Adres bloga: wieczna-agonia.blogspot.com
Oceniająca: Leaena
Autor: Demon
Ocena: niestandardowa
Ocena jest 1) długa i niektórych z pewnością wynudzi, 2) z dodatkiem obrazków, które ostatnio wzbudzają duże kontrowersje (chciałam jakoś rozdzielić tę niekończącą się ścianę tekstu). Pozdrawiam!
Chciałabym pochwalić tytuł. Wplotłaś w opowiadanie „wieczną
agonię” tak, że nie jest już tylko pustym zwrotem mającym oddać
pseudotajemniczość i pseudogłębię treści, lecz także metaforą, a raczej esencją
egzystencji Pożeraczy.
Do szablonu mam kilka uwag. Po pierwsze: kółeczka, w
których znajdują się linki do stron, powinny być większe, gdyż tekst wyjeżdża
poza ich tło. Ewentualnie zastanów się nad skróceniem nazw podstron. Po drugie:
pod postem znajduje się pasek z datą publikacji, autorką posta oraz hiperłączem
do komentarzy. Domyślnie wszystko jest wyrównane do lewej, jednak u Ciebie mam
do czynienia z justowaniem i, szczerze mówiąc, nie wygląda to najlepiej.
Do nagłówka nie mam zastrzeżeń. Co prawda nadal zastanawia
mnie, co ma piernik do wiatraka, a w tym przypadku plakaty promujące „Coven” do
fabuły „Agonii”, ale nie jest to aż tak ważne. Od siebie dodam tylko, że
poprzedni szablon bardziej mi odpowiadał — może i był oklepany, ale czytało się
o wiele przyjemniej.
No dobrze, teraz konkrety.
Akcja toczy się w czasach równoległych, w Polsce, czyli w
środowisku, w którym przebywamy na co dzień. Jestem w stanie docenić pomysł
spróbowania napisania opowiadania, którego bohaterowie żyją obok nas, ponieważ
z pewnością będzie Ci łatwiej odtwarzać to, co znane. W czasach, gdy ałtoreczki
piszą o Wielkiej Brytanii bez chociaż podstawowego reseachu, takie rzeczy są
mile widziane.
Prolog
W prologu zetknęłam się z określeniem mgły jako synonimu
duszy. Rozumiem, że chciałaś przez to powiedzieć, że dusza przypomina eteryczną
mgłę, mieszaninę ektoplazmy i nie wiadomo jeszcze czego, ale w gruncie rzeczy,
gdy piszesz: „a z jej ciała uleciała biała mgła”, powinnam traktować to
dosłownie. Wystarczy że poprawisz na „co wyglądało jak biała mgła”, a sens zmieni
się na zupełnie inny, poprawny.
Prologiem jestem rozczarowana. Na tle innych rozdziałów
prezentuje się o wiele gorzej. Podzieliłaś go na dwa krótkie fragmenty, z
których pierwszy jest zupełnie niepotrzebny — nic nie wnosi, a w zamian za to
wprowadza chaos.
Spójrzmy. Ulicą idzie dziewczyna. Nic o niej nie wiemy,
ponieważ nie opisałaś ani wyglądu, ani charakteru, ani rodziny, ani pracy, ani
rozmyślań, ani działań (nikt nie powiedział, że masz spisać jej biografię, ale
chociaż krótka wzmianka, cokolwiek, co sprawiłoby, że nie byłaby tylko
„dziewczyną” — pustym słowem wystukanym na klawiaturze — dobrze by zrobiła).
Dziewczyna zaczyna uciekać, ponieważ ktoś ją goni.
Napisałaś, że miał na sobie kaptur — i był to, o zgrozo, najbardziej
wyczerpujący opis w całej scenie. Zacytowałaś jedną myśl: Nie mogę zdradzić, że czuję strach. Dlaczego nie może zdradzić
uczucia strachu? Co miała na myśli? Nie wyjaśniono. Potem rozległ się huk
(skąd? Co go wywołało?), następnie (cytuję): „Jej [dziewczyny] oczy zakryła czerwona
płachta” i nastąpił koniec sceny i zmiana miejsca akcji.
Jako czytelnik czuję się skołowana.
Już pomijając źle zbudowane napięcie, w tekście panuje istna
dezinformacja. Prolog opowiada o dziewczynie, która później ani razu nie
pojawia się w tekście, ba, wygląda na to, że jest tylko jedną z wielu ofiar zjadaczy
dusz. Po co powstał? Pewnie chciałaś wtajemniczyć nas w żywot Pożeraczy. Przedstawić,
zanim okaże się, że Joanna wzięła udział w wypadku. Ale czy nie można było
wybrać innej sceny? Jest tyle możliwości na pokazanie, kim są Pożeracze, a Ty
wybrałaś chyba najgorszą z możliwych, mianowicie kulawy opis ataku. Naprawdę,
czytelnikowi nic nie da, że przytoczysz sytuację, w której Pożeracze byli na
łowach, jeśli nie będzie miał chociaż ogólnego wyobrażenia, z kim ma do
czynienia. To tak, jakbyś nie wiedziała, co to mydło, i w prologu opowiadania o
hipochondryczce przytoczono źle napisaną scenę, jak owego mydła używa, przez
pięć minut myjąc ręce. Ty nie wiesz, co to jest — autorka nawet nie opisała, że
mydło ma kształt kostki, że jakoś pachnie, że podczas pocierania wytwarza
mydliny — ale mimo wszystko czytasz dalej. Po jakimś czasie bohaterka znowu
używa mydła, a Ty nadal nie wiesz, dlaczego to robi, nie potrafisz sobie nawet
wyobrazić, jak owo mydło wygląda. W końcu rozdrażniona opuszczasz bloga i
szukasz pocieszenia gdzie indziej. Przykład przerysowany, ale na takich
najłatwiej się uczyć.
Scena w szpitalu nie poruszyła mnie, ale też nie wywołała
skrajnie negatywnych emocji. Dopiero podczas ponownej lektury, gdy wiedziałam
już, że postać w płaszczu, która weszła do izolatki, nie była Śmiercią, a
Pożeraczem, wprawiłaś mnie w irytację. Powinnam o tym wiedzieć podczas
czytania prologu, a nie domyślać się po pięciu rozdziałach.
„Światła w budynkach zostały pogaszone i tylko jedna
dziewczyna, skryta w mroku, biegła ile sił w nogach.” — Po „biegła” przecinek.
Oddzielamy orzeczenia („biegła, ile sił [miała] w nogach”).
„Słyszała coraz bliżej kroki, po chwili rozległ się strzał.”
—Może „słyszała zbliżające się kroki” lub „słyszała, że kroki są coraz bliżej”?
Aktualna wersja wygląda nieco kulawo.
„Przyspieszyła, a wraz z nią oddech. Jednak nie biegła dość
szybko, by ocalić życie.” — Jeżeli już zaczynamy zdanie od spójnika, pilnujmy,
by miało sens.
W tym przypadku można przerobić oba zdania tak, by
przekazywały tę samą informację, a jednocześnie nie straszyły formą. Popatrz.
„Jednak nie biegła dość szybko, by ocalić życie” brzmi jak wyrok. Hm, może to
jest wyrok, ale dlaczego musi mieć tak pompatyczny wydźwięk? Patosowi mówimy
„nie”! Może spróbujmy tak: „Przyspieszyła, a wraz z nią oddech, mimo to nie
udało jej się uciec”.
„Krzyk zamarł jej na ustach.”
— „Zamarł” to czasownik używany tylko i wyłącznie wobec osób, czyli „Jaś
zamarł, wpatrując się w chatkę z piernika” jest poprawne, ale zacytowane przeze
mnie zdanie już nie.
„Nie
mogę zdradzić, że czuję strach, pomyślała. A jednak instynkt był silniejszy
niż wolna wola. Uderzyła go w krocze.” — Zwrot „a jednak” sugeruje, że zrobiła
to, czego nie chciała, czyli zdradziła uczucie strachu.
„Dziewczyna potknęła się o własne nogi i przewróciła się,
ale po sekundzie wstała. Nie miała zbyt wiele czasu. Znów rzuciła się do
ucieczki, zmuszając nogi do biegu. Wtem usłyszała huk, a przez ciało przeszła
fala cierpienia. Jej oczy zakryła czerwona płachta.” — W tym fragmencie mamy do
czynienia z nadużywaniem zaimka zwrotnego „się” oraz niezbyt lotnym porównaniem.
A może to nie było porównanie i rzeczywiście ktoś zakrył jej oczy płachtą?
Jeśli tak, należy zastanowić się nad jakąś alternatywą dla krótkich, urwanych
zdań. Rozumiem, emocje, dynamizm i te sprawy, ale to już przesada.
„Przez prawie przezroczystą skórę dało się zobaczyć cienkie
niebieskie żyły.” — Istnieje zasada, która mówi, że przecinek stawiamy między
dwoma przymiotnikami określającymi jeden rzeczownik, jeśli opisują go w sposób
równorzędny. Na przykład chcesz powiedzieć, że rude włosy są piękne — „Piękne
rude włosy”. Ktoś uważa, że włosy są i piękne, i rude (ponieważ dodatkowo
lśniły i falowały): Piękne, rude włosy.
W Twoim przypadku powinno być „[…] cienkie, niebieskie
żyły”, ponieważ niebieski nie może być „cienki”.
„Dziewczyna błysnęła jeszcze białkami, a z jej ciała
uleciała biała mgła. Zaczęła po chwili przybierać ludzki kształt.” — Kto?
Dziewczyna? Mgła? Niejednoznaczny podmiot domyślny.
Rozdział
1
Widzę, że nie bawisz się w obyczaj, tylko od razu ruszasz z kopyta.
Rozdział pierwszy, a Joanna już zostaje wybrana przez Śmierć na Pożeracza.
Mimo że czas jest względny, mam nieprzyjemne wrażenie, że w
Twoim opowiadaniu wszystko rozgrywa się zbyt szybko. Tak jak w filmach, w
narracji istnieje możliwość wprowadzenia zwolnionego tempa, z której nie
skorzystałaś ani podczas opisu wypadku, ani innych ważnych scen, które wymagały
podania większej ilości szczegółów. Jak takie zwolnione tempo uzyskać? Przede
wszystkim ogranicz czasowniki. Czasowniki są motorem działań, a Ty przecież chcesz
zatrzymać się w miejscu i skoncentrować. Poza tym możesz zastosować technikę
wplatania myśli i wspomnień. Najlepiej nadają się do tego momenty kulminacyjne,
kiedy dzieje się coś, co stanowi dla bohatera ważne przeżycie, a powinno zostać
zapamiętane również przez czytelnika. Pamiętaj jednak! Retrospekcje można
stosować tylko wtedy, gdy świat przedstawiony jest dostatecznie ugruntowany w
wyobraźni odbiorcy. Nigdy na początku!
Bardzo zaintrygowała mnie Joanna. Jest pełna sprzeczności:
trochę Mary Sue, trochę zwykła bohaterka. Nie odzywa się do nikogo, tylko chowa
w opuszczonej łazience dziewcząt i słucha muzyki, a dokładnie heavy metalu. No
tak, ciężkie brzmienia nadają jej więcej mhroczności. Rysuje wampiry, wilkołaki
i wilki w zeszycie przedmiotowym oraz nie uważa na zajęciach. Wiecznie
rozkojarzona, zupełnie jakby należała do innego świata. Jej rozmyślania nie są
ani trochę głębokie, po osiemnastolatce mogłabym się spodziewać czegoś bardziej
interesującego, ale rozumiem, że nie wszyscy rodzą się intelektualistami.
„A jednak ludzie bali się w nie patrzeć, bo były
niesamowite. O dwóch barwach. Prawe oko zielone, lewe piwne.”
Jeśli naprawdę bano się spojrzeć jej w oczy tylko dlatego,
ponieważ cierpiała na heterochronię, to chyba umiejscowienie akcji w XXI wieku
nie było dobrym pomysłem. Ten motyw się później powtarza, ludzie zachowują się
dziwnie, ponieważ widzą, że Joanna ma każde oko innego koloru, co jest
zdecydowaną przesadą. I rozumiem, gdyby były to pojedyncze jednostki, ale nie,
zarówno główna bohaterka, jak i napotkane przez nią osoby, przekonane są o jej
wyjątkowości. Co do sztuki.
„Dziewczyna podskoczyła, a wszystkie książki, które zdążyła
wyciągnąć, wypadły jej z rąk wprost na podłogę. Przeklęła szpetnie i uklękła,
by je pozbierać.”
Z jednej strony delikatna, rumieni się na widok Emila, rzuca
spłoszone, sarnie spojrzenia, a z drugiej klnie jak szewc, ponieważ upuściła
książki. Jej charakter nie jest spójny już w pierwszym rozdziale, a później,
jak się za chwilę okaże, robi się coraz gorsza. Oczywiście Emil pobiegł na
ratunek — miałam wręcz wrażenie, że wcisnęłaś go tam na siłę, bo pojawił się
tak nienaturalnie, że równie dobrze mógł wyrosnąć z podłogi. Ale to tylko
szczegół.
„– W takim razie do zobaczenia za chwilę na matematyce, Asiu
– powiedział chłopak, uśmiechnął się i odwrócił się, by odejść.”
Dwie minuty później oboje stali pod klasą. To „do
zobaczenia” mogłaś odłożyć na inny moment, gdy faktycznie rozstaną się na
chociaż kilka godzin. Poza tym zabrzmiało to tak, jakby spotkali się pierwszy
raz (ot, znajomi z równoległej klasy zauważają się na korytarzu i rozpoczynają
rozmowę), a przecież wcześniej było parę lekcji, na których, zdaje się, oboje
byli obecni.
„Promienie wiosennego słońca, pieszcząc swoim dotykiem
skórę, wyrwały z krainy Morfeusza zakopaną w pościel dziewczynę. Ziewnęła
przeciągle i wyciągnęła rękę w stronę stolika nocnego, by wymacać okulary.
Chwilę potem zaklęła, gdy spadły z szafki i wylądowały na dywanie.” — Czyją
skórę pieściły promienie? Kto ziewnął przeciągle? Dziewczyna? Niejednoznaczny
podmiot domyślny.
„Dziewczyna niezbyt zgrabnym ruchem ześlizgnęła się z łóżka
i znów spróbowała znaleźć zgubę.” — Może jestem czepialska, ale dla mnie
„ześlizgnięcie się” jest ruchem jak najbardziej zgrabnym, przynajmniej w tym
kontekście. Może miałaś na myśli wyczołganie?
„Dziewczyna delikatnymi ruchami umyła się, po czym stała
jeszcze kilka minut pod strumieniem, aż ciepła woda się skończyła.” — Można
umyć się „delikatnymi ruchami”? Pewnie miałaś na myśli, że podczas mycia delikatnie
masowała ciało. I właśnie tak, lub podobnie, powinnaś to ująć.
„Chcąc nie chcąc, musiała opuścić kabinę prysznicową,
opatulona jedynie w cienki ręcznik, trzęsąc się z zimna.” — „i trzęsąca się z
zimna”. Chciałaś pokazać, że dziewczyna była i opatulona w cienki ręcznik, i
trzęsła się z zimna, więc należało użyć spójnika warunkującego równorzędność.
Imiesłów przysłówkowy sprawia, że wyrażenia są sobie podrzędne.
„Małe oczy stawały się większe i ładniejsze, gdy źrenice się
rozszerzały.” — Gdy średnice się rozszerzają, oczy wcale nie stają się większe.
Skąd w ogóle taki pomysł? Możesz napisać: „oczy wydawały się większe”, ale na
pewno nie „stawały”.
„Zaraz obok blat, a
na ścianie przeciwnej lodówka i kolejne trzy blaty.” — Te blaty to jeden na
drugim? Hm, pewnie miałaś na myśli szafki kuchenne. Trzy stały obok siebie, a
na nich jeden blat, tak?
„Dziewczyna zaklęła cicho, wstała gwałtownie, złapała
plecak, który stał obok, i wybiegła z domu, trzaskając drzwiami.” — Plecaki
leżą, nie stoją.
„Autobus, jak zawsze był strasznie zatłoczony.” — Albo
domykasz wtrącenie, czyli po „zawsze” stawiasz przecinek, albo z niego
rezygnujesz, czyli przecinek kasujesz.
„Całą stronę zeszytu pokrywały różnorodne rysunki: wampirów,
wilkołaków, wilków i innych bestii czających się w ciemności.” — Chciałaś
zasugerować, że w zeszycie narysowała jakiś mroczny las lub jaskinię, w której
czaiły się owe w większości paranormalne stwory? Pytam, ponieważ zdanie ma taki
wydźwięk, jakby narrator naprawdę sądził, że wampiry czy wilkołaki istnieją i
gdzieś w ciemnych zaułkach, za śmietnikiem na przykład, czyhają na smaczne,
ludzkie mięsko.
„Nastolatka tak bardzo skupiła się na tym, co robiła, że nie
zauważyła, kiedy głos nauczycielki od angielskiego ucichł.” — Zły punkt
odniesienia. Nie głos ucichł, tylko nauczycielka. Ponieważ głos z zasady jest
głośny, a przynajmniej słyszalny, nie może nagle ucichnąć, bo przestaje być
głosem. Głos można ściszyć, ale nie uciszyć. Poza tym „ucichł(a)” to dość
dziwne określenie na nauczycielkę, który przestała prowadzić lekcję, ponieważ
zauważyła nieuważającą uczennicę. Ja prędzej użyłabym „zamilkła”.
„Zaczęła się modlić o to, by nie przyszło nauczycielce do
głowy pokazać całej klasie jej, ponad wszystko inne, skrywanych tajemnic.” — A
co to za tajemnica, że rysuje stwory fantasy? I tak chyba ma opinię niezłej
dziwaczki, skoro krzyczą za nią „wampir!”.
„Nastolatka odprężyła się,
myśląc, że to wszystko, ale nie.” — Ale co „nie”? To zdanie
wygląda na niedokończone.
„– O czym przed chwilą mówiłam, panno Kot? – Zaskoczona
dziewczyna otworzyła szeroko oczy i dopiero po dłuższej chwili podniosła się z
krzesła.” — Skąd to zdziwienie? Nie
uważała na lekcji i jest zdziwiona, że nauczyciel próbuje ją zdyscyplinować?
„Nim zdążyła jednak usiąść,
zabrzmiał zbawienny dzwonek obwieszczający koniec zajęć. Nie bacząc na
otoczenie, dziewczyna szybko schyliła się, wrzuciła książki do torby, poderwała
się z kucek, po czym biegiem rzuciła się wzdłuż korytarza.” — A co z zeszytem, który zabrała nauczycielka?
„– Wampir! – krzyknął ktoś wprost do jej ucha i odszedł,
śmiejąc się głośno.” — „Krzyknął jej ktoś do ucha”. „Krzyknął ktoś wprost do
jej ucha” brzmi, jakby prócz swoich, miała jeszcze czyjeś uszy.
„– Nie ma za co. Przepraszam cię, ale czy mogłabyś? –
zapytał z jeszcze szerszym uśmiechem, spoglądając wymownie na dłonie
dziewczyny. \\ Dopiero wtedy zorientowała się, że trzymała książki, a wraz z
nimi jego dłonie. Zaczerwieniła się i pozwoliła chłopakowi wyszarpnąć ręce.” —
„Wyszarpnął” brzmi tak, jakby Emil był zły lub brzydził się Joanny, a przecież
poprosił, by puściła jego ręce, z uśmiechem. Poza tym, co obie wiemy, Emil lubi dowartościowywać się twierdzeniami, że może mieć każdą dziewczynę, więc gdy
taka Joanna zarumieni się i przytrzyma jego dłoń, będzie mu to pochlebiać, nie
uwłaczać.
„Wtem wzdrygnęła się lekko, gdy autobus podskoczył na
nierównej drodze. Moment później rozległ się dźwięk klaksonu i pisk opon. Błysnęły
oślepiające światła, nastąpił krzyk i upiorny dźwięk tarcia metalu o metal, a
na końcu ogłuszający huk uderzających o siebie rozpędzonych aut. Potem
zapanowała cisza.”
Autobusy miejskie
poruszają się z zawrotną prędkością około 40 km/h. Żeby spowodować taką
masakrę, jak opisujesz, ciężarówka musiałaby nie dość, że jechać tę osiemdziesiątkę,
to jeszcze być załadowana. My natomiast wiemy, że kierowca tira stracił
panowanie, zjechał z trasy i w ten sposób spowodował wypadek. Owszem, ktoś mógł
zginąć, ale skoro przeżyła tylko
Joanna, sugerujesz, że była to istna rzeź, że ciała leżały na podłodze nabite
na parasolkę sąsiadki, a zwłoki kierowcy wisiały smętnie, poćwiartowane
kawałkami szkła i metalu. Nie uważam, by było to możliwe na terenie
zabudowanym, gdzie istnieje ograniczenie prędkość do 50 km/h. Poza tym mamy do
czynienia z czołówką, czyli rozłożenie sił było na tyle szczęśliwe, że,
szacując, mogło zginąć około 30% pasażerów, ale na pewno nie wszyscy.
Poza tym pozwól, że powtórzę końcówkę: „[…] a na końcu
ogłuszający huk uderzających o siebie rozpędzonych aut”. — Aut? Przecież
zderzył się autobus miejski z ciężarówką.
„Kiedy się ocknęła, zdziwiona zdała sobie sprawę, że leży na
brudnej podłodze. Po chwili konsternacji powoli uchyliła powieki.”
Przed chwilą roztrzaskał się autobus, w którym jechała, a
ona czuje się skonsternowana, bo
upadła na podłogę? Wokół zmasakrowane zwłoki, fragmenty plastikowych szyb,
powyginany metal i porozwalane bagaże, ale ona czuje się skonsternowana, ponieważ upadła na podłogę… Joannie już chyba całkiem pomieszało się w
głowie.
Małe podsumowanie:
Wypadek — 485 słów.
Poranne czynności — 468 słów.
Szkoła — 583 słowa.
Jak to możliwe, że scena, gdy Joanna wstaje, myje się i
przyrządza śniadanie jest ujęta w prawie takiej samej ilości słów, co opis
wypadku? Powinnaś trochę bardziej się postarać, nie tak rachu-ciachu i po
wszystkim.
Rozdział
2
„Kiedy tylko jej
umysł się rozjaśnił, wspomnienia zaatakowały z podwójną siłą.” — Kogo? Ją?
Niejednoznaczny podmiot domyślny.
„Otworzyła usta, ale żaden
dźwięk nie dał rady przedrzeć się przez ściśnięte strachem gardło.” —
Przecisnąć.
„Joanna westchnęła
ciężko, pchnęła mosiężne drzwi, po czym ruszyła starymi, stromymi schodami na
górę.” — Mosiężne drzwi w kamienicy? Pierwsze skojarzenie: Władca Pierścieni i bramy prowadzące do Mordoru. Może Ci się
pomyliło i miałaś na myśli okucia?
„Dotarła na czwarte piętro, ciężko dysząc, i stanęła przed
wejściem do mieszkania.”
Chwileczkę. Teraz dyszy po wdrapaniu się na parę schodków, a
kilka stron później przebiegnie trzy kilometry w dziesięć minut i nawet się nie
zmęczy. Hm. Z jednej strony napisane jest, że po wchłonięciu duszy
Pożeracze zyskują siły i nowe umiejętności, a z drugiej Joanna zaczęła się
zmieniać przed pierwszym posiłkiem.
„Dotarła na czwarte piętro, ciężko dysząc, i stanęła przed
wejściem do mieszkania. Wykonane z mocnego dębowego drewna wydawało się być nie
do wyważenia.” — Wejście jako synonim drzwi jest do przyjęcia, ale nie w tym
przypadku. Gdybyśmy miały spróbować sklecić definicję wejścia, brzmiałaby ona „otwór
przez który można dostać się do wnętrza czegoś” (czy coś w tym stylu). A przecież trudno
powiedzieć, że otwór może być dębowy. No właśnie.
„Drzwi na oścież
otworzyła kobieta mniej więcej w wieku pięćdziesięciu kilku lat. Drobnej
postury, ubrana w garsonkę i buty na niewielkim obcasie.” — Te dwa zdania są ze
sobą w bardzo dziwny sposób połączone. Gdyby nie pierwsze, drugie nie miałoby
sensu. A przecież to dwa osobne zdania, nie podrzędne jego części, więc chyba
coś nie tak, prawda? Gdybyś dodała na początku drugiego zdania czasownik
„była”, wyglądałoby to o wiele lepiej.
Zastanawiam się, dlaczego tak szczegółowo opisałaś
psychoterapeutkę. W tekście pojawia się tylko raz, a poświęciłaś jej aż 82 słowa. Opis głównej bohaterki zajął 67
słów i nie próbuję teraz zarzucać mądrościami typu „główna bohaterka musi być
najszczegółowiej opisana”, ale dziwi mnie, że poświęcasz więcej uwagi postaci
epizodycznej niż pierwszoplanowej. To niezdrowe. Zapychasz tekst czymś, co
praktycznie do niczego się nie przyda. Daj komuś do przeczytania rozdział, a
potem zapytaj go, jak wyglądała dr Zielińska. Ile z tego zapamięta? Że miała
czarne farbowane włosy i elegancki strój? To ta optymistyczna wersja.
„Kiedy drzwi się zatrzasnęły, wzdrygnęła się. Ten dźwięk
zawsze sprawiał, że zaczynała wpadać w panikę. Odetchnęła głęboko, by choć
trochę pozbyć się napięcia, pochyliła się i zdjęła buty.” — Rozumiem, że to
miał być flashback, ale chyba nie do
końca wyszło, gdyż nawracające wspomnienia pojawiają się tylko wtedy, gdy dany
czynnik rzeczywiście nawiązuje do traumatycznego wydarzenia. Trzaśnięcie
drzwiami w żaden sposób nie kojarzy się z wypadkiem komunikacyjnym, więc jest
to trochę naciągane. Co innego w przypadku tego cytatu: „Spojrzała w górę, by
ocenić, kiedy deszcz zacznie mocniej padać. Na jej okulary spadła ciężka
kropla. Instynktownie wytarła ją rękawem, a na szkle pojawiła się smuga.
Dziewczyna jęknęła zdenerwowana. \\ Jest
jak wtedy, pomyślała i wzdrygnęła się mimowolnie, kiedy obrazy zaczęły
wypływać na wierzch. Na szczęście odgoniła je, kierując myśli na inny tor.”
Tutaj mamy do czynienia z typowym mechanizmem: wrażenie zmysłowe nawiązujące do
wypadku ––> niekontrolowany napływ wspomnień. Ładnie to rozegrałaś, w
przeciwieństwie do pierwszego przypadku.
„Nastolatka podeszła do sofy, usiadła, podkulając nogi,
objęła je rękami i oparła głowę o kolana.” — To zdanie wygląda mniej więcej tak
na wykresie:
Zważywszy na zasadę, która mówi, że te części zdania, które są sobie równorzędne (znajdują się na jednym poziomie), stanowią ciąg logiczny (ponieważ podrzędne części zdania to swego rodzaju wtrącenia, bez których można się obejść), u Ciebie zdanie bez brania pod uwagę stwierdzenia „podkulając nogi”, powinno mieć sens. Jak natomiast jest, łatwo sprawdzić. Nie ma na to innej rady, jak składnię poprawić.
Zważywszy na zasadę, która mówi, że te części zdania, które są sobie równorzędne (znajdują się na jednym poziomie), stanowią ciąg logiczny (ponieważ podrzędne części zdania to swego rodzaju wtrącenia, bez których można się obejść), u Ciebie zdanie bez brania pod uwagę stwierdzenia „podkulając nogi”, powinno mieć sens. Jak natomiast jest, łatwo sprawdzić. Nie ma na to innej rady, jak składnię poprawić.
„W powietrzu unosi się zapach świeżej krwi.” — Jak rozróżnić
zapach świeżej krwi i starej, o ile pojęcie „stara krew” istnieje?
„Gęsta, szkarłatna krew
pokrywa wszystko wokół. Podłogę, okna, ściany.”
„Dostrzegam, jak
kałuża krwi powoli, lecz nieubłaganie spływa w dół. Po chwili dotyka mojej
ręki. Czuję jej wysoką temperaturę.” — Ostatnie zdanie brzmi nienaturalnie
sztywno. Można by zamienić to na „Czuję, jak bardzo jest gorąca” lub coś w tym
stylu.
„– Kim była ta postać? – zapytała kobieta jeszcze raz
spokojnym głosem. \\ – Śmierć – stwierdziła, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz.”
— Kto stwierdził? Niejednoznaczny podmiot domyślny.
„Lewa noga zwisała w dół, a stopa dotykała ziemi.” — Chcę
zobaczyć, jak jej noga zwisa w górę, ot co!
„Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, światło
księżyca zgasło.” — Jakoś nie czuję tego czasownika „zgasło”. Księżyc to nie
żarówka. Można to ująć w jakiś inny, mniej dziwny sposób.
„Drzewa gięły się na wszystkie strony.” — „Wyginały”.
„Na szybie ujrzała drobne krople deszczu, które w miarę
upływu czasu robiły się coraz większe oraz silniejsze.” — Jak krople deszczu
mogły stać się silniejsze? Pewnie miałaś na myśli, że mocniej uderzały o szybę.
„Chwyciła ręcznik, który zwisał przez oparcie krzesła, i
ruszyła w stronę łazienki.” — Albo zwisał na oparciu, albo był przerzucony
przez oparcie.
Nie mam za dużo do powiedzenia na temat tego rozdziału.
Stanowi on raczej wstęp, choć nie ukrywam, że zaleciało nudnymi schematami typu
słyszenie głosów, nagły, wszechogarniający mrok (bo lampa bez powodu zgaśnie
lub księżyc przysłonią chmury) i ogólnie tendencyjność do czynienia z głównej
bohaterki mhorcznej dziewczynki, która nie boi się malować paznokci na czarno lub
rysować nabitych na pal postaci. Wolałabym, żebyś nie szła tą drogą. Depresja
depresją, trauma traumą, ale jest różnica między osobą, która nie radzi sobie z
emocjami i zachowuje się w dość kontrowersyjny sposób, a osobą, która chce
zwrócić na siebie uwagę/pokazać, jak bardzo jest tró. Na tym etapie nie można
powiedzieć, że Twoja bohaterka to odmiana mhrocznej Mary Sue, ale ostrzegam, że
wszystko wskazuje na to, że taką ją wykreujesz.
Rozdział
3
„Na korytarzu liceum
ogólnokształcącego imienia Mikołaja Kopernika panował wesoły harmider.” Właśnie
przed chwilą zabrzmiał dzwonek obwieszczający początek przerwy na obiad. —
„Liceum ogólnokształcącego” dużymi. Podajesz pełną nazwę własną. Po drugie,
korelacja tych dwóch zdań jest co najmniej dziwna. W pierwszym jest czas
przeszły, w drugim natomiast używasz zwrotu „właśnie przed chwilą”, czyli
kładziesz nacisk na teraźniejszość. Ponieważ Ty stosujesz w narracji czas
przeszły, musisz poprawić początek drugiego zdania, np. „Niedawno zadzwonił
dzwonek, który obwieścił początek przerwy na obiad” czy coś w tym stylu.
„Wszystkim znane w szkole dziewczyny gromadziły się razem.
Sportowcy stali obok szafek, na swój widok reagowali inaczej niż koleżanki.
Łapali się za dłonie, po czym zderzali barkami. Część uczniów chodziła po
korytarzach, rozprawiając między sobą o różnych, niekoniecznie szkolnych
sprawach. Jeszcze inni bawili się komórkami albo wysyłali SMSy [SMS-y]. Przechodząc przez szkolny korytarz, czasami
można było natknąć się na młodzież usiłującą powtórzyć materiał przed
zbliżającym się testem.” — Czy tylko mnie ten fragment kojarzy się z
wyobrażeniem Polaków na temat amerykańskiej szkoły średniej? Może Tobie też,
Demonie, ale wcześniej nie zwróciłaś na to uwagi? Te szafki, te szkolne fejmy,
których wszyscy się boją/uwielbiają, ci dobrze zbudowani chłopcy poruszający
się stadami i tarasujący schody… Niby piszesz o Polsce, ale nie bardzo to
widać.
„Miasto liczące czterdzieści tysięcy mieszkańców, znajdujące
się w wschodnio-południowej Polsce.” — Przyjęło się, że najpierw podajemy
kierunki „północ” i „południe”, potem „wschód” i „zachód”, czyli
„południowo-wschodniej Polsce”.
„Kiedy zaglądało się do malutkiej części, gdzie znajdowały
się ubikacje, pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy, były zepsute spłuczki
i połamane stojaki na papier toaletowy.” —
Jeżeli weszłabym do części z toaletami, raczej zastałabym tam kabiny —
ze ścianami i drzwiami. Dopiero gdybym otworzyła drzwi, mogłabym dostrzec
zepsutą spłuczkę czy skrzywiony stojak na papier toaletowy. W takim razie nie
są to rzeczy, która można dostrzec na pierwszy rzut oka.
„W pewnym momencie
rozległ się szept. Dziewczyna usłyszała go pomimo słuchawek włożonych w uszy, z
których leciała ostra heavy metalowa muzyka. To niemożliwe. Jestem tutaj sama, pomyślała.” — Kto powiedział, że
tylko ona może tam wchodzić? To, że zaniedbana łazienka jest odwiedzana
rzadziej niż pozostałe, nie znaczy, że Joanna ma ją na wyłączność. I ten szept.
Słuchając heavy metalu raczej trudno usłyszeć, że ktoś szepta. Nawet jeśli jest
to szept w głowie, taki jak słyszą schizofrenicy, to nie zagłuszy on głośnej
muzyki.
„A jednak szept rozległ się znowu.” — Czasownik „rozległ
się” używany jest raczej w kontekście głośniejszych dźwięków. Nie szeptu.
„Szept nasilił się. Dziewczyna delikatnie uchyliła
plastikowe drzwi i wyjrzała na korytarz. Był prawie pusty.” — Jeszcze przed
chwilą „panował wesoły harmider”. Gdzie nagle wszystkich wywiało?
„To był Emil Los. Chłopak z klasy, który w dniu wypadku
pomógł jej pozbierać rozrzucone po podłodze książki.” — Chodzą ze sobą do klasy
od paru lat, a Joannie kojarzy się tylko z tym, że kiedyś pomógł podnieść jej
książki leżące na ziemi?
„Nastolatka wyczuła, że obok niego nikogo
nie ma.” — Wybacz za bezpośredniość, ale to brzmi absurdalnie (czyt.
łopatologicznie). Zupełnie jak „czuję, że dziś wieczorem zajdzie słońce”.
Przecież stał w zasięgu jej wzroku, poza tym cały korytarzy był pusty — sama
tak napisałaś.
„Musiał rozmawiać z kimś przez telefon, bo nie był osobą,
która mówi do siebie.” — Skąd u Joanny ta nieuzasadniona pewność? Przecież go
nie znała. Już lepiej by brzmiało: „nie wydawał się osobą, która mówi do siebie”.
„– Ona jest dziwna. Znaczy cały czas taka była. Odkąd ją
znam, to ciągle siedziała, coś rysowała w swoim zeszycie, mruczała do siebie
pod nosem. Prawie nigdy nie widziałem, żeby szła gdzieś bez swojej MP4. Teraz
widzę po niej, że cały czas przeżywa ten wypadek, który miał miejsce miesiąc
temu, ale ja też tam byłem.” — To faktycznie dziwne, że ktoś słucha muzyki i
rysuje bohomazy na lekcji. I że jest introwertykiem. Szczególnie w tak
łamerykańskiej szkole, w której ponoć jest zbiorowisko indywidualności.
Chyba że chcesz przedstawić Joannę w ten sposób:
Chciałabym także zwrócić uwagę, że coraz częściej niektóre kwestie bohaterów brzmią dziwnie, zupełnie jakbym czytała o gimnazjum, nie liceum. Ktoś słucha metalu i spędza samotnie przerwy? Na pewno satanista! A fakt, że Emil musiał dojść do wniosku, jakoby Joanna przeżywał traumę, jest po prostu… niemożliwy. To przecież naturalne, taki odruch ludzki — wiedzieć, że człowiek przeżywający tragedię musi ją przetrawić.
Chciałabym także zwrócić uwagę, że coraz częściej niektóre kwestie bohaterów brzmią dziwnie, zupełnie jakbym czytała o gimnazjum, nie liceum. Ktoś słucha metalu i spędza samotnie przerwy? Na pewno satanista! A fakt, że Emil musiał dojść do wniosku, jakoby Joanna przeżywał traumę, jest po prostu… niemożliwy. To przecież naturalne, taki odruch ludzki — wiedzieć, że człowiek przeżywający tragedię musi ją przetrawić.
I w tym momencie niechęć do opowiadania wzrosła. Tak
opacznie myślący bohaterowie (najgorszy tego przykład pojawi się w rozdziale 5)
wprawiają mnie w swego rodzaju konsternację. Twoi licealiści mają mentalność
gimnazjalistów i musisz coś z tym zrobić, bo inaczej zdrowo myślący człowiek
nie będzie miał ochoty Cię (niedosłownie, oczywiście) czytać. Co innego
przedstawiać problematykę patologii, co innego pisać o niej w sposób, który
sugeruje, że uważasz takie zachowanie za normalne, a w niektórych przypadkach —
cool, hardkorowe i nie wiadomo
jeszcze jakie.
„– Ona jest dziwna. Znaczy cały
czas taka była.” — Po „znaczy” przecinek. Wtrącenie.
„On też tam był. To zdanie ciągle tłukło się po jej głowie.”
— A „Wydaje się stawać taka jak my” nie wywołało w niej żadnego niepokoju? To,
że on tam był, jest naprawdę takie ważne? Dlaczego? Nie wyjaśniasz.
„A może go po prostu już
wtedy nie było w środku? W takim razie skąd on może wiedzieć, co mi się
przydarzyło?” — Może stąd, że mimo to, że próbujesz wtłoczyć nam, czytelnikom,
do głów, jakoby nikogo nie ruszyła śmierć autobusu ludzi, ktoś zainteresował
się sprawą i nawet poszedł na pogrzeby nieszczęśników? Inteligencja Twoich
bohaterów nie powala, trudno się z nimi utożsamić.
Dobrze, że o tym napomknęłam. Martwi mnie fakt, że uczniowie
Twojego LO w ogóle nie przejmują się tragedią, jaka spotkała ich koleżanki i
kolegów. Napisałaś, że Jarosław to miasto, „w którym śmiertelność była większa,
niż gdziekolwiek na Podkarpaciu”, ale to zbyt mało, by osiągnąć efekt
znieczulicy. Na pewno dyrektor zorganizował jakiś apel, w którym poinformował,
że, powiedzmy, sześcioro uczniów z ich szkoły zginęło w wypadku. Ty natomiast
traktujesz ten wątek, jakby zmiażdżenie autobusu było czymś normalnym, a śmierć
tych ludzi nikogo nie obchodziła. Mylisz się. Na pewno obchodziła, nawet jeśli
statystyki śmiertelność gnały na łeb, na szyję. W końcu to rzecz, obok której
trudno przejść obojętnie. To ludzie, którzy na pewno mieli przyjaciół.
„Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ona razem ze
swoją torbą już zdążyła zniknąć za zakrętem.” — To zdanie zabrzmiało tak, jakby
szła z tą torbą za rączkę. Może: „Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale
ona przerzuciła torbę przez ramię i czym prędzej wyszła, znikając za zakrętem”?
„Noc okryła ziemię czarnym
płaszczem.” — Najpierw czerwona płachta, teraz czarny płaszcz. Czy aby nie
przesadzasz z odzieżowymi metaforami?
„Wieczór był ciepły jak na tę porę roku. A jednak po chwili
zaczął wiać zimny wiatr i rozrzucać gazety oraz włosy dziewczyny.” — Wiatr nie
mógł rozrzucać włosów dziewczyny, ponieważ były przyczepione do głowy. Może
„plątał”?
„Wieczór był ciepły jak na tę porę roku. A jednak po chwili
zaczął wiać zimny wiatr i rozrzucać gazety oraz włosy dziewczyny.” — Z jednej
strony wieczór był ciepły, a z drugiej wiał zimny wiatr. Hm…
„Obróciła się gwałtownie, nabierając powietrza, by w razie
czego krzyknąć.” — Kiedy jesteś przerażona, pierwsza myśl, jaka Ci przychodzi
do głowy to: „Oho, muszę teraz nabrać trochę powietrza. Jeszcze okaże się, że
będę musiała krzyknąć ze strachu”? Nie sądzę. Powinnaś przeredagować to zdanie,
najlepiej po prostu wyrzucając ostatnią jego część.
„Obiecałam ci nowe, lepsze
życie.”
Śmierć pojawia się i od tak zaczepia bohaterkę? Coś mi się
wierzyć nie chce. Poza tym… po co ona przyszła? Nie jestem pewna, czy prawdziwa
Śmierć-osoba miałaby czas na tak marginalne sprawy, jak prześladowanie
zalęknionej nastolatki, który i tak nie rozumie, o co w tej całej grze chodzi.
Mogliby to zrobić Pożeracze. I po trzecie: dlaczego nie wytłumaczysz motywacji
bohaterki? Joanna włóczy się nocą po podejrzanych uliczkach, chociaż wie, że to
niebezpieczne i odczuwa strach. Dlaczego? Chce szybciej dojść do domu?
Udowodnić coś? Trudno coś sobie dopowiedzieć, gdyż dziewczę jest
nieprzewidywalne.
„– Co tam, staruszko? – zapytała, a pies zamachał radośnie
ogonem.” — Przed chwilą napisałaś, że to suczka.
„Gdyby wyznała matce prawdę, najpierw dostałaby karę za to,
że wracała sama do domu, a dopiero potem matka zaczęłaby wypytywać, dlaczego
tak jest.” — Nie wiem, jakie Ty masz doświadczenia, ale jak dla mnie Joanna
jest dość samodzielna, by wracać sama do domu. Nawet z traumą-nie traumą.
„Joanna stała przed drzwiami na środku swojego pokoju i
starała się zrozumieć to, co widziała. Usta zatkała dłonią, by nie krzyknąć.
Uklękła pośród bałaganu, a łzy popłynęły strumieniem po policzkach.” — Dlaczego
Joanna się rozpłakała? Tak nie reaguje normalny człowiek, który widzi, że ktoś
spenetrował mu sypialnię. Nic nie wyjaśniasz.
„Joanna, gdy już miała pewność, że jej mózg do końca wyrwał
się z letargu, otworzyła szeroko oczy. Światło drastycznie wbiło się w źrenice.
Rozszerzyły się jak u dzikiego kota.” — Czym więcej światła, tym źrenice
mniejsze.
Po chwili namysłu zauważyłam także, że użyłaś banalnego, ale
jakże zmieniającego wydźwięk określenia „dzikiego kota”. Uwierz mi, oczy
wszystkich kotów, nie ważne, czy rysia, czy norweskiego leśnego, rozszerzają
się tak samo. Warunkuje to jedna z sześciu cech kodu genetycznego, mianowicie
uniwersalność. Oznacza ona, że u wszystkich organizmów te same kodony oznaczają
te same aminokwasy (ujmując prościej: wszystkie słowa w języku polskim składają
się z liter alfabetu łacińskiego. Może w innych językach [cywilizacjach] używa
się innego alfabetu, ale tutaj każdy wie, co to litera „a” i dla każdego litera
„a” znaczy to samo).
„Rozległo się skrzypienie schodów, gdy Marzena schodziła.” —
Domyślam się, że chodzi o siostrę, bo matki raczej nie nazwałaby po imieniu.
Ale dlaczego mam się domyślać? Jeśli nazywasz kogoś po imieniu, najpierw go „przedstaw”.
„Światło drastycznie wbiło się w źrenice.” — Brzmi to
niepokojąco dosłownie.
„Zainteresowanie jej osobą zawsze wprawiało dziewczynę w
niemałe zakłopotanie. W takich momentach zaczynała się pocić i czerwienić, a
serce przyspieszało.” — Wypadałoby uściślić, o jakie zainteresowanie jej
chodziło. Ogólne? Takie, że nie ważne kto i w jakich okolicznościach na nią
spojrzy, ona zawsze będzie czuła się zawstydzona? A może o sprawy
damsko-męskie? Konkrety!
„Westchnęła, gdy ujrzała, jak Emil stoi na balkonie, czyli na bramce przy schodach,
która chroniła przed upadkiem, i popisuje się przed znajomymi.” — Pewnie miałaś
na myśli balustradę.
„– Zostaw mnie – syknęła z nienawiścią na tyle głośno, że
usłyszeli ją znajomi.” — Jeszcze rozdział temu była w nim po uszy zadurzona.
Jakoś umknął mi moment, gdy miłość przerodziła się w nienawiść.
„Czując na sobie spojrzenia ludzi z klasy, chwyciła plecak i
wybiegła, potrącając wchodzącą Justynę. Uciekła z dwóch ostatnich lekcji. Jej
szloch poniósł się echem po pustych już korytarzach.” — Czyli mam rozumieć, że
najpierw uciekła, a potem jej szloch poniósł się echem po korytarzach?
Pomieszała Ci się kolejność.
Rozdział
4
„Myśli
krążyły po najdalszych orbitach umysłu.”
—Myśli
krążące po orbitach to naprawdę ciekawe zjawisko.
Wiem, to metafora, ale nawet metafory obowiązują pewne
reguły. Kiedy powiem „weszła do pokoju z gracją słonia”, można się domyślić, że
ironizowałam, ponieważ w umysłach ludzi słoń kojarzy się z ciężkim, niezgrabnym
chodem (łatwo krytykować osobnikowi ważącemu pięćdziesiąt kilo, ale mniejsza o
to). Jeśli powiem „zmroziła mnie wzrokiem”, to wiadomo, że miałam na myśli to,
że spojrzała na mnie przenikliwie z domieszką niechęci, ponieważ chłód (w
domyśle: chłód emocjonalny) jest wyrażeniem powszechnie używanym. Ale co mogę
mieć na myśli, gdy powiem: „moje myśli krążyły po najdalszych orbitach umysłu,
gdy nagle poczułam zapach palącej się gumy”? To, że bujałam w obłokach?
Prawdopodobnie. Ale weź pod uwagę fakt, że mózg działa na zasadzie skojarzeń,
a orbity to na pewno nie jest coś, co kojarzy nam się z umysłem.
„Joanna znalazła się przy bramie swojego domu w ciągu
dziesięciu minut. Przebiegła trzy kilometry i nawet się nie zasapała, chociaż
pot lał się z ciała strumieniami.” — Ja w dziesięć minut pokonuję ok. 1800 m.
Joanna raczej nie była aż tak wysportowana, by przebiec prawie dwa razy dłuższy
dystans w tym samym czasie i się nie zmęczyć (nie ćwiczyła przez sześć lat na wuefie!). Owszem, mózg wytworzył adrenalinę
podczas potyczki z Emilem, ale na pewno nie w ilości, która potrzebna była do
włożenia tak, przynajmniej dla mnie, dużego wysiłku.
„Pierwszy dzień szkoły, wigilia klasowa, Joanna czytająca
książkę na lekcji, potykająca się na szkolnym korytarzu. Naśmiewanie się Emila
z jej ruchów i słów. Łzy cieknące po policzkach, gdy Emil głośno komentował jej
wady.”
A w rozdziale pierwszym jest napisane:
„Tą osobą okazał się być Emil, chłopak w którym zakochała
się już pierwszego dnia liceum, chociaż nigdy z nim nie rozmawiała. Wysoki,
umięśniony, z włosami koloru blond i niebieskimi oczami.”
Te informacje są ze sobą tak sprzeczne, że już chyba
bardziej być nie mogą. Nie będę pisać długaśnego akapitu, jak bardzo jest to
rażące, powiem tylko, że można nieźle się pogubić w paradoksach percepcyjnych
Joanny (że tak nazwę te wszystkie momenty, gdy mówi, że coś jej się podoba/nie
podoba, a za chwilę jej zachowanie/słowa temu przeczą).
„– Idźcie dalej. Zaraz was dogonię – rzekł i uśmiechnął się
promiennie.” — Być może się uśmiechnął, ale jak dla mnie nie „promiennie”,
tylko „z udawaną wesołością”. Tak wynika z kontekstu.
„Znajomi bez słowa obrócili się i skierowali kroki w stronę
przystanku.” — Kroków nie można skierować. Skierowali się, jak już.
„– Co z tobą? To przez Aśkę? – zapytała i spojrzała głęboko
w oczy chłopaka, by znaleźć w nich potwierdzenie.” — Dlaczego Marta nie
przejmuje się tym, że Emil na jej oczach (i przy okazji całej klasy) pocałował
inną dziewczynę? Mają jakiś układ, że związek, który stworzyli, jest raczej
luźny? Nie wyjaśniasz.
„Podskoczył, by po chwili opaść, cofnąć się z przestrachem i
położyć się płasko na ziemi.” — Opaść na co? Dziwna ta konstrukcja.
„Usiadła i opierając się o drzwi wejściowe nie mogła dłużej
powstrzymać wzbierających łez.” — Po „wejściowe” przecinek. Oddzielamy
orzeczenia. Poza tym „wzbierających się”.
„– Nie zostaniesz zabrany. Ja nie biorę ze sobą tchórzy –
wysyczała ostro Śmierć. – Teraz myślisz, że masz powody, by chcieć zakończyć
życie ? – zapytała sarkastycznie.” — Przed znakiem zapytania nie stawiamy
spacji.
„Zakręciła kran i jeszcze przez chwilę podziwiała, jak
czerwona, rozrzedzona krew spływa do ścieków.” — Nie jestem przekonana co do
tego, czy na miejscu zbrodni było aż tyle krwi, by przesiąkły nią spodnie, nie
mówiąc już o ubroczonym ciele. Dłonie może tak, ale wszystko? Przecież ona
pochylała się nad zwłokami zaledwie kilka sekund, potem wstała, wessała duszę i
uciekła.
Po tym, jak opisałaś czerwonawą wodę spływającą do ścieków
po prysznicu, Joanna sprzed kąpieli zwizualizowała mi się tak:
„Jej twarz była gładka oraz blada.” — Nie mam nic do bladości, ale piszesz o niej tak, jakby była wyznacznikiem piękna. Takie coś mogło przejść w „Zmierzchu”, gdzie tona pudru na twarzy faceta nikogo nie dziwiła, ale tutaj… chyba nie chcesz popaść w sztampę?
„Jej twarz była gładka oraz blada.” — Nie mam nic do bladości, ale piszesz o niej tak, jakby była wyznacznikiem piękna. Takie coś mogło przejść w „Zmierzchu”, gdzie tona pudru na twarzy faceta nikogo nie dziwiła, ale tutaj… chyba nie chcesz popaść w sztampę?
„Głośna muzyka wylewała się przez każde drzwi i okno w
szkole.” — Muzyka „wylewająca się” brzmi zabawnie. Naprawdę, musisz pilnować
się, jeśli chodzi o dziwaczne metafory.
„W końcu nadeszła kolej Joanny. Kiedy stanęła przed stołem z
zapisami, przewodniczący szkoły przebrany za Zorro podniósł wzrok i zlustrował
ciało dziewczyny.” — Nie przyglądał jej
się, gdy była naga, więc „zlustrował strój”. W końcu chciałaś przekazać to, że
oceniał, czy jej strój kwalifikuje się pod tematykę dyskoteki, prawda?
„W momencie gdy weszła do sali gimnastycznej, uderzyła w nią
głośna muzyka, jeszcze wyraźniejsza niż na zewnątrz.” — „Uderzyła ją”, nie „w
nią”.
„Blondyn, kiedy dostrzegł Joannę uśmiechnął łobuzersko.” —
Po „Joannę” przecinek. Oddzielamy orzeczenia.
Mam jeszcze małe pytanie. Czytam teraz scenę, gdy Joanna
tańczy z Emilem i zastanawiam się, dlaczego to robi. Przecież w tym samym
rozdziale napisałaś, że go nienawidzi, że czuje się zraniona i oszukana
(pisałam o tym kilka akapitów wcześniej). Dlaczego jak gdyby nigdy nic tańczy z
nim do wolnej, romantycznej piosenki i jest zadowolona? Nie wyjaśniasz.
„Świat zawirował napędzony gniewem.” — Nie za bardzo
rozumiem, o co w tym zdaniu chodzi, skoro w następny akapicie pojawia się:
„Joanna czuła, jak mięśnie jej nóg pracują w harmonii”. Gdyby była zła, raczej
nie tańcowałaby sobie „w harmonii”. Kolejny paradoks percepcyjny?
„Joanna czuła, jak
mięśnie jej nóg pracują w harmonii.” — Mięśnie
jej nóg co robią? Może: „Joanna czuła, jak mięśnie jej nóg pracują
harmonijnie”. Chociaż… i tak nie jestem przekonana; ten zwrot brzmi dziwnie.
„Dziewczyna biegła ile sił.” — Po „biegła” przecinek. Jeśli
nadal nie wiesz dlaczego, cofnij się do pierwszego błędu w prologu.
„Zmierzała w stronę lasu znajdującego się na obrzeżach
miasta. Musiała jak najszybciej ukryć się wśród gęstych drzew i ogromnej
ciemności.” — Po pierwsze, dlaczego nie ucieknie do domu albo innego
cywilizowanego miejsca (jak sklep), gdzie nie mógłby jej nic zrobić, tylko
chowa się w ciemnym, mrocznym, niebezpiecznym lesie? Ponoć Emil, tak jak ona,
widzi równie dobrze w ciemności, jak i za dnia. Poza tym „ogromna” to dość
dziwny epitet opisujący ciemność. Ale może się mylę.
„Po dziesięciu minutach biegu Joanna znalazła się wśród
drzew. Nie zatrzymując się nawet na chwilę, zanurkowała w ciemność. Dopadła do
ogromnego klonu i ukryła się za jego szerokim pniem.” — Zanurkowała w ciemność…
Tworzysz naprawdę dziwne metafory.
„– Tak, jak każdy – rzekł Paweł.” — Bez przecinka.
„Szukałem jej, ale jakby zapadła się pod ziemię.” — Nic
dziwnego, skoro owo szukanie ograniczył do omiecenia wzrokiem drzew
znajdujących się kilka metrów przed nim (chyba że tylko ja, gdy czegoś szukam,
przewracam sypialnię do góry nogami, patrząc nawet tam, gdzie danego przedmiotu się nie spodziewam).
„Dobrze wiesz, że
mogę wszystko, ale nawet ja nie jestem w stanie sam przeszukać każdego drzewa w
tym lesie.” — Potrafi wszystko? Chyba nie do końca, skoro prosi o pomoc. Poza
tym: jak on chce przeszukiwać te drzewa? „Konary do góry, proszę zdjąć mech i
korę, odblokować wszystkie dziuple! Musimy pana przeszukać!”
„Dobrze wiesz, że mogę wszystko, ale nawet ja nie jestem w
stanie sam przeszukać każdego drzewa w tym lesie. Dlatego potrzebuję waszej
pomocy i muszę was o nią prosić, chociaż nienawidzę tego robić.” — Ta kwestia
brzmi jak żywcem wzięta z parodii. Aż trudno uwierzyć, że Emil jest tak
zadufany w sobie, by powiedzieć to na głos.
„Odetchnęła głęboko, starając się nie narobić hałasu,
i przygotowała się do biegu, wystawiając nogę do przodu. Policzyła w
myślach do dziesięciu, po czym wypadła zza drzewa. Grupa wydała krótki okrzyk
zdumienia.” — Ale przecież oni słyszeli najcichsze szmery, tak przynajmniej
napisałaś, więc jakim prawem nie słyszeli Joanny? Widzimisię.
„– Łapcie ją! – najpierw usłyszała słowa Emila, a potem
czterdzieści par nóg biegnących za nią.” — Usłyszała dokładnie czterdzieści par
nóg? Ja jestem w stanie odróżnić najwyżej trzy, potem wszystko mi się miesza i
myślę, że nie jestem w tym osamotniona.
„Nastolatka pochyliła się do przodu, próbując zmniejszyć pęd
powietrza i zwiększyć tym samym prędkość.” — Nie zmniejszy pędu powietrza,
tylko opór.
„Widziała, jak ziemia z zawrotną prędkością zbliża się do
jej twarzy.” — Chyba odwrotnie: jej twarz zbliżała się do ziemi.
„Ktoś podbiegł do nastolatki i uderzyła ją z całej siły
prosto w twarz.” — „Uderzył”.
„W tej samej
sekundzie cały świat Joanny pokryła czarna płachta.” — No proszę Cię…
odzieżowych metafor część dalsza?
„Woda w strumieniu przesuwała się po kamieniach.” — Nie
lepiej, gdyby po prostu płynęła? „Przesuwała się” brzmi tak, jak gdyby woda
robiła to świadomie.
„Wtem usłyszała świst powietrza, a potem odgłos rozsypującego
się w drobny mak szkła.” — To nie powietrze świsnęło, a świst owo powietrze
przeszył.
„Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i usta zdziwiona.” —
Jeśli „otworzyła szeroko oczy i usta”, musiała być zdziwiona. Dlaczego
opisujesz jej zachowanie, skoro zaraz podajesz, że była zdziwiona? Daj
czytelnikowi dojść do tych wniosków samodzielnie.
„Wezbrał w niej gniew.” — „Wezbrał się”.
„Emil zwijał się z bólu na podłodze.” — Przypominam, że
akcja cały czas się toczy w lesie.
To pierwsza poważniejsza scena, która powinna wzbudzić
dreszczyk emocji. Dość sprawnie, budując napięcie (wszystko toczyło się za
szybko, ale generalnie źle nie było) i stopniując je do momentu kulminacyjnego,
doszłaś do jej końca. Wrażenia? Więcej opisów! Wprowadzasz nowe postaci, manewrujesz
światem przedstawionym, ale nie przelewasz tego na papier. Bohaterowie pojawili
się w jakimś domu — skąd się ten dom wziął, dlaczego do niego weszli? Nie
wyjaśniono. Na końcu sceny słychać Śmierć, która mówi: „– Spokój! – krzyknęła
Śmierć, a jej puste oczodoły ciskały błyskawice. – Macie jej wyjaśnić, kim
jest, a nie ją zabić!” Co robiła tam Śmierć? Po przyszła? A przede wszystkim: kiedy
przyszła? Nie wyjaśniono. Chociaż jest to dopiero czwarty, czyli początkowy,
rozdział, mam wrażenie, że już zaczynam się gubić. Czasami nawet trudno
stwierdzić, co było zwykłą pomyłką, przejęzyczeniem z Twojej strony, a co
kolejnym dziwactwem Joanny. Także, pomimo przyjemnego stylu, powinnaś popracować
nad kompozycją.
Poza tym dodam, że ostatnia scena, gdy zbuntowany Paweł
rozkwasza nos Emilowi, bierze w objęcia Joannę i zanosi do domu skojarzyła mi
się z tym:
„Wezbrał w niej [Joannie] gniew. Działając instynktownie,
wbiła but w stopę chłopaka. Odskoczył zaskoczony. \\ – Ty mała suko! – wycedził
[Emil] przez zaciśnięte zęby i uniósł dłoń, która opadła, uderzając Joannę w
twarz. \\ Dziewczyna ogłuszona siłą uderzenia osunęła się po ścianie na
podłogę. W tym samym momencie Paweł z nadludzką szybkością podbiegł do
przyjaciela i zanim Emil zdążył zareagować, uderzył go pięścią w nos. Trysnęła
krew. Emil zwijał się z bólu na podłodze. \\ – Nigdy nie bij dziewczyn w mojej
obecności – syknął Paweł, po czym odwrócił się i pochylił nad Joanną. \\ Zanim
zdążyła zareagować, wziął ją na ręce. Dziewczyna pisnęła zaskoczona. Paweł
wybiegł z nią w ciemną noc.”
Zarówno teraz, jak i w kilku późniejszych scenach, u Joanny
będzie uaktywniał się syndrom Belli — całkowity brak charakteru, nieumiejętność
podjęcia jakiejkolwiek decyzji bez podtrzymującego ją męskiego ramienia i
nieustanne wzbudzanie zainteresowania u płci przeciwnej. Jednym słowem, kolejny
paradoks percepcyjny — Joanna zachowuje się nijako, stroi fochy, całuje
dwóch/trzech chłopaków dziennie, ponieważ nie może się zdecydować, a i tak jest
obiektem pożądliwych spojrzeń, zupełnie jakby chłopcy poza biustem i, jeśli tak
Ci zależy, bladą twarzą, nie widzieli, że jest narwana i niestabilna
emocjonalnie.
Rozdział
5
„Paweł biegł bardzo szybko, więc już po kilkunastu minutach
od wyjścia z chatki w lesie znalazł się przy bramie na podwórko Joanny.” —
Wcześniej napisałaś tylko, że Joanna oparła się o drewnianą ścianę i równie
dobrze mogła to robić na zewnątrz. Nigdzie nie uściśliłaś, że znajdują się w
środku jakiegoś budynku, dlatego czuję się (a razem ze mną wszyscy potencjalni
czytelnicy) skołowana (tak nawiasem mówiąc, najpierw musieli do tego budynku
wejść. Skoro nie napisałaś, że weszli, teoretycznie cały czas są na dworze).
Poza tym „podwórku”, literówka się wkradła.
„– Emil
mi powiedział – odparł Paweł.” — Kiedy to zrobił? Zanim nie zwołał zebrania i
nie kazał ruszyć za nią w pościg, jego paczka nie wiedziała nawet, że
dziewczyna istnieje. Schwytali ją, potem przeszli transformację, bili się…
kiedy w tym rozgardiaszu Emil miałby powiedzieć Pawłowi, gdzie mieszka Joanna?
A przede wszystkim: po co?
„– Może wejdziesz na chwilę? – zapytała, zanim zdążyła
choćby przez sekundę pomyśleć.” — Przed chwilą chłopak na jej oczach zmienił
się w widmo bez oczu i nosa, z odlatującymi ustami i lśniącą czaszką, a ona
zaprasza go na herbatkę. Komentarz narratora mówi sam za siebie.
„W jego oczach zabłysło zdziwienie, ale twarz pozostała
zastygłą maską.” — Oczy są częścią twarzy. W takim razie, skoro twarz nie
wyrażała emocji, nie mógł spojrzeć na Joannę ze zdziwieniem.
„Pierwszym, co rzuciło się mu w oczy, było okno na skosie i
znajdujące się pod nim ciemne drewniane biurko.” — Raczej to, co pierwsze rzuca
nam się w oczy, jest w jakiś sposób charakterystyczne. Co dziwnego jest w
oknie, że zwrócił na nie uwagę? Nie wyjaśniłaś. Poza tym stosujesz narrację
trzecioosobową z perspektywy Joanny, więc skąd ona może wiedzieć, co rzuciło mu
się pierwsze w oczy? Może co najwyżej stwierdzić, że pierwszą rzecz, na którą
spojrzał, była… [dopowiadasz].
„Będzie pustą skorupą myślącą tylko o jednym. Jak pożywić
się ludzkim ciałem.” — To nie powinny być dwa osobne zdania, ponieważ cały czas
ciągniesz jedną myśl. Najlepiej gdybyś połączyła je myślnikiem, który sugeruje
dłuższą przerwę, ewentualnie dwukropkiem. O, tak: „Będzie pustą skorupą myślącą
tylko o jednym — jak pożywić się ludzkim ciałem”.
„Zmarszczyła nos. Nagle coś sobie uświadomiła. Zerwała się z
miejsca. Niepokój znikł tak szybko, jak się pojawił. Teraz poczuła, jak w ciele
narasta gniew. Tak potężny, obezwładniający. Sekundę później jej dłonie
zacisnęły się na szyi chłopaka. \\ – Byłeś tu wcześniej, prawda? – wysyczała.”
— „Uświadomiła” to nie jest odpowiednie słowo. Nie mogła do tego dojść na drodze
dedukcji. Co najwyżej — przeczuwała.
„– Byłeś w moim domu! To twój zapach czuć! – krzyknęła teraz
i zwiększyła nacisk.” — Mam rozumieć, że Joanna domyśliła się, że to był Paweł,
ponieważ poznała go po zapachu? Dlaczego w takim razie nie opisałaś tego
procesu, tylko nagle Twoja bohaterka wyskakuje z pretensjami w środku bardzo
ważnego dialogu? Wcześniej nic na to nie wskazywało — zajęłaś się nawet takimi
drobnostkami, jak ponowny opis pokoju. O takich sprawach musisz informować na
bieżąco.
„– Dowodu… – wycharczał Paweł. – Dowodu, że się zmieniłaś.
Potwierdzenia, że jesteś martwa. – Nastolatka zszokowana zabrała ręce.” —
Czegoś tutaj nie rozumiem. W lesie zachowywał się, jakby nie znał Joanny, tutaj
natomiast dowiadujemy się, że wcześniej zdemolował jej pokój. Trudno
stwierdzić, czy udawał, czy Ci się pomyliło, ponieważ nie wykazywał żadnych
oznak zdradzających, że wie o Joannie więcej, niż reszta, a przecież to bardzo
ważne. Profilaktycznie zwracam uwagę: jeśli chcesz, by bohater udawał, niech
się czymś zdradzi, aby czytelnik miał punkt zaczepienia i pretekst do snucia
dywagacji.
„– Wyjdź stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. Nie
chce cię znać – powiedziała, lecz chłopak tylko na nią patrzył. […] Zamknęła
oczy, gdy Paweł otworzył okno, po czym wyskoczył przez nie. Dziewczyna
doskoczyła do okna i wyjrzała przez nie. Zmrużyła oczy. Jedynym, co zobaczyła,
była ciemna sylwetka biegnąca prosto w mrok.” — Ta scena jest trochę znajoma.
Nawet nie trochę, tylko bardzo.
„Przed tablicą stał Emil wraz z Martą i to oni się tak
kłócili. Ludzie z klasy przyglądali się im zaciekawieni. Dawid szeptał coś na
ucho Iwonie, a Justyna i Dominika spoglądały w stronę tablicy z niepokojem.” —
Znowu używasz imion osób, których nie znamy. My, czytelnicy. Rozumiem, że koledzy
i koleżanki z klasy Joanny nie są tak istotni dla fabuły, ale czy w takim razie
nie można jakoś pójść na kompromis, modyfikując nieznacznie akapit? Na
przykład: „Parę osób z klasy przyglądało im się z zaciekawieniem. Dawid,
reprezentant szkolnej drużyny koszykarskiej, szeptał coś na ucho
czerwonowłosej, lubiącej afery Iwonie, a Justyna i Dominika, klasowe
papużki-nierozłączki, spoglądały w stronę tablicy z niepokojem.” Przynajmniej
wiemy, kto jest kim. Dane możesz zmodyfikować w zależności od potrzeb. Możesz
też w ogóle nie używać imion i zredukować akapit do zaledwie krótkiej wzmianki.
Twoja wola.
„– To koniec – mówił Emil. – Nie kocham cię. Nigdy cię nie
kochałem i nie będę – mówił coraz bliższy wybuchowi.” — To nie podstawówka,
tylko liceum. Nikt tutaj nie zrywa ze sobą za pomocą liściku na odwrocie ściągi
albo z powodu przegranej w piłkarzyki. Zachowanie Emila jest śmieszne. Nawet
jeśli nie kocha Marty, nie może powiedzieć jej tego na stronie, tylko musi
rozgrzebywać ich prywatne sprawy na forum klasy? Owszem, Emil nie ma skrupułów.
I tutaj nasuwa się pytanie: dlaczego w takim razie jest lubiany?
„– Nie możesz mi tego zrobić! – krzyczała Marta. – Nie
możesz mnie zostawić zaraz po tym, co wydarzyło się wczoraj! Myślałam, że to
coś znaczy! – wołała coraz głośniej, a łzy gniewu płynęły ciurkiem po jej
policzkach. – Przespałam się z tobą, Emil! – wykrzyknęła nagle.” — Oni naprawdę
wykrzykują sobie takie rzeczy przy całej klasie? Demonie, chyba troszkę
przesadziłaś. Widzimisię.
„Kiedy zadźwięczał dzwonek na lekcję, nastolatek [Emil] ścisnął
dłoń Joanny. Po plecach dziewczyny przeszły ciarki.” — I to jest właśnie ten
moment, o którym mówiłam jakiś czas temu. Jak to możliwe, że Joanna może czuć
podniecenie z powodu dotyku chłopaka, który przez tyle lat ją poniżał, a
zaledwie dzień wcześniej nazwał suką i uderzył? Jak może cieszyć się na myśl,
że o nią zabiega, skoro zaledwie przed chwilą na jej oczach zerwał z
dziewczyną, przyznając przy całej klasie, że chodziło mu tylko o seks? Jak może
się go nie bać, skoro już parę razy — nawet na oczach swojej (byłej) dziewczyny
— dobierał się do niej? Nie mogę pojąć jej toku myślenia.
Rozdział
6
„Czuła jego oddech pachnący miętową gumą do żucia na
skórze.” — „Czuła na skórze jego pachnący miętową gumą do żucia oddech”. W
poprzedniej wersji wychodziło na to, że jego oddech pachniał niczym miętowa
guma do żucia, która jest na skórze (a co tam robiła, niewiadomo. Może się
przykleiła?), a myślę, że nie to miałaś na myśli.
„Pragnęła, żeby przestały dzielić ich centymetry.” — A co,
chciała, by dzieliły ich metry?
„Na początku pocałunek był delikatny, subtelny, ale ona
poczuła, jak namiętność wzbiera.” — „[…] namiętność się wzbiera”. Poza tym
spójnik „ale” sugeruje przeciwstawność, ale tu
i teraz, nie po chwili, więc radzę zmienić konstrukcję zdania na np.: „Na
początku pocałunek był delikatny, subtelny, lecz po chwili namiętność
zawładnęła nimi obojga bez reszty”. Wnioskuję, że mniej-więcej to miałaś na
myśli.
„Chociaż tego nie potrzebował, chciał się na chwilę od niej
oderwać, żeby zaczerpnąć powietrza.” — Nie wierzę, że nie potrzebował
powietrza. Nawet najdziwniejsze stwory na tej ziemi potrzebują tlenu. Owszem,
istnieją organizmy, które czerpią energię z oddychania beztlenowego, ale taki chłopak
nie byłby w stanie funkcjonować, nie wytwarzając ogromnej ilości kwasu
mlekowego. Kwas mlekowy powoduje nieprzyjemne uczucie, które znamy pod nazwą
zakwasy. Naprawdę sądzisz, że miałby ochotę na igraszki, kiedy jego mięśnie
paliłby trudny do wytrzymania ból? Poza tym charakterystyczną cechą organizmów
oddychających beztlenowo jest brak tolerancji dla środowiska, w którym
występuje tlen. Także to zdanie jest niemożliwe i radzę zmienić jego kontekst.
Rozumiem, Pożeracze dusz, mroczne typy, nadludzkie moce
itp., ale niestety dopóki używają swoich powłok cielesnych, zdani są na zasady
biologii tudzież krążenia materii i energii w przyrodzie.
„Ich ciężkie oddechy mieszały się ze sobą, zwiększając
temperaturę miedzy nimi.” — Mój jedyny komentarz to: jak? Jak oddechy mogły
zwiększyć temperaturę i jak to możliwe, że gorąco było tylko między nimi
(skoro, jak wiadomo, wszystko dąży do wyrównania, to ciepłe powietrze zaczęłoby
się mieszać z chłodnym, by temperatura w pokoju była równomierna)?
„To tylko koszmar,
pomyślała, kładąc z powrotem głowę na poduszce.” — Gdyby to był koszmar, sen
byłby straszny, nie dziwaczny. Poza tym, może nie czytała Freuda i nie wie, że
czasami sny wyrażają stłumione/nieuświadomione pragnienia, co tutaj idealnie
wpasowywałoby się w kontekst?
„Karolina przerażona wskoczyła między nich. Łzy ciurkiem
popłynęły po jej policzkach.” — Nie rozumiem, dlaczego Twoi bohaterowie z byle
powodu płaczą. A już zupełnie nie rozumiem, dlaczego [teraz] płacze Karolina,
którą wykreowałaś na dziewczynę gruboskórną i zdystansowaną.
„– Widzimy się niedługo, przyjacielu – rzucił w stronę
leżącego, po czym odszedł, gwiżdżąc pod nosem wesołą piosenkę.” — Melodię.
Piosenka składa się z muzyki i słów, a przecież on nie śpiewał.
„Kiedy dziewczyna ustawiła się obok Marty, uśmiechnęła się
do niej. Jej postawa mówiła „nie spodziewałaś się tego, prawda?” Tamta tylko
prychnęła i skupiła się na tym, co mówiła nauczycielka.” — Czy tylko mnie byłby
obojętne, czy koleżanka z klasy ćwiczy na wuefie, czy nie? Nie rozumiem
zachowania bohaterek.
„Siatka jest już
rozłożona, więc jak już się pewnie domyślacie, to w siatkówkę będziecie grać.”
— Powtórzenie „już”. W ogóle zdanie radziłabym przeredagować, ponieważ sprawia
wrażenie (czyt. jest) skrzywionego. Może: „Siatka jest już rozłożona, więc, jak
się pewnie domyślacie, będziecie grały w siatkówkę”. Mała zmiana, a cieszy.
„Najpierw jednak przebiegnijcie trzy kółka wokół Sali.” —
Wiem, Word poprawia na dużą, ale generalnie „sali” piszemy małą. Trzeba po
prostu pilnować.
„Pełna obaw wzięła piłkę do ręki. Nie grała w siatkówkę od
pierwszej klasy gimnazjum, a gdy wcześniej to robiła, nie szło jej za dobrze.
Teraz wiedziała, że nie jest już zwykłym człowiekiem, więc gra pójdzie jej dziesięć
razy lepiej, lecz mimo to niepokój pozostał.” — Gra w siatkówkę, ba,
jakakolwiek gra wymagająca koordynacji oko-ręka, nie polega na bezcelowym
waleniu w piłkę, byleby jak najmocniej i jak najdalej. Umiejętność panowania
nad piłką jest czymś, co trzeba rozwijać na równi z siłą fizyczną, a nawet mocniej
(w końcu to siatkówka, a nie podnoszenie ciężarów). Poza tym pewność siebie.
Jak może czuć się osoba, która nie grała od sześciu lat, a teraz nagle ma
zaserwować (+ kilkanaście wlepionych w nią par oczu)? Oczywiście Joannie nie
powinno się udać. A czy się udało — można się domyśleć z cytatu powyżej.
„– Widzę, Martusiu, że jesteś tak słaba w tę grę, że nawet
dziewczyna, która nie ćwiczy od lat na WF-ie jest w stanie cię pokonać –
powiedział i uśmiechnął się złośliwie.” — Zaiste, powalająca riposta.
*wspomnieniami wraca do gimnazjum*
„– Widzimy się za chwilę, prawda? – zapytał, a gdy ona
skinęła lekko głową, pstryknął i wyszedł, a za nim jego »świta« ” — To pstrykanie zawsze kojarzyło mi się z amerykańską
młodzieżą. W Twoim opowiadaniu bardzo dotkliwie widać efekt globalizacji.
„Właśnie śmiała się jak nigdy wcześniej. \\ Nie pamiętała,
kiedy ostatni raz tak się śmiała.” — Te dwa zdania znaczą praktycznie to samo.
„Wcześniej nigdzie nie wychodziła, nikt jej nie zapraszał,
nie pisał do niej sms-ów ani na facebooku.” — „SMS-ów” (dużymi
literami, to skrótowiec od Short Message
Service) i „Facebooku” (dużą literą, to nazwa własna).
„Każdego dnia myślała o tym, że może posługiwać się Emilem,
by to wszystko było jej tak długo, aż jej się nie znudzi.” — Nie rozumiem sensu
tego zdania.
„Kiedy spojrzała w
stronę ganku śmiech, zamarł jej w gardle.” — Przecinek przenieś po „ganku”.
Postawiłaś go w złym miejscu.
„– Cześć – powiedziała i uśmiechnęła się słodko – Mogę
wejść? Chciałam porozmawiać.” — Kropka po „słodko”.
„Joanna kątem oka dostrzegła, duży nóż leżący na blacie kolo
zlewu.” — Bez przecinka.
„Ręce jej się trzęsły, a pot strużkami spływał po jej
ciele.” — Około trzy/cztery razy na rozdział piszesz, że komuś strużkami
spływał pot. To zaczyna robić się irytujące.
„– Proszę nie. Błagam, tylko nie to – wyszeptała,
łkając cicho.” — Po „proszę” przecinek. Wtrącenie.
„Chwyciła za rączkę noża. Wzdrygnęła się na odgłos, gdy
wyciągnęła ostrze z miękkiego brzucha.” — „Wzdrygnęła się na odgłos, który usłyszała,
gdy wyciągnęła ostrze z miękkiego brzucha”.
„– Au! Puść! To boli – powiedziała, ale Emil tylko zwiększył
nacisk na ciało.” — To zdanie brzmi dziwnie, biorąc pod uwagę, że miałaś na
myśli tylko potrząśnięcie Joanny za ramiona.
„Łzy popłynęły ciurkiem po jej twarzy.” — Tutaj ta sama
uwaga, co z potem. Uwzięłaś się na pewne kalki językowe i stosujesz je przy
każdej nadarzającej się okazji.
„– Zrobiłam to przypadkiem! Ona mi groziła! Mówiła, że
ujawni istnienie Pożeraczy Dusz! – krzyknęła dziewczyna i opadła ze
szlochem na kolana, gdy chłopak odsunął się od niej zdziwiony.” — Przypadkiem
wbiła Marcie nóż w brzuch? To się kupy nie trzyma.
Rozdział
7
„Joanna z duszą na ramieniu weszła do klasy. Zdziwiona
spostrzegła, że wszyscy rozmawiają przyciszonymi głosami. Nikt nawet na nią nie
spojrzał. Żadna osoba nie była przerażona brakiem Marty w szkole.” — Tutaj
widzę problem z wyeksponowaniem myśli bohaterki. Jeśli chcesz realistycznie
oddać jej stan ducha, powinnaś nie tylko napisać „była zdziwiona, że wszyscy
zachowują normalnie”, ale także dodać rozmyślania. Przykład: „Joanna z duszą
na ramieniu weszła do klasy. Zdziwiona spostrzegła, że wszyscy rozmawiają
przyciszonymi głosami. Ale jak to? Wieść, że Marta nie żyje jeszcze do nich nie
dotarła? A może dotarła i teraz zastanawiają się, kto to zrobił? \\ Z
trzęsącymi się dłońmi usiadła na swoim miejscu, mając cały czas wrażenie, że
słyszy swoje imię. W rzeczywistości nikt nawet na nią nie spojrzał. Żadna osoba
nie była przerażona brakiem Marty w szkole.”
Wiesz już, o co chodzi? Musisz bezpośrednio oddać emocje bohaterki poprzez albo
pytania retoryczne, albo wykrzyknienia, albo refleksje, albo bardzo subiektywny
opis sytuacji („miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią” na przykład),
inaczej tekst będzie zupełnie wyprany z emocji.
„Kiedy zadzwonił dzwonek, do klasy weszła nauczycielka oraz
kobieta i mężczyzna.” — To zabrzmiało tak, jakby nauczycielka nie była ani
kobietą, ani mężczyzną. Wystarczy, że po prostu dodasz wyraz „obcy” lub
„nieznani” przed „kobietą i mężczyzną”, a zdanie będzie miało zupełnie inny
wydźwięk.
„– Witajcie. Czy ktoś z was wie, czy Marta Szewc miała
jakichś wrogów?” — Zanim zaczną zadawać pytania, mają obowiązek się
przedstawić, ewentualnie powiedzieć, że są z policji i szukają informacji na
ten i ten temat. Nieodpowiednio przeprowadzona procedura = nieważna procedura,
więc takich drobiażdżków zazwyczaj się pilnuje.
„Otworzyła szeroko oczy przerażona, gdy zdała sobie sprawę,
że głos rozlega się w jej umyśle.” — Raczej w głowie, nie w umyśle. Umysł to
pojęcie abstrakcyjne.
„Niemożliwe, pomyślała” — Brak kropki na końcu zdania.
„Dziewczyna znalazła Pawła na sali gimnastycznej.” — W sali, chyba że Paweł siedział na
dachu.
„– Kocham cię, wiesz? – powiedział, ocierając łzy z oczu. –
Chyba nie myślisz, że to pierwszy raz, co? – zapytał retorycznie. – Robił to
już tak wiele razy, że mamy wszystko opanowane do perfekcji. Najpierw policja
odwiedza mnie, a ja kieruję podejrzenia na Karolinę, moją przyjaciółkę. Ona
zwala winę na kogoś innego. A kolejna osoba na jeszcze inną. W końcu z
braku jakichkolwiek dowodów ci idioci policjanci umarzają sprawę. A my się
wynosimy i nigdy nie wracamy do tego samego miasta. W ciągu tego roku
miejsce zamieszkania zmienialiśmy już kilka razy. A tym razem ty przeprowadzisz
się z nami.” — Myślisz, że to taki proste? Że nikt nie zwróciłby uwagi na parę
podejrzanych nastolatków, którzy nagle wyprowadzają się z miasta? Nie uszłoby
im to na sucho, chociażby ze względu na niepełnoletność. Nie mówiąc już o
tym, co by się stało, gdyby regionalne
policje dogadały się i doszły do wniosków, że ci mądrale zrobili to już kilka
razy. Zaręczam, takie sprawy wymagają większej finezji.
Emil wziął zwłoki Marty na ręce i wyniósł. W ogóle nie
rozumiem, jak mógł to zrobić, nie wzbudzając zainteresowania sąsiadów, ale
jeszcze bardziej interesuje mnie, dlaczego policja nie zbadała odcisków palców.
Odciski to niezbity dowód, który od razu rozwiązałby sprawę, ale wiadomo, że to
oznaczałoby koniec opowiadania, więc… widzimisię.
„Podniósł bezwładne ciało i tak, jak stał wybiegł ze szkoły
tak szybko, że nikt nie był w stanie go dostrzec.” — Po „stał” przecinek.
Oddzielamy orzeczenia.
Od razu chciałabym nadmienić o scenie, podczas której Paweł
złamał kark Joannie. Po pierwsze, dlaczego nie opisałaś momentu jej „śmierci”,
tylko rachu-ciachu Paweł łamie kark, bierze ciało i ucieka? Skoro opowiadanie
jest pisane z perspektywy Joanny, czytelnik chciałby wiedzieć, co wtedy czuła.
Po drugie, po złamaniu karku człowiek od razu umiera, ponieważ dochodzi do
przerwania rdzenia kręgowego, który odpowiada m.in. za oddychanie, akcję serca,
pracę jelit. I jestem w stanie przymknąć oko na fakt, że Joanny to nie
spotkało, ponieważ nie żyje na takich samych prawach, jak my, ale opis, co
działo się później, nie pozwala usłużnie milczeć. „Joanna nabrała ogromny haust
powietrza. Niespokojnie oddychając, zmarszczyła brwi zdezorientowana. Dopiero
po chwili uświadomiła sobie, że jedzie w pędzącym samochodzie.” Zero jakichkolwiek bólów szyi, pytań, co się
stało, usztywnienia karku (w postaci kołnierza)? Poza tym, o ile mi wiadomo,
ceną za nieśmiertelność jest pożywianie się innymi duszami, a skoro Joanna tego
nie zrobiła, to jakim prawem istnieje? Kiedy Paweł został pobity przez Emila,
musiano załatwić dziesięciu ludzi, by wrócił do żywych. A co z Joanną? Jest
jakaś wyjątkowa?
„Emil jedną ręką prowadził, a łobuzerski uśmiech rozjaśniał
jego twarz.” — W jaki sposób uśmiech może rozjaśniać twarz? Spotkałam się
ostatnio z wersją „uśmiech rozświetlający twarz”, teraz to i nie wiem, co przez
to rozumieć.
„– Wiesz, że to porwanie? – Zmieniła temat. \\ –
Pewnie – zaszydził chłopak. \\ – No to gdzie w końcu jedziemy? \\ – Dowiesz się
w odpowiednim czasie – odparł, po czym włączył radio. \\ Kiedy popłynęła jego
ulubiona piosenka, zaczął śpiewać. Po chwili namysłu dziewczyna zaczęła nucić,
a potem się do niego przyłączyła.”
— Obawiam się, że Joanna oszalała. Zamiast próbować stamtąd uciec,
wymusić na Emilu jakieś informacje, martwić się o rodzinę, ona… śpiewa z nim
piosenkę. Zwarzywszy na jej wcześniejsze zachowania, nawet mnie to nie dziwi,
ale… mimo wszystko jestem na „nie”. W takich sytuacjach ludzie nie śpiewają beztrosko piosenek. Na pewno.
„– Nie ignoruj mnie! Nie po tym co się stało! – krzyknęła, a
jej oczy zalśniły.” — Po „tym” przecinek. Oddzielamy części zdania.
„– Nie mów do mnie mała – wysyczała.” — „Mała” w
cudzysłowie, by podkreślić, że Joanna ma na myśli wyraz. Zawsze gdy używamy
jakiegoś słowa w kontekście wyrazu, a nie jego znaczenia, bierzemy go w
cudzysłowie.
„Joanna zrobiła to co powiedział.” — Po „to” przecinek.
Oddzielamy części zdania.
Nie będę cytowała listu napisanego przez Emila, powiem
tylko, że bardzo mi się podobał. Podszywając się pod Joannę i pisząc, że jest w
nim zakochana, że jest on ucieleśnieniem jej pragnień i tak dalej, wręcz
idealnie nakreśla siebie jako bufona. Tak pewny swojego zwycięstwa, władzy,
uroku osobistego... Gdyby nie to, że raz pisałaś zaimki (on, jego, niemu)
dużymi, a raz małymi literami, byłabym zachwycona.
„Przekręcił górny zamek i otworzył drzwi na oścież. Zamknęły
się za nim z hukiem.” — Włamywacz, nawet najbardziej arogancki, nie powinien
pozwolić sobie na tak lekkomyślne postępowanie, jak trzaskanie drzwiami. I co z
tego, że go nie złapią? Paweł wolałby, żeby obyło się bez rabanu, prawda?
„– Poszedł do sklepu – odparła. – Zanim wyszedł, mówił, że
przyniesiesz mi torbę z ubraniami oraz mój plecak z książkami i telefonem. \\ –
Jasne. Trzymaj – powiedział i postawił obie rzeczy na ziemi.” — Tam nie było
dwóch rzeczy, tylko cała torba i plecak. Może: „powiedział i postawił wszystko
na ziemi”?
„– Znam to doskonale – odparła Marta. – Jednak to tylko
szczegóły, Joanno. To potwór i ty dobrze o tym wiesz. I to, że czujesz
się przy nim wyjątkowa, to nic. Pozory – prychnęła. – On nie jest tego wart –
szepnęła i wycofała się.” — Dlaczego duch Marty jest, ekhem… miły? Czyż Joanna
jej nie zabiła, nie odbiła chłopaka i nie pozbawiła dobrej reputacji? Sam wątek
ma duży potencjał — gdyby ich wzajemna niechęć przerodziła się w wyniku
przebywania w tym samym ciele w jakąś głębszą relację, spowodowaną podobnymi
doświadczeniami (poniżanie przez Emila), byłoby intrygująco, a tak wieje
tandetą, zupełnie jakby Marta była duszkiem-dobrą radą/sumieniem czy jakkolwiek
to nazwać. Liczę, że jakoś to poprawisz, bo wątek bardzo mi się spodobał, tylko
wykonanie kuleje.
„– Nie chcę, by się zorientował jakimi uczuciami go naprawdę
darzę. Po za tym, kiedy mnie całuję, to zapominam chociaż na chwilę o
problemach i błędach z przeszłości. Wtedy czuję się zwykłą nastolatką, którą
przedtem byłam.” — „Całuje”.
Rozdział
8
„Do budynku przyczepiono duży drewniany ganek, który
prowadził do wejścia.” — Ganek to nie jest zawieszka na telefon, którą można ot
tak przyczepić. Ganek się dobudowuje.
Zastanawia mnie, jak to możliwe, że Joanna dostała własny
pokój na strychu — z dużym, spadzistym oknem, luksusowym małżeńskim łożem,
laptopem, bujanym fotelem, regałem, mahoniowym (jak mniemam, skoro użyłaś
określenia „ciemne drewno”) biurkiem. Cały czas w mojej głowie pojawiają się te
wszystkie sceny z opek, gdy córki Voldemorta albo Hermiona (Riddle czy nie —
już nie ważne; sęk w tym, by była prefektem naczelnym) miały własne komnaty,
czasami z Draco, czasami bez, ale zawsze własne, z prywatną łazienką i
wszelkimi wygodami, jak w pięciogwiazdkowym hotelu. U Ciebie mamy to samo — niepoparte żadną
argumentacją faworyzowanie głównej bohaterki, bo przecież ona musi być wyniesiona poza pozostałych
bohaterów, nawet jeśli nie ma ku temu powodów.
