środa, 11 grudnia 2013

[62] taveria.blogspot.co.uk


Oceniająca: Jaelithe
Autorka: Marsy
Ocena: Nieszablonowa


            O szablonie powiem tylko tyle, że jest śliczny. Wszystkie odcienie niebieskiego ładnie się ze sobą komponują, tekst jest czytelny, ramki schludnie poukładane, a całość świetnie się prezentuje. Powitanie w Taverii zachęciło mnie do zagłębienia się nie tylko w tekst, ale także podstrony. Tylko w pierwszym zdaniu zmieniłabym trochę szyk. To osobliwa kraina, której granice przekroczyć jedynie może wąskie grono wybrańców. – zamieniłabym kolejność „może” i „jedynie”.
            Podstrona pod tytułem „historia” pozwoliła mi poznać początki powstawania opowiadania i jego rozwoju do wersji jaką dziś możemy oglądać na blogu. Mam tu kilka kosmetycznych uwag co do pierwszej części tekstu (bo jest to ta ważniejsza część, mająca na celu zachęcić czytelnika do przeczytania opowiadania, podczas gdy część druga jest czysto informacyjna). Pisząc, że Taveria jest jedynie kolejnym czymś, sugerujesz, że nie powinniśmy poświęcać jej wiele uwagi, a jednak jest na odwrót, bo wzbudzasz ciekawość. Świetne zagranie. Moja uwaga dotyczy natomiast konkretnie drugiego zdania. Po pierwsze, w pierwszym wspominasz walkę przeciw królestwu, więc ja bym sugerowała, by tego samego tematu nie poruszać też w drugim zdaniu. Może zamiast tego odnieś się do społeczeństwa? Zamiast pisać, że rodzina królewska spiskuje, napisz, że społeczeństwo próbuje wyrwać się z tyrani, zamiast kontynuować ten sam wątek, które w trzecim zdaniu nagle się zmienia w coś zupełnie innego. Rozumiesz o co mi chodzi? Narzuciłaś rytm, który potem porzuciłaś, co sprawia, że te trzy stwierdzenia wydają się koślawo zapisane. Ponadto, Taveria jest jedynie kolejnym miejscem, gdzie członkowie rodziny królewskiej prowadzą swoje ciemne sprawki. Że co oni robią? Zdanie czwarte, oddzielone od poprzednich jak najbardziej spełnia swoją rolę. Natomiast kolejna część znowu mi zgrzyta z powodu tekstu zapisanego kursywą. Piszesz, że Milena nigdy nie zrozumie, a potem dodajesz „a może jednak nie?” Czyli nie zrozumie, ale może jednak nie nie zrozumie? Podwójne zaprzeczenie. Gdybyś napisała „a może jednak zrozumie?” to miałoby to więcej sensu.
            Fanką podstrony z bohaterami to ja nie jestem, ale zapoznam się z nią i wypowiem dopiero po przeczytaniu opowiadania coby sobie czegoś nie zespoilerować. To samo dotyczy wyjaśnień dotyczących mitologii, geografii i innych takich. Bo organizowanie takich informacji na podstronie wcale nikogo nie zwalnia od zawarcia ich również w tekście właściwym opowiadania. A umiejętność wplatania takich informacji w narracji jest wyznacznikiem dobrego pisarstwa. Zobaczymy jak sobie z tym faktem radzisz. Z chęcią się natomiast zapoznam z podstroną o samej autorce. Skryba, powiedział mi wszystko, co chciałabym wiedzieć o autorce opowiadania, które przychodzi mi oceniać. Nie lejesz wody, piszesz dosadnie i z poczuciem humoru. Tylko jednej rzeczy Ci brakuje. Archiwum. Taki banalny dodatek, a jak ułatwia życie. Nie trzeba po jednym rozdziale się cofać do końca. A to strasznie irytujące.
           
W trakcie czytania Twojej taverskiej powieści wiele razy musiałam się zatrzymywać, by notować uwagi i spostrzeżenia na temat historii i kreacji świata. Wiele z nich odnosi się do prostego stwierdzenia: świat, który tworzysz wymaga poprawek, a bohaterowie szczypty realizmu. Pod koniec czytania miałam tak gigantyczną ilość tekstu oceny, że sporo poucinałam, żeby to się bardziej przystępne stało. Zanim więc zaczniesz czytać, droga Marsy, chciałabym zaznaczyć, że mimo tego, że z wieloma rzeczami się nie zgadzałam i jawnie je podważałam, to wszystko było po to, by Ci uzmysłowić, jak osoba postronna postrzega Twoje opowiadanie (nie znając Taverii tak dobrze, jak sama autorka). Wszystko po to, byś mogła ulepszyć tekst, więc nie podchodź do tego, jak do bezsensownej krytyki, tylko spróbuj obiektywniej spojrzeć na ocenę.
Jeszcze chyba powinnam zaznaczyć, że osoby nie znające opowiadania Marsy, mogą uznać ocenę za mało zrozumiałą i nieco chaotyczną, bo jest kierowana bezpośrednio do autorki, która zna swoje opowiadanie, którego tutaj nie opisywałam.

            Zacznijmy od pierwszego wrażenia i mojego nastawienia po przeczytaniu prologu. W głowie miałam jedną myśli: interesujące. Wizja wojny zawsze zapowiada ciekawe wątki polityczne, przepowiednie (choć nadużywane w fantasy) pozwalają na nieprzewidziane zwroty akcji, a przedstawienie tak młodych bohaterów jest zapowiedzią fascynujących relacji i choć wiele rzeczy w prologu było niejasnych, podeszłam pozytywnie do dalszego czytania. Problem w tym, że reszta historii momentami mnie nudziła i poważnie irytowała. W reszcie oceny postaram się Ci wytłumaczyć dlaczego.
Poszczególne komentarze do powieści postanowiłam pogrupować. Może w ten sposób łatwiej się będzie połapać w tym, co staram się przekazać.

1.      Milenowe dziwactwa
- Scena „zerwania” była, według mnie, trochę przesadzona, że tak powiem. Najpierw mamy „Mimi”, „kochanie” i „słodkie spojrzenia”, a chwilę potem „dla ciebie jestem Mileną”, „dziwka” i „spojrzenie mogące zabijać”. Nie zrozum mnie źle, wyjaśnienie tej całej sytuacji miało niejaki sens, ale samo jej odegranie już mniej się ze mną zgadzało. Cała scena obejmuje może ze trzy minuty i w ciągu nich odgrywa się kłótnia przedszkolaków. Nie mamy żadnej próby zrozumienia się nawzajem, żadnej próby przedyskutowania tematu. Została dziwka i został cham, a cała ta sytuacja wydała mi się po prostu przerysowana. Jakby autorka na siłę chciała się pozbyć chłopaka głównej bohaterki z ekranu.
- Milena, na wieści o tym, że ma wykonać jakąś misję dla ludzi, którzy ściągnęli ją do Taverii, reaguje dość... nijako. A mianowicie po prostu pyta co to za misja. Zero jakiejś większej emocji, złości, paniki, zagubienia. A co z pytaniem, dlaczego ona? Dalej sytuacja rozwija się następująco: – No dobra – powiedziała Milena wolno. – To ma jakiś sens. Tylko co ja mam z tym wspólnego? Jestem zwykłą nastolatką. Co mam zrobić? Wygłosić pokojowe przemówienie? – Do tego jeszcze nie doszliśmy – przyznał Walery, z lekkim wstydem. – Ale nasi kapłani... – Mam w nosie waszych kapłanów – oświadczyła Milena. – Chcę wrócić do domu. Nie obchodzą mnie wasze problemy. – przetłumaczmy to sobie na Milenowe rozumowanie: „- Ok, rozumiem, to co mam zrobić, by wam pomóc? – W sumie to nie wiemy. – Nie obchodzi mnie to, spadaj, wracam do domu.” Ma to sens? Najpierw godzić się i pytać, co trzeba zrobić, by zaraz potem z postawą obrażonej nastolatki oświadczyć, że jednak nie chce?
- Natomiast na informację, że jest uziemiona w Taverii, Milena reaguje słowem „szlag”. Żadnej próby własnoręcznego dowiedzenia się, jak się stąd wydostać? Żadnego niedowierzania w stylu „aha, jasne. Po prostu mi mówicie, że jestem tu uwięziona, żebym wam pomogła”? Automatycznie wierzy na słowo ludziom, których nie zna? Kilka wypowiedzi dalej mamy to: – Jak się ułoży? Żądacie ode mnie niemożliwego – i tylko wykonanie tego może sprawić, że wrócę do domu. Jestem po uszy zakopana w bagnie. – i się zaczynam zastanawiać czy Milena tak naprawdę wie o wszystkim, co się w Taverii dzieje, bo wygląda na to, że wie więcej od czytelnika. Na początek wie, że to, czego od niej oczekują jest niemożliwe. Skąd to wie? Przecież ledwo jej wyjaśnili, co ma zrobić. – Skoro nic o mnie nie wiecie, skąd macie pewność, że o mnie chodzi?rzuciła jednym tchem, przerażona. – no w końcu jakieś porządne pytanie.
- Kolejny rozdział w końcu przyniósł jakieś konkretne informacje o Taverii. Milena siedzi samotnie i wszyscy wokół niej się jej przyglądają, co jest jak najbardziej zrozumiałe, w końcu jest „tajną bronią”, dlatego nie rozumiem tego: Enazja rozejrzała się uważnie, czy nikt ich nie podsłuchuje, po czym nachyliła się do Mileny. – wszyscy się im przyglądają, więc założę się, że również chcą coś podsłuchać z ich rozmowy. Nawet bym się nie zdziwiła, gdyby wszyscy zgromadzeni siedzieli w całkowitej ciszy, by słyszeć rozmowę Enazji z Mimi. Wypadałoby to sprostować.
- Na wzmiankę o bogini i kapłanach, Milena nie reaguje. Ja miałabym sto pytań na jej miejscu. Jaką to religię wyznają, kim jest bogini, jak się z nią porozumiewają, czy wszyscy w Taverii mają te same wierzenia... Natomiast Milena nic nie podważa, nie ma pytań, ba! nawet się do tych nieznanych bogów zaczyna modlić w myślach. Troszkę to dziwne, nie uważasz? A jeśli nie dziwne, to bardzo podważalne. Dopiero kilka zdań później nagle przypomina sobie o wspominanej Tarkei, a ja uważam, że powinna była o nią pytać wcześniej. W ogóle cała ta konwersacja wydaje mi się taka sucha. Zero emocji, zero jakiegoś podekscytowania. Milena reaguje na pojedyncze słowa i podważa je w sposób, którego nie pojmuję. Przykład: – Bóg magii? – Skalska nie dowierzała. – To nie zaprzeczenie samo w sobie? – wyjaśnij mi to zaprzeczanie samo w sobie.
- Kolejna scena spotkała się z moją reakcją pod tytułem „żartujesz sobie, tak?”. Dziewczyna nie miała nic w ustach cały dzień, jest w nowym, nie znanym sobie miejscu, wśród nieznanych ludzi, a na podane jedzenie reaguje tak: – Tłuszcz – powiedziała z przekąsem, marszcząc brwi. – Moja mama dostałaby zawału, jakby to zobaczyła. Wiesz, jest wiecznie na diecie. A patrząc na to... – Mimi zawahała się na chwilę – na to coś, zaczynam wierzyć, że zdrowa żywność jest naprawdę smaczna. Nie macie jakichś węglowodanów? – już pomijam czystą grzeczność, która większości ludziom nie pozwoliłaby na taki komentarz w tak nietypowej sytuacji, ale serio? Milena wyskakuje z tymi „węglowodanami” jakby się chciała popisać. A przynajmniej ja to tak odbieram. Zero taktu, tylko marudzenie i samolubność: – Chleb. Owoce. Warzywa. Błagam! Ja potrzebuję sałaty. – nie mam słów. Na to też: – Moglibyście to przyprawić chociażby oregano – mruknęła. – swoją drogą, oregano to bardzo pospolite zioło, nie widzę powodu, żeby nie znano go w Taverii, skoro kojarzą Oregon jako stan w USA.
- Rozumowanie Mileny jest nie tylko nielogiczne, ale także naiwne. Wrzucona do nieznanego świata postanowiła zaufać Enazji i wierzyć w jej każde słowo, jakby nie miała własnego rozumu i nie potrafiła wyciągać własnych wniosków. A z rozmów pomiędzy tą dwójką wyciągnęłam kilka spornych tematów, które można by było spokojnie argumentować. Polubiła tę rudą dziewczynę stojącą obok niej i bezgranicznie wierzyła jej słowom. A jednak... Pomimo tego stwierdzenia, co trochę doświadczamy wahania głównej bohaterki. Problem jest taki, że oprócz tego wahania nic więcej się nie dzieje. Chciałabym zobaczyć Milenę porządnie podważającą słowa swojej opiekunki. Bo tak postępują osoby inteligentne. Na przykład sam fakt powstań. Ja byłabym przynajmniej lekko podejrzliwa, gdyby ktoś by mi powiedział, że to nie jest wina króla, bo on nikogo nie zabija i nie torturuje, więc jest spoko władcą.
- Oprócz tego, jest jeszcze jeden wątek poruszony przez Milenę w rozmowie z Enazją, który nie daje mi spokoju. Milena zostaje sprowadzona z Rzeszowa do Taverii bo jakaśtam przepowiednia mówi, że ziemianka jest odpowiedzią na zaprzestanie rebelii i ma siłę, by zapobiec przelewowi krwi. Słysząc coś takiego w opowiadaniu fantasy zakładałabym, że w takim razie Mimi ma jakieś specjalne magiczne moce, które by jej w tym pomogły. Albo może jest potomkinią jakiejś ważnej osobistości. Wygląda jednak na to, że postaci Twojego opowiadania mają na ten temat zupełnie inne pojęcie. Mianowicie, Milena ma dać przemówienie pokojowe. Serio? Fatygowali się po jakąś ziemiankę tylko po to, żeby przemówiła do ludzi i ich natchnęła do nie powstawania przeciw królowi? Gdybyś nie była taka tajemnicza i coś więcej opowiedziała o Taverii, może mogłabym coś wymyślić. Na razie jednak nawet nie wiem, jak zacząć przemówienie pokojowe. Jestem trochę rozczarowana, bo początek powieści, tak samo jak jej opis, zapowiadał ciekawe wątki polityczne, a tu na razie ich nie tylko nie widać, ale jeszcze na dodatek bohaterowie są naiwni, jeśli nie powiedzieć głupiutcy (a późniejsze poznanie przepowiedni nie zmienia tego, jak w tym momencie postrzegałam Twoich bohaterów).
- (...) Mimi zrozumiała, że Taveria jest rzeczywistością. Bardzo bolesną rzeczywistością. – z tym fragmentem mam następujący problem: odczuwam zero powiązania emocjonalnego z bohaterką, jej uczuciami i tym, co przeżywa. Dlatego widząc tekst „bardzo bolesna rzeczywistość” moją jedyną reakcją jest: a wcale na taką nie wygląda. Dlaczego? Ano dlatego, że nie przekonałaś mnie do faktu, iż od dnia poprzedniego postrzegana przez Mimi kraina w jakimś stopniu się zmieniła. Ciężko czytać opowiadania, w którym nie potrafisz się utożsamić z żadnym z bohaterów, albo przynajmniej z nimi sympatyzować.
- Gdy trafiłaś do Ety, zostało na ciebie rzucone zaklęcie wskutek którego nie byłaś w stanie zachowywać się racjonalnie. Nie myślałaś do końca tak, jak ty, nie dostrzegałaś bardzo wielu rzeczy, nie robiłaś tego, co powinnaś – nie byłaś sobą. Jeszcze tego nie zauważasz, ale jak tylko opuścisz teren Terosów, zaczniesz inaczej postrzegać Taverię. - mam trochę wrażenie, że będziesz się tym próbowała zasłonić, by wytłumaczyć zachowanie Mileny, choć ani razu wcześniej nie wspomniałaś, że dziewczyna zachowuje się nie tak, jak zazwyczaj. Jestem gotowa zgodzić się z faktem, iż Milena mogła postrzegać Taverię w dość zaślepiony sposób, ale jej dziwnego zachowania już bym tym nie tłumaczyła. Napraw ją zamiast robić sobie wymówki.

2.     Zgrzyty fabularne
- W rozdziale pierwszym nieprawdopodobna scena z kawiarni miejscami zamienia się z jeszcze dziwniejszą sceną pod McDonaldem. Nie przyczepiłabym się jej wcale, gdyby nie to, jak niespodziewanie wprowadziłaś ją na plan. Może nawet i tego bym nie wytykała, gdyby nie fakt, iż z normalnej (może nie codziennej, ale jednak normalnej) sytuacji, nagle zrobiło nam się coś zupełnie niespodziewanego. A zaskakujące sytuacje są przecież ekscytujące w opowiadaniach, nie? No właśnie problem w tym, że ta Twoja nie zaskoczyła, a namieszała. Przede wszystkim, główna bohaterka Nawet nie wiedziała, w którym momencie przedostała się na sam przód i ujrzała gablotę z pierścionkami. A gdy już zapewniła sprzedawczynię, że nie jest zainteresowana kupnem biżuterii, ta jej oświadcza, że W takim razie dla pani mamy coś specjalnego., co dla mnie totalnie nie ma sensu. Następnie, sytuacja staje się jeszcze dziwniejsza, bo na scenę wkrada się jakaś dziwna moc wymazywania pamięci. A chciałabym przypomnieć, że to wszystko dzieje się pod McDonaldem. Wątek kończy się nagłym zniknięciem całego straganu z biżuterią i taką reakcją Mileny: „Wzruszyła ramionami i ruszyła w dół ulicy. Miała ważniejsze rzeczy na głowie niż niewytłumaczalne zjawiska.” Czyli wszystko gra, nie? Dziwna sytuacja z naszyjnikiem i jego otrzymaniem się wyjaśniła w kolejnym rozdziale. Problem tylko w tym, że nie zwalnia Cię to z bardziej jasnego opisania sytuacji w rozdziale pierwszym.
- Sprawa zakupionej pod McDonaldem biżuterii trochę nam się komplikuje w kolejnej części rozdziału. Zalśnił w promieniach słońca, a w kamieniu, zdawało jej się, że zobaczyła jakiś obraz. Odsunęła się od mebla i włączyła laptopa, starając się nie myśleć o dziwnej biżuterii. – zdaje mi się trochę dziwne, że dziewczyna decyduje „nie myśleć o dziwnej biżuterii” zamiast bliżej jej się przyjrzeć. Wcześniej podziwiała jej piękno, a teraz postanowiła nawet nie brać naszyjnika do ręki? I choć nie potrafiła o nim nie myśleć, nadal wszystkie krążące wokół naszyjnika myśli odpychała od siebie. – Założę cię na rozdanie świadectw maturalnych – obiecała w końcu. Wszystkie myśli związane z naszyjnikiem odpłynęły, pozostała muzyka. Wraz z obietnicą, z której musiała się wywiązać. – tego też nie do końca rozumiem. Dlaczego „musiała się wywiązać”?
- Kolejna scena z Taverii przedstawiała nam tę samą parę, która pojawiła się w prologu (tak zakładam). Sama końcówka ich konwersacji totalnie mnie zgubiła. A idzie to tak: Zostałby przedstawiony kapłanom w dniu piętnastych urodzin. Wiedzieliby wtedy, że należy mu się szacunek. Przysięgliby milczenie i cała Taveria byłaby nieświadoma jego istnienia. A tak? Kapłani nic nie wiedzą, więc prawdopodobieństwo tego, że Taistella powiła jednak syna, znacznie zmalało. – i myślę sobie, że skoro przysięgliby milczenie, to udawaliby, że nic o tym nie wiedzą, brzmi logicznie nie? Na całe szczęście kobieta przemawiająca w rozmowie myśli tak samo: Skoro kapłani złożyliby przysięgę milczenia, dlaczego mieliby ci mówić, że cokolwiek wiedzą o synu Taistelli? No i super, postawiłaś właściwe pytanie. Szkoda tylko, że odpowiedź nie ma sensu: Na to pytanie, pani, nie mogę ci odpowiedzieć. – dalsza część już nie ma większego znaczenia, ale chciałabym, żebyś mi odpowiedź Kyriona w tej sytuacji wyjaśniła, bo dla mnie byłaby ona dość logiczna, natomiast on twierdzi, że jej nie zna. Ma coś do tego ten „Gniew bogów jest potężniejszy od gniewu twego wuja.”...?

3.     Problem z budowaniem świata
- Na początek mała sugestia: nie spodziewaj się, że czytelnik sam się wszystkiego z Twojej fabuły i tworzenia świata domyśli. Nie zakładaj, że zostawiając czytelnikowi kilka wskazówek dotyczących tego, kim mogą być Karugowie, Delenowie i Zetrocy, on wszystko sam wykombinuje. Wydaje mi się, że chyba sama nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak frustrujący jest brak konkretnych informacji na temat świata przedstawionego. Rzucasz w czytelników tymi wszystkimi nazwami, nie podając im żadnej porządnej informacji na ich temat. Wszystkiego dowiadujemy się ze skrawków dialogów, ze szczątkowych rozmów, które wprowadzają w jeszcze większą frustrację i zamieszanie.
- Opis świątyni Tarkei bardzo mnie zaskoczył. Spodziewałam się coś podobnego do opisu zamku w stolicy, po którego stopniach bogowie musieli przecież wejść do nieba. Jak to jest, że władcy ludzi żyją w tak pięknym miejscu a odpowiednik domu Najwyższej Bogini jest tak niepozorny? Nie doszukałam się żadnego konkretnego powodu dla takiego zabiegu, więc chciałabym wiedzieć, jaką miałaś tu wizję. I jeszcze mi wytłumacz koronę „utkaną z blond włosów” bo brzmi trochę dziwnie. Natomiast dużo lepiej i jaśniej brzmiał taki opis: „Jasne włosy zaplecione w misterną koronę”.

4.     Nielogiczności
- Kilka uwag na temat dialogu w świecie fantastycznym, który nagle stał się dość potoczny i zbyt unowocześniony. Sposób porozumiewania się ludzi w tego typu sceneriach jest dość specyficzny, bo autorzy starają się go cechować na mowę starodawną. I Ty wyraźnie postanowiłaś tak zrobić, co sugeruje nam poprzedni rozdział i pojawianie się tego specyficznego stylu. A tu nagle w rozdziale drugim mamy „odwal się” a zamiast „papy” jest „staruszek”. Sugerowałabym uważać z tym, bo wiele razy w ciągu opowiadania podkreślałaś, jak różni się język ziemian od tego w Taverii (niektórzy nie potrafili zrozumieć potocznego słownictwa Mileny), wolałabym więc żebyś była konsekwentna.
- Trochę się przyczepię wieku dzieci króla (lub przyszłego króla) Taverii. Jego najstarsza, pierworodna córka ma lat trzydzieści, a najstarszy syn dwadzieścia pięć. Wydaje mi się trochę dziwne, że pomiędzy tą dwójką jest tak duża różnica wieku. W świecie, gdzie mężczyźni dominują, gdzie synowie stanowią następcę, są tymi, którzy kontynuują linię rodzinną, szczególnie królowie starają się o jak najszybsze powicie syna. A tu minęło aż pięć lat? Zakładam, że to nie wina królowej. Raczej nie mogła mieć problemów z porodem, skoro po pierworodnym powiła jeszcze dwóch innych synów, nie? Więc skąd ta różnica wieku pomiędzy najstarszym rodzeństwem?
- Kolejny rozdział zachęcił mnie do bliższego zapoznania się z magią w krainie, którą tworzysz. Jakie są jej zasady? Pisałaś, że jedynie osoby uzdolnione mogą jej używać, ale nie wspominałaś nic o jej limitach. Nie dostrzegam ich, szczególnie, że przedmioty takie jak świece, dywany i sofy wyczarowywane są z niczego. Konsekwencji też ta Twoja magia wydaje się nie mieć. Myślę, że powinnaś nałożyć na nią jakieś granice i zastanowić się skąd bierze się jej siła. Skąd ludzie czerpią energię, by ‘magiczyć’?
- Trochę naciągane mi się wydaje, że zapach czyichś perfum mógł tak długo unosić w powietrzu i być na tyle intensywny, by wyczuć go można było momentalnie po wkroczeniu do pomieszczenia. Weźmy pod uwagę fakt, że Milena w pomieszczeniu się jedynie znajdowała, nie spryskiwała się tam perfumami. W sypialni, owszem, można założyć, że dało się jej zapach wyczuć, bo spędziła w nim noc, ale reszta mi nie pasuje. Nigdzie nie wspominałaś, żeby taverczycy mieli jakieś specjalnie wyczulone zmysły czy coś. Więc nie kupuję tego.
- Jakoś trudno mi uwierzyć, że obywatele państwa tak licznie przybywali do stolicy by pochwalić się tym, że kogoś zabili. A gdzie ludzie sprzeciwiający się tyranii i odmawiający rozlewie krwi? Strasznie ich wszystkich zaszufladkowałaś. Wszędzie są stereotypy, jakby Twoi bohaterowie nie mieli własnego rozumu i nie potrafili wyjść poza obręby własnego pochodzenia. Nie odpowiada mi to zaślepione oddanie Delenom.
- I o co chodzi z tymi blond włosami? Wytłumaczy się kiedyś ich istotność? Bo jak na razie jej nie dostrzegam, a wolałabym, żeby jednak nie był to czysty przypadek który sobie wymyśliłaś na rzecz fabuły. Gdyby to miało jakieś głębsze znaczenie, byłoby fajnie.
- Enazja mówi, że Milena jest w Taverii już parę tygodni, ale ani przebieg historii tego nie sugeruje, ani sama bohaterka. Ciężko jest poskładać urywki historii Enazji i Mileny i zdecydować ile dni minęło, bo te wątki tak się ze sobą mieszają.

5.     Szaleni bohaterowie
- Nie bardzo pojmuję rozumowanie Twoich bohaterów, którzy twierdzą, że jeśli ktoś pochodzi z ich świata, to automatycznie musi być jakąś tajną bronią. Późniejsza sytuacja ledwo się rozwinąć zdążyła po obudzeniu Mileny w Taverii i otrzymujemy taki tekst: – Jak mam być spokojna, skoro chcecie, aby moje życie zależało od... tego czegoś? – uważam go za zbędny. Nie widzę najmniejszej potrzeby czy jakiegoś powodu, dla którego Penelopa miałaby nazwać nieznaną sobie dziewczynę „tym czymś”.
- Margot nieznosi wuja, wuj nieznosi swojej siostry bliźniaczki, syn króla wyraźnie nie przejmuje się synami. Wszystko to jest bardzo dramatyczne i strasznie mi się podoba. Na dworze króla całkiem wiarygodnie przedstawiłaś relacje rodziny, ich problemy, zawiść, intrygi, próby szantażu. Relacje rodzinne rzadko kiedy są idealne, a jeszcze rzadziej proste. Cieszę się więc, że poświęciłaś czas, żeby te niedoskonałości pokazać. Mam tylko niejaki problem z rozmową Margot i Remusa. Kobieta najpierw twierdzi, że potrzebuje ledwo wymówki, żeby wuja zesłać na szubienicę, że wystarczyłby jego najmniejszy błąd, a gdy chwilę później wuj wyraźnie grozi jej młodszemu bratu, ulega momentalnie, dobrze wiedząc, że jego zapewnienia nie mają pokrycia. Brak Ci konsekwencji, droga Marsy.
- Natomiast rozmowy podsłyszanej przez Penelopę nie zrozumiałam. Argumenty Caspra wydały mi się naciągane, a ciągłe podkreślanie niskiej inteligencji jego ojca irytujące i nic nie wnoszące. Było coś o wymykaniu się nocą i honorze. Reszta mi umknęła. Bardzo chaotycznie Ci to wyszło. Gdybyś dała ten fragment do przeczytania komuś postronnemu, podejrzewam, że nie wiele by z niego wywnioskował.
- Jakiś czas później doszłam do momentu w rozdziale, gdy na scenę znowu wszedł Pan (zakładam się, że to Avi). I taki tekst się pojawił: Jeśli którykolwiek z was zginie, reszta zostanie pociągnięta do odpowiedzialności. Jeśli umrzecie wszyscy – zadbam o to, by bogowie zapewnili wam w zaświatach agonię, której nie można sobie wyobrazić. I zostałam trochę zbita z tropu. Gościu grozi im śmiercią po śmierci? Ludzie narażają dla niego własne życie, a on im grozi, że jeśli się tylko odważą mu umrzeć to ich... będzie torturował w zaświatach? Nie bardzo widzę tu jego logiki. Po co grozić swoim ludziom, by nie ważyli się ginąć? Jeśli takie są warunki, to powinni uciekać, gdzie pieprz rośnie, bo jak nie zginą to nic im się nie stanie, nie?
- Teraz sprawa z Pawłem i jego orientacją seksualną. Milena była jego dziewczyną przez trzy lata i nie dopatrzyła się żadnych najmniejszych oznak, że chłopak jest gejem? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- Za to rozdział szósty zaczął się bardzo pozytywnie. Znaczy pomijając fakt, iż zaczął się od mordu. Bo poznaliśmy, wydawać by się mogło, nowego bohatera. Młody mężczyzna, rozmyślający nad niesprawiedliwościami tego świata. Zaimponowała mi jego ambicja, a potem go zabiłaś. Niby nic nieznacząca postać, a jednak postanowiłaś dać mu historię i charakter zanim poderżnęłaś mu gardło. Bardzo podobał mi się ten zabieg, bo wcale nie musiałaś tego robić, mimo tego, że później okazuje się, że był bratem Enazji. Mógł być bezosobowy, mogliśmy się o nim dowiedzieć od siostry, a jednak postanowiłaś nam go pokazać z pierwszej ręki.
- I znowu dochodzę do wniosku, że bohaterowie Twojego opowiadania mają jakieś dziwne rozumowanie. Sprowadzają do swojego kraju Milenę, by pomogła im przezwyciężyć powstania, ale zamiast powiedzieć jej co ma zrobić, by im pomóc, zamiast jakoś ją pokierować w nieznanym jej świecie, pytają ją jak ona chce im pomóc? Czy tylko ja widzę tu problem? Porywają dziewczynę bez jej wiedzy i zgody, po czym pytają się jak ona chce im pomóc? Mam trudności z dostrzeżeniem tu logiki.
- A Ezan II jest niezłym egocentrykiem, co? Przemawia do ludzi o powstaniu i o tym, że powinni chronić rodzinę królewską, bo ona jest taka wspaniała. I jeszcze jego ostatnie słowa: Wolałbym jednak, aby obyło się to bez ofiar w ludziach, którzy są bliscy mojemu królewskiemu sercu. – jakby się nie mógł powstrzymać i jeszcze tą swoją królewskość podkreślić, więc mówi o swoim „królewskim sercu”, bo samo „sercu” brzmiałoby zbyt skromnie?
- Rosę stylizujesz na niedorzeczną dziesięciolatkę. Pamiętasz, że lat ma dziewiętnaście, tak? Tak wyglądają jej wyjaśnienia, gdy jest przesłuchiwana: – Tato znowu zaczął wszystko Oksinowi wypominać, powiedział, ze nie będzie się zachowywał niehonorowo, a mama powiedziała, że nie zostawi taty, ale kazała Oksinowi mnie zabrać, ale ja nie chciałam – powiedziała szybko na jednym wydechu, ledwo ją zrozumiał. – lekka przesada? No też tak myślę. To nie jest rozgadanie, to dziecinne paplanie. Nazywania tego naiwnością też nie rozumiem.
- Mój drogi, kto wspomina o otwartej walce? – w ogóle mi to do Pana nie pasuje. Niby taki stoicki i poważny, a nagle wyskakuje do swojego generała z „moim drogim”?
- Kapłanka w świątyni stwierdza, że dostrzega przyszłość danych osób. Nie jest to wróżenie – raczej coś na kształt pewności, co daną osobę spotka, mgliste pojęcie, zaledwie kolory. – jak dla mnie to ona sama sobie zaprzecza. To jest pewność, ale jednak nie pewność, bo mgliste pojęcie?
- Sytan i Lola. Nie potrafię kupić ich tragedii. Żona zmywa naczynia, gdy mąż wraca do domu. Jej postawa wobec małżonka sugeruje nam, że go kocha, że mu ufa i nic nie sugerowało nam, że Lola zna jakąś ciemniejszą stronę Sytana, gotową do zamordowania żony. Nie kupuję tego, bo nie ma to pokrycia w tekście. Nie przekonałaś mnie do tego, że Sytan byłby do tego zdolny.

6.     Problemy techniczne
- Końcówki rozdziału drugiego nie widać. Wypadałoby to poprawić.
- Tak sobie patrzę na tekst Twojej powieści, wklejony do dokumentu Worda (bo tak mi się lepiej ocenia i analizuje) i wiesz co widzę? Same dialogi. Tak z 90%. Serio (fakt, iż udaje Ci się pisać rozdziały długie na 10 stron nie jest tak imponujący, gdy zobaczymy, że co drugie zdanie rozpoczynasz w nowej linijce, nawet gdy nie jest ono wypowiedzią bohatera). Sama zobacz i powiedz, że się mylę (nota bene, potem się to trochę wyrównuje w późniejszych rozdziałach). Coś mi się wydaje, że zapomniałaś do czego służy narracja. Powiem Ci: narracja ma snuć opowieść, ma opisywać zdarzenia, ma tworzyć scenerię, historię i całą resztę. A Ty w większości piszesz samymi dialogami. Wiesz jak przyjemnie by było zobaczyć jakiś dłuższy tekst nie poprzecinany pauzami dialogów? Podam Ci prosty przykład: gdy Twoi bohaterowie rozmawiają o tych wszystkich różnych rasach, o których czytelnik nadal nie ma pojęcia, fajnie by było zobaczyć nawet króciutki tekst wyjaśniający kim są Karugowie (albo chociaż ten cały ohjaavat. Wystarczyłoby słowo wyjaśnienia). A żeby nie wyszło z tego suche wypisywanie informacji, można by było założyć, że to właśnie jeden z bohaterów pomyślał sobie o tej rasie i to dzięki niemu dowiadujemy się czegoś więcej. Domyślam się, że to wszystko zostanie później wyjaśnione, gdy Milena będzie poznawać Twój świat. Problem tylko w tym, że decydując się zostawiać te wyjaśnienia na potem, sprawiasz, że tekst poprzedzający te wyjaśnienia będzie niezrozumiały i chaotyczny. A to z kolei sprawi, że informacje zdobyte zanim je wyjaśnisz nie zostaną przez czytelnika zapamiętane. Jeśli czegoś nie rozumiesz, trudno Ci to zapamiętać, prawda?
- Zauważyłam, że nadużywasz myślników. Wciskasz je wszędzie niepotrzebnie, szczególnie w dialogach, na przykład żeby coś podkreślić w wypowiedzi bohatera i mam wrażenie, że nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego, że takie użytkowanie pauzami jest niepoprawne. Przykłady: Najlepiej byłoby sprzymierzyć się z Wentrami oraz Malatrakami, ale przekonać ich do sojuszu – to zadanie nawet ponad moje siły. Zgodnie z twoją wolą, towarzyszył mu Darius – przykazałem im też, aby udali się do Ety i stamtąd zabrali jeszcze Oksina Pelinesa oraz Paulina.
- I tak czytam sobie dalej, jak Enazja opowiada Milenie o Taverii i różnych położenia geograficznych w kraju i sobie myślę, że fajnie by było zobaczyć mapkę. Nawet taką najprostszą, wyrysowaną w paincie, żeby po prostu wiedzieć, gdzie mniej więcej się poszczególne krainy znajdują. Pomyślisz nad tym?
- Masz tendencję do pisania bardzo długich zdań, wiesz? Zdania złożone są fajne, ale Twoje czasem bywają zbyt skomplikowane, szczególnie, gdy dodajesz do nich wtrącenia, jak to: Siedząc w pokoju skąpanym w półmroku – nikłe światło dawał tylko jeden, zapalony dokładnie trzy dni temu przez Janfę, świecznik – wpatrywał się uparcie za okno. – i człowiek traci sens zdania, bo początek mu umknął w przydługim i zbędnym wtrąceniu.
- Trochę się jeszcze wypowiem na temat sposobu odzywania się Twoich postaci. Co druga wyraża się z pogardą albo warczy. Chyba bardzo lubisz te dwa określenia, bo powtarzają się notorycznie (a Paweł/Paulin na wszystkich spogląda z niesmakiem). Ale w sumie nie tylko sposób wypowiadania się Twoich postaci jest taki. Cały czas ktoś coś robi „delikatnie, lekko, szybko, gwałtownie” itd. Strasznie to irytujące. Zamiast opisywać te czynność, pokaż je. Jeśli ktoś gwałtownie zatrzaskuje drzwi, zasugeruj to jego emocjami i odgłosem trzasku drzwi, zamiast określać każdą czynność. Niezwykłe opanowanie też się u Ciebie powtarza: Niezwykłe opanowanie dziewczyny było jednocześnie jej przekleństwem i błogosławieństwem. (I) Niezwykłe opanowanie, które odziedziczyła po obydwojgu rodziców – zarówno Renata jak i Karol Skalscy byli oazami spokoju. (V) Mężczyzna jednak zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie jego niezwykłe opanowanie, nie awansowałby tak wysoko w tak młodym wieku. (VI)

            To teraz odniosę się ogólnie do całości i poszczególnych elementów powieści.
Chciałam zauważyć, że na początku przeżyłam lekki szok przenosząc się z krainy Taverii do Rzeszowa i z powrotem. Problem miałam też z wykombinowaniem coś się dzieje i kim są wymienieni przedstawiciele różnych regionów kraju. Strasznie rozlazłe to się wydawało. Za dużo wątków, za mało wyjaśnień, za dużo niedopowiedzeń, za mało realizmu. To był jeden z powodów mojego zagubienia i frustracji z powieścią. Za dużo punktów widzenia w jednym rozdziale. Dużo bardziej preferowałam nowsze rozdziały, w których ograniczałaś ilość wątków w jednym poście.
O co mi w tym wszystkim chodzi? Ano o to, że wrzuciłaś swoich czytelników na bardzo głęboką wodę już w pierwszym rozdziale. Zasypałaś ich tonem informacji, z których nie wiele sensu da się wyciągnąć, rozdział podzieliłaś na przeskoki akcji  między światem (dość) normalnym, a tym fantastycznym i chyba troszkę zapomniałaś o jakimś spokojniejszym, albo chociaż nieco bardziej zrozumiałym, wprowadzeniu czytelników do świata, który kreujesz, do wątków, do bohaterów, których starają się poznać, ale im na to nie pozwalasz.
Jeśli jednak pominiemy te wszystkie moje uwagi, zauważymy w powieści również sporo plusów. Styl jest dopracowany i staranny, dialogi poprawne i wiarygodne. Pierwszy opis, który naprawdę mi zaimponował, pojawił się pod koniec rozdziału szóstego. Opisywałaś zamek królewski i mit opowiadający o wstąpieniu dwunastu bogów do nieba. Połączyłaś te dwie rzeczy bardzo zgrabnie i naprawdę przyjemnie się to czytało. Czasem tak właśnie się zatrzymuję przy tego typu fragmentach, bo widać w nich dopracowanie, lekkość stylu i czysty talent. I wtedy zapomina się o niedociągnięciach fabularnych. Bo faktem jest, że piszesz naprawdę dobrze. Do tej pory wytykałam Ci wiele sprzeczności w wątkach i innych elementach powieści, ale styl Ci się nie zmienia. Jest płynny, zajmujący i z tej perspektywy muszę powiedzieć, że jedynie nad dialogami radziłabym Ci popracować. Bo ze wszystkich innych elementów pisarskich to właśnie one wychodzą Ci nienaturalnie. Poza tym, odwalasz kawał naprawdę dobrej roboty.
Świat przedstawiony spotkał się w Twojej powieści z wieloma problemami. Nie wynikają one z niedopracowania, bo widać, że wszystko masz przemyślane i zaplanowane. Problem ma inne źródło. Otóż fakt, iż tak dopracowałaś wszystko związane ze światem, który tworzysz, stanowi problem, gdy go nie opisujesz zbyt szczegółowo. Możesz próbować wzbudzić ciekawość i zaintrygować, ale tak naprawdę tworzą się przez to niedomówienia, z których później trudniej wyjść. Musisz pamiętać, że świat, który wykreowałaś w swojej wyobraźni nie jest w stu procentach przelany na blog. Pisząc fantasy autorowi zdarza się coś opisywać, nie wyjaśniając innego elementu świata, który w danej sytuacji pomógłby w zrozumieniu innego elementu, a to wszystko dlatego, że autor nie zdaje sobie z tego sprawy, bo dla niego wszystko zawsze będzie jasne (dlatego takie pomyłki unikają korekty przy ponownym czytaniu i sprawdzaniu tekstu). W końcu zna swoją twórczość na wylot.
Dopiero po przeczytaniu zakładki z informacjami na temat Taverii uświadomiłam sobie, jak Twoja mitologia podobna jest do tej greckiej. Troje rodzeństwa: ta ważna (odpowiedniczka Zeusa), bóg mórz, (Posejdon) i ten od zmarłych (Hades). Mimo tego podobała mi się ta część podstrony. Szczególnie początek i żałuję, że nie zdecydowałaś się go wkluczyć jakoś do treści właściwej powieści. Fragment o geografii jest grupką suchych faktów, które w sumie nic mi nie pomogły w wyobrażeniu sobie Taverii. Tekst o obywatelach momentami mi zgrzytał, na przykład fakt iż ohjaavat Sketów jest nie tylko dowódcą ale także kucharzem króla. Czy to rozsądne by najważniejsza osoba tej rasy przebywała na dworze królewskim zamiast wśród własnych ludzi? A przełożonym dusigroszów jest Scrudge. Nieźle mnie tym rozbawiłaś, taka gra słów, hm? Pochwalam.
Mam też spory problem z wyobrażeniem sobie bohaterów. Bo mimo tego, że czasem ich opisujesz, to robisz tylko to na początku ich poznania. Późniejsze wymienianie szatynek i blondynów przy dialogach wcale nie pomaga. Mam przed oczami postaci bez twarzy, bez jakichkolwiek znaków szczególnych. Powinnaś nieco utrwalać czytelnikowi wygląd swoich bohaterów. Nie sugerują, żebyś przy każdym pojawieniu się bohatera na scenie od nowa go opisywała, ale zawsze można wspomnieć o jakimś znaku szczególnym, żeby postać była rozpoznawalna. Bo jak na razie wszyscy są tacy sami, nie licząc piegowatej Enazji.

Konkretniej o bohaterach:
W sumie to sama nie wiem, których nazwać pierwszoplanowymi. Mam wrażenie, jakby się to zmieniało z rozdziału na rozdział. Niemniej jednak napiszę kilka słów na temat tych, którzy, według mnie, zasługują na wyróżnienie.
Milena jest nie tylko nietaktowna, ale także zachowuje się dość niezręcznie (szczególnie w dialogach). Mam wrażenie, że czasem sama nie wiesz, co dziewczyna powinna powiedzieć w danej sytuacji. Ponadto, jest niepoważna i dziecinna. Swój jedyny pokarm wyrzuca, gdy inni nie patrzą, a jej argumentem są białka. Nie wiem czy wiesz, ale białko jest całkiem istotną częścią ludzkiej diety. Strasznie się ich przyczepiłaś, a zamiast tego chcesz węglowodany? Poza tym mam wrażenie, że dziewczyna jest bardzo pewna siebie jeśli chodzi o jej aparycję, a jednocześnie dość niepewna siebie, jeśli chodzi o jej miejsce na świecie i to, co powinna w nim zrobić. Nie pasuje mi jej rola protagonisty.
Enazja/Maiha (?) jest irytująca i wkurzająca. Uwielbiam ją. Bo jest małą manipulantką i wie dokładnie co powiedzieć, jak przekonać do siebie Milenę, wie jak zawrócić rozmowę na takie tory, by rozmówcę owinąć sobie wokół palca. Jest wspaniale okropną postacią.
Paweł/Paulin na początku był tylko chamem. Później jednak z totalnego dupka stał się wariatem, zaślepionym dzieciakiem z jakimś kompleksem mniejszości i rozdwojeniem jaźni. Wszystko musi się dziać po jego myśli, inaczej wpada w furię. Winię o to nie tylko fakt, iż był rozpieszczany jako jedynak. Myślę, że ma z tym coś wspólnego fakt, iż jest gejem. Myślę, że był niezrozumiany przez rodzinę i gardzony za pobudki, których się nie pochwala w jego rodzinie. W sumie to było mi go na koniec szkoda. Co znaczy, że dobrze chłopaka wykreowałaś, skoro coś poczułam w jego względzie. Chylę kapelusza.
Casper jest nijaki. Życie księcia nie pozwoliło mu chyba na jakieś konkretne ukształtowanie charakteru. Niby cośtam odczuwa, niby chce działać, ale za każdym razem kończy się to nie po jego myśli.
Janfa jest kolejną postacią, która wzbudziła we mnie litość. I niby rozumiem jego frustrację i chęć zemsty, ale jednak z drugiej strony chciałabym w nim zobaczyć trochę dualizmu. Czemu wśród tych wszystkich negatywnych emocji nie może być coś lżejszego, coś cieplejszego? Nawet przy nowinach o stracie siostry jest tylko rozpacz. Mimo tego, jest w nim coś, co sprawia, że przy jego zleceniach od Pana trzymam za niego kciuki, żeby wszystko poszło mu po myśli.
Ten sam problem mam z Ezanem III i Remusem. Zero ciepła. Mam wrażenie, że jak kreujesz postaci negatywne, to muszę one być negatywne w stu procentach, co jest ciężko zaakceptować jako coś realnego. Najlepsze czarne charaktery to te, które mają jakąś zbawczą cechę, pozwalającą czytelnikowi na poczucie więzi z postacią.
Avi/Pan to postać najbardziej mnie fascynująca, a jednak, z żalem muszę przyznać, że powiedzieć o nim mogę niewiele. Przewiduję mu ciekawą karierę w opowiadaniu, ale na razie ma u mnie minusowe punkty za to, jak przeźroczysty jest. Czasem przemyka przez rozdział i całkiem zapominam, że w nim wystąpił. Musisz coś z tym zrobić. To samo z Oksinem. Niewiele o nim na razie wiem.
Penelopa i Margot wydają mi się niemalże jednakowe. Obie chcą być czymś więcej niż „tylko kobietą”. Jedyną wybawczą ‘cechą’ Penelopy jest Kyrion, bo ich relacje niezwykle mnie interesują.

Błędów i pomyłek w tekście trochę było, ale widać, że starasz się utrzymywać powieść we względnym porządku. Nie ma jakichś wrednych błędów ortograficznych czy nagannie powtarzających się literówek, ba! niektóre Twoje przewinienia związane są z faktem, iż za bardzo się starasz, by tekst był idealny. Kilka przykładów masz poniżej:
Literówki:
Nie wiem, to był chyba z dwadzieścia wiosen temu. – było. (I)
A Casper były na tyle inteligentny, by wiedzieć, że musi z tego skorzystać. – był. (II)
Jak wy oczyszczacie tę wodę, jak doprowadzacie ją do do domów? – się „do” powtórzyło. (III)
Nie kiedy jednak nie chcemy jej dostrzec. – niekiedy. (IV)
Nie wiedziałem, że jest altruistą, Panie – Janfa uśmiechnął się ironicznie. – chyba miało być „jesteś”. (IV)
Taveryjka zdawała się w ogóle nie przejmować – od kiedy wyszła z kąpieli, wszystkie zabiegi wykonała w pokoju, które razem dzieli, zupełnie nieskrępowana. – który razem dzieliły? (V)
Otóż zasada mówiąca o narzeczonej mającej arystokratyczne korzenie, nie dotyczy niewiast podchodzących z Ziemi. – pochodzących. (V)
Nie wątpię jednak w to, że w Ecie roi się od karudzkich szpiegów, gotów zabić cię w każdej chwili. – gotowych. (VI)
Weszli do domu i zostali zaprowadzeni do dużego pomieszczenia, który pewnie niegdyś był salonem. – które. (VII)
– Jeśli teraz nie uciekniesz, panie, nie będziesz nigdy miał szansy nikogo obsypać – oparł. – odparł. (VIII)
Carolina na chwilę zamilkła, więc zrozumiał,że wreszcie nadeszła na ta chwila. – bez „na” i spacji zabrakło przed „że”. (X)
Ja, córka bogini sprawiedliwości i boga magii, ta, która włada losem – przysięgam, że twoje życie, bękarcie, już zawsze będzie takie jest teraz: pełne strachu, ukrywania się oraz potępienia. – „takie jak teraz?” (XII)
Logiczne potknięcia:
– Skąd możesz to wiedzieć? Jesteś tylko kobietą – warknął mężczyzna. Tu sugerujesz, że mężczyzna, uważa kobietę za nic, że nic mu jej zdanie nie znaczy. A potem piszesz: Nie miał prawa tak na nią patrzeć. Wobec niej był nikim. Więc w którą stronę to poczucie niewartości idzie? (prolog)
Jest męskim szowinistą? – Milena skrzywiła się. – jakby był „męskim” szowinistą, to wąty by miał właśnie do mężczyzn. (III)
I kolejne zdanie: Nastolatka postanowiła przemilczeć ten ksenofobiczny komentarz. – stosujesz wyrażenia, których znaczenia chyba nie znasz. Komentarz wcale nie był ksenofobiczny, a Enazja ani razu nie pokazała takich tendencji. Wyraźnie kocha swoją ojczyznę i po prostu uważa ją o niebo lepszą od Ziemi. Ksenofobia nie ma tu nic do rzeczy. (III)
Na początku rozmowy Janfa wydaje się, że stoi na ziemi. Nie ma nic wspominane o koniu i mamy taki tekst: – Oto dwudziestu najlepszych ludzi, Panie – Janfa skłonił się nisko. – to niskie skłonienie się szczególnie mi sugeruje, że facet raczej jest nogami na ziemi. A potem mamy: Następnie spiął konia i ruszył w stronę lasu – za nim popędzili jego towarzysze, nie potrzebowali z jego strony werbalnego polecenia. – bez jakiegokolwiek wcześniejszego wspomnienia o koniach. (V)
Jedynie stary fotel, na którym siedział, nie uległ złudzeniom jej magii. Chwilę później. Mężczyzna gwałtownie wstał z krzesła. – istna teleportacja z jednego mebla na inny. (VII)
Teroskie psy – mruknął jeden z żołnierzy, gdy zmusili ich do powstania z kolan i zaczęli prowadzić w stronę jednego z niezniszczonych budynków. – a kiedy oni się na tych kolanach znaleźli? (VII)
Spodziewał się usłyszeć hardy głos mordercy, a nie pusty ton człowieka, który stracił wszystko. – to są domysły. On nie może tego wiedzieć. Nie powinnaś więc pisać o tym, jak o sprawie niepodważalnej. (VII)
Interpunkcja:
Warknęła, krótko, z furią. – opanuj przecinki. Jeśli chcesz podkreślić pauzę przy następujących po sobie wyrażeniach, zastosuj kropki. A jeśli nie, usuń pierwszy przecinek. (prolog) Jeden przykład, bo reszta jest bardzo podobna, ale ogólnie z interpunkcją sobie radzisz.
Szyk:
Maanalainen nigdy na to by nie pozwoliłrzucił sarkastycznie. – Powinno być „nigdy by na to nie pozwolił”. (prolog)
Nie zapominaj, że przed chwilą przysięgłam, iż zamorduję go. – iż go zamorduję. (II)
Inne dziwności:
Zdaję sobie sprawę, że do pisania podchodzisz bardzo poważnie i starasz się pisać jak najlepiej, poprawnie, bez powtórzeń i innych wpadek. Problem jest taki, że momentami za bardzo utrudniasz sobie życie. Zamiast pozwolić jakiemuś słowu lub wyrażeniu się powtórzyć, wybierasz nie do końca mądre wyjścia z sytuacji, które sprawiają, że tekst robi się dziwaczny i mniej zrozumiały. Przykład: Miała dość kłótni rodziców w tym względzie – temat jej przyszłości był jedynym spornym dla jej rodzicieli. – jedynym spornym? Zamiast zwyczajnie powtórzyć słowo „temat” idziesz drogą okrężną i utrudniasz sobie życie i czytelnikowi również. (I)
Kim on jest? – miotała błyskawice w stronę rudej. – to zabrzmiało dość dosłownie, może spróbuj inaczej to ująć. (III)
A może tak działała psychologia? – to zdanie jest tak wyrwane z kontekstu, że aż razi. O co Ci tutaj chodziło? (III)
Niechętnie przeniósł na nią wzrok i pomimo braku dobrego oświetlenia, doskonale spostrzegł, jak kobieta marszy brwi, spoglądając z dezaprobatą na wystrój pokoju. – doskonale spostrzegł? A może wspaniale zauważył? Za bardzo podkolorowujesz tekst, a „doskonale widział” brzmiałoby tak samo dobrze. (VII)

I strasznie długa mi się ta ocena zrobiła (a mogła być jeszcze dłuższa, bo sporo komentarzy ucięłam z obawy, że mi się telenowela tworzy). Mam wrażenie, że już za długo ględziłam i narzekałam (a z drugiej strony wydaje mi się, ze nadal wszystkiego Ci nie powiedziałam), więc skończę z szybkim wystawieniem oceny. Otrzymujesz 72 punkty, czyli ocenę dobrą (średniak).
Na koniec jeszcze powiem, że w trakcie i po skończeniu oceny oglądałam też inne Twoje blogi, a także czytałam Twoje oceny na „Niebieskim Piórem”. I wiesz co zauważyłam? Ano to, że oceny piszesz konkretne, pełne rad i uwag, które często mogłyby się również odnieść do Twojego własnego opowiadania. Pomyśl sobie, gdybyś miała ocenić własne opowiadanie, czy nie dałabyś sobie podobnych rad? Jeśli moje komentarze Ci nie pomogą lub do Ciebie nie przemówią, skorzystaj z własnych rad dawanych innym bloggerom. Bo wiele z błędów popełnianych przez innych blogowych pisarzy popełniasz sama.

15 komentarzy:

  1. Nie mam głowy do konkretnego komentarza, ale powiem tylko, że bardzo podoba mi się takie uporządkowanie uwag według kategorii w ocenie niestandardowej ;) Przez to autorka może zobaczyć największe błędy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to się cieszę bardzo, bo o to mi właśnie chodziło ;) Dzięki za komentarz

      Usuń
  2. Mmm, całkiem spora i solidnie napisana ocena, która jest dla mnie (dla nas wszystkich) pewnego rodzaju motywacją :P
    Ja również jestem pod wrażeniem pomysłu przypisania błędów do odpowiednich punktów, które potem rozwijałaś. Podobnie rozdzieliłaś rodzaje potknięć gramatycznych, za co też plus. Jeśli kiedykolwiek wezmę się za ocenę niestandardową, chyba pójdę za Twoim przykładem.
    Uwagi, które przytoczyłaś, są jasne i trafnie wytknięte. Starałam się je odnotowywać gdzieś w ,,kącie umysłu’’, bo niektóre z nich są uniwersalne i mogą pomóc każdemu. Ponadto, wydaje mi się, że ocena dość łatwo dotrze do autorki, bowiem nie napisałaś jej sztywnym językiem, tylko użyłaś prostego, troszkę potocznego, można wręcz powiedzieć, że żywego, stylu. I bardzo dobrze — najważniejsze to przedstawić sprawy jasno ;)
    Mówiąc szczerze, wbrew Twoim słowom, nie uznałam tej oceny za małą zrozumiałą xD Wplotłaś do niej kilka wyjaśnień, które niebędącej w temacie osobie pozwoliły rozeznać się w sytuacji, także jest dobrze.
    Wyłapałam drobny błąd:
    ,,Już pomijam czystą grzeczność, która większości ludziom nie pozwoliłaby na taki komentarz w tak nietypowej sytuacji, ale serio?'' — Chyba poprawniej brzmiałoby ,,większości ludzi’’.
    Życzę dalszej weny, Jaelithe ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) Cieszę się, że ocena jest w miarę zrozumiała, bo o to się najbardziej bałam. No a jeśli trochę zmotywowała to tym lepiej xD Natomiast do wypróbowania oceny niestandardowej zachęcam, bo daje sporo wolności oceniającej i pozwala się skupić na rzeczach najistotniejszych w danym blogu.
      Dzięki za przeczytanie i skomentowanie

      Usuń
    2. Ok, przemyślę to, bo ocena standardowa chwilami trochę męczy ;)

      Usuń
  3. Na samym początku chciałam Ci bardzo podziękować za ocenę. Zwróciłaś uwagę na wiele rzeczy, o których dotąd nie miałam pojęcia i – szczerze mówiąc – nie bardzo wiem, co z tym fantem zrobić.
    Ale może przejdę do konkretów. (Miałam jakiś dziwny problem z ubraniem swoich myśli w słowa, więc przepraszam, jakby coś było nie do końca zrozumiałe.)

    Milena. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że kreację dziewczyny skopałam. W sumie uświadomiłam to sobie dość niedawno – tzn. gdzieś w okolicach XI. rozdziału, gdzie, jak dobrze zauważyłaś, zaczęłam ratować się zaklęciem. Żeby naprawić Milenę, musiałabym praktycznie wszystko napisać od początku: a obecnie nie mam czasu w ogóle na pisanie czegokolwiek. Miałam nadzieję stworzyć teraz coś w rodzaju nowego początku, dać Taverii nową szansę. Mój plan zakładał, że w momencie, gdy Skalska trafi do Karugów, zacznę pisać wszystko na nowo: stworzę Milenę taką, jak powinna być wraz z odpowiednią reakcją na rzeczywistość, w którą wpadła. Po przeczytaniu oceny jednak już nie jestem przekonana co do tego pomysłu. Z jednej strony pisanie od nowa wydaje mi się trochę bez sensu: wiesz, zawsze mam problem z dokończeniem danego opowiadania. Dzieje się tak dlatego, że zawsze, po prostu zawsze mam kiepskie początki, o których prawda wychodzi na jaw dopiero „w praniu” – i zaczynam znowu wszystko pisać od nowa. To taka trochę karuzela, z której nie mam wyjścia, a w którą jakiś czas temu obiecałam sobie nie wpadać.
    Myślisz, że dokończenie tekstu tak, jak chciałam, a następnie dopiero poprawienie pierwszych rozdziałów ma jakiś sens? Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że – mimo wszystko – mam Czytelników. A oni woleliby przeczytać ciąg dalszy, a nie poprawione początki (też czytam parę blogów i też wiem, jakbym wolała, by postąpił ich autor :D). Widzisz, taki trochę mętlik mi się zrobił w głowie i muszę go jakoś sensownie rozplątać.

    No tak, odniesienie tylko do jednej części oceny, a ja już zaczęłam prowadzić jakieś dziwne rozważania.

    W kwestii zgrzytów fabularnych połowicznie się zgadzam. To znaczy: wiem, skopałam sprawę z tajemniczym naszyjnikiem i tym dziwnym straganem (naprawdę, teraz kiedy o tym myślę, to zaczynam się zastanawiać, czemu Milena bez żadnego ale przeszła nad zniknięciem sprzedawców do porządku dziennego), wiem też, że scena rozstania co najmniej zgrzyta (dobra, chyba mogę się przyznać: powstała tylko po to, by był jakikolwiek wstęp; by Skalska mogła przejść ulicą i kupić ten nieszczęsny naszyjnik). Co zaś się tyczy rozmowy Penelopy i Kyriona... Tak, fakt, iż gniew bogów silniejszy od gniewu króla, ma wiele wspólnego z tą dziwną rozmową. Otóż Kyrion jest dziwnie bezbronny w towarzystwie Penelopy, dlatego jego tłumaczenie jest nieco pokrętne – miałam nadzieję przedstawić to tak, jakby „się zapomniał”. (Jeju, wybacz mi, jakoś dzisiaj mi nie idzie budowanie sensownych zdań.) Otóż Kyrion ma „wtyki” wśród kapłanów (dlaczego? Odpowiedzieć nie mogę, bo to jest jedna z tych rzeczy, którą mam nadzieję zaskoczyć Czytelników), jednak nie jest to fakt, którym powinien dzielić się z Penelopą. Na moment o tym zapomniał, stąd ta dziwna wypowiedź (Zostałby przedstawiony kapłanom w dniu piętnastych urodzin. Wiedzieliby wtedy, że należy mu się szacunek. Przysięgliby milczenie i cała Taveria byłaby nieświadoma jego istnienia. A tak? Kapłani nic nie wiedzą, więc prawdopodobieństwo tego, że Taistella powiła jednak syna, znacznie zmalało.). Zaraz potem się reflektuje i oznajmia, że nie może rozmawiać na ten temat – trochę za późno, bo Penelopie zdążyła się zapalić czerwona lampka (mam nadzieję, że Czytelnikowi też). Ten wątek został porzucony na długie rozdziały z jednego, prostego powodu: Kyrion się ukrył. Gdy go odnajdziemy, ta rozmowa nabierze większego sensu. (Mam nadzieję, że to jakoś wytłumaczyłam.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem z budowaniem świata... Tak, tu też biję się w piersi. Po raz pierwszy tworzę swoją własną krainę, dlatego pewnie robię to tak nieudolnie – dziękuję bardzo za rady odnośnie wplątywania informacji w wypowiedzi narratora oraz zwrócenie uwagi na problem z magią (wiem, to pojawia się później w ocenie, ale nie potrafię nie połączyć tych dwóch rzeczy). Miałam jakieś dziwne wrażenie, że powinnam przekazywać informacje jedynie poprzez dialogi – nie wiem, skąd ono się wzięło, może z tej chęci, aby Czytelnik poznał Taverię w równym stopniu, co Milena? Jakieś głupie przekonanie.

      Świątynię Tarkei chciałam przedstawić jako miejsce raczej niegościnne i budzące grozę. Zdaję sobie sprawę z tego, że budynki sakralne zazwyczaj są piękne, bogato ozdobione, itd., jednak chciałam, by Tarkea była trochę inną boginią: kimś na wzór starej, skąpej ciotki; królowej, która nie znosi lizusostwa, ale żąda bezwzględnego posłuszeństwa. Świątynia jako tako miała to obrazować. Z drugiej zaś strony zastanawiam się teraz, czy nie powinnam tego wytłumaczyć, zawrzeć tej informacji w tekście. „Personalizować” bogów chciałam dopiero później, wtedy, gdy Milena stanie z nimi twarzą w twarz. Możliwe, że to trochę za późno, by wyjaśniać taki, a nie inny wygląd miejsca kultu Najwyższej Bogini.

      Ile razy bym nie czytała tekstu, zawsze musi mi się wkraść jakieś współczesne wyrażenie do wypowiedzi postaci. Strasznie trudno mi przychodzi stylizacja, ciągle zapominam, że moi bohaterowie powinni mieć inny styl mówienia. Poprawiam tekst pod tym względem, gdy tylko jakiś oceniający mi zwróci na to uwagę, ale – jak wiadomo – w ocenach nie zawsze wszystko jest uwidocznione, a mnie samej trudno jest wszystko wyłapać.

      Różnica wieku między Casprem a Margot nie wydawała mi się niczym dziwnym. Dziękuję za zwrócenie uwagi, dopiszę to do listy nieścisłości, która (niestety!) robi się coraz dłuższa.

      Muszę zaprotestować przeciwko perfumom (domyślam się, że chodzi Ci o rozdział, kiedy to powstańcy napadają na Etę; Janfa wchodzi do pokoju i czuje dziwny zapach?). Otóż ta woń (zapach truskawek), to nie perfuma, ale specyficzny zapach ludzi, którzy pochodzą z Ziemi. Wspominałam o tym: Janfa pytał się żołnierza, co to za woń, a ten odparł, że w ten sposób pachną kobiety pochodzące spoza Taverii (pisałam też o tym, że mężczyźni pachną korzenną przyprawą, którą miał być cynamon). Zarówno truskawki jak i cynamon nie występują w Taverii, dlatego uczyniłam je „zapachami” ludzi pochodzących z Ziemi. Nie wyjaśniłam tego tak dokładnie, bo (jak milion innych rzeczy) chciałam to zrobić, gdy Milena trafi do Karugów. No, ale wtedy myślałam, że mogę przekazywać te informacje tylko przez dialogi. Teraz widzę, że narrator mógłby o tym nadmienić. Durna ja.

      Trochę nie bardzo rozumiem, o który rozdział chodzi Ci tutaj: „Jakoś trudno mi uwierzyć, że obywatele państwa tak licznie przybywali do stolicy by pochwalić się tym, że kogoś zabili. A gdzie ludzie sprzeciwiający się tyranii i odmawiający rozlewie krwi? Strasznie ich wszystkich zaszufladkowałaś. Wszędzie są stereotypy, jakby Twoi bohaterowie nie mieli własnego rozumu i nie potrafili wyjść poza obręby własnego pochodzenia. Nie odpowiada mi to zaślepione oddanie Delenom.” Masz na myśli ścięcie Alojzego? Jeśli tak, to wtedy mieszkańcy Selvii (czyli tylko stolicy) przybyli na dziedziniec, by zobaczyć jego śmierć. W tym momencie jednak to chyba mniej istotne; martwi mnie fakt, że nie oddałam tego, co chciałam oddać. Wszyscy mieszkańcy Taverii (za wyjątkiem Karugów) żyli spokojnie. Mam na myśli tę sytuację, kiedy wszystkim jest wygodnie: nawet jeśli na tronie zasiada tyran, to do momentu, kiedy nie zakłóca on spokoju danej rasy, ludzi nie obchodzi, co on robi. A jedynymi ludźmi, którzy dotkliwie odczuwali panowanie Delenów, byli Karugowie. Myślę, że ta swoista obojętność czy wygodnictwo nie jest złe merytorycznie. Sprzedanie wolności słowa za pieniądze czy przywileje chyba nie jest aż tak nierealne.

      Usuń
    2. Blond włosy charakteryzują Terosów. Jasne włosy, ciemne oczy to ich taka wizytówka, typowa uroda, czymś, czym się szczycą, co jest dla nich ważne. Delenowie w pewien sposób czuwają nad tym, by ten typowy dla Terosów wygląd był wciąż „na piedestale”. Dlaczego? Dlatego, że może być dla nich synonimem czystości rodu, jego potęgi, ciągłości, przywiązania do jednej rasy („nadrasy” chciałoby się powiedzieć)... Tak po prostu.

      Z większością szaleństw bohaterów się zgadzam. Ezan III miał być egocentrykiem, dla którego jedynie władza stanowi jakąkolwiek wartość: do tego stopnia, że zaczyna być nieco szalony. I nie myśli logicznie (bo jaki normalny władca wysyła swojego następcę na pewną śmierć?). Rosa też miała być dziecinna, głupia i naiwna. Myślę, że zbytnia nadopiekuńczość rodziców, otaczanie ją swoistym kloszem nie pozwoliło jej do końca dorosnąć. Jak ktoś przez całe życie był traktowany jak dziecko, to trudno, by był choć trochę dojrzały. No chyba że w moim rozumowaniu jest błąd (co, jak widać w ocenie, często się zdarza :D), to daj mi znać, bo wolałabym wyeliminować kolejny głupi błąd.

      Nigdzie nie napisałam, że Terosi oczekują od Mileny, że wygłosi przemówienie. Absurd całej sytuacji (którego zapewne nie pokazałam) polega na tym, że oni nie wiedzieli, jak dziewczyna ma im pomóc. To właśnie dlatego Enazja ciągnie Skalską do świątyni Tarkei – to tam mają nadzieję dowiedzieć się szczegółów nt. losu dziewczyny. Pomysł z przemówieniem należy tylko i wyłącznie do Mileny – i tylko dlatego, że nie miała ona pojęcia w jaki inny sposób mogłaby się przysłużyć Delenom. Chciałam tu stworzyć coś na wzór anty – wybrańca. W wielu opowiadaniach czy książkach, jak na bohatera spada odpowiedzialność, to on ją po prostu dźwiga – a to trochę nierealne. Chciałam stworzyć postać trochę bardziej rzeczywistą (ale cała kreacja Mileny leży, więc nie dziwię się, że i to padło).

      Jesteś pierwszą oceniającą, która zwróciła mi uwagę na ilość dialogów. Nie zdawałam sobie z nich sprawy, naprawdę. Bardzo Ci dziękuję za tę uwagę, wezmę ją sobie do serca (choć w najnowszych rozdziałach proporcje są chyba lepsze).

      Cieszę się, że polubiłaś Enazję i Pawła (no o Milenie już nie wspominam, bo już na początku doszłam do tego, że jest fatalna :D). Casper miał być wymoczkiem, bo i wymoczki istnieją, a w sumie trudno spodziewać się czegoś powalającego po „księciuniu”. Trochę nie bardzo rozumiem, o co chodzi z Janfą. Masz na myśli to, że brakuje mu... no właśnie, czego? Jego historia nie pozwala mi włożyć uśmiechu na jego usta (może nie będę jej streszczać, bo to chwilę by zajęło, niemniej jednak życie, a zwłaszcza Terosi postąpili wobec niego okrutnie, a Lola była jedynym powodem, dla którego jeszcze nie oszalał; po jej śmierci nie zostało mu już właściwie nic, prócz zemsty). W jego wątku miałam dwie alernatywne drogi: jedna zakładała, że zemsta zniszczy go, druga zaś... no, w ogólnym rozrachunku zależało mu na Milenie jako na córce (wiem, że różnica wieku pomiędzy nimi jest zbyt mała, by mogły być o relacje ojciec – córka, niemniej jednak doszłam do wniosku, że psychicznie Janfa jest sporo starszy) i to właśnie dziewczyna miała mu jako – tako pomóc wrócić do równowagi. Bardziej podoba mi się jednak pierwszy wątek... A zresztą. Chyba trochę za mocno odbiegam od tematu.

      Owszem, Pana czeka długa i błyskotliwa kariera w dalszej części tekstu. Jego charakter chyba będzie stanowił dla mnie największe wyzwanie.
      Zaś co do Penelopy i Margot... No, chyba nie do końca mi się udało je pokazać, bo chciałam, by były jednak różne: Penelopa aktywnie miała walczyć o swoje, chociażby z ukrycia, Margot jest typem szarej myszki, której jedynie zależy na braciach. Ale w sumie się zaczynam zastanawiać, czy przy tej okazji porządnie jej nie skopałam.

      Jeju, ale mam ochotę wywalić cały tekst, wypisać sobie wszystko, co mam uwzględnić i napisać wszystko od nowa. Straszną. Straszną, dlatego, że jest duża i straszną, dlatego, że w perspektywie nadchodzących dni, chyba ostatnie, na czym powinnam się skupiać, to pisanie. No ale...

      Usuń
    3. Błędów, które mi wytknęłaś, nie jestem w stanie dostrzec. Gdy czyta się po raz enty ten sam tekst, kiedy już się go zna, przestaje się na to zwracać uwagę. Wiem, że to marna wymówka, ale zawsze po otrzymaniu oceny – i gdy któryś z Czytelników zwróci mi uwagę – poprawiam tekst. Przynajmniej tyle spróbowałam zrobić.
      A z ocenami jest taka sprawa, że wszystko inaczej wygląda z każdej strony. :D Bo w teorii naprawdę wiem, jak powinno być – i wiem też, co trzeba robić, aby tak było. Jednak jak przychodzi co do czego, to pojawiają się błędy, których nie sposób samemu wyeliminować, dlatego właśnie, że historia siedzi w mojej głowie i nie dostrzegam nieścisłości. Na szczęście, zawsze pozostają oceny i Czytelnicy. ;)

      Jeszcze raz dziękuję za długą i wyczerpującą ocenę, za cenne rady... I przepraszam w sumie za to paplanie, ale ja się zawsze rozgaduję, gdy odpowiadam.

      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Marsy

      Usuń
    4. Dzięki za tak szczegółowy komentarz ;)
      Co do Mileny i jej poprawiania... Muszę przyznać, że totalnie rozumiem Twoje położenie. Sama mam spory problem z kończeniem moich opowiadań, bo w trakcie ich pisania różni czytelnicy i oceniający często sprawiają, że dostrzegam błędy w kreacji nie tylko bohaterów, ale także poszczególnych wątków. Wtedy zazwyczaj przychodzi chęć zaczęcia od nowa, problem w tym, że (jak sama wspomniałaś) robi się z tego taka karuzela, z której ciężko zeskoczyć. Bo nigdy nie będzie tak, że każdy będzie ze wszystkiego zadowolony. Nie dogodzisz każdemu. Moja rada jest taka: pisz dalej, z założeniem, że Twoja Milena od samego początku opowiadania była taka, jaką ją sobie teraz wyobrażasz. Czas na gruntowne poprawki przyjdzie później. Ja jednak radziłabym kontynuować opowiadanie, bo czytelniczki masz wierne i z chęcią będą chciały się przekonać o dalszych losach Taverii, a oceniający, którzy podejmą się analizy Twojej powieści w przyszłości, na pewno pomogą kształcić Twój świat jeszcze lepiej. Po prostu potraktuj to jako ten pierwszy szkic Taverii. To jest ta jeszcze mało obrobiona wersja powieści, z której w przyszłości będziesz mogła być dumna.
      Wątek Penelopy i Kyriona już zrozumiałam, mniej więcej ;) Ale cieszę się, że wyglądasz tak daleko w przyszłość no i wyraźnie masz zarys powieści i poszczególnych wątków w głowie, co się chwali.
      Co do budowania świata, rozumiem Twoją chęć ujawniania informacji o niej przy Milenie, jednak wprowadza to za sobą wiele problemów. Zauważ, że w książkach fantasy rzadko kiedy (jeśli wcale) autor decyduje się na takie posunięcie, bo jest to po prostu bardzo mylące dla czytelnika.
      No widzisz to wyjaśnienie wyglądu Świątyni Tarkei ma totalny sens! Byłoby wspaniale, gdybyś zawarła te informacje przy opisie świątyni w opowiadaniu. Może Milena mogłaby się zainteresować dlaczego ów budynek jest taki nijaki i Enazja lub później jednak z kapłanek mogłaby jej to wyjaśnić?
      Taaak, no widzisz i na tym polega problem z tymi wszystkimi niedomówieniami. Teraz widzę, że na większość z nich masz konkretne wytłumaczenie (jak to o zapachu ludzi z Ziemi). Sytuacja by tak nie wyglądała, gdybyś opisywała rzeczy również w narracji. W sumie to bardzo się cieszę, że mi to tu wszystko wytłumaczyłaś, bo widzę teraz, że to nie wynika z Twojego niechlujstwa czy niedopatrzenia, a raczej z chęci wytłumaczenia rzeczy później.
      Teraz tak, z tym o tych obywatelach państwa co się chwalili morderstwami to mi chodziło o to, jak w rozdziale IX piszesz Zewsząd dochodziły go wieści o zamordowanych Karugach. Poddani licznie udawali się do zamku, wciąż informując o nowych ofiarach, zapewne myśląc o wdzięczności króla. (...) Choć żegnani jedynie krótkimi wyrazami wdzięczności od jakiegoś dalszego członka rodziny królewskiej, ludzie wciąż przychodzili, mówiąc o swoim oddaniu koronie. Nie liczył zamordowanych. więc nie chodziło mi konkretnie o Alojzego. I teraz jeśli chodzi o Twoje wyjaśnienie co do spokojnego życia mieszkańców Taverii, to właśnie problem jest taki, że w powieści wcale tego tak nie odebrałam. Zamiast szczerego zadowolenia z życia, zachowanie mieszkańców Taverii sugerowało jakieś dziwne, bezmyślne zaślepienie. Dlatego tak mi to nie pasowało. No i po raz kolejny, to wyjaśnienie naprawdę ma sens, szkoda tylko, że nie było go w tekście samej powieści. To samo dotyczy wyjaśnień na temat kolory włosów Terosów.

      Usuń
    5. Co do bohaterów: rozumiem Twoje zamierzenia i jak najbardziej odpowiadają mi Twoje argumenty. Ale fakt jest taki, że żeby czytelnik kupił pewne "nietuzinkowe" zachowania Twoich bohaterów (takie jak dziecinność Rosy i egocentryzm Ezana III), musisz tym ich zachowaniom dać się zinterpretować. Jeśli opisujesz Rosę, lub wspominasz o niej gdzieś w tekście, dodaj do opisu też nieco jej historii, jej charakteru, czegoś, co pozwoli czytelnikowi sobie pomyśleć "aha! to dlatego, ona jest taka niedojrzała! to ma sens". Rozumiesz o co mi chodzi? W przypadku Ezana III sprawa jest już nieco bardziej przejrzysta, bo jego egocentryzm i brak empatii bardziej zobrazowałaś (chyba po prostu miałaś na to więcej okazji niż w przypadku Rosy).
      Teraz jeśli chciałabyś pokazać Milenę jako osobą niechętną do bycia tą tajną bronią to chyba wolałabym, żebyś zamiast tego dziwnego pomysłu z przemówienie, po prostu zrobiła z niej osobę, która zwyczajnie nie chce współpracować. Zrób z niej sceptyczkę. Niech podważa słowa swoich opiekunów, niech podważa sens tej całej wyprawy. To też dodałoby Milenie kilku bardzo ludzkich cech, jak na przykład bycie uparciuchem.
      Jeśli chodzi o Janfę, w jego przypadku miałam po prostu niejaki problem z określeniem go. Kilka rzeczy było oczywistych, jak na przykład to, że w życiu spotkało go kilka tragedii. Co chciałabym u niego zobaczyć, to nieco więcej ludzkości. Czy nie uważasz, że jako osoba tyle razy zawiedziona przez innych ludzi, nie powinien być nieufnym człowiekiem, z wyraźnymi problemami dotyczącymi zbliżania się do innych? Dlatego też jego szybka uległość w stosunku do Maihy mi nie odpowiadała, bo z tego, jak go opisałaś, naprawdę kupowałam tą jego niezależność i opanowanie. I w sumie z tego co napisałaś w komentarzu, mnie bardziej podobałoby się wyjście pierwsze (to z Mileną jako reprezentacja jego córki). To na pewno dodałoby jego postaci realizmu. No ale tu to już Cię do niczego namawiać nie będę, bo sama wiesz lepiej, jak Twoi bohaterowie powinni wyglądać.
      No to tyle ode mnie chyba ^^. Jeszcze raz dzięki za odpowiedź na ocenę i te wszystkie wyjaśnienia, naprawdę to doceniam. No i trzymam kciuki za Twoje dalsze pisarstwo (chciałam jeszcze raz zaznaczyć, że nie polecałabym Ci zaczynania od nowa, bo to zazwyczaj kończy się na tym, że autor się totalnie zniechęca).
      Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia

      Usuń
  4. W tym roku nie będzie świątecznego szabloniku? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, raczej nie:<
      Wystarczy spojrzeć na szabloniarnie, coś ostatnio zawalają sprawę jeśli chodzi o szablony okazjonalne.
      Mogę natomiast zdradzić, że przygotowuję post świąteczny. Będzie... nieco inny niż pozostałe, bardziej domowy i bliższy nam wszystkim.
      Zapraszam w Wigilię! :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Dziewczyny!
    Jaelithe napisała świetną ocenę, a reszta? Co z Wami? :<

    OdpowiedzUsuń
  6. Jutro nie zagłębiam się w internety, więc napiszę to teraz: wesołych Świąt, zdrowia, szczęścia, pomyślności, dużo hajsów, spełnienia marzeń, zdania matur/sesji i ogólnie wszystkiego dobrego. :-)

    OdpowiedzUsuń