten napis w tekście, chociażby zapisując słowo terapia dużą literą.
Niektórzy starsi, inni młodsi – przecinek.
Heroiniści, przyjaciele. Przeszło mi rzez myśl i uśmiechnęłam się półgębkiem – przez. Radziłabym usunąć tę kropkę i zamiast niej postawić przecinek.
Bycie w centrum zainteresowania ludzi, nigdy z resztą nie należało do moich priorytetów – zbędny przecinek, zresztą.
Pogrążona we własnych myślach, których ostatnimi czasy i tak było zbyt wiele, sama nawet nie wiem kiedy do sali wszedł mężczyzna – ten czas teraźniejszy zakłóca płynność tekstu. Myślę, że zamiast tego lepiej byłoby napisać coś w stylu nawet nie zauważyłam.
Każdy zamarł, padł w letarg – zapadł.
Nie wiem, czym to było spowodowane – przecinek.
Rządna wrażeń – żądna.
Świat był taki piękny wtedy, a ja miałam siły i chęci, by przenosić góry – przecinek.
Uczucie nie do opisania, nie znam słów, które byłyby odpowiednie – przecinek.
Czasem nieznośne myśli podpowiadały mi tylko sposoby zabicia niektórych ludzi, ale ja sama nigdy niczego nie zrobiłam. Bo czy tylko w chorobie psychicznej można dojść do najgłębszych podkładów nieświadomości – powtórzenie.
- Co? – mruknęłam oschle – znak zapytania.
Tego chłopaka mogłabym nawet słuchać, w sumie mogłabym nawet na niego patrzeć – powtórzenie.
Nie teraz, kiedy właśnie przyjemne wspomnienia mojego życia spłynęły na mnie i otuliły mnie całą swym ciepłem – przecinek, całym.

Rozdział 3
Czułam, jak ogarnia mnie podniecenie – przecinek.
Och, zaraz, od kiedy jestem trzeźwa? – przecinek.
Dwudziesty trzeci wrzesień – mruknęłam cicho i zaczęłam się zastanawiać, jak długo tu jestem – września, przecinek.
Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz coś brałam – przecinek.
W pokoju nie było nic, czym mogłabym to wciągnąć – przecinek.
Jak mogłam upaść tak nisko i pozwolić, by strach zapanował nad moim życiem? – przecinek.
Gubię się w moim  lęku, niczym pięciolatek – niepotrzebny przecinek.
Na wolności Cheryl bez problemu pozwalała się okradać, nie robiąc z tego nawet większego problemu. A tu? Nie miałam nawet nic, co mogłabym mu dać w zamian. Zostałam pozbawiona wszystkich wartościowych przedmiotów, nawet ubrania, które mogłyby mieć jakąkolwiek wartość zostały mi zabrane – powtórzenia.
Pierwszy raz od czasu mojego pojawienia się  w ośrodku wybrałam się na przechadzkę – zgubione w.
Wiedziałam, gdzie jest mój pokój, sala, w której odbywały się zajęcia oraz toaleta – przecinki.
Wszystko, czego dotknęłam zdawało się być tak delikatne i piękne – przecinek.
To, że był kochankiem mojej, pożal się Boże, matki, nie uprawniało go do krzywdzenia mnie. Dokładnie pamiętam, jak pierwszy raz położył na mnie swoje obrzydliwe łapska – przecinki.
- Cześć, mała – przecinek.
Duże brązowe oczy, pełne wargi i, jak przystało na narkomana, blada, zniszczona cera – przecinki, bo to wtrącenie.
Odpowiedziałam cicho po chwili, kiedy moje serce unormowało swoje bicie – przecinek. Nie podoba mi się też końcowa część tego zdania, brzmi nienaturalnie.
Spojrzałam przed siebie, uśmiechając się – przecinek.
Nie wiedziałam, czy cieszyłam się na jego widok – przecinek.
Jego niski głos, zwężone źrenicy i przymrużone powieki, tylko pobudzały nadchodzący atak paniki – źrenice.
A jedynie mogło tylko wzmożyć jego złość – wzmóc. Chociaż nie jestem pewna na sto procent, może jednak obie są poprawne? Fakt, w tych słownikach, do których zaglądałam,  nie ma słowa wzmożyć, ale może jednak…? Ktoś wie?
- Ale ja naprawdę nie mam pieniędzy. – jego rechot rozniósł się echem – jego dużą literą.
Odszedł, zostawiając mnie samą  - przecinek.
Bo chyba John nie był by na tylko głupi, by mimo zamachu na jego życie chciał dalej prowadzić mój przypadek – byłby, przecinek, chcieć zamiast chciał.
Lana, ja naprawdę chcę ci pomóc, ale bez obopólnego wkładu nic z tego nie będzie. – mruknął zrezygnowany – Lano, przecinek, brak kropki przed wtrąceniem.
Nie wiedzie działam, czy zwyczajnie robię to z łaski, czy mam dość jego męczących pytań – nie wiedziałam.
Jutro niestety znów będę czuć się kiepsko. Nie chciałam przechodzić tego znów, ból fizyczny był nie do wytrzymania – powtórzenia.