Poza tym, co to w ogóle za miejsce? Jest jeszcze wcześnie i
generalnie mogłabym liczyć, że wyjaśnienia pojawią się później, ale doczytałam
do końca, a nie dowiedziałam się praktycznie nic. Myślałam, że żeby zaciekawić
czytelnika, zmusisz Joannę do jakiegoś działania, do wertowania biblioteki,
rozmowy z lokatorami (do czegokolwiek, dzięki czemu dowiedziałaby się więcej o
tym miejscu i Pożeraczach), ale chyba się przeliczyłam, bo Joannie w głowie
tylko chłopcy i związane z nimi rozterki. Cóż. Komentować, jak bardzo jest to
irytujące, chyba nie muszę.
„Kiedy ich wzrok się spotkał i nastolatka ujrzała jego
twarz, zbiegła ze schodów z piskiem. Wpadła w ramiona chłopaka, a on ją
przytulił. \\ Emil i Paweł patrzyli na to ze zdumieniem. \\ – Czy to naprawdę
ty? – zapytała Joanna z niedowierzaniem, kiedy odsunęła się od nastolatka. \\ –
Też nie wierzę, że cię widzę, słoneczko – odparł, uśmiechając się przyjaźnie.” —
Nie jestem ani trochę skłonna uwierzyć, że po tylu latach rozłąki od razu,
zaledwie po pierwszym spojrzeniu, poznaliby się. A nawet jeśli, dlaczego
zareagowali tak entuzjastycznie na swój widok? Może jako dzieci byli
przyjaciółmi, ale minęło wiele lat i oboje już są dojrzali fizycznie i mogą
czuć się nieswojo. Poza tym, ponoć Joanna jest nieśmiała. Przestaję nadążać za
tymi wahaniami osobowości, jakkolwiek to nie zabrzmi.
„– Czemu się dziwicie panowie? Damian to mój przyjaciel z
podstawówki. Po zakończeniu szóstej klasy wyjechał do Anglii i urwał nam się
kontakt. Tyle lat – zwróciła się do Damiana.” — Po pierwsze, po „dziwicie”
przecinek. Wtrącenie. Po drugie, pytanie Joanny brzmi wręcz śmiesznie. A niby
skąd chłopcy mogą wiedzieć, z kim ona przyjaźniła się w podstawówce?
„Kiedy się uśmiechał, jego pełne różowe usta rozciągały się
na całą twarz.” — Usta nie mogą rozciągnąć się na całą twarz.
„Dzieci nadały mu w
podstawówce przydomek odmieniec.” — „Odmieniec” dużą literą. W tym
kontekście to przezwisko, którą ponadto przytaczasz (czyli cytujesz).
„– No, no, no. Aśka ma przystojnego kolegę, kto by pomyślał.
– Dziewczyna zaczerwieniła się mimowolnie.” — Genialna riposta na poziomie
gimnazjum vol. 2.
„Damian, widząc to, uśmiechnął się tak szeroko, że wydawało
się, jakby zaraz uśmiech miał rozerwać mu twarz.” — Demonie, proszę… Te
wszystkie uśmiechy rozświetlające i rozrywające twarz będą mi się śnić po
nocach.
„Kiedy odszedłeś, zostałam sama jak palec. Joanna odmieniec.
Moje życie było puste. Zagłębiłam się w świat książek, by chociaż na chwilę
zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości. Zostałam w tyle. Nikt nigdy nie
polubił mnie za to, jaka jestem. Nie miałam żadnych przyjaciół. Marzyłam o
śmierci. Każdego dnia i nocy modliłam się o nią do
Boga. Nie wiesz nawet, ile razy brałam nóż do ręki z zamiarem pozbycia się
siebie” — To brzmi strasznie dramatycznie, jak na przypadek osoby, która jedyne
co straciła, to kontakt z przyjacielem z podstawówki.
„Byłam zbyt wielkim tchórzem, by odebrać sobie życie.” — Nie
wiem, czy nie zahaczam o światopogląd, ale jak dla mnie to właśnie odebranie
sobie życia jest tchórzostwem.
„Tego dnia postanowiłem wrócić. Zostawiłem rodziców, życie w
Londynie i poleciałem do Polski. Cieszyłem się jak głupi z szansy, którą
dostałem od Śmierci. – W głosie chłopaka zabrzmiał sarkazm. – A potem odkryłem
konsekwencje bycia wskrzeszonym. – Joanna pokiwała ze zrozumieniem głową” —
Czyli mam rozumieć, że jeszcze nie wiedział o swoich mocach, ale uciekł z domu,
„bo tak”? I poleciał do Polski ot tak sobie, z marszu, i nikt nie dziwił się,
że taki młody chłopak podróżuje sam? I skąd wziął pieniądze na bilet?
„Kiedy zamknęły się za nimi drzwi dziewczyna chwyciła
zostawiony na parapecie szkicownik i rzuciła nim.” — Po „drzwi” przecinek.
Oddzielamy orzeczenia.
Rozdział
9
„Pisnęła cicho, gdy chłopak przyciągnął ją do siebie. Teraz ich
twarze dzieliły centymetry.” — Tak często używasz tego zwrotu, że gdy
kolejny raz go czytam, przed oczami staje mi Joanna, aktualny pocaunkodawca
(lub -biorca) oraz zawieszona między nimi linijka.
„– To źle myślałeś – warknęła. – A. Teraz. Mnie. PUŚĆ –
wycedziła przez zaciśnięte zęby.” — Chwileczkę. Czy Joanna jest aż tak
zapatrzona w siebie, by nie widzieć, że chłopak chciał dobrze? Rozumiem jej
reakcję w pokoju — Joanna należy do porywczych dziewczyn, które odmowę
pocałunku (lub jakąkolwiek odmowę) mogą potraktować osobiście, ale z drugiej
strony — minęła noc, podczas której normalny człowiek ochłonąłby i zaczął
myśleć trzeźwo. Skąd ta agresja, tym bardziej, że Damian zachowuje się wręcz
przeuroczo. Ale, najwyraźniej, ego Joanny urosło do rozmiarów stodoły i cały
czas się powiększa. (Tylko dlaczego nie przedstawiasz jej rozmyślań, nie
kreujesz portretu psychologicznego w jakiś inny sposób, niż za pomocą
awanturniczych działań? Skąd my, czytelnicy, mamy wiedzieć, o co jej chodzi,
gdy w jednej minucie zalewa się łzami, wpija w usta najlepszego przyjaciela i
strzela focha? Z naszej perspektywy jej działania są po prostu pozbawione
sensu).
„O mało nie straciła równowagi, ale blondyn mocno ją
trzymał. Joanna poczuła się jak kawałek mięsa, o który kłócą się dwa wilki.
Każdy chłopak ciągnął ją w swoją stronę. Spojrzała na ich twarze. Malowała się
na nich wściekłość i gotowość do walki.” — Bardzo spodobał mi się ten kawałek.
Trafia w samo sedno. Jakie to typowe dla niektórych facetów, prawda?
„– Zostawcie mnie do cholery! – Wyminęła zdezorientowanego
Pawła i wybiegła z pomieszczenia.” — Po „mnie” przecinek. Wtrącenie.
„Korony drzew były tak gęste, że promiennie słoneczne nie
mogły się przedostać.” — „Promienie”.
„Panowała upiorna cisza przerywana tylko od czasu do czasu
szumem liści.” — Po „cisza” przecinek. Oddzielamy orzeczenia.
„Przestraszona nastolatka ruszyła do przodu, by wydostać się
z niepokojącej sytuacji.” — Wydostać się z niepokojącej sytuacji? Jak można się
wydostać z sytuacji? Radziłabym zupełnie zmienić kontekst zdania.
Podobała mi się scena niedoszłego gwałtu. Idealnie wyważony
dialog, właśnie takie słowa powinny paść między Emilem a Joanną, gdyby istnieli
naprawdę. Poza tym cieszę się, że nie przedstawiasz gwałtu jako czegoś dobrego.
Ostatnio w paru opkach (i, o zgrozo, drukowanej książce) spotkałam gwałty, w
których ofiary najpierw opierały się, by następnie rozmyślać, jak bardzo było
przyjemnie. To jest obrzydliwe i cieszę się, że nie idziesz tą drogą.
„Policzek w, który dostała, palił, a rozcięta warga piekła.”
— Pierwszy przecinek należy przenieść przed literkę „w”.
„– Właśnie tak – powiedział, a uśmiech rozjaśnił mu twarz.” —
Przeczytałam około stronę tekstu, a uśmiech rozjaśnił twarz Daniela z trzy razy.
To ponad moje siły.
„Tworzyła wokół ciała kałużę. Wziąłem go na ręce i przyniosłem
tutaj. Krople krwi znaczyły za nami ścieżkę.” — „Krople krwi znaczyły za
nami ścieżkę”? Nie jesteśmy w Rivendell, by opowiadać epickie legendy. Ten
chłopak właśnie (pod wpływem emocji, warto dodać) relacjonuje, jak Emil i Paweł
poszli na solo i o mało się nie pozabijali. Taki pseudopoetycki ton jest
zupełnie nie na miejscu.
„– Dziesięć osób. Tyle musiał unicestwić Paweł, by móc żyć…”
— Nie Paweł, tylko jego koledzy. Paweł w tym czasie był przecież nieprzytomny. Więc
może: „Tyle musiano unicestwić dusz, by Paweł mógł żyć”.
„Zwróciła się w stronę Karoliny. – Potrzebuję jednego
człowieka.” — Zamiast kropki po „Karoliny” powinien stać dwukropek. Tak zapisuje
się kwestie, gdy najpierw jest komentarz narratora, a potem kwestia bohatera.
Poza tym, czegoś tutaj nie rozumiem. Emil odniósł lekkie
obrażenia. Czy aby koniecznym było zabijanie niewinnego człowieka tylko po to,
by siniaki znikły od razy? Nie lepiej poczekać, aż zagoją się naturalnie, ale w
zamian za to oszczędzić ludzkie życie? A może ciała Pożeraczy nie regenerują
się same z siebie, ponieważ w gruncie rzeczy nie żyją? Ale skoro nie żyją, to po co im tlen? Niczego nie wyjaśniasz.
„– Pisnęła zaskoczona, gdy Damian wziął ja w objęcia.” —
„Ją”.
Rozdział
10
Joanna dość długo przebywa poza domem. Czekam na
przemyślenia dotyczące tęsknoty za rodzicami i siostrą, porównywanie dawnego
życia z obecnym, cokolwiek, co będzie refleksją.
Po ostatnim rozdziale mam dość pocałunków, gwałtów i bijatyk. Pochwaliłam Cię
za to, jak go przeprowadziłaś, fakt, ale dwie próby gwałtu w jednym rozdziale
to zdecydowanie za dużo. Mam mętlik w głowie. Do Joanny praktycznie ciągle się
ktoś dobiera. Uszami wylewa mi się obrzydzenie, gdy kolejny raz czytam „wpił
się w jej usta”.
„– Przed tobą w szczególności. – Ujrzała, jak uśmiech na
twarzy przyjaciela gaśnie.” — Nie, błagam, nie mów, że jego uśmiech się
świecił. :/
„– Ale tylko lubisz… Więc co to było? Ten pocałunek?
Udawałaś? Co chciałaś osiągnąć? – Złość przejęła kontrolę nad nerwami chłopaka.”
— Zacytuję teraz Damiana chwilę po tym, jak go pocałowała: „Teraz ci się
wydaje, że tego chcesz. Stęskniłaś się i nie myślisz trzeźwo. Co, jeśli jutro
będziesz żałować tego, co zrobiłaś dziś? Nie mogę dopuścić do tego, żebyś mnie
znienawidziła”. Pewna niekonsekwencja, prawda? Najpierw kreujesz go na
opanowanego, nie wykorzystującego słabostek dziewczyny młodzieńca, a następnie
wkładasz w jego usta słowa godne Emila.
„Paweł przychodzi co noc i patrzy na ciebie. Z miłością. Z
troską. Z rozczuleniem. A kiedy widzi, że koszmary nie dają ci spokoju,
delikatnie gładzi cię po głowie i nuci kołysankę. Czasem szepcze twoje imię.” —
Czy tylko mnie skojarzył się… „Zmierzch”?
Piękna modlitwa, szkoda tylko, że nie można było przedstawić
myśli bohaterki od razu. Urzekło mnie, że Joanna całkiem szczerze opisała to,
jaką jest desperatką. Nie bała się nazwać swojego problemu po imieniu. Tak
trzymaj, Demonie. To jeden z najlepszych fragmentów w całym opowiadaniu.
Przemawia przez niego tyle emocji, a jednocześnie obyło się bez krzyku i
nastolatków rzucających się na siebie jak zwierzęta. Bardzo miła odmiana.
O, i na końcu nastąpiła mała pomyłka: „Boję się. Boję się o siebie. I siebie.” — Rozumiem, że te powtórzenia
są celowe, ale ostatnie zdanie jest bez sensu. Boję się o siebie i siebie?
„Po za tym to jest przerażające.” — „Poza”.
„Zastanawia mnie, więc
po co nas stworzyłaś?” — Przecinek powinien być po „więc”. Składnia mówi sama
za siebie, dlatego najpierw patrzymy na zdanie przez pryzmat jedynego i
niepowtarzalnego, dopiero potem na uniwersalne regułki.
„Wbrew temu, co wy, głupi ludzie, sądzicie, diabeł nie jest
istotą z rogami i długim czerwonym ogonem. Uśmiech nadaje jego twarzy lekko
drapieżnego wyglądu. Ma tak ciemne tęczówki, że nie odróżniają się od źrenic.
Śniady mężczyzna z niebezpiecznym uśmieszkiem na ustach.” — Nie rozumiem, po co
wstawiasz opis Lucyfera. Brzmi to co najmniej żenująco, zupełnie jakbym
słyszała zwierzenia nieszczęśliwie zakochanej nastolatki z „Trudnych Spraw”. Czy
Śmierć naprawdę zajmowałaby się takimi drobnostkami, jak przybliżanie wyglądu
Lucyfera śmiertelnikom (Pożeraczom)? Nie sądzę. Ten fragment wygląda śmiesznie
i najlepiej, gdybyś zastąpiła go czymś innym/wyrzuciła. Samo stwierdzenie
„diabeł wygląda inaczej niż wasze wyobrażenie o człowieku z rogami, kopytami i
ogonem” daje do myślenia. Pozwól czytelnikom wyklarować własny pogląd, a nie
opisuj Antonio Banderasa.
„– Wystarczy to, co już czynicie. Pożywiajcie się ludzkimi
duszami. Zbierajcie je w sobie. A niedługo ja przybędę i poderżnę Wam gardła.
[…] Kiedy będziecie puści, staniecie się zombie.” — Skoro poderżnie im gardła,
to już nie będą zombie, tylko po prostu zginą. Masz na myśli to, że teraz
Pożeracze wysysają dusze śmiertelnikom, a potem Śmierć będzie wysysać dusze
Pożeraczom?
„Istotą, stworzoną przeze mnie, by zbierała dusze, które po
śmierci miały trafić do nieba.” — Bez pierwszego przecinka.
„Nigdy więcej nie przekroczyłam progu niebios.” — „Niebios”
dużą, w końcu mówimy o Królestwie Niebieskim.
„Ręce Pawła zostały związane za plecami, ale głowę miał
uniesioną dumnie.” — „[…] głowę miał dumnie uniesioną”. Tak lepiej brzmi.
„Ręce Pawła zostały związane za plecami, ale głowę miał
uniesioną dumnie. Patrzył oprawcy prosto w oczy. Po jego twarzy i nagim torsie
spływała strużka krwi z rozciętej brwi i złamanego nosa.” — Kiedy czytam twoje
opowiadanie, czasami mam wrażenie, jakbyś opisywała herosów. Rozumiem, to
Pożeracze — mają większą siłę fizyczną — ale nie zapominajmy także, że to
nastolatki. Zwykli, neurotyczni chłopcy. Z jednej strony zachowują się
dziecinnie, a z drugiej, gdy co chwilę czytam jakie to mają umięśnione klaty…
po prostu trudno utożsamić się z takimi pełnymi sprzeczności, wyidealizowanymi
bohaterami.
„Po pierwsze zaatakowałeś lidera wybranego przez samą Śmierć
bez powodu…” — Po „pierwsze” przecinek. Wtrącenie.
„Emil nawet nie spojrzał w tamtą stronę. Tylko Paweł tam
spojrzał, odrywając tym samym wzrok od przyjaciela.” — Powtórzenie. Może: „Emil
nawet nie spojrzał w tamtą stronę. Ale zrobił to Paweł, odrywając tym samym
wzrok od przyjaciela.” Tak nawiasem mówiąc, nie rozumiem, dlaczego nazywasz
Emila „przyjacielem”. Już chyba gorszego synonimu nie mogłaś wymyślić.
„Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, z okrzykiem wściekłości
rzuciła się w stronę oprawcy jej przyjaciela, gdy dostrzegła, że ten uśmiecha
się.” — „Się uśmiecha”. Unikamy pisania zaimka zwrotnego „się” na końcu zdania.
„Emil prawą nogą dotknął głowy martwego przyjaciela i
obrócił ją bokiem.” — „Obrócił ją na bok”.
Rozdział
11
„Słońce świeci. Oświetla wszystkie ciemne miejsca.” — Skoro
je oświetliło, to one nie są już ciemne.
„– Jestem Emil – przedstawiasz się i podajesz mu ręką jak na
filmach.” — „Rękę”.
„Nastolatka, gdy poczuła na sobie wzrok rywalki zacisnęła
trzęsące się dłonie w pięści i wyciągnęła hardo podbródek, po czym podniosła
się i przesiadła się tak, by Joanna jej nie widziała.” — Po „rywalki”
przecinek.
„Przestała całkiem rozmawiać z kimkolwiek.” — Bez „całkiem”.
„Emil przechylił głowę jak szczeniak i przymknął oczy, by po
chwili je otworzyć. Cmoknął Joannę i postąpił krok do tyłu.” — Skoro Joanna
odsłoniła swoją prawdziwą, upiorną twarz, to oznaczało, że Emil widział ją jako
zjawę z pustymi oczodołami i odpadającymi ustami. Złożyłabyś na ustach kogoś
takiego pocałunek?
Uporządkujmy swoją wiedzę.
Joanny nie da się lubić. Przechodzi z jednej skrajności w
drugą. Najpierw kreowałaś ją na mroczną dziewczynkę, na twarzy której uśmiechu
nie uświadczysz; nie rozmawiała, nie imprezowała. Następnie pozwoliłaś jej ujawnić
swoje prawdziwe oblicze, przez wiele lat tłamszone przez kompleksy. Wcześniej
była przeciętna — teraz pożywianie się duszami dawało jej możliwość bycia
piękną i silną. Mogła wdzięczyć się i popisywać do woli — wszyscy zaczęli ją
podziwiać. I nie ma w tym nic złego, bowiem przemiana bohatera — czy ze złego
na dobre, czy z dobrego na złe — jest czymś fascynującym i potrafi wciągnąć bez
reszty (jaki będzie jego następny ruch?), o ile zostanie odpowiednio opisana.
Historia Joanny ma wielki potencjał, ba, całe opowiadanie zapowiada się
świetnie, jednak sposób, w jaki przedstawiasz jej problemy, ma wiele do
życzenia. Miota się między jednym chłopcem a drugim, ciągle zabiega o uwagę i
nawet jeśli osiągnie cel, jest niezadowolona, bo pragnie więcej i więcej… W
gruncie rzeczy Joanna jest złą
bohaterką. Nawet Emil stoi wyżej w hierarchii. Brzmi prowokacyjnie? Otóż
zastanów się. Emil jest zły i bez skrupułów, ale dlaczego? To idiota, typ
człowieka bezrefleksyjnego, który zatraca się i balansuje na granicy, pragnąc
zagarnąć jak najwięcej dla siebie. Natomiast Joanna ma o wiele wyższe IQ, a
postępuje tak samo. Rady… Joanna powinna stać się wrażliwsza, powinna więcej
myśleć i czynić — ale nie w sensie, w jakim rozumiesz to Ty, czyli nie w sensie
erotycznym. Niech sięgnie po książkę, niech próbuje rozgryźć, o co może chodzić
Śmierci, niech przeszkodzi Damianowi. Wprowadź wątek przygodowy. Z Joanną jako
bohaterką masz szansę na sukces. Tylko, proszę, oczyść ją z tego szlamu, którym
ubrudziła się, będąc Pożeraczem, i wróć do korzeni. Tak, wróć do korzeni, a
wszystko będzie dobrze.
Emil jako bohater jest świetny. Pyszałek, idiota, brutal.
Czasami jego iloraz inteligencji był aż za niski — żeby kochać siebie w tak
zachłanny sposób, potrzeba jednak chociaż trochę ponad sto punktów — ale w
gruncie rzeczy jest to najlepiej skonstruowana postać. Najbardziej
wiarygodna.
Paweł to trochę takie miękkie kluchy i choć przedstawiasz go
jako herosa po uszy zakochanego w Joannie, jakoś nie mogę w to uwierzyć. Bo
właśnie główny problem polega na tym, że piszesz, że Paweł jest taki, siaki i
owaki, a potem nie popierasz tezy w jego działaniach. Tak samo było z Joanną —
w gabinecie lekarskim omal się o nią nie pobili, bo przecież tak wrażliwa
dziewczyna to biały kruk — ale gdzie ta wrażliwość? Joanna zachowywała się jak
zwykły, nie do końca zepsuty obywatel. Wracając do Pawełka: nadaj mu trochę
(teraz już nie żyje, ale jak będziesz czynić poprawki) więcej cech, bo jak dla
mnie jest bezbarwny i trudno o nim powiedzieć coś konkretnego. Z jednej strony
brzydzi się przemocą i chce chronić Joannę, z drugiej zbyt często rozwiązuje
problemy za pomocą siły fizycznej. Więcej przykładów chyba nie potrzeba.
Damian to paradoks, o czym niedawno wspominałam. Jeśli
chciałaś uzyskać efekt maski (bohater kreuje się na konkretnego typa, bo ma w
tym jakiś cel), powinnaś na początku zaznaczyć, dać jakiś sygnał, że coś tu nie
pasuje (coś jak szminka na kołnierzu męża).
Zbyt mało wiem o rodzinie Joanny. Matkę opisałaś tylko w
jednej scenie, a ojca i siostry w ogóle. Gdzie pracują? Czym się zajmują? Jakie
panują między nimi relacje? Chociaż oględnie.
Kim są współlokatorzy Joanny?
Oprócz Damiana nie opisałaś nikogo nowego. A jest ich dwudziestu.
Nie wiem, czy zwróciłaś na to
uwagę, ale pisząc „Wieczną agonię”, poruszyłaś problemy filozoficzne oraz
psychologiczne. Mianowicie: czym jest dusza ludzka? W którym momencie można
powiedzieć, że człowiek istnieje (przypadek z Martą, która odzywała się w
głowie Joanny), a w którym już nie? Co tak naprawdę daje człowiekowi szczęście
(modlitwa Joanny i jej rozpacz, ponieważ uświadomiła sobie, że wcale nie jest
szczęśliwa, będąc nieśmiertelną, ale bardzo samotną) A także: jak zareagowałby
człowiek, gdyby dowiedział się, że ma wielką moc, dzięki której jest
praktycznie panem świata? Czy zmieniłby priorytety? Jaki miałby stosunek do
wartości, które wyznawał jako przeciętny zjadacz chleba? Jak czuje się osoba,
która cierpi na chroniczną nieśmiałość? Jak widzi świat osoba niestabilna
emocjonalnie? To tylko niektóre. Widzisz, jaki to opowiadanie ma potencjał?
Więc ciesz się i zastanów nad postawionymi pytaniami, a następnie wpleć
odpowiedzi w treść. Czytelnicy to docenią. Myślę, że każdy chociaż raz na jakiś
czas lubi taką małą pożywkę intelektualną.
Masz dziwną manierę kończenia scen
pseudomrocznymi lub pseudotajemniczymi zwrotami. Na przykład: „Usnęła
utulona przez zimną noc”, „Paweł wybiegł z nią w ciemną noc”, „W tej samej
sekundzie cały świat Joanny pokryła czarna płachta”, „Świat zawirował napędzony
gniewem”, „Czerń utuliła ją do snu”, „Dziewczynę spotkał los gorszy od
śmierci”, „Jej oczy zakryła czerwona płachta”. To nie jest klimatyczne, ani
trochę. Zrezygnuj.
Napisz trochę więcej o
Pożeraczach. O Śmierci już coś wiemy i wiedza ta okazała się bardzo
interesująca. Dlaczego więc skąpisz informacji na temat Pożeraczy Dusz?
Trochę mniej Łameryki, trochę
więcej Polski. Rozumiem, globalizacja, dołączenie do Unii Europejskiej i chęć
upodabniania się do Zachodu, ale… to zdecydowanie nie to. Wróć do korzeni i
pisz o Polsce tak, jaka jest naprawdę, a czytelnicy na pewno to docenią.
Masz lekki, przyjemny styl, ale
zbyt często używasz zwrotów podwórkowych. (przykłady cytowałam w pierwszej
części oceny). Jeśli poddasz surowej weryfikacji to, co napisałaś —
najlepiej czytając na głos i zastanawiając się, czy dla czytelnika (nie Ciebie,
autorki, która ma wszystko w głowie) tekst jest zrozumiały, wszystko powinno
być w porządku. Poza tym, zastanów się, czy każde wystukane przez Ciebie zdanie
wyraża dokładnie to, o co Ci chodziło. To bardzo ważne (żebyś wyrobiła w sobie
nawyk panowania nad tekstem, a nie
pisania strumieniami świadomości).
Świat przedstawiony jest niepełny. Opisów otoczenia, postaci
i ich zachowań jest zdecydowanie za mało. A jeśli już jakieś ją, działają na
schemacie: Joanna wchodzi do pomieszczenia po raz pierwszy -->
zwięzły opis pomieszczenia (zazwyczaj wymienienie mebli, ewentualnie dodanie,
że pokój był duży/mały) --> już nigdy więcej nie
pojawia się opis tego pomieszczenia, nawet mimochodem. Nie chodzi o to, byś
po kilka razy opisywała to samo miejsce, tylko abyś starała się podkreślić, że
Joanna w jakimś miejscu się znajduje. Kiedy pierwszy raz wejdzie do kuchni,
pewnie zwróci uwagę na szafki, podłogę, stół, czyli ogół. Ale gdy zrobi to,
powiedzmy, drugi raz, być może zauważy drewniany chlebak, gliniany wazon, w
którym kwitną cynie, staroświecką lampę, która wygląda, jakby od kilku lat nikt
jej nie odkurzał. Rozumiesz? Od ogółu do szczegółu.
Dialogi są dynamiczne i wyrażają emocje. To najważniejsze.
Czasami miałam wrażenie, że postacie ciągle rozmawiają o tym samym, ponieważ
non stop któryś chłopak nagabywał Joannę, a ona mówiła mniej-więcej to samo:
„Zostaw mnie”, „Lubię cię, ale…”, „Chcę być sama”. Dlatego, momentami,
zaczynało wiać monotonią. Jest jednak coś, co chciałabym pochwalić: widać, że
kwestie różnią się od siebie. Kiedy Emil i Paweł opowiadają tę samą sytuację,
używają innych słów. Ostatnio jest to blogowa zmora — to, że wszyscy mówią tak samo. Nareszcie
trafiłam na jakiś wyjątek.
Na początku akcja trochę za szybko pędziła, potem wszystko
się unormowało. Widocznie nabrałaś wprawy. Wypadałoby jednak poprawić błędy
przeszłości.
Prolog jest do kapitalnego remontu, ale nie radziłabym Ci go
wyrzucać (trzeba jakoś wprowadzić czytelnika w tematykę Pożeraczy).
Na końcu chciałabym
zasugerować, byś zrobiła sobie dłuższą przerwę, przemyślała historię, spisała
wszystko, co Ci się nasunie na myśl, na kartkach (papierowych, Worda — Twoja
wola) i spróbowała albo od podstaw ją przeredagować,
albo napisać od nowa. Jest tyle świetnych rzeczy, motywów, wątków, których
możesz użyć/wykorzystać, że byłoby szkoda poddawać się lub brnąć dalej w tym
bagienku błędów merytorycznych, skoro wiem, że na pewno dałabyś radę je
poprawić. Na swój sposób urzekła mnie tak historia i chciałabym wiedzieć, co
dalej (że tak egoistycznie dodam).
Jestem także skłonna ofiarować
Ci pomoc, czy to w postaci bety, czy doradztwa. Jak będziesz chętna,
napisz.
Punktacja
Uzyskałaś 62/1oo pkt., czyli jesteś Żuczkiem.
Pozdrawiam!
Hej, obrazki są fajne. Ja poproszę w mojej ocence gifki. (Jak się da oczywiście, na siłę nie wciskaj). Do czytania już się zabieram.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze dziękuję za ocenę! ( Jak mogłabym nie dziękować w końcu tyle się wyczekałam :3) Będę wypowiadać się równocześnie z czytaniem by niczego nie pominąć, więc moja wypowiedzi niekoniecznie będzie miała sens i logikę, ale postaram się :3
OdpowiedzUsuńProlog: Wiem, ze mi nie wyszedł ( znaczy wpadłam na to jak przeczytałam go po roku xD), ale już go nie zmieniałam bo szczerze mówiąc nie miałam pomysłu jak go zmienić, a napisanie go od nowa nie bardzo wchodziło w grę.
Joanna… Tyle sprzeczności, ale taka miała być. Niejednoznaczna. Osiemnastolatka, ale bez ugruntowanego charakteru. Czasem inteligenta, czasem głupia i naiwna jak trzyletnie dziecko. Nieśmiała, ale nie zawsze. Dużo w niej Mary Sue i to mnie martwi.
Muszę to wyjaśnić w kolejnych rozdziałach, ale chłopcy widzą jej niestabilność emocjonalną, ale jest im to na rękę, więc nie zwracają na to większej uwagi.
To, że moi bohaterowie zachowują się jak gimnazjaliści a nie licