piątek, 13 września 2013

[59] forgetting-road.blogspot.co.uk


Adres bloga: Forgetting Road
Oceniająca: Jaelithe
Autorka: Devrait
Ocena: Nieszablonowa


            Zanim zabiorę się za czytanie chciałabym wspomnieć o kilku aspektach wyglądu i podstronach. Po pierwsze, nagłówek jest za duży. Na moim niewielkim ekranie laptopa zajmuje prawie całą jego rozdzielczość w pionie, a nie taka powinna być jego funkcja. Nagłówek ma na celu informować odwiedzającego o tematyce bloga, zachęcić do zagłębienia się w opowiadanie. Nie powinien odwracać uwagi od jego najważniejszej części – treści. Jestem pewna, że w sieci znalazłoby się sporo wizerunków Katniss Everdeen/Jennifer Lawrence w poziomej orientacji (takie lepiej się nadają na nagłówki), które mogłabyś zmniejszyć do odpowiednich rozmiarów.
            Po drugie, tło ma potencjał ogromny tylko szkoda, że je tak rozciągnęłaś. Z niesamowicie klimatycznego obrazka (oryginalna wersja http://fc05.deviantart.net/fs71/f/2011/202/d/d/let_me_go_by_scatterflee-d4161mf.png) wyszło rozmyte, niewyraźne „coś”, nieszczególnie pozytywnie reprezentujące bloga.
            Poza tym, jest czytelnie i łatwo się po blogu poruszać. Nie jestem fanką Twojego doboru kolorystyki, ale to już sprawa indywidualna no i widzę, że czekasz na zamówiony szablon, więc pewnie Twoja strona wkrótce będzie wyglądać dużo przystępniej.

            Podstrony istnieją z uzasadnieniem, nie po to, żeby być. Pisarz ujawnił mi, że autorka „nie jest. Ona tylko bywa (czasem)”, co niezwykle przypadło mi do gustu. Naprawdę ciekawie ujęłaś swoją osobę w słowa. Dziewczyna ta bowiem, na którą patrzę jest Autorką tego bloga. – strasznie dziwna konstrukcja zdania. Co byś powiedziała na to: „Dziewczyna, na którą patrzę, jest bowiem Autorką tego bloga”. Lepiej? I jeszcze się zastanawiam nad tym: Ona taka po prostu jest - nie do końca dziecinna, nie do końca dojrzała. – wydaje mi się, że powinnaś być konsekwentna i napisać „Ona taka po prostu bywa”. Później piszesz: Nie znajduję również sensu w opisywaniu koloru swoich włosów, czy powiadamianiu o fakcie, że jestem wysoka i głupio czuje się w butach wyższych niż najzwyczajniejszy w świecie "trampek". – i zaprzeczasz sama sobie informując czytelników o tym, że jesteś wysoka i nie lubisz butów na obcasach. A cudzysłów jest zbędny.
            Bajka mówi o inspiracjach i wyjaśnia kilka aspektów bloga. Nie ze wszystkimi się zgodzę. Na przykład z tłumaczeniem adresu. Pierwszy pasuje, ale drugie już nie. W żadnym wypadku „zapominając drogi”, bo brakuje „the” pomiędzy wyrażeniami. I tyle na temat podstron. Reszta ma swoje miejsce i jak najbardziej mi odpowiada.

            No to przechodzimy do treści. Prolog zapowiedział w jakim okresie życia Katniss będzie się odbywało opowiadanie. W koszmarze przedstawiasz nam to, czego boi się najbardziej – śmierci najbliższych, samotności i powolnie zabijającego od środka poczucia winy. A przynajmniej ja to tak odebrałam. W sumie znając opis opowiadania z podstrony „Bajka” nie za bardzo wiem jak go połączyć z prologiem, bo nie wprowadza na plan tej nowej postaci, a raczej rozgrzebuje stare rany bohaterki Igrzysk Śmierci.