Rozdział 6
I choć w głębi duszy chciałam czuć jego obecność, nie miałam na tyle odwagi, by po tym wszystkim spojrzeć mu w oczy – przecinek.
Kiedy tylko znalazł się w zasięgu mojego wzroku, czułam jak mięsnie się napinają – przecinek.
Jeśli kiedykolwiek czegoś się byłam, było to nic w porównaniu do tego, co czułam teraz – bałam.
Zaczęłam energicznie wymachiwać rękami, chcąc odgonić od siebie cień – przecinek. Zgubiłaś też kropkę  na końcu zdania.
Zacisnęłam ręce mocno na kołdrze, będąc gotowa do ataku – przecinek.
Podskoczyłam przerażona, słysząc szepty dochodzące zza rogu. Złapałam się za klatkę piersiową i westchnęłam, próbując się uspokoić – przecinki
Wspaniałe oczy bez źrenic, w których odpijała się cała nędza ćpuna – odbijała. To ma być metafora? W oczach zawsze są źrenice, co najwyżej czasem ich nie widać, gdy tęczówki są czarne.
- Co ty tu robisz, Mała?! – niepewnie uchyliłam powiekę i zobaczyłam przed sobą czerwoną ze złości twarz chłopaka – przecinek, złe użycie łącznika (ale o tym już pisałam). Mała – małą literą, niepewnie – dużą  (małą literą we wtrąceniach zapisujemy tylko czasowniki określające mówienie). 
- Nie ładnie – syknął i pogroził mi palcem, po czym zaśmiał się lekko – nieładnie, przecinek.
- Bo od ciebie Mała – spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i oblizał swoje pełne wargi końcówką języka. – Mogę dostać coś w zamian. – mruknął i ścisnął mój pośladek – źle porozbijane zdanie. Jeśli koniecznie chcesz zachować jej w takiej formie, powinno wyglądać tak: Bo od ciebie, mała – spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i oblizał swoje pełne wargi końcówką języka – mogę dostać coś w zamian – mruknął i ścisnął mój pośladek, ale i tak coś mi tu nie gra.
Nie mogłam powtrzymać się od cichego westchnienia – powstrzymać.
Myślisz, że już zawsze będziesz dostawał to, co chcesz? – czego. I przecinek.
A ja, głupiutka dziewczyna, szalałam za nim – przecinki.
Nawet nasze pozorne myślenie o byciu zwykłym człowiekiem było tylko naszym myśleniem – zwykłymi ludźmi. Nie jestem pewna, czy powtórzenie nie jest przypadkiem celowe, ale tak czy siak nie brzmi dobrze.
Stanęłam przy szafce z dużym napisem akta i pocierałam o siebie dłonie – brakuje mi jakiegoś wyróżnienia, może lepiej  Akta?
Nie mogłam się powtrzymać – powstrzymać, ten sam błąd, co przed chwilą.
Ten dwudziestoletni Kanadyjczyk był mordercą, który tu, w Nowym Jorku, miał odbyć swoją karę. Moje całe ciało wstrząsały spazmatyczne drgawki – przecinki i Całym moim ciałem.

Dodatkowe punkty 3/5
Czy wspominałam już, że na początku naprawdę czułam się wciągnięta? Na pewno. Nie trwało to długo, ale był moment, w którym nie mogłam się doczekać, co będzie dalej. Widziałam, że tam się starałaś, byłaś dokładniejsza i staranniejsza, gdzieś wplotłaś chyba cytat Barbary Rosiek. I za ten początek właśnie chcę Ci dać punkty. Było w nim widać, że naprawdę Ci zależy.

Podsumowanie 
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w trakcie pisania opowiadania coś się w Tobie wypaliło. Przestałaś skupiać się na detalach, za to skoncentrowałaś na ukazywaniu wydarzeń. Skończyła się staranność, z jaką wnikałaś w Lanę, porzuciłaś próby dokładnego opisywania świata. Wiesz, nawet nie potrafię ubrać w słowa tego, co chcę przekazać. Zabrakło mi iskierek, którym początkowo zdarzało się przenikać przez tekst. Może się mylę, ale wydaje mi się, że znajdujesz się w fazie, przez którą przechodzi większość pisarzy: zmęczenie pomysłem. Myślę, że warto poświęcić chwilę i zastanowić się, dlaczego zaczęłaś pisać, dlaczego właśnie tak, a nie inaczej wygląda Twoje opowiadanie. Przypomnij sobie, co chciałaś osiągnąć, pisząc. Przemyśl jeszcze raz swoją fabułę i bohaterów – i zastanów się, dokąd zmierzasz. Może to pomoże Ci w zakochaniu się na nowo w swoim utworze, doda energii, aby dokonywać zmian i pielęgnować tekst.

Razem: 61/100, czyli Żuczek (dostateczny)
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Ci powodzenia w dalszym pisaniu.


15 komentarzy:

  1. Nie wiem, czy o to autorce z tym adresem chodziło, ale z tego, co kojarzę, "ma dependance" oznacza po prostu "moje uzależnienie" z tym, że w języku francuskim. Nie mam pojęcia, czy to słuszne skojarzenie, bo nie znam tekstu i nie wiem, czy cokolwiek mogłoby się z tym językiem w nim kojarzyć (skoro Justin Bieber, to wydaje mi się, że raczej angielski i zupełnie rozumiem przeświadczenie, że w tym właśnie języku powinien być adres), ale tak tylko chciałam zauważyć:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, też chciałam właśnie napisać o tym francuskim. :) Chociaż dobrze by było, gdyby autorka to gdzieś zaznaczyła.
    snu, przejrzałam Twoją ocenę pobieżnie i jestem zawstydzona, patrząc na swoją, którą aktualnie piszę. >.< Bardzo wyczerpująco opisałaś każdy rozdział i podpunkt oceny, jestem pod wrażeniem.
    I jeszcze taka mała uwaga — zapomniałaś podać, ile autorka otrzymała punktów za treść. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Snu, bardzo mi się podobają Twoje oceny. Są barwne i pomocne. Czytam je z przyjemnością :)
    Niezwykle także lubię, jak namawiasz autorki do tego, aby w ich opowiadaniach przez słowa przemawiał klimat.
    Racja, szpital psychiatryczny to niezwykle ciekawe i obiecujące miejsce – powinno się mu poświęcić sporo czasu. Ale nie umiem się nie śmiać, kiedy wyobrażę sobie tam Biebera. Faktycznie byłoby lepiej, gdyby autorka nadała mu własne imię.
    I zaciekawiło mnie to ćwiczenie z postawieniem bohaterki w różnych sytuacjach – to takie psychologiczne podejście. Może sama z niego skorzystam w odniesieniu do moich tworów. Dzięki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli tak, to przepraszam, nie wpadłam na to, nie znam francuskiego. A to miałoby sens, Justin Bieber jest z Kanady, francuski jest tam językiem urzędowym. Mój błąd (chociaż faktycznie, szkoda, że nie znalazłam informacji na ten temat gdzieś na blogu). :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko boska, popadłam w głębokie kompleksy względem aktualnej oceny, którą kończę pisać. Jestem pod wrażeniem tego, jak wiele potrafiłaś wycisnąć z tak krótkich rozdziałów, jakie znajdują się na blogu, ale to pewnie w większości swojego rodzaju zasługa autorki, która pogubiła się we własnych błędach logicznych. Przez (a może dzięki tobie) ciebie po raz tysięczny w tym tygodniu otwieram plik tekstowy ze swoją marną i krótką oceną, by wycisnąć z siebie jeszcze coś.

