Adres bloga: Forgetting Road
Oceniająca: Jaelithe
Autorka: Devrait
Ocena:
Nieszablonowa
Zanim zabiorę się za
czytanie chciałabym wspomnieć o kilku aspektach wyglądu i podstronach. Po pierwsze, nagłówek jest za duży. Na moim
niewielkim ekranie laptopa zajmuje prawie całą jego rozdzielczość w pionie, a
nie taka powinna być jego funkcja. Nagłówek ma na celu informować
odwiedzającego o tematyce bloga, zachęcić do zagłębienia się w opowiadanie. Nie
powinien odwracać uwagi od jego najważniejszej części – treści. Jestem pewna,
że w sieci znalazłoby się sporo wizerunków Katniss Everdeen/Jennifer Lawrence w
poziomej orientacji (takie lepiej się nadają na nagłówki), które mogłabyś
zmniejszyć do odpowiednich rozmiarów.
Po drugie, tło ma
potencjał ogromny tylko szkoda, że je tak rozciągnęłaś. Z niesamowicie
klimatycznego obrazka (oryginalna wersja http://fc05.deviantart.net/fs71/f/2011/202/d/d/let_me_go_by_scatterflee-d4161mf.png) wyszło
rozmyte, niewyraźne „coś”, nieszczególnie pozytywnie reprezentujące bloga.
Poza tym, jest czytelnie i
łatwo się po blogu poruszać. Nie jestem fanką Twojego doboru kolorystyki, ale
to już sprawa indywidualna no i widzę, że czekasz na zamówiony szablon, więc
pewnie Twoja strona wkrótce będzie wyglądać dużo przystępniej.
Podstrony istnieją z uzasadnieniem, nie po to, żeby być. Pisarz
ujawnił mi, że autorka „nie jest. Ona tylko bywa (czasem)”, co niezwykle
przypadło mi do gustu. Naprawdę ciekawie ujęłaś swoją osobę w słowa. Dziewczyna ta bowiem, na którą patrzę jest
Autorką tego bloga. – strasznie dziwna konstrukcja zdania. Co byś
powiedziała na to: „Dziewczyna, na którą patrzę, jest bowiem Autorką tego
bloga”. Lepiej? I jeszcze się zastanawiam nad tym: Ona taka po prostu jest - nie do końca dziecinna, nie do końca dojrzała.
– wydaje mi się, że powinnaś być konsekwentna i napisać „Ona taka po prostu bywa”.
Później piszesz: Nie znajduję również
sensu w opisywaniu koloru swoich włosów, czy powiadamianiu o fakcie, że jestem
wysoka i głupio czuje się w butach wyższych niż najzwyczajniejszy w świecie
"trampek". – i zaprzeczasz sama sobie informując czytelników o
tym, że jesteś wysoka i nie lubisz butów na obcasach. A cudzysłów jest zbędny.
Bajka mówi o inspiracjach
i wyjaśnia kilka aspektów bloga. Nie ze wszystkimi się zgodzę. Na przykład z
tłumaczeniem adresu. Pierwszy pasuje, ale drugie już nie. W żadnym wypadku
„zapominając drogi”, bo brakuje „the” pomiędzy wyrażeniami. I tyle na temat
podstron. Reszta ma swoje miejsce i jak najbardziej mi odpowiada.
No to przechodzimy do treści. Prolog zapowiedział w jakim
okresie życia Katniss będzie się odbywało opowiadanie. W koszmarze
przedstawiasz nam to, czego boi się najbardziej – śmierci najbliższych,
samotności i powolnie zabijającego od środka poczucia winy. A przynajmniej ja
to tak odebrałam. W sumie znając opis opowiadania z podstrony „Bajka” nie za
bardzo wiem jak go połączyć z prologiem, bo nie wprowadza na plan tej nowej postaci, a raczej rozgrzebuje
stare rany bohaterki Igrzysk Śmierci.
Natomiast rozdział
pierwszy już dokładniej pokazał mi Twój styl.
Wiesz, że masz tendencję do częstego używania zdań prostych? Zdania proste (albo
pojedyncze), stosowane z umiarem, świetnie nadają się do kreowania atmosfery,
dobitnego oświadczenia czytelnikowi, co narrator myśli o danej sytuacji i
ogólnie są dobrym narzędziem literackim. Problem u Ciebie jest taki, że ich
nadużywasz. A kilka zdań prostych następujących po sobie wybija z rytmu
czytania. To jest dokładnie tak, jakbyś wypełniła tekst niepotrzebnymi
przecinkami i zmuszała czytelnika do robienia zbędnych pauz podczas lektury. To
potrafi naprawdę zdekoncentrować, co się negatywnie odbija na tekście Twojego
opowiadania, bo odbierasz nam całą przyjemność z płynnego czytania!
Następny problem to
absolutny brak przecinków. Mówię to ze świadomością osoby mającej z nimi spory
problem, ale Ty naprawdę ich nie używasz, nie licząc tylko tych naprawdę
oczywistych miejsc (np. przed „że”). I jeszcze parę słów na temat narracji.
Piszesz w pierwszej osobie, w czasie teraźniejszym, co nie jest często
spotykane. Jestem ciekawa czy na dłuższą metę sobie z takim stylem poradzisz i
czy będziesz konsekwentna.
To przejdźmy do samej fabuły. Muszę przyznać, że byłam
nieprzychylnie nastawiona do opowiadania, z prostego powodu: nie lubię farfocli
pisanych po wydarzeniach dziejących się w książce. Zdecydowanie wolę
alternatywne wersje skupiające się na znanych nam postaciach niż te
opowiadające historie ich dzieci lub bohaterów autorskich. Więc można
powiedzieć, że byłam trochę uprzedzona. Na całe szczęście już pierwsze
fragmenty Twojej twórczości nieźle mnie zainteresowały i czytałam kolejne
części z nadzieją, że trafiłam na ciekawą historię z dużym potencjałem.
Gdy już się przyzwyczaiłam
do narracji, musiałam stwierdzić, że
całkiem pasuje do opowiadania. Pasuje do jego nastroju, a w szczególności do
tego, jak zakończyłaś rozdział pierwszy. Chyba nie oczekiwałam, że tekst będzie
taki... smutny, melancholijny, ponury. Od samego początku budowałaś ten
nastrój, który z paragrafu na paragraf tylko się nasilał, aż ostatnie zdanie
dobitnie nadało całości konkretnego kierunku. Teraz wiem na czym stoję, ale w
sumie nie do końca. Wiem jakiej atmosfery się spodziewać, ale fabularnie nie
bardzo wiem dlaczego. Więc przyjżyjmy się temu bliżej...
Mam problem z tymi dwoma zdaniami z kilku względów: „Syczę gdy lepka maź wypełnia ranę i zaczyna
piec. Gwiżdżę rozkrawając spore czerwone jabłko.” Po pierwsze, Twoim
zadaniem, jako autorki, jest opowiadać, a nie wymieniać co się dzieje w życiu
Twojej bohaterki. A tak to właśnie wygląda, jakbyś w podpunktach wymieniała jej
kolejne czynności. Po drugie, jedno zdanie do drugiego ma tyle, co piernik do
wiatraka. Rozdzieliłaś je od siebie jedynie przeniesieniem do nowego paragrafu
(zapominając o akapicie, co często Ci się zdarza, więc przegrzeb tekst w
poszukiwaniu tych zaginionych wcięć), zapominając o jakimś płynniejszym
przejściu z jednej sytuacji do drugiej. Po trzecie, zaczynam podejrzewać, że to
właśnie typ narracji, który sobie wybrałaś, jest powodem tych problemów.
Nie jest to jedyny przykład, gdzie przeskakujesz z jednej
sytuacji na drugą bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Nie każę Ci tu opisywać
wszystkiego dokładnie, ale nie polecałabym takiego nagłego przechodzenia z
podawania komuś ręki do otwierania drzwi. „Łapie
go za łokieć i pozwalam mu się o siebie oprzeć. Gdy tylko otwieram drzwi, oczy
zachodzą mi łzami.” (jakie drzwi? Gdzie jesteśmy?) A użycie enteru wcale
Cię nie zwalnia od wyjaśnień. Tutaj natomiast: „Gdy zamykam za sobą drzwi do domu Haymitcha mały Finnick dopada do mnie
i wdrapuje się na ramiona.” wyjaśnienie jest zbędne. Powinnaś od niego
zacząć. „Otwieram drzwi domu Haymitcha”, a przy zamykaniu to dopełnienie jest niepotrzebne.
Wyjaśnijmy sobie coś. Powinnaś opowiadać, nie opisywać. Jeśli chcesz pokazać czyjeś
zaintrygowanie zasłyszanym dźwiękiem, opisz poderwanie głowy, rozglądanie się na
boki, szukanie wzrokiem pożądanego obiektu. Nie pisz „Odwracam głowę w kierunku z którego dobiega dźwięk, ale na wysokim
drzewie nie widzę małego ptaka, którego szukam.” To o te ostatnie
słowa mi chodzi. Czytelnik wie, że bohaterka czegoś szuka. Nie musisz mu tego
literować. POKAŻ, że ona szuka małego ptaka. NIE PISZ, że ona go szuka. Nie na
tym polega pisarstwo. Nie mówisz, a opisujesz. Cała frajda czytania książki czy
opowiadania, to właśnie dowiadywanie się czegoś poprzez reakcje i czyny
postaci, nie słowa narratora. Człowiek jest sprytnym, ale także ciekawskim
stworzeniem, które nie lubi mieć wszystkiego podanego na tacy, bo tak jest
niepoetycko i lubimy czytać pomiędzy wierszami, czyż nie? (więcej przykładów: „Gdy przedzieram się przez korytarz, chwieję
się nie mniej niż Haymitch, choć jestem zupełnie trzeźwa.” „Patrzy na
mnie przez chwile bez zrozumienia, ale w końcu twarz mu się trochę rozjaśnia i
łapie moją dłoń wyciągniętą ku niemu.” Podkreślone = niepotrzebne,
bo oczywiste).
W kolejnych dwóch rozdziałach akapity zniknęły i tekst
się rozlazł. Trzeba to naprawić. Uporządkuj teksty, a całość będzie się dużo
ładniej prezentowała.
Czytając dalsze części opowiadania zauważyłam, że pomimo
Twojej tendencji do zbyt dosłownego pisania, masz jednak smykałkę do bardzo
obrazowych opisów. Tekst jest
bardziej realistyczny, gdy świat otaczający Twoich bohaterów nabiera kształtu.
To właśnie te opisy zmuszają mnie do przerwania czytania i spojrzenia na
historię przychylniej. I chociaż nie jest ich wiele, a gdy się pojawiają,
kończą się zbyt szybko, by można je było porządnie docenić, to jednak naprawdę
umilają lekturę. To właśnie te najmniejsze szczególiki, które pozwalasz swoim
czytelnikom dojrzeć w kreowanym świecie są naprawdę ujmujące.
- Wiesz o
przeszłości dużo więcej niż będzie wiedziało twoje rodzeństwo. Nie wiesz jednak
wszystkiego. I nigdy się nie dowiesz - kobieta spogląda na mnie smutno. - Nikt
nigdy się nie dowie. – to natomiast wcale mi nie odpowiada. To wygląda tak,
jakby matka się z nią drażniła. Albo jakbyś próbowała nieco dramatyzmu dodać do
wypowiedzi. To „nigdy się nie dowiesz” absolutnie nic nie wnosi do dialogu, bo
nawet sama narratorka na to stwierdzenia wcale nie reaguje. Więc spytam
się, po co? Po co powiedzieć komuś, że nigdy się czegoś nie dowie? Jeśli nie
chcemy, by ktoś się o czymś nie dowiedział, to nie krzyczymy o tym światu,
tylko staramy się to zataić, w ogóle o tym nie wspominać, czyż nie? Dużo bardziej
realistycznie by to wypadło, gdyby była to myśl bohaterki, nie jej słowa.
Przeskakiwanie od sceny do sceny ciągle Ci się zdarza i
niezmiernie irytuje. Główna bohaterka jest w jednym miejscu, a w ciągu trwania
jakiegoś tam przemyślenia nagle znajduje się w zupełnie innym, bez słowa
wyjaśnienia. Od stania przed domem nagle leży w mokrej od rosy trawie.
Wcześniej wspomniałam, że czytelnik lubi się domyślać. Naturalnie, nie o to mi
chodziło. Mam jednak wrażenie, że wiele sytuacji przeze mnie wspomnianych
napisałaś w taki sposób zupełnie nieświadomie. Dobrze wiem, jak to jest mieć
głowę pełną pomysłów i starać się je wszystkie przelać na kartkę i do tego w
dobrej kolejności i z jak największą liczbą ważnych szczegółów. Proponowałabym
Ci przeczytać całe opowiadanie jeszcze raz od początku do końca i powypełniać
te dziury, które nazwałabym zwyczajnymi skrótami myślowymi.
Muszę też powiedzieć kilka słów na temat emocjonalności
Twoich postaci. Każda płacze, albo z trudem powstrzymuje łzy. Dobrze wiedzą, w
jakim świecie żyją, a zachowują się tak, jakby ich codzienność jeszcze dwa dni
temu wcale tak nie wyglądała. Jak dla mnie, to jest troszkę przesadzone.
Wolałabym w Twoich bohaterach zobaczyć więcej wewnętrzne siły, jakiegoś samozaparcia
i woli walki, zamiast tego ciągłego mazania się. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, pierwsze
rozdziały opowiadania ograniczają się do wspominania tego, co było, tych złych
dni. I za każdym razem jest wspominane, że „dzieciaki” nie mogą o tym wiedzieć,
że mają żyć w słodkiej ignorancji, a jednak na każdym kroku ludzie sugerują im,
że jednak wiele jest nie do końca w porządku. To wygląda tak, jakby bohaterowie
nawet nie próbowali ukrywać swoich emocji. Nie ma udawanej radości, nie ma
wymuszonego uśmiechu albo grymasu twarzy. Co staram się powiedzieć? Po prostu:
nie kupuję tego. Może dalej bardziej mnie przekonasz, ale jak na razie to jest
nazbyt tragiczne.
Pierwszy opis
wyglądu głównej bohaterki zaserwowałaś w rozdziale trzecim: Zaciskam usta i patrzę bezradnym wzrokiem
otwierając szeroko swoje karmelowe oczy. Więcej o niej powiedzieć na razie
nie potrafię, a to dość frustrujące, nie mogąc sobie postaci wyobrazić do
końca, tylko zgadywać, wiesz?
Chwilę
później pociąg rusza, a ogromny pęd, którego nie odczuwa się w przedziałach
przeznaczonych dla ludzi z ogromną siłą wciska mnie w róg. Rozluźniam mięśnie,
aby nie gwoździe trzymające razem ściany nie wbijały się w moje ciało tak
boleśnie. Otwieram oczy i zdaję sobie sprawę, że wagon jest otwarty, a nade mną
pochyla się dwóch mężczyzn. – nie przygotowujesz swoich czytelników na skoki w
czasie. Czytając ten fragment miałam wrażenie, że pomiędzy dwoma ostatnimi zdaniami minęło zaledwie
kilka minut, a parę linijek niżej dowiadujemy się, że dziewczyna z dystryktu
dwunastego nagle znalazła się w drugim. Żeby czytelników za bardzo nie
ogłupiać, albo żeby sami nie musieli się domyślać, zastosuj asterysk (albo trzy
obok siebie ***), żeby oddzielić skoki w czasie tak, jak się to robi w
książkach.
Nie do końca rozumiem jak można nie zauważyć WAGONU. To
nie jest coś małego, wtapiającego się w otoczenie, co można zwyczajnie pominąć.
Mówiłaś też, na początku rozdziału trzeciego, że był poranek, a stacja skąpana w porannym świetle. Jakim więc cudem Carmrue, chcąc wsiąść do ostatniego
wagonu, „przez przypadek” wsiadła do przedostatniego? Nie był to środek ciemnej
nocy, który mógłby coś takiego wyjaśnić ciemnością zapobiegającą
dokładniejszemu przyjrzeniu się pociągowi.
Zacytuję Ci teraz kolejny fragment rozdziału trzeciego i
chciałabym żebyś go przeczytała na głos i szczerze sobie odpowiedziała na kilka
pytań: czy nie brzmi sztucznie? A może nieco naiwnie? Troszkę pozersko? Czy nie
starasz się tu pokazać swojej bohaterki jako kogoś silnego, niczym nie
poruszanego? Uważasz, że Ci się to udało?
- Skąd uciekłaś? - brązowowłosy mężczyzna wyrasta przed mną nie zauważony.
Przeraża mnie to, ale przyzwyczajona do tego, że polując nie można wydać z
siebie nawet najcichszego szmeru nie krzyczę. Według mnie to brzmi troszkę,
jak przechwalanie się. Jestem przerażona, ale nie krzyczę, bo jestem taka
odważna! Chyba nie chciałaś, żeby to tak zabrzmiało, prawda? Wiem, co chciałaś
tu pokazać i można by to napisać na wiele sposobów. Po pierwsze, nie użyłabym
tu słowa „niezauważony”. „Wyrasta przede mną znienacka” brzmiałoby lepiej.
Dalej, „przeraża mnie to” brzmi nieco patetycznie. Może ujęłabym to zdanie w
ten sposób: Wystraszył mnie, ale doświadczenie nabyte przy polowaniu,
wymagające cichego stąpania, poruszania się bez najcichszego szmeru, sprawia,
że nawet się nie wzdrygam. Co Ty na to? Poza tym, powtórzę się i powiem, że to
wybór narracji robi Ci najwięcej problemów i nadal będzie Ci je robił,
wymagając niezłego gimnastykowania się ze słownictwem. Radziłabym przemyśleć
ten wybór. Bo chociaż wcześniej czas teraźniejszy nadawał opowiadaniu smaczku,
to teraz uważam, że je niszczy, bo nie potrafisz tym czasem swobodnie operować.
Carmrue jest strasznie zmienna, zauważyłaś? - No właśnie - ironia kapie z mojego głosu
jak jad. Mówi Twoja bohaterka, a chwilę później: - Nie trzeba - odpowiadam miękko. Ponieważ są to dwie odpowiedzi
następujące zaraz po sobie, sposób wypowiedzi bardzo ze sobą kontrastuję.
Powinnaś się wystrzegać tego typu zabiegów, bo zapobiegają autentyczności
opisywanym wydarzeniom. Żeby zmiana w nastroju bohatera lub w podejściu do
sytuacji nie była tak rażąca, proponowałabym „miękko” zamienić na coś w stylu
„już łagodniej”.
Kolejnym problemem wynikającym z wybranej przez Ciebie
narracji, jest przenoszenie perspektywy z jednego bohatera na innego. Narracja
pierwszoosobowa tego zakazuje. Piszesz z punktu widzenia Carmrue, więc nie
możesz nagle przenieść się gdzie indziej i poinformować czytelnika, co robią
inne postaci, bo narratorka nie jest wszechwiedząca, ona widzi i przeżywa tylko
to, czego doświadcza osobiście. Nie możesz więc nagle zacząć opisywać, co robi
ojciec, matka i babcia bohaterki, bo ona nie ma prawa o tym wiedzieć.
Czytam sobie dalej i stwierdzam, że piszesz za krótkie
rozdziały. W sumie, nawet bym ich rozdziałami nie nazwała. Raczej częściami.
Być może z kilku takich części jakiś rozdział by powstał, ale osobno nie mają
prawa być tak nazwane. Opisujesz tak krótkie fragmenty życia bohaterki, że jako
osobne teksty nie mogłyby się obronić. W pierwszych trzech „rozdziałach” dzieje
się naprawdę niewiele, dopiero czwarty wprowadza trochę (dość chaotycznej) akcji. Gdybyś te cztery części ze sobą
połączyła, miałabyś jeden rozdział.
To jak już nawiązałam do chaotyczności w części czwartej,
powiem nieco więcej. Gdy skończyłam czytać, nie wiedziałam dokładnie, co o tym
myśleć. Wydaje się, jakby pierwszy fragment nijak się miał do drugiego. Cały
czas zastanawiałam się też dlaczego Carmrue się wiecznie przed kimś ukrywa i
chce uciekać. Ponadto, dziewczyna najpierw się chowa za drzewem potem nagle
leży w jakiejś dziurze pod konarami drzewa, potem mamy chwilę szarpaniny
(zalążek poważniejszej akcji) i po krótkiej wymianie zdań wracamy do wspomnień,
co wydaje mi się całkowicie nie na miejscu. Carmrue znajduje się w potencjalnym
niebezpieczeństwie (ktoś ją wciągnął do dziury i razem ukrywają się przed
„cieniem”), a zamiast rozmyślań i spekulacji na temat tego, co się dzieje, kim
jest ów złowrogi cień itp, ona zaczyna wspominać dzieciństwo. Nie zrozum mnie
źle, zdaję sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie było to dość ważne fabularnie
wspomnienie, musisz jednak się nauczyć odpowiednio wplatać tego typu teksty w
akcję opowiadania, żeby nie wydawały się wyrwane z kontekstu.
Wiem, mówiłam już o tym, ale będę mówić do znudzenia. Narracja zabija Twoje opowiadanie.
To naprawdę mogłoby być coś ekscytującego, emocjonalnego, a zamiast tego
narracja robi Ci z opowiadania wyliczankę. Zacytuję tu pewien fragment
opowiadania. Fragment, który potencjał ma wielki. Wprowadzasz do opowiadania
intrygę, ale nie wykorzystujesz pomysłu, bo zamiast ciekawego opisu akcji
dostajemy opis wyprany z uczuć. Kolejne czynności pisane są jak z listy na zakupy.
Jedno po drugim, zero emocji. Łapię się
mocno dwóch mnie poplątanych korzeni i
podciągam w górę. Prostuję się i łapię
drzewa przyzwyczajając zmęczone nogi z
powrotem do prostej pozycji. Ktoś wpada na mnie i wywraca. Lecę do tyłu i
uderzam o plecionkę korzeni. Siła uderzenia i przygniatająca mnie postać
doszczętnie pozbawiają mnie oddechu.
Duża dłoń zasłania mi usta po czym łapie mnie w pasie i wciąga z
powrotem do dziury. Widzisz co mam na myśli? Mam nadzieję, że tak, bo tekst
ma potencjał na coś naprawdę ciekawego, a Ty go mordujesz suchą narracją w
czasie teraźniejszym.
Wspomnienie/sen z rozdziału piątego zlewa się z resztą
treści. Musisz się nauczyć operować tekstem, by był bardziej zrozumiały.
Dlaczego nie podkreślisz faktu, iż dzieje się coś, co miało już miejsce, bądź
że jest to sen spowodowany wspomnieniami? Dlaczego nie użyjesz kursywy, nie
zmienisz czcionki, lub w inny sposób nie wyodrębnisz tekstu od reszty
rozdziału? To naprawdę ułatwiłoby (i umiliło) czytanie.
Reszta rozdziału to zlepek krótkich wydarzeń, wcale nie
łączących się w logiczną całość. Nie mam pojęcia co chciałaś osiągnąć
publikując tekst tak ufragmentowany, tak chaotyczny. Całkowicie zignorowałaś
pojęcie czasu. Nie wiadomo ile mija minut, godzin, dni, bo każdy nowy paragraf
wydaje się zupełnie nową historią. Na scenie pojawiają się dwie nowe postaci, a
mam wrażenie, jakby były jedną i tą samą. Jedyną różnicą jest to, iż pierwszą
nazywasz kobietą, a drugą dziewczyną. Nawet opisy ich wyglądu wcale mi nie
pomogły.
Czasem mam wrażenie, jakby to opowiadanie pisał robot. Piszesz
o tylu emocjach, mówisz o rzeczach, które naprawdę potrafią poruszyć człowieka,
a mimo tego, wydaje mi się to tak strasznie suche. Zamiast czuć empatię, jestem
rozczarowana, sfrustrowana i znudzona. A Carmrue nagle została Carmel.
- Od dziecka tak
mam – mówię wpatrując w kobietę musującymi oczami. – aha. Jakoś sobie tych
musujących oczu wyobrazić nie mogę. Ktoś mi wyjaśni jak to wygląda? Zaciskam na niej dłoń i czuję jak strzała,
na której zdaje się przysiadać ptak, drażni delikatną skórę. – ktoś, kto
przyzwyczajony jest do polowań, do dni i nocy spędzanych na wolnej naturze, do
spania w lesie i do przetrwania w dziczy, nie będzie miał delikatnej skóry na
dłoniach. To tak w nawiasie mówiąc.
Rozdział szósty jest kolejnym przykładem treści bez
treści. Poza kilkoma dialogami (niewiele wnoszącymi do fabuły) nic się nie
dzieje. Nie wiem co Ci powiedzieć, droga Devrait, poza tym, że publikowanie
nowych części raz na kilka tygodni nie wystarczy. Zamiast publikować fabularnie
słabe rozdziały, Twoi czytelnicy na pewno woleliby poczekać pół miesiąca dłużej
na naprawdę porządny tekst.
Łapię jego
dłoń w ostatniej chwili i trzymam mocno zaciśniętą. Jeżeli puszczę, spadnie ze
schodów. Głową w dół. – młoda dziewczyna, niedawno jeszcze była na tyle chora,
że nie pozwalano jej wyjść z łóżka, utrzymuje cały ciężar dorosłego mężczyzny?
No nie sądzę. I wytłumacz mi jeszcze, dlaczego on ją zaatakował? Dalej: Pozwalam mu na to, jednocześnie uważnie
obserwując jak promienie wyłaniającego się zza horyzontu ślizgają się po
podłodze, powoli oświetlając sylwetkę chłopaka. Gdy pierwsze promienie padają
na twarz podnoszę wzrok i przez kilka chwil lustruję młodego mężczyznę. –
to ile oni tak stali, przyklejeni do siebie, patrząc sobie intensywnie w oczy,
aż ich świt dogonił? Pół godziny przynajmniej?
Po całej tej akcji przy schodach nagle dziewczyna
rozplata warkocz i zaczyna się przy nieznajomym facecie rozbierać. Tak,
dokładnie tak to wygląda, bo nic nie wskazuje na to, że przeskoczyłaś w czasie
do następnej sytuacji. Wiesz jak frustrujące to jest? Czytam i załamuję ręce,
bo gdyby nie te naprawdę irytujące utrudnienia, Twoje opowiadanie czytałoby mi
się całkiem przyjemnie.
Czytając rozdział ósmy już całkowicie się poddałam. Zaczęłam
ignorować chaos i brak logiki i przebrnęłam przez rozdział opisujący trzy dni z
życia Carmel, w których dzieje się tak niewiele, że udało Ci się je zmieścić na
niecałych czterech stronach.
- Ale czy ludzie z
Dwunastki nie mają szarych oczu? - Mają. – to strasznie stereotypowe i
ponadto, nie prawdziwe. Czy matka Katniss, Primrose albo Peeta mieli takowe?
Ano nie.
W komentarzach Twoich czytelniczek powtarza się jeden
motyw: jest tajemniczo. Wydaje mi się, że do tej pory odbierałaś to jako
komplement, a wiedz, że nie zawsze może nim być. Owszem, trochę intrygi i
tajemniczości potrafi dodać opowiadaniu smaczku, jednak u Ciebie tego nie można
już nazwać tajemniczością. U Ciebie niedopowiedzenia gonią niedopowiedzenia.
Wszystko trzyma się kupy na słowo honoru i tak właściwie, to po tych ośmiu
rozdziałach ja nadal nie potrafię nic konkretnego powiedzieć o Twoim fanfiku. Fabuła?
Wątki? Bohaterowie? Świat przedstawiony? To wszystko zlewa się ze sobą, a
momentami po prostu nie istnieje. Jest to tak rozlazłe i mało konkretne, że
potrafiłabym te Twoje osiem rozdziałów zamknąć w kilku zdaniach. Serio.
Pyta, czy
boję się burzy. Kręcę głową. - To czemu zaciskasz oczy? - Uśmiecham się pod
nosem i otwieram je patrząc prosto na chłopaka. Kilka sekund zajmuje nim
chłopak zaciśnie swoje. - Właśnie dlatego. - One … - nawet nie kończy zdania
przełykając głośno ślinę i wbija wzrok w
skalny sufit nad nami. – nie ogarniam tego fragmentu. Czemu zaciska te oczy? One
co?
Carmel bardzo dziecinnie się zachowała w rozdziale
dziewiątym. Po raz kolejny „jest tajemniczo”, bo główna bohaterka nie potrafi
opowiedzieć komuś najmniejszego fragmentu swojego życia bez ucieczki lub
zalania się łzami. A czytelnik nadal nie wie dlaczego. Zastanów się, czy czytając
książkę każdy jej rozdział odnosi się do tych samych pytań, za każdym razem na
nie wcale nie odpowiadając? Główna bohaterka udaje strasznie silną psychicznie
(i rodzina lubi jej to potwierdzać), ale mam wrażenie, że jest najbardziej
podatną na zranienie i ogólnie niestabilną emocjonalnie postacią o jakiej
ostatnio czytałam.
Jest jednak plus rozdziału dziewiątego. Dowiedzieliśmy
się czegoś nowego o porwaniu Carmel. Wiemy, że go nie pamięta. Wspaniale.
Na koniec rozdziału dziewiątego był poranek, a na
początku kolejnego mamy po chwili zmrok. Znaczy chcesz mi powiedzieć, że
Carmrue i Mackin siedzieli tak w lesie, nie zamieniając ze sobą ani słowa i nie
ruszając się z miejsca, pół doby?
Nie pojmuję rozumowania Carmrue. Mackin chce się o niej
czegoś dowiedzieć, a ona twierdzi, że nie może mu o sobie niczego powiedzieć,
bo sama siebie nie zna, bo jej w Kapitolu wymazali pamięć. No ok, ale brak
wspomnień z przeszłości nie znaczy, że nie tworzymy nowych, prawda? Dziewczyna
musi się jakoś identyfikować. Mackin chce ją poznać, nie słuchać jej historii.
Czy wydarzenia dziejące się już po jej powrocie do domu nie pomogły jakoś
rzeźbić jej aktualną personę? Czy nie może mu powiedzieć o swojej rodzinie, o
tym, że ma rodzeństwo, które kocha, o tym, że lubi jak Rose śpiewa, że
współczuje matce tego, jak potoczyło się jej życie? Cokolwiek!
Jeszcze coś. Carmrue żyje tak sobie z rodziną Mackina,
bez większych wyjaśnień? Po prostu przygarnęli ją z dobroci serca o nic nie
pytając? I dlaczego tak niewiele piszesz o ich życiu codziennym. Gale i Jay
pojawili się zaledwie dwa razy i więcej o nich nie słyszymy. Uwagę poświęcasz
jedynie głównej bohaterce. To za mało, żeby można stwierdzić, że Twoje
opowiadanie jednak ma jakąś konkretną fabułę. Bo na razie jej nie widzę.
Nadeszła zima i wydawać by się mogło, że wszystkie jest
takie błogie, wszystko się układa. Carmrue i Mackin są razem, ale nic na ten
temat nie słyszymy od narratorki. Żadnych przemyśleń, wyższych emocji. A potem,
ni z tego ni z owego, Carmrue nagle stwierdza, że w sumie nie wie co czuje do
Mackina i tak właściwie, to on ją traktuje jak własność. A moja reakcja to „że
co proszę?”. Skąd się takie stwierdzenie wzięło. Ani razu nie zasugerowałaś, że
główna bohaterka mogła mieć takie odczucia! Jej stwierdzenie nie jest poparte
ani żadnymi wcześniejszymi przemyśleniami na temat chłopaka lub ich wspólnym
doświadczeniom, ani jego zachowaniem. Koniecznie musisz to wyjaśnić.
Poprawiam ewentualne błędy
tylko w rozdziale pierwszym i drugim.
Rozdział pierwszy:
Igrzysk
śmierci już nie ma. – nie czytałam książki po polsku, więc nie wiem jak to
wygląda w tłumaczeniu, ale czy nazwa własna „Igrzyska Śmierci” nie powinna być
pisana wielką literą?
Przyjrzyjmy się bliżej temu zdaniu: Jestem ostatnią osobą, która mogłaby tego żałować [„ostatnią”, czyli
nie chce żałować albo nie żałuje w ogóle], ale
czasem tęsknię [skoro nie żałuję, to „ale” nie pasuje. Przeczytaj to zdanie
w ten sposób: nie żałuję, ale tęsknię. Masło maślane, prawda? Skoro nie żałuję
to tęsknię, czyli zamiast „ale” mogłabyś tam wrzucić „a”] za tym Złożyskiem, które pamięta z dzieciństwa. – literówka,
pamiętam powinno być.
Wciąż nie
potrafię się przyzwyczaić do widoku zwykłych domów, które wyrosły na
zgliszczach starych chat pokrytych kopalnianym pyłem. – po „chat”
wrzuciłabym przecinek.
Tam gdzie
kiedyś były kopalnie dziś stoją fabryki leków. – przecinek przed
„dziś”. Ten sam problem w kolejnym zdaniu.
Zagryzam
usta aby nie krzyczeć gdy moja skóra dotyka otwartej rany. – przecinki
przed „aby” i „gdy”.
Nachylam się
więc do jeziora, przemywam w nim dłonie a potem przemywam twarz. –
powtórzenia słowa „przemywam” jest zbędne. Przecinek przed „a”.
Znajduje w
lesie brzozę, wdrapuję się na nią i zrywam kilka zielonych liści. – polski
znak umknął Ci w „znajduję”.
Blizny na
policzkach nie pomagają wzbudzać sympatię. – chyba „sympatii”,
nie?
W końcu
ciszę przerywam ostry dźwięk zacinającego się dzwonka. – przerywa.
Brunetka
wskakuje mi na plecy, a nie duży chłopiec o szarych oczach łapie mnie za rękaw
myśliwskiej kurtki i ciągnie w dół. – nieduży.
Pochylam
się, a chłopiec nie poradnie obejmuje mnie rączkami za szyję. –
nieporadnie.
Dopóki mały
nic nie zauważy będzie dobre. – dobrze.
W końcu
chłopiec powala mi się odsunąć i wsuwa swoją malutką rączkę w moją poranioną i
brudną dłoń. – pozwala.
- Chodź –
uśmiecham się do siebie zauważając szparę między przednimi zębami chłopca. –
„uśmiecham” wielką literą, przecinek po „siebie”.
Nierówno
zapięta koszula pozbawiona co najmniej połowy guzików wystaje ze spodni tylko w
połowie. – „przynajmniej” zamiast „co najmniej”.
Nie czekam
aż ptaki startują go do rezty. – stratują, reszty.
Następnie
schylam się i zaczynam zbierać większe skrawki potłuczonych szklanek i butelek,
które leżą porozrzucane po całym domu. – nie użyłabym tu słowa „skrawki”.
Chyba „kawałki” brzmiałyby lepiej.
Ona wie co
się dzieje. – przecinek przed „co”.
Pochodzę z Dwunatego Dystyrktu, poluję. – Dwunastego
Dystryktu.
Rozdział drugi:
Słońce już
za chodzi, a w lesie panują ciemności. – zachodzi razem!
Oddech mam
już spokojny, ale w uszach wciąż jeszcze dudni mi mój własny krzyk. Łuk
płasko leży na moich kolanach, a kołczan wiszący na moich plecach
jest już pełen dwudziestu pięciu ostrych jak brzytwa strzał. – uważaj
na powtórzenia.
Mam co do
zupełną pewność. – „tego” Ci umknęło.
Nie odwracam
się w stronę osoby stojącej obok mnie na mostku. To moja mama.
Mam co do zupełną pewność. Jest jedyną osobą, która porusza się ciszej ode mnie
i potrafi zbliżyć się do mnie niezauważona. – znowu te
powtórzenia.
- Ze szkoły?
- unoszę pytająco brwi i widzę jak kobieta śmieje się pod nosem. (...) - Od
problemów - prostuje, zakładając splecione dłonie na kolana. – po
pierwsze, napisałabym „od szkoły”, żeby pasowało do reszty dialogu. Po drugie,
Katniss przed chwilą stała, a teraz siedzi. Warto by było wspomnieć, że
przysiadła obok córki.
- Nie -
uśmiech znika z jej twarz. – twarzy, kropka po „nie”, „uśmiech” wielką literą.
Prze łykam
stojącą w przełyku ślinę (...). – co Ty masz z tym dziwnym rozdzielaniem słów?
Przełykam. Razem.
- Odszedł -
w jej głosie wychwytuje rozbawienie. – kropka po „odszedł” i następne
zdanie wielką literą. Wychwytuję, polski znak umknął.
Zimną,
monotonną czerń rozdzierają ciepłe promienie księżycowego światła, które tej
nocy zdaje się bardziej złote niż srebrzyste. – zdają się
(promienie).
Widzę jak
mężczyzna podrywa się z krzesła i w pośpiechu otwierają się drzwi. – w
pośpiechu otwiera drzwi. Bo same się drzwi w pośpiechu otworzyć nie mogą.
Po prostu
odsuwa się w drzwiach i czeka czy wejdę. – „aż” zamiast
„czy”.
-Pod pewnymi
względami jesteś silniejsza od matki Rue… (...) Rue. Znów ktoś nazwał mnie tym
imieniem. – gdzie w tym fragmencie ktokolwiek nazwał ją Rue? Babcia
porównała ją do jej matki przecież.
Poza (wieloma) literówkami nie masz większych problemów z
pisownią, nie licząc interpunkcji i dialogów. Wiele niezbędnych przecinków Ci
umyka, więc to nad tym musisz koniecznie popracować. Zapis dialogów również w
wielu wypadkach jest błędny, więc pilnuj tego. No i musisz koniecznie
zredagować resztę rozdziałów, bo błędy wytknęłam Ci tylko w pierwszym i drugim
(a trzeba wspomnieć, że nie wszystkie. Wiele przecinków pominęłam, bo te same
błędy się powtarzały i powtórzeń w rozdziale drugim było znacznie więcej niż
wymieniłam). Jeśli chciałabyś z tym pomocy, daj znać.
Podsumowując, do
opowiadania podeszłam sceptycznie. Jego początki mnie zaciekawiły i liczyłam na
porządny tekst z przemyślaną fabułą, po drodze rozczarowałam się kilkakrotnie,
jednak wciąż widząc potencjał. Na koniec moja frustracja sięgała zenitu.
Kilka słów na temat samej fabuły i poszczególnych wątków.
Fabuła wydaje się ciągnąć bez celu,
nieukierunkowana. Jakbyś sama nie do końca wiedziała co przyniesie nowy
rozdział. Być może wiesz, jaki ma być finał i wydarzenia go poprzedzające, ale
jak na razie poszczególne rozdziały są tak chaotyczne, że mam wrażenie, jakbyś
pisała, co Ci przyjdzie w danej chwili na myśl. Nie ważne co dokładnie, ważne,
by napisać te dwie strony na rozdział i opublikować.
Wątek jest jeden,
a gdy po drodze pojawi się coś godnego uwagi, coś potencjalnie naprawdę
interesującego, to nie poświęcasz temu uwagi. Przykład: akcja z „cieniem” w
lesie. Pojawił się w rozdziale czwartym i nie wspomniałaś o nim już nigdy
więcej. Nie wymagam od Ciebie wielowątkowej akcji, bo początkującym pisarzom
trudniej takowe prowadzić, jednak prowadzenie jednego, bardzo płytkiego, mało
treściwego wątku nie wystarczy, by zadowolić bardziej wymagającego czytelnika.
Jednym z najbardziej poważnych wad Twojego fanfika są
jego postacie. Jest papierowa
Carmel, której wiele brakuje do bycia postacią wzbudzającą jakiekolwiek emocje
(nie licząc pogłębiającej się z rozdziału na rozdział irytacji). Jej tragizm
jest przesadzony i czasem mam wrażenie, że dziewczyna się najzwyczajniej w
świecie nad sobą użala. Jest mi obojętna, tak samo jak Mackin. Ten to już w
ogóle jest dla mnie zagadką. Przyczepił się Carmel, łaknie jej towarzystwa i
chce się o niej wszystkiego dowiedzieć, a potem mu przechodzi i wyrzuca ją z klubu
porannego polowania. Oboje są jednak bohaterami posiadającymi jakieś cechy
charakterystyczne, bo cała reszta jest jednakowa albo istnieje tylko na
tak dalekim planie za bohaterami głównymi, że nie wiadomo o nich zupełnie nic.
Wcześniej wspomniałam, że potrafisz całkiem nieźle
operować opisami. Teraz muszę to
troszkę sprostować. Opisujesz rzeczy tak mało istotne, że nikną one wśród całej
reszty wadliwej pisaniny. Świat
przedstawiony oparty jest na fandomie pani Collins, to zrozumiałe, ale
zauważyłaś, że nic od siebie w tej kwestii nie dodajesz? Nawet w miejscach,
gdzie większe wyjaśnienie miejsca akcji by się przydało (bo nie znamy go z
kanonu), zostawiasz czytelnika z pustą kartką. Pojedyncze opisy zazwyczaj
ograniczają się tylko do tego, co bohaterka w danej chwili odczuwa i co w
otoczeniu jest jej potrzebne, na co patrzy. Gałąź drzewa, skalna półka, dom
Haymitcha. Ostatnio więcej czasu spędzamy w domu Mackina, a nie wiem o tym
miejscu naprawdę niewiele. Są jakieś schody, jakieś poharatane drzwi i
kominek. I na tym kończy się moja wiedza na temat świata, w którym poruszają
się bohaterowie.
Co Ci tu jeszcze na koniec powiedzieć? Na pewno zachęcę
Cię do dalszego pisania i szlifowania warsztatu. Polecałabym jednak spróbować
swoich sił w innej narracji (a nóż Ci inna przypadnie do gustu, albo przekonasz
się, że stosowanie innej ułatwia Ci pisanie?). Poza tym, radziłabym Ci Forgetting
Road przepisać całkowicie. Być może gdy wrócisz do swoich pierwszych tekstów i
zaczniesz je redagować, zrobisz też dogłębniejsze poprawki fabularne. Twoje
rozdziały będą wyglądały lepiej, jeśli każdy z nich rozpiszesz sobie w
punktach, by wiedzieć, co masz w nich zawrzeć. A jak na razie otrzymujesz ode mnie
35 punktów na 100 możliwych czyli,
niestety, ocenę bez komentarza.
Droga Devrait, mam nadzieję, że moja niezbyt przychylna
ocena nie zniechęci Cię do dalszego pisania i kontynuowania zaczętego
opowiadania. Ponadto, będę niesamowicie szczęśliwa, jeśli weźmiesz sobie choć
garstkę moich rad do serca i zaczniesz poprawiać swoje opowiadanie. Twoi
czytelnicy na pewno to docenią! Wytykając tak wiele potknięć w Twojej
twórczości chciałam Ci pomóc ulepszy tekst, który już i tak ma potencjał, więc
mam nadzieję, że nie zignorujesz opinii osoby postronnej. Rada na koniec: zgłoś
się też do innych ocenialni. Na razie byłaś jedynie w kolejce Ocen Opowiadań, a
uważam, że powinnaś poznać szczere zdanie również innych osób. Czytelniczki
Twojego opowiadania nie wyrażą swojego zdania tak obiektywnie, jak zrobi to ktoś,
kogo nie znasz.
Piątek trzynastego. Nie ma jak najgorszy dzień świata. Ale dziękuję za tak wnikliwą ocenę i za napisanie, w sumie dokładnie tego, co wiedziałam sama. Forgettnig road jest najgorszą z historii, za którą kiedykolwiek się zabrałam. Miałam pomysł, taka jest prawda. Ale straciłam ducha do pisania tego opowiadania. Zbyt szybko. Postanowiłam że je dokończę. Nie umiem zostawić czegoś nieskończonego, ale ile nie pracuję nad tym opowiadania i jego kolejnymi częściami, to one i tak nie wychodzą. Ono jest takie... nie moje. Lubię pisać, sprawia mi to taką ogromną frajdę. A pisanie tej historii nie, po prostu... czuję się jakbym miała obowiązek je skończyć. Opisy, zawsze miałam z nimi problem. Czasami wychodzą piękne, ale nie umiem ich skończyć. Ćwiczę je. Mam jedną jedyną uwagę, a propos Carmrue, czyli Carmel, która celowo jest postacią przerysowaną. Co do wagonów, wszystko powinno się zaraz wyjaśnić, co do jej zachowania, ona ma być papierowa, sztuczna, ma być parodią samej siebie. Prolog nie dotyczył Katniss, ale właśnie Carmel. I pisząc w czasie teraźniejszym czuję się całkiem swobodnie. Wręcz go lubię. Nie wiem, jak odbierają go czytelnicy. Co do narracji. Wolę trzecioosobową. Co do samego pisarstwa, jest moją terapią. Opis mnie był pisany z pomocą mojej przycjaciółki. A jeżeli chodzi o to,jedno jedyne niekonsekwentne "jest" to ono jest dokładnie tam gdzie miało się znaleźć. Zgłosiłam się do oceny szukając potwierdzenia, może nawet czegoś co tam w środku pozwoli mi rzucić to opowiadanie w cholere. Nie dostałam go. Wciąż mam poczucie, że muszę je skończyć, i chyba znalazłam kogoś w rodzaju bety, kto pomoże mi z pozostałymi wytworami mojej wyobraźni. W tym również z tymi z których jestem dumna. Wolałabym czytać tu ich oceny. Wolałabym również, żeby ich oceny były pochlebne. Ale jest to ocena Forgetting Road, za którą mimo wszystko dziękuję. Miałabym jednbo jedyne pytanie, co do tych błędów w zapisie dialogów. Nigdy nie miałam z nimi problemów, więc być może nie wynikają bardziej z uwagi niż z braku umiejętności. Nigdy nie czułam potrzeby zgłaszania się do oceny, może dlatego nie poproszę o ocenienie pozostałych z moich dzieł. Poza tym, mam zupełną świadomość, że wbrew temu, co mowi moje otoczenie, to wiele mi jeszcze brakuje, chociaż na swoją obronę, której zwykle bym się nawet nie dopuściła powiem, że w ciągu tego prawie roku, który minął od napisania pierwszego rozdziału moje umiejętności znacznie... poszły do przodu. Chociaż niestety w forgetting road tego nie widać. Nie umiem pisać fan fiction. Ale ten pomysł, który zrodził sie w mojej głowie gdzieś głęboko, wydawał się być czymś, czemu CHCĘ podołać. Wydawał się. Jeszcze raz dziękuję, za poświęcenie czasu temu, czemu sama chyba nie miałabym sił ani ochoty. Może nawet wypadałoby przeprosić, za to, że nie starałam się a zmusiłam Cię, Jealithe ( mam nadzieję, że nie przestawiłam liter, ale moje dyslektyczne oczy tak to widzą).
OdpowiedzUsuńDevrait
Rozumiem potrzebę zakończenia zaczętej historii, ale jeśli masz się zmuszać do jej pisania, to nie lepiej przelać pasję, pomysły i wenę na teksty, których kontynuowanie sprawia Ci prawdziwą przyjemność? Zbierz swoje wierne, komentujące czytelniczki i przenieś się na jeden z innych zaczętych opowiadań. Gdzieś, gdzie kolejne rozdziały będziesz dodawała z przekonaniem dobrze wykonanej roboty, a nie z obowiązku. Czy tak nie byłoby lepiej?
UsuńFaktycznie, Carmel jest rzeczywiście aż groteskowa z tymi swoimi cechami ;)
Co do dialogów, błędnie stosujesz w nich interpunkcję. Nie stawiasz kropek, tam gdzie powinny się znaleźć, a niektórych zdań nie piszesz wielką literą. Przykład z ostatniego rozdziału: - Cieszę się. On jest szczęśliwy – ruchem głowy wskazuje Mackina. - tutaj po "szczęśliwy" powinna być kropka, a "ruchem" powinnaś napisać wielką literą, bo jest to nowe zdanie, nie odnoszące się do poprzedniego zdania z dialogu. Gdybyś napisała "On jest szczęśliwy - powiedziała, ruchem głowy wskazując Mackina" - wtedy druga część zdania odnosiłaby się bezpośrednio do wypowiedzi, nie stawiamy kropki, a "powiedziała" mamy małą literą. Rozumiesz o co mi chodzi? To jest jedyny błąd w zapisie dialogu, który robisz, ale niestety powtarzasz go notorycznie.
Twoje umiejętności pisarskie będą nadal szły do przodu, jeśli tylko nie przestaniesz pisać. Styl lepiej Ci się uformuje, zaczniesz pisać rozleglejsze opisy, dialogi będą brzmiały naturalniej, więc po prostu nie przestawaj. To najlepszy sposób na poprawę. Aczkolwiek, naprawdę chciałabym Cię zachęcić, do zgłoszenia swoich innych dzieł do oceny. Twoje czytelniczki nie powiedzą Ci czego Twoje opowiadanie potrzebuje, tak bezpośrednio, jak zrobią to oceniające. Jeśli kiedyś się na to zdecydujesz, nie wahaj się zgłaszać swojego innego bloga do nas. Chętnie zobaczę jakie postępy robisz i jakie jeszcze historie wymyślasz ;)
I nie przepraszaj za nic. Czas, który poświęciłam Twojemu blogowi na pewno nie był czasem straconym.
Pozdrawiam serdecznie!
Co do dialogów, to szczerze powiedziawszy takiego zapisu uczono mnie w szkole, juz dość dawno temu. Co do kolejnych blogów, być moze rzeczywiście zgłoszę się do oceny. Zwłaszcza z tym, z którego jestem naprawdę zadowolona. Choc tam także jest i czas teraźniejszy i narracja pierwszoosobowa, to czuję się w nim swobodnie. Choć i tam, mam momentami wrażenie, że problematyczne jest dla mnie kreowanie bohaterów. Ale chociaż część z nich jest jakby... żywa. I może, chociaż nie do takich wniosków powinnam dojść, to własnie ww tamtej fabule znalazłam kilka drobnych niedociągnięć. Aczkolwiek w sumie nie wiem gdzie, bo na oceny czeka się bardzo długo i zastanawiam się czy nie skończę go nim nie dostanę oceny.
UsuńZajrzyj na http://katalog-ocenialni.blogspot.co.uk/ masz tam duży wybór i pewnie znajdziesz jakąś oceniającą z niedużą kolejką, chętną do oceny fanfika na postawie Igrzysk ;)
Usuń