            Natomiast rozdział pierwszy już dokładniej pokazał mi Twój styl. Wiesz, że masz tendencję do częstego używania zdań prostych? Zdania proste (albo pojedyncze), stosowane z umiarem, świetnie nadają się do kreowania atmosfery, dobitnego oświadczenia czytelnikowi, co narrator myśli o danej sytuacji i ogólnie są dobrym narzędziem literackim. Problem u Ciebie jest taki, że ich nadużywasz. A kilka zdań prostych następujących po sobie wybija z rytmu czytania. To jest dokładnie tak, jakbyś wypełniła tekst niepotrzebnymi przecinkami i zmuszała czytelnika do robienia zbędnych pauz podczas lektury. To potrafi naprawdę zdekoncentrować, co się negatywnie odbija na tekście Twojego opowiadania, bo odbierasz nam całą przyjemność z płynnego czytania!
            Następny problem to absolutny brak przecinków. Mówię to ze świadomością osoby mającej z nimi spory problem, ale Ty naprawdę ich nie używasz, nie licząc tylko tych naprawdę oczywistych miejsc (np. przed „że”). I jeszcze parę słów na temat narracji. Piszesz w pierwszej osobie, w czasie teraźniejszym, co nie jest często spotykane. Jestem ciekawa czy na dłuższą metę sobie z takim stylem poradzisz i czy będziesz konsekwentna.
            To przejdźmy do samej fabuły. Muszę przyznać, że byłam nieprzychylnie nastawiona do opowiadania, z prostego powodu: nie lubię farfocli pisanych po wydarzeniach dziejących się w książce. Zdecydowanie wolę alternatywne wersje skupiające się na znanych nam postaciach niż te opowiadające historie ich dzieci lub bohaterów autorskich. Więc można powiedzieć, że byłam trochę uprzedzona. Na całe szczęście już pierwsze fragmenty Twojej twórczości nieźle mnie zainteresowały i czytałam kolejne części z nadzieją, że trafiłam na ciekawą historię z dużym potencjałem.
            Gdy już się przyzwyczaiłam do narracji, musiałam stwierdzić, że całkiem pasuje do opowiadania. Pasuje do jego nastroju, a w szczególności do tego, jak zakończyłaś rozdział pierwszy. Chyba nie oczekiwałam, że tekst będzie taki... smutny, melancholijny, ponury. Od samego początku budowałaś ten nastrój, który z paragrafu na paragraf tylko się nasilał, aż ostatnie zdanie dobitnie nadało całości konkretnego kierunku. Teraz wiem na czym stoję, ale w sumie nie do końca. Wiem jakiej atmosfery się spodziewać, ale fabularnie nie bardzo wiem dlaczego. Więc przyjżyjmy się temu bliżej...
Mam problem z tymi dwoma zdaniami z kilku względów: „Syczę gdy lepka maź wypełnia ranę i zaczyna piec. Gwiżdżę rozkrawając spore czerwone jabłko.” Po pierwsze, Twoim zadaniem, jako autorki, jest opowiadać, a nie wymieniać co się dzieje w życiu Twojej bohaterki. A tak to właśnie wygląda, jakbyś w podpunktach wymieniała jej kolejne czynności. Po drugie, jedno zdanie do drugiego ma tyle, co piernik do wiatraka. Rozdzieliłaś je od siebie jedynie przeniesieniem do nowego paragrafu (zapominając o akapicie, co często Ci się zdarza, więc przegrzeb tekst w poszukiwaniu tych zaginionych wcięć), zapominając o jakimś płynniejszym przejściu z jednej sytuacji do drugiej. Po trzecie, zaczynam podejrzewać, że to właśnie typ narracji, który sobie wybrałaś, jest powodem tych problemów.
Nie jest to jedyny przykład, gdzie przeskakujesz z jednej sytuacji na drugą bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Nie każę Ci tu opisywać wszystkiego dokładnie, ale nie polecałabym takiego nagłego przechodzenia z podawania komuś ręki do otwierania drzwi. „Łapie go za łokieć i pozwalam mu się o siebie oprzeć. Gdy tylko otwieram drzwi, oczy zachodzą mi łzami.” (jakie drzwi? Gdzie jesteśmy?) A użycie enteru wcale Cię nie zwalnia od wyjaśnień. Tutaj natomiast: „Gdy zamykam za sobą drzwi do domu Haymitcha mały Finnick dopada do mnie i wdrapuje się na ramiona.” wyjaśnienie jest zbędne. Powinnaś od niego zacząć. „Otwieram drzwi domu Haymitcha”, a przy zamykaniu to dopełnienie jest niepotrzebne.
Wyjaśnijmy sobie coś. Powinnaś opowiadać, nie opisywać. Jeśli chcesz pokazać czyjeś zaintrygowanie zasłyszanym dźwiękiem, opisz poderwanie głowy, rozglądanie się na boki, szukanie wzrokiem pożądanego obiektu. Nie pisz „Odwracam głowę w kierunku z którego dobiega dźwięk, ale na wysokim drzewie nie widzę małego ptaka, którego szukam.” To o te ostatnie słowa mi chodzi. Czytelnik wie, że bohaterka czegoś szuka. Nie musisz mu tego literować. POKAŻ, że ona szuka małego ptaka. NIE PISZ, że ona go szuka. Nie na tym polega pisarstwo. Nie mówisz, a opisujesz. Cała frajda czytania książki czy opowiadania, to właśnie dowiadywanie się czegoś poprzez reakcje i czyny postaci, nie słowa narratora. Człowiek jest sprytnym, ale także ciekawskim stworzeniem, które nie lubi mieć wszystkiego podanego na tacy, bo tak jest niepoetycko i lubimy czytać pomiędzy wierszami, czyż nie? (więcej przykładów: „Gdy przedzieram się przez korytarz, chwieję się nie mniej niż Haymitch, choć jestem zupełnie trzeźwa.” „Patrzy na mnie przez chwile bez zrozumienia, ale w końcu twarz mu się trochę rozjaśnia i łapie moją dłoń wyciągniętą ku niemu.” Podkreślone = niepotrzebne, bo oczywiste).

W kolejnych dwóch rozdziałach akapity zniknęły i tekst się rozlazł. Trzeba to naprawić. Uporządkuj teksty, a całość będzie się dużo ładniej prezentowała.
Czytając dalsze części opowiadania zauważyłam, że pomimo Twojej tendencji do zbyt dosłownego pisania, masz jednak smykałkę do bardzo obrazowych opisów. Tekst jest bardziej realistyczny, gdy świat otaczający Twoich bohaterów nabiera kształtu. To właśnie te opisy zmuszają mnie do przerwania czytania i spojrzenia na historię przychylniej. I chociaż nie jest ich wiele, a gdy się pojawiają, kończą się zbyt szybko, by można je było porządnie docenić, to jednak naprawdę umilają lekturę. To właśnie te najmniejsze szczególiki, które pozwalasz swoim czytelnikom dojrzeć w kreowanym świecie są naprawdę ujmujące.
- Wiesz o przeszłości dużo więcej niż będzie wiedziało twoje rodzeństwo. Nie wiesz jednak wszystkiego. I nigdy się nie dowiesz - kobieta spogląda na mnie smutno. - Nikt nigdy się nie dowie. – to natomiast wcale mi nie odpowiada. To wygląda tak, jakby matka się z nią drażniła. Albo jakbyś próbowała nieco dramatyzmu dodać do wypowiedzi. To „nigdy się nie dowiesz” absolutnie nic nie wnosi do dialogu, bo nawet sama narratorka na to stwierdzenia wcale nie reaguje. Więc spytam się, po co? Po co powiedzieć komuś, że nigdy się czegoś nie dowie? Jeśli nie chcemy, by ktoś się o czymś nie dowiedział, to nie krzyczymy o tym światu, tylko staramy się to zataić, w ogóle o tym nie wspominać, czyż nie? Dużo bardziej realistycznie by to wypadło, gdyby była to myśl bohaterki, nie jej słowa.
Przeskakiwanie od sceny do sceny ciągle Ci się zdarza i niezmiernie irytuje. Główna bohaterka jest w jednym miejscu, a w ciągu trwania jakiegoś tam przemyślenia nagle znajduje się w zupełnie innym, bez słowa wyjaśnienia. Od stania przed domem nagle leży w mokrej od rosy trawie. Wcześniej wspomniałam, że czytelnik lubi się domyślać. Naturalnie, nie o to mi chodziło. Mam jednak wrażenie, że wiele sytuacji przeze mnie wspomnianych napisałaś w taki sposób zupełnie nieświadomie. Dobrze wiem, jak to jest mieć głowę pełną pomysłów i starać się je wszystkie przelać na kartkę i do tego w dobrej kolejności i z jak największą liczbą ważnych szczegółów. Proponowałabym Ci przeczytać całe opowiadanie jeszcze raz od początku do końca i powypełniać te dziury, które nazwałabym zwyczajnymi skrótami myślowymi.
Muszę też powiedzieć kilka słów na temat emocjonalności Twoich postaci. Każda płacze, albo z trudem powstrzymuje łzy. Dobrze wiedzą, w jakim świecie żyją, a zachowują się tak, jakby ich codzienność jeszcze dwa dni temu wcale tak nie wyglądała. Jak dla mnie, to jest troszkę przesadzone. Wolałabym w Twoich bohaterach zobaczyć więcej wewnętrzne siły, jakiegoś samozaparcia i woli walki, zamiast tego ciągłego mazania się. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, pierwsze rozdziały opowiadania ograniczają się do wspominania tego, co było, tych złych dni. I za każdym razem jest wspominane, że „dzieciaki” nie mogą o tym wiedzieć, że mają żyć w słodkiej ignorancji, a jednak na każdym kroku ludzie sugerują im, że jednak wiele jest nie do końca w porządku. To wygląda tak, jakby bohaterowie nawet nie próbowali ukrywać swoich emocji. Nie ma udawanej radości, nie ma wymuszonego uśmiechu albo grymasu twarzy. Co staram się powiedzieć? Po prostu: nie kupuję tego. Może dalej bardziej mnie przekonasz, ale jak na razie to jest nazbyt tragiczne.
Pierwszy opis wyglądu głównej bohaterki zaserwowałaś w rozdziale trzecim: Zaciskam usta i patrzę bezradnym wzrokiem otwierając szeroko swoje karmelowe oczy. Więcej o niej powiedzieć na razie nie potrafię, a to dość frustrujące, nie mogąc sobie postaci wyobrazić do końca, tylko zgadywać, wiesz?
Chwilę później pociąg rusza, a ogromny pęd, którego nie odczuwa się w przedziałach przeznaczonych dla ludzi z ogromną siłą wciska mnie w róg. Rozluźniam mięśnie, aby nie gwoździe trzymające razem ściany nie wbijały się w moje ciało tak boleśnie. Otwieram oczy i zdaję sobie sprawę, że wagon jest otwarty, a nade mną pochyla się dwóch mężczyzn. – nie przygotowujesz swoich czytelników na skoki w czasie. Czytając ten fragment miałam wrażenie, że pomiędzy  dwoma ostatnimi zdaniami minęło zaledwie kilka minut, a parę linijek niżej dowiadujemy się, że dziewczyna z dystryktu dwunastego nagle znalazła się w drugim. Żeby czytelników za bardzo nie ogłupiać, albo żeby sami nie musieli się domyślać, zastosuj asterysk (albo trzy obok siebie ***), żeby oddzielić skoki w czasie tak, jak się to robi w książkach.
Nie do końca rozumiem jak można nie zauważyć WAGONU. To nie jest coś małego, wtapiającego się w otoczenie, co można zwyczajnie pominąć. Mówiłaś też, na początku rozdziału trzeciego, że był poranek, a stacja skąpana w porannym świetle. Jakim więc cudem Carmrue, chcąc wsiąść do ostatniego wagonu, „przez przypadek” wsiadła do przedostatniego? Nie był to środek ciemnej nocy, który mógłby coś takiego wyjaśnić ciemnością zapobiegającą dokładniejszemu przyjrzeniu się pociągowi.
Zacytuję Ci teraz kolejny fragment rozdziału trzeciego i chciałabym żebyś go przeczytała na głos i szczerze sobie odpowiedziała na kilka pytań: czy nie brzmi sztucznie? A może nieco naiwnie? Troszkę pozersko? Czy nie starasz się tu pokazać swojej bohaterki jako kogoś silnego, niczym nie poruszanego? Uważasz, że Ci się to udało? - Skąd uciekłaś? - brązowowłosy mężczyzna wyrasta przed mną nie zauważony. Przeraża mnie to, ale przyzwyczajona do tego, że polując nie można wydać z siebie nawet najcichszego szmeru nie krzyczę. Według mnie to brzmi troszkę, jak przechwalanie się. Jestem przerażona, ale nie krzyczę, bo jestem taka odważna! Chyba nie chciałaś, żeby to tak zabrzmiało, prawda? Wiem, co chciałaś tu pokazać i można by to napisać na wiele sposobów. Po pierwsze, nie użyłabym tu słowa „niezauważony”. „Wyrasta przede mną znienacka” brzmiałoby lepiej. Dalej, „przeraża mnie to” brzmi nieco patetycznie. Może ujęłabym to zdanie w ten sposób: Wystraszył mnie, ale doświadczenie nabyte przy polowaniu, wymagające cichego stąpania, poruszania się bez najcichszego szmeru, sprawia, że nawet się nie wzdrygam. Co Ty na to? Poza tym, powtórzę się i powiem, że to wybór narracji robi Ci najwięcej problemów i nadal będzie Ci je robił, wymagając niezłego gimnastykowania się ze słownictwem. Radziłabym przemyśleć ten wybór. Bo chociaż wcześniej czas teraźniejszy nadawał opowiadaniu smaczku, to teraz uważam, że je niszczy, bo nie potrafisz tym czasem swobodnie operować.
Carmrue jest strasznie zmienna, zauważyłaś? - No właśnie - ironia kapie z mojego głosu jak jad. Mówi Twoja bohaterka, a chwilę później: - Nie trzeba - odpowiadam miękko. Ponieważ są to dwie odpowiedzi następujące zaraz po sobie, sposób wypowiedzi bardzo ze sobą kontrastuję. Powinnaś się wystrzegać tego typu zabiegów, bo zapobiegają autentyczności opisywanym wydarzeniom. Żeby zmiana w nastroju bohatera lub w podejściu do sytuacji nie była tak rażąca, proponowałabym „miękko” zamienić na coś w stylu „już łagodniej”.
Kolejnym problemem wynikającym z wybranej przez Ciebie narracji, jest przenoszenie perspektywy z jednego bohatera na innego. Narracja pierwszoosobowa tego zakazuje. Piszesz z punktu widzenia Carmrue, więc nie możesz nagle przenieść się gdzie indziej i poinformować czytelnika, co robią inne postaci, bo narratorka nie jest wszechwiedząca, ona widzi i przeżywa tylko to, czego doświadcza osobiście. Nie możesz więc nagle zacząć opisywać, co robi ojciec, matka i babcia bohaterki, bo ona nie ma prawa o tym wiedzieć.

Czytam sobie dalej i stwierdzam, że piszesz za krótkie rozdziały. W sumie, nawet bym ich rozdziałami nie nazwała. Raczej częściami. Być może z kilku takich części jakiś rozdział by powstał, ale osobno nie mają prawa być tak nazwane. Opisujesz tak krótkie fragmenty życia bohaterki, że jako osobne teksty nie mogłyby się obronić. W pierwszych trzech „rozdziałach” dzieje się naprawdę niewiele, dopiero czwarty wprowadza trochę (dość chaotycznej) akcji. Gdybyś te cztery części ze sobą połączyła, miałabyś jeden rozdział.
To jak już nawiązałam do chaotyczności w części czwartej, powiem nieco więcej. Gdy skończyłam czytać, nie wiedziałam dokładnie, co o tym myśleć. Wydaje się, jakby pierwszy fragment nijak się miał do drugiego. Cały czas zastanawiałam się też dlaczego Carmrue się wiecznie przed kimś ukrywa i chce uciekać. Ponadto, dziewczyna najpierw się chowa za drzewem potem nagle leży w jakiejś dziurze pod konarami drzewa, potem mamy chwilę szarpaniny (zalążek poważniejszej akcji) i po krótkiej wymianie zdań wracamy do wspomnień, co wydaje mi się całkowicie nie na miejscu. Carmrue znajduje się w potencjalnym niebezpieczeństwie (ktoś ją wciągnął do dziury i razem ukrywają się przed „cieniem”), a zamiast rozmyślań i spekulacji na temat tego, co się dzieje, kim jest ów złowrogi cień itp, ona zaczyna wspominać dzieciństwo. Nie zrozum mnie źle, zdaję sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie było to dość ważne fabularnie wspomnienie, musisz jednak się nauczyć odpowiednio wplatać tego typu teksty w akcję opowiadania, żeby nie wydawały się wyrwane z kontekstu.
Wiem, mówiłam już o tym, ale będę mówić do znudzenia. Narracja zabija Twoje opowiadanie. To naprawdę mogłoby być coś ekscytującego, emocjonalnego, a zamiast tego narracja robi Ci z opowiadania wyliczankę. Zacytuję tu pewien fragment opowiadania. Fragment, który potencjał ma wielki. Wprowadzasz do opowiadania intrygę, ale nie wykorzystujesz pomysłu, bo zamiast ciekawego opisu akcji dostajemy opis wyprany z uczuć. Kolejne czynności pisane są jak z listy na zakupy. Jedno po drugim, zero emocji. Łapię się mocno  dwóch mnie poplątanych korzeni i podciągam  w górę. Prostuję się i łapię drzewa przyzwyczajając zmęczone nogi  z powrotem do prostej pozycji. Ktoś wpada na mnie i wywraca. Lecę do tyłu i uderzam o plecionkę korzeni. Siła uderzenia i przygniatająca mnie postać doszczętnie pozbawiają mnie oddechu.  Duża dłoń zasłania mi usta po czym łapie mnie w pasie i wciąga z powrotem do dziury. Widzisz co mam na myśli? Mam nadzieję, że tak, bo tekst ma potencjał na coś naprawdę ciekawego, a Ty go mordujesz suchą narracją w czasie teraźniejszym.

Wspomnienie/sen z rozdziału piątego zlewa się z resztą treści. Musisz się nauczyć operować tekstem, by był bardziej zrozumiały. Dlaczego nie podkreślisz faktu, iż dzieje się coś, co miało już miejsce, bądź że jest to sen spowodowany wspomnieniami? Dlaczego nie użyjesz kursywy, nie zmienisz czcionki, lub w inny sposób nie wyodrębnisz tekstu od reszty rozdziału? To naprawdę ułatwiłoby (i umiliło) czytanie.
Reszta rozdziału to zlepek krótkich wydarzeń, wcale nie łączących się w logiczną całość. Nie mam pojęcia co chciałaś osiągnąć publikując tekst tak ufragmentowany, tak chaotyczny. Całkowicie zignorowałaś pojęcie czasu. Nie wiadomo ile mija minut, godzin, dni, bo każdy nowy paragraf wydaje się zupełnie nową historią. Na scenie pojawiają się dwie nowe postaci, a mam wrażenie, jakby były jedną i tą samą. Jedyną różnicą jest to, iż pierwszą nazywasz kobietą, a drugą dziewczyną. Nawet opisy ich wyglądu wcale mi nie pomogły.
Czasem mam wrażenie, jakby to opowiadanie pisał robot. Piszesz o tylu emocjach, mówisz o rzeczach, które naprawdę potrafią poruszyć człowieka, a mimo tego, wydaje mi się to tak strasznie suche. Zamiast czuć empatię, jestem rozczarowana, sfrustrowana i znudzona. A Carmrue nagle została Carmel.

- Od dziecka tak mam – mówię wpatrując w kobietę musującymi oczami. – aha. Jakoś sobie tych musujących oczu wyobrazić nie mogę. Ktoś mi wyjaśni jak to wygląda? Zaciskam na niej dłoń i czuję jak strzała, na której zdaje się przysiadać ptak, drażni delikatną skórę. – ktoś, kto przyzwyczajony jest do polowań, do dni i nocy spędzanych na wolnej naturze, do spania w lesie i do przetrwania w dziczy, nie będzie miał delikatnej skóry na dłoniach. To tak w nawiasie mówiąc.
Rozdział szósty jest kolejnym przykładem treści bez treści. Poza kilkoma dialogami (niewiele wnoszącymi do fabuły) nic się nie dzieje. Nie wiem co Ci powiedzieć, droga Devrait, poza tym, że publikowanie nowych części raz na kilka tygodni nie wystarczy. Zamiast publikować fabularnie słabe rozdziały, Twoi czytelnicy na pewno woleliby poczekać pół miesiąca dłużej na naprawdę porządny tekst.

Łapię jego dłoń w ostatniej chwili i trzymam mocno zaciśniętą. Jeżeli puszczę, spadnie ze schodów. Głową w dół. – młoda dziewczyna, niedawno jeszcze była na tyle chora, że nie pozwalano jej wyjść z łóżka, utrzymuje cały ciężar dorosłego mężczyzny? No nie sądzę. I wytłumacz mi jeszcze, dlaczego on ją zaatakował? Dalej: Pozwalam mu na to, jednocześnie uważnie obserwując jak promienie wyłaniającego się zza horyzontu ślizgają się po podłodze, powoli oświetlając sylwetkę chłopaka. Gdy pierwsze promienie padają na twarz podnoszę wzrok i przez kilka chwil lustruję młodego mężczyznę. – to ile oni tak stali, przyklejeni do siebie, patrząc sobie intensywnie w oczy, aż ich świt dogonił? Pół godziny przynajmniej?
Po całej tej akcji przy schodach nagle dziewczyna rozplata warkocz i zaczyna się przy nieznajomym facecie rozbierać. Tak, dokładnie tak to wygląda, bo nic nie wskazuje na to, że przeskoczyłaś w czasie do następnej sytuacji. Wiesz jak frustrujące to jest? Czytam i załamuję ręce, bo gdyby nie te naprawdę irytujące utrudnienia, Twoje opowiadanie czytałoby mi się całkiem przyjemnie.

Czytając rozdział ósmy już całkowicie się poddałam. Zaczęłam ignorować chaos i brak logiki i przebrnęłam przez rozdział opisujący trzy dni z życia Carmel, w których dzieje się tak niewiele, że udało Ci się je zmieścić na niecałych czterech stronach.
- Ale czy ludzie z Dwunastki nie mają szarych oczu? - Mają. – to strasznie stereotypowe i ponadto, nie prawdziwe. Czy matka Katniss, Primrose albo Peeta mieli takowe? Ano nie.
W komentarzach Twoich czytelniczek powtarza się jeden motyw: jest tajemniczo. Wydaje mi się, że do tej pory odbierałaś to jako komplement, a wiedz, że nie zawsze może nim być. Owszem, trochę intrygi i tajemniczości potrafi dodać opowiadaniu smaczku, jednak u Ciebie tego nie można już nazwać tajemniczością. U Ciebie niedopowiedzenia gonią niedopowiedzenia. Wszystko trzyma się kupy na słowo honoru i tak właściwie, to po tych ośmiu rozdziałach ja nadal nie potrafię nic konkretnego powiedzieć o Twoim fanfiku. Fabuła? Wątki? Bohaterowie? Świat przedstawiony? To wszystko zlewa się ze sobą, a momentami po prostu nie istnieje. Jest to tak rozlazłe i mało konkretne, że potrafiłabym te Twoje osiem rozdziałów zamknąć w kilku zdaniach. Serio.
Pyta, czy boję się burzy. Kręcę głową. - To czemu zaciskasz oczy? - Uśmiecham się pod nosem i otwieram je patrząc prosto na chłopaka. Kilka sekund zajmuje nim chłopak zaciśnie swoje. - Właśnie dlatego. - One … - nawet nie kończy zdania przełykając głośno ślinę i wbija wzrok w  skalny sufit nad nami. – nie ogarniam tego fragmentu. Czemu zaciska te oczy? One co?
Carmel bardzo dziecinnie się zachowała w rozdziale dziewiątym. Po raz kolejny „jest tajemniczo”, bo główna bohaterka nie potrafi opowiedzieć komuś najmniejszego fragmentu swojego życia bez ucieczki lub zalania się łzami. A czytelnik nadal nie wie dlaczego. Zastanów się, czy czytając książkę każdy jej rozdział odnosi się do tych samych pytań, za każdym razem na nie wcale nie odpowiadając? Główna bohaterka udaje strasznie silną psychicznie (i rodzina lubi jej to potwierdzać), ale mam wrażenie, że jest najbardziej podatną na zranienie i ogólnie niestabilną emocjonalnie postacią o jakiej ostatnio czytałam.
Jest jednak plus rozdziału dziewiątego. Dowiedzieliśmy się czegoś nowego o porwaniu Carmel. Wiemy, że go nie pamięta. Wspaniale.

Na koniec rozdziału dziewiątego był poranek, a na początku kolejnego mamy po chwili zmrok. Znaczy chcesz mi powiedzieć, że Carmrue i Mackin siedzieli tak w lesie, nie zamieniając ze sobą ani słowa i nie ruszając się z miejsca, pół doby?
Nie pojmuję rozumowania Carmrue. Mackin chce się o niej czegoś dowiedzieć, a ona twierdzi, że nie może mu o sobie niczego powiedzieć, bo sama siebie nie zna, bo jej w Kapitolu wymazali pamięć. No ok, ale brak wspomnień z przeszłości nie znaczy, że nie tworzymy nowych, prawda? Dziewczyna musi się jakoś identyfikować. Mackin chce ją poznać, nie słuchać jej historii. Czy wydarzenia dziejące się już po jej powrocie do domu nie pomogły jakoś rzeźbić jej aktualną personę? Czy nie może mu powiedzieć o swojej rodzinie, o tym, że ma rodzeństwo, które kocha, o tym, że lubi jak Rose śpiewa, że współczuje matce tego, jak potoczyło się jej życie? Cokolwiek!
Jeszcze coś. Carmrue żyje tak sobie z rodziną Mackina, bez większych wyjaśnień? Po prostu przygarnęli ją z dobroci serca o nic nie pytając? I dlaczego tak niewiele piszesz o ich życiu codziennym. Gale i Jay pojawili się zaledwie dwa razy i więcej o nich nie słyszymy. Uwagę poświęcasz jedynie głównej bohaterce. To za mało, żeby można stwierdzić, że Twoje opowiadanie jednak ma jakąś konkretną fabułę. Bo na razie jej nie widzę.
Nadeszła zima i wydawać by się mogło, że wszystkie jest takie błogie, wszystko się układa. Carmrue i Mackin są razem, ale nic na ten temat nie słyszymy od narratorki. Żadnych przemyśleń, wyższych emocji. A potem, ni z tego ni z owego, Carmrue nagle stwierdza, że w sumie nie wie co czuje do Mackina i tak właściwie, to on ją traktuje jak własność. A moja reakcja to „że co proszę?”. Skąd się takie stwierdzenie wzięło. Ani razu nie zasugerowałaś, że główna bohaterka mogła mieć takie odczucia! Jej stwierdzenie nie jest poparte ani żadnymi wcześniejszymi przemyśleniami na temat chłopaka lub ich wspólnym doświadczeniom, ani jego zachowaniem. Koniecznie musisz to wyjaśnić.

Poprawiam ewentualne błędy tylko w rozdziale pierwszym i drugim.
Rozdział pierwszy:
Igrzysk śmierci już nie ma. – nie czytałam książki po polsku, więc nie wiem jak to wygląda w tłumaczeniu, ale czy nazwa własna „Igrzyska Śmierci” nie powinna być pisana wielką literą?
Przyjrzyjmy się bliżej temu zdaniu: Jestem ostatnią osobą, która mogłaby tego żałować [„ostatnią”, czyli nie chce żałować albo nie żałuje w ogóle], ale czasem tęsknię [skoro nie żałuję, to „ale” nie pasuje. Przeczytaj to zdanie w ten sposób: nie żałuję, ale tęsknię. Masło maślane, prawda? Skoro nie żałuję to tęsknię, czyli zamiast „ale” mogłabyś tam wrzucić „a”] za tym Złożyskiem, które pamięta z dzieciństwa. – literówka, pamiętam powinno być.
Wciąż nie potrafię się przyzwyczaić do widoku zwykłych domów, które wyrosły na zgliszczach starych chat pokrytych kopalnianym pyłem. – po „chat” wrzuciłabym przecinek.
Tam gdzie kiedyś były kopalnie dziś stoją fabryki leków. – przecinek przed „dziś”. Ten sam problem w kolejnym zdaniu.
Zagryzam usta aby nie krzyczeć gdy moja skóra dotyka otwartej rany. – przecinki przed „aby” i „gdy”.
Nachylam się więc do jeziora, przemywam w nim dłonie a potem przemywam twarz. – powtórzenia słowa „przemywam” jest zbędne. Przecinek przed „a”.
Znajduje w lesie brzozę, wdrapuję się na nią i zrywam kilka zielonych liści. – polski znak umknął Ci w „znajduję”.
Blizny na policzkach nie pomagają wzbudzać sympatię. – chyba „sympatii”, nie?
W końcu ciszę przerywam ostry dźwięk zacinającego się dzwonka. – przerywa.
Brunetka wskakuje mi na plecy, a nie duży chłopiec o szarych oczach łapie mnie za rękaw myśliwskiej kurtki i ciągnie w dół. – nieduży.
Pochylam się, a chłopiec nie poradnie obejmuje mnie rączkami za szyję. – nieporadnie.
Dopóki mały nic nie zauważy będzie dobre. – dobrze.
W końcu chłopiec powala mi się odsunąć i wsuwa swoją malutką rączkę w moją poranioną i brudną dłoń. – pozwala.
- Chodź – uśmiecham się do siebie zauważając szparę między przednimi zębami chłopca. – „uśmiecham” wielką literą, przecinek po „siebie”.
Nierówno zapięta koszula pozbawiona co najmniej połowy guzików wystaje ze spodni tylko w połowie. – „przynajmniej” zamiast „co najmniej”.
Nie czekam aż ptaki startują go do rezty. – stratują, reszty.
Następnie schylam się i zaczynam zbierać większe skrawki potłuczonych szklanek i butelek, które leżą porozrzucane po całym domu. – nie użyłabym tu słowa „skrawki”. Chyba „kawałki” brzmiałyby lepiej.
Ona wie co się dzieje. – przecinek przed „co”.
Pochodzę z Dwunatego Dystyrktu, poluję. – Dwunastego Dystryktu.
Rozdział drugi:
Słońce już za chodzi, a w lesie panują ciemności. – zachodzi razem!
Oddech mam już spokojny, ale w uszach wciąż jeszcze dudni mi mój własny krzyk. Łuk płasko leży na moich kolanach, a kołczan wiszący na moich plecach jest już pełen dwudziestu pięciu ostrych jak brzytwa strzał. – uważaj na powtórzenia.
Mam co do zupełną pewność. – „tego” Ci umknęło.
Nie odwracam się w stronę osoby stojącej obok mnie na mostku. To moja mama. Mam co do zupełną pewność. Jest jedyną osobą, która porusza się ciszej ode mnie i potrafi zbliżyć się do mnie niezauważona. – znowu te powtórzenia.
- Ze szkoły? - unoszę pytająco brwi i widzę jak kobieta śmieje się pod nosem. (...) - Od problemów - prostuje, zakładając splecione dłonie na kolana. – po pierwsze, napisałabym „od szkoły”, żeby pasowało do reszty dialogu. Po drugie, Katniss przed chwilą stała, a teraz siedzi. Warto by było wspomnieć, że przysiadła obok córki.
- Nie - uśmiech znika z jej twarz. – twarzy, kropka po „nie”, „uśmiech” wielką literą.
Prze łykam stojącą w przełyku ślinę (...). – co Ty masz z tym dziwnym rozdzielaniem słów? Przełykam. Razem.
- Odszedł - w jej głosie wychwytuje rozbawienie. – kropka po „odszedł” i następne zdanie wielką literą. Wychwytuję, polski znak umknął.
Zimną, monotonną czerń rozdzierają ciepłe promienie księżycowego światła, które tej nocy zdaje się bardziej złote niż srebrzyste. – zdają się (promienie).
Widzę jak mężczyzna podrywa się z krzesła i w pośpiechu otwierają się drzwi. – w pośpiechu otwiera drzwi. Bo same się drzwi w pośpiechu otworzyć nie mogą.
Po prostu odsuwa się w drzwiach i czeka czy wejdę. – „aż” zamiast „czy”.
-Pod pewnymi względami jesteś silniejsza od matki Rue… (...) Rue. Znów ktoś nazwał mnie tym imieniem. – gdzie w tym fragmencie ktokolwiek nazwał ją Rue? Babcia porównała ją do jej matki przecież.
Poza (wieloma) literówkami nie masz większych problemów z pisownią, nie licząc interpunkcji i dialogów. Wiele niezbędnych przecinków Ci umyka, więc to nad tym musisz koniecznie popracować. Zapis dialogów również w wielu wypadkach jest błędny, więc pilnuj tego. No i musisz koniecznie zredagować resztę rozdziałów, bo błędy wytknęłam Ci tylko w pierwszym i drugim (a trzeba wspomnieć, że nie wszystkie. Wiele przecinków pominęłam, bo te same błędy się powtarzały i powtórzeń w rozdziale drugim było znacznie więcej niż wymieniłam). Jeśli chciałabyś z tym pomocy, daj znać.

Podsumowując, do opowiadania podeszłam sceptycznie. Jego początki mnie zaciekawiły i liczyłam na porządny tekst z przemyślaną fabułą, po drodze rozczarowałam się kilkakrotnie, jednak wciąż widząc potencjał. Na koniec moja frustracja sięgała zenitu.
Kilka słów na temat samej fabuły i poszczególnych wątków. Fabuła wydaje się ciągnąć bez celu, nieukierunkowana. Jakbyś sama nie do końca wiedziała co przyniesie nowy rozdział. Być może wiesz, jaki ma być finał i wydarzenia go poprzedzające, ale jak na razie poszczególne rozdziały są tak chaotyczne, że mam wrażenie, jakbyś pisała, co Ci przyjdzie w danej chwili na myśl. Nie ważne co dokładnie, ważne, by napisać te dwie strony na rozdział i opublikować.
Wątek jest jeden, a gdy po drodze pojawi się coś godnego uwagi, coś potencjalnie naprawdę interesującego, to nie poświęcasz temu uwagi. Przykład: akcja z „cieniem” w lesie. Pojawił się w rozdziale czwartym i nie wspomniałaś o nim już nigdy więcej. Nie wymagam od Ciebie wielowątkowej akcji, bo początkującym pisarzom trudniej takowe prowadzić, jednak prowadzenie jednego, bardzo płytkiego, mało treściwego wątku nie wystarczy, by zadowolić bardziej wymagającego czytelnika.
Jednym z najbardziej poważnych wad Twojego fanfika są jego postacie. Jest papierowa Carmel, której wiele brakuje do bycia postacią wzbudzającą jakiekolwiek emocje (nie licząc pogłębiającej się z rozdziału na rozdział irytacji). Jej tragizm jest przesadzony i czasem mam wrażenie, że dziewczyna się najzwyczajniej w świecie nad sobą użala. Jest mi obojętna, tak samo jak Mackin. Ten to już w ogóle jest dla mnie zagadką. Przyczepił się Carmel, łaknie jej towarzystwa i chce się o niej wszystkiego dowiedzieć, a potem mu przechodzi i wyrzuca ją z klubu porannego polowania. Oboje są jednak bohaterami posiadającymi jakieś cechy charakterystyczne, bo cała reszta jest jednakowa albo istnieje tylko na tak dalekim planie za bohaterami głównymi, że nie wiadomo o nich zupełnie nic.
Wcześniej wspomniałam, że potrafisz całkiem nieźle operować opisami. Teraz muszę to troszkę sprostować. Opisujesz rzeczy tak mało istotne, że nikną one wśród całej reszty wadliwej pisaniny. Świat przedstawiony oparty jest na fandomie pani Collins, to zrozumiałe, ale zauważyłaś, że nic od siebie w tej kwestii nie dodajesz? Nawet w miejscach, gdzie większe wyjaśnienie miejsca akcji by się przydało (bo nie znamy go z kanonu), zostawiasz czytelnika z pustą kartką. Pojedyncze opisy zazwyczaj ograniczają się tylko do tego, co bohaterka w danej chwili odczuwa i co w otoczeniu jest jej potrzebne, na co patrzy. Gałąź drzewa, skalna półka, dom Haymitcha. Ostatnio więcej czasu spędzamy w domu Mackina, a nie wiem o tym miejscu naprawdę niewiele. Są jakieś schody, jakieś poharatane drzwi i kominek. I na tym kończy się moja wiedza na temat świata, w którym poruszają się bohaterowie.

Co Ci tu jeszcze na koniec powiedzieć? Na pewno zachęcę Cię do dalszego pisania i szlifowania warsztatu. Polecałabym jednak spróbować swoich sił w innej narracji (a nóż Ci inna przypadnie do gustu, albo przekonasz się, że stosowanie innej ułatwia Ci pisanie?). Poza tym, radziłabym Ci Forgetting Road przepisać całkowicie. Być może gdy wrócisz do swoich pierwszych tekstów i zaczniesz je redagować, zrobisz też dogłębniejsze poprawki fabularne. Twoje rozdziały będą wyglądały lepiej, jeśli każdy z nich rozpiszesz sobie w punktach, by wiedzieć, co masz w nich zawrzeć. A jak na razie otrzymujesz ode mnie 35 punktów na 100 możliwych czyli, niestety, ocenę bez komentarza.

Droga Devrait, mam nadzieję, że moja niezbyt przychylna ocena nie zniechęci Cię do dalszego pisania i kontynuowania zaczętego opowiadania. Ponadto, będę niesamowicie szczęśliwa, jeśli weźmiesz sobie choć garstkę moich rad do serca i zaczniesz poprawiać swoje opowiadanie. Twoi czytelnicy na pewno to docenią! Wytykając tak wiele potknięć w Twojej twórczości chciałam Ci pomóc ulepszy tekst, który już i tak ma potencjał, więc mam nadzieję, że nie zignorujesz opinii osoby postronnej. Rada na koniec: zgłoś się też do innych ocenialni. Na razie byłaś jedynie w kolejce Ocen Opowiadań, a uważam, że powinnaś poznać szczere zdanie również innych osób. Czytelniczki Twojego opowiadania nie wyrażą swojego zdania tak obiektywnie, jak zrobi to ktoś, kogo nie znasz.

4 komentarze:

  1. Piątek trzynastego. Nie ma jak najgorszy dzień świata. Ale dziękuję za tak wnikliwą ocenę i za napisanie, w sumie dokładnie tego, co wiedziałam sama. Forgettnig road jest najgorszą z historii, za którą kiedykolwiek się zabrałam. Miałam pomysł, taka jest prawda. Ale straciłam ducha do pisania tego opowiadania. Zbyt szybko. Postanowiłam że je dokończę. Nie umiem zostawić czegoś nieskończonego, ale ile nie pracuję nad tym opowiadania i jego kolejnymi częściami, to one i tak nie wychodzą. Ono jest takie... nie moje. Lubię pisać, sprawia mi to taką ogromną frajdę. A pisanie tej historii nie, po prostu... czuję się jakbym miała obowiązek je skończyć. Opisy, zawsze miałam z nimi problem. Czasami wychodzą piękne, ale nie umiem ich skończyć. Ćwiczę je. Mam jedną jedyną uwagę, a propos Carmrue, czyli Carmel, która celowo jest postacią przerysowaną. Co do wagonów, wszystko powinno się zaraz wyjaśnić, co do jej zachowania, ona ma być papierowa, sztuczna, ma być parodią samej siebie. Prolog nie dotyczył Katniss, ale właśnie Carmel. I pisząc w czasie teraźniejszym czuję się całkiem swobodnie. Wręcz go lubię. Nie wiem, jak odbierają go czytelnicy. Co do narracji. Wolę trzecioosobową. Co do samego pisarstwa, jest moją terapią. Opis mnie był pisany z pomocą mojej przycjaciółki. A jeżeli chodzi o to,jedno jedyne niekonsekwentne "jest" to ono jest dokładnie tam gdzie miało się znaleźć. Zgłosiłam się do oceny szukając potwierdzenia, może nawet czegoś co tam w środku pozwoli mi rzucić to opowiadanie w cholere. Nie dostałam go. Wciąż mam poczucie, że muszę je skończyć, i chyba znalazłam kogoś w rodzaju bety, kto pomoże mi z pozostałymi wytworami mojej wyobraźni. W tym również z tymi z których jestem dumna. Wolałabym czytać tu ich oceny. Wolałabym również, żeby ich oceny były pochlebne. Ale jest to ocena Forgetting Road, za którą mimo wszystko dziękuję. Miałabym jednbo jedyne pytanie, co do tych błędów w zapisie dialogów. Nigdy nie miałam z nimi problemów, więc być może nie wynikają bardziej z uwagi niż z braku umiejętności. Nigdy nie czułam potrzeby zgłaszania się do oceny, może dlatego nie poproszę o ocenienie pozostałych z moich dzieł. Poza tym, mam zupełną świadomość, że wbrew temu, co mowi moje otoczenie, to wiele mi jeszcze brakuje, chociaż na swoją obronę, której zwykle bym się nawet nie dopuściła powiem, że w ciągu tego prawie roku, który minął od napisania pierwszego rozdziału moje umiejętności znacznie... poszły do przodu. Chociaż niestety w forgetting road tego nie widać. Nie umiem pisać fan fiction. Ale ten pomysł, który zrodził sie w mojej głowie gdzieś głęboko, wydawał się być czymś, czemu CHCĘ podołać. Wydawał się. Jeszcze raz dziękuję, za poświęcenie czasu temu, czemu sama chyba nie miałabym sił ani ochoty. Może nawet wypadałoby przeprosić, za to, że nie starałam się a zmusiłam Cię, Jealithe ( mam nadzieję, że nie przestawiłam liter, ale moje dyslektyczne oczy tak to widzą).
    Devrait

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem potrzebę zakończenia zaczętej historii, ale jeśli masz się zmuszać do jej pisania, to nie lepiej przelać pasję, pomysły i wenę na teksty, których kontynuowanie sprawia Ci prawdziwą przyjemność? Zbierz swoje wierne, komentujące czytelniczki i przenieś się na jeden z innych zaczętych opowiadań. Gdzieś, gdzie kolejne rozdziały będziesz dodawała z przekonaniem dobrze wykonanej roboty, a nie z obowiązku. Czy tak nie byłoby lepiej?
      Faktycznie, Carmel jest rzeczywiście aż groteskowa z tymi swoimi cechami ;)
      Co do dialogów, błędnie stosujesz w nich interpunkcję. Nie stawiasz kropek, tam gdzie powinny się znaleźć, a niektórych zdań nie piszesz wielką literą. Przykład z ostatniego rozdziału: - Cieszę się. On jest szczęśliwy – ruchem głowy wskazuje Mackina. - tutaj po "szczęśliwy" powinna być kropka, a "ruchem" powinnaś napisać wielką literą, bo jest to nowe zdanie, nie odnoszące się do poprzedniego zdania z dialogu. Gdybyś napisała "On jest szczęśliwy - powiedziała, ruchem głowy wskazując Mackina" - wtedy druga część zdania odnosiłaby się bezpośrednio do wypowiedzi, nie stawiamy kropki, a "powiedziała" mamy małą literą. Rozumiesz o co mi chodzi? To jest jedyny błąd w zapisie dialogu, który robisz, ale niestety powtarzasz go notorycznie.
      Twoje umiejętności pisarskie będą nadal szły do przodu, jeśli tylko nie przestaniesz pisać. Styl lepiej Ci się uformuje, zaczniesz pisać rozleglejsze opisy, dialogi będą brzmiały naturalniej, więc po prostu nie przestawaj. To najlepszy sposób na poprawę. Aczkolwiek, naprawdę chciałabym Cię zachęcić, do zgłoszenia swoich innych dzieł do oceny. Twoje czytelniczki nie powiedzą Ci czego Twoje opowiadanie potrzebuje, tak bezpośrednio, jak zrobią to oceniające. Jeśli kiedyś się na to zdecydujesz, nie wahaj się zgłaszać swojego innego bloga do nas. Chętnie zobaczę jakie postępy robisz i jakie jeszcze historie wymyślasz ;)
      I nie przepraszaj za nic. Czas, który poświęciłam Twojemu blogowi na pewno nie był czasem straconym.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Co do dialogów, to szczerze powiedziawszy takiego zapisu uczono mnie w szkole, juz dość dawno temu. Co do kolejnych blogów, być moze rzeczywiście zgłoszę się do oceny. Zwłaszcza z tym, z którego jestem naprawdę zadowolona. Choc tam także jest i czas teraźniejszy i narracja pierwszoosobowa, to czuję się w nim swobodnie. Choć i tam, mam momentami wrażenie, że problematyczne jest dla mnie kreowanie bohaterów. Ale chociaż część z nich jest jakby... żywa. I może, chociaż nie do takich wniosków powinnam dojść, to własnie ww tamtej fabule znalazłam kilka drobnych niedociągnięć. Aczkolwiek w sumie nie wiem gdzie, bo na oceny czeka się bardzo długo i zastanawiam się czy nie skończę go nim nie dostanę oceny.

      Usuń
    3. Zajrzyj na http://katalog-ocenialni.blogspot.co.uk/ masz tam duży wybór i pewnie znajdziesz jakąś oceniającą z niedużą kolejką, chętną do oceny fanfika na postawie Igrzysk ;)

      Usuń