    Ach, mam tylko jedno zastrzeżenie - psychologia i psychiatria to są dwie różne rzeczy. Mogą być psycholodzy, psychoterapeuci i psychiatrzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o tym, ale znam psychiatrę, który jest równocześnie psychoterapeutą, a autorka nie zawsze do końca rozgraniczała, kto jest kim, więc wrzuciłam wszystkich (chyba trochę nieświadomie) do jednego worka.

      Usuń
  6. Przybywam z taboo-love.blogspot.com. Bloga, którego zgłosiłam dzisiaj do oceny. Jak najbardziej zgadzam się, aby to hope oceniła moje opowiadanie, długość kolejki mi nie straszna, będę miała dzięki temu motywację, aby szybciej pisać kolejne rozdziały ;).
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i już wrzucam Cię do swojej kolejki!
      A ja będę miała motywację, żeby pisać więcej ocen ^^

      Ściskam,

      Usuń
  7. To ja tradycyjnie zacznę od uwag:
    - w komentarzu do prologu pojawiły się cytaty, ale w żaden sposób ich nie wyróżniłaś. Nie widać, kiedy dany cytat się zaczyna albo kończy. Może warto pomyśleć o kursywie? Abo może jakiś cudzysłów, nowy wiersz? Cokolwiek, co sygnalizowałoby, że przedstawiasz nam twórczość autorki, a nie swoją. W miarę czytania znalazłam jeszcze cytaty w komentarzu do rozdziału pierwszego, siódmego
    - "I to całkiem nawet szybko" - I to nawet całkiem szybko; brzmi o wiele lepiej.
    - swoją, drogą, dlaczego nazywa go Johnem? - bez pierwszego przecinka
    - Chciałabym wiedzieć, jak to się stało, że spędziła kilka dni w otoczeniu niewzbudzających raczej zaufania narkomanów i nic nie pamięta. - raczej niewzbudzających
    - Bije ją gwałci, a potem mówi, że ją kocha. - przecinek po ją
    - Nie trwało to długo, ale było moment, w którym nie mogłam się doczekać, co będzie dalej. - był moment

    Marzycielka już o tym wspomniała - analiza charakteru Lany poprzez wyobrażenie sobie jej w pewnych sytuacjach, była strzałem w dziesiątkę i naprawdę dobrym pomysłem. A jeśli wspominam już o analizie bohaterów to kłaniam się nisko za to, jak dokładnie się im przyjrzałaś. Po przeczytaniu Twojej oceny mam wrażenie, jakbym znała to opowiadanie od zawsze, mimo że nigdzie nie streszczałaś historii. To się ceni, bo wszystkie Twoje uwagi są poparte przykładami.
    Trochę nie zgodzę się z kwestią, którą zawarłaś w podpunkcie dialogi/narracja. Piszesz tam, że patetyczność nie pasuje do Justina. Mogę się zgodzić, że nie pasuje czasem do sytuacji czy tematyki rozmowy, ale wydaje mi się, że każdy bohater może mieć w sobie coś, co czasem skłoni go do przemyśleń czy właśnie do użycia patetycznego tonu. Ja również na co dzień przeklinam, raczej mało mówię o sobie, a moje wypowiedzi pozostawiają wiele do życzenia pod wieloma względami i żywcem wzięte do opowiadania raczej by się nie sprawdziły. Ale mam czasem taki dzień, taką rozkminę, że nie mogę się powstrzymać od takiego komentarza, że niejednego zwaliłby z nóg, a przypadkowy przechodzień prawdopodobnie uznałby mnie za wariatkę, bo nikt się w tych czasach tak nie wyraża. Oczywiście to całkowicie zmienia postać rzeczy, jeśli Justin zachowuje się normalnie i nagle palnie jedną rzecz, która całkowicie do niego nie pasuje. Ale jeśli cała rozmowa jest wystylizowana na podniosłą, to nie widzę w tym nic złego. Każdy ma czasem potrzeba pogadać o sensie istnienia, nie? ^^
    Ocena wyszła Ci naprawdę długa, jak na tak krótki tekst, a do tego w każdym akapicie można było znaleźć pomocną radę - nie tylko dla autorki, ale także dla siebie.
    I właśnie zdałam sobie sprawę, że gdybym miała się na OO zgłosić kiedyś ze swoim tworkiem do oceny, to zgłosiłabym się do Ciebie.
    Gratuluję Ci świetnej oceny!

    Ściskam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam były kursywy, ale przed publikacją musiałam pozbyć się formatowania i potem zupełnie zapomniałam o wyróżnieniu cytatów. Poprawię zarówno to, jak i wypisane błędy wieczorem.
      Dziękuję za opinie i miłe słowa. Nie tylko Tobie, hope, ale Wam wszystkim. Trochę bałam się, że moje oceny są za długie i za bardzo leję w nich wodę, ale może jednak da się wyłowić z tego mojego bełkotu parę sensownych uwag. :)

      Usuń
  8. A jeszcze coś mi się przypomniało. Mi przy pierwszej ocenie zostało powiedziane, że na OO utarło się tak, że w Bohaterach opisujemy każdą postać, czego u Ciebie zabrakło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle tylko, że w opowiadaniu jest dwoje głównych bohaterów i kilkoro epizodycznych, o których niewiele można powiedzieć, bo pojawiają się bardzo rzadko i prawie nic nie znaczą dla fabuły. Ale dziękuję, będę pamiętać, by zawsze wypowiedzieć się o każdym. :)

      Usuń
    2. Tak naprawdę nigdzie nie było napisane, że trzeba wypowiedzieć się o każdym bohaterze i myślę, że równie dobrze można ogólnie wypowiedzieć się o tym punkcie;) Przyznaję się bez bicia, że chyba zapoczątkowałam to "dokładne" wymienianie postaci, ale nie wiem, czy tak musi być. Zależy jak zrozumieć dany punkt w kryteriach. Poza tym chyba nic się nie stanie, gdy czasem coś nagniemy;) Poza tym - świetna analiza postaci, jej psychiki. Poszłaś w troszkę innym kierunku i efekt jest naprawdę ciekawy. Troszkę przeszkadzały mi tylko cytaty, które nie są wyróżnione. Szczególnie w poprawności. Pogubiłam się;)

      Ocena naprawdę przydatna, z chęcią się czyta;)Szczególnie że rozdziałów mało, a miałaś tyle do powiedzenia.

      Usuń
    3. Ja tylko powtórzyłam to, co Szefowa powiedziała mi przy zgłoszeniu. ;) Zrozumiałam to jako pewien stały punkt oceny, więc zwróciłam snu na to uwagę.

      Usuń
  9. Podziwiam, że udało Ci się tyle wykrzesać z siebie na temat tak krótkich rozdziałów; sama oceniam teraz blog, gdzie mają one jeszcze mniejszą objętość i nie jest mi łatwo.
    Wyłapałaś wiele błędów logicznych - zdziwiłam się, że jest ich aż tyle. Mam nadzieję, że autorka zastosuje się do Twoich rad i będzie radzić sobie coraz lepiej z pisaniem. Miałaś świetny pomysł z pokazaniem, czy bohater jest przewidywalny czy zaskakuje. Ja chyba również skorzystam z tej rady. ;)
    Z pewnością autorka po ocenie inaczej spojrzy na swoje dzieło.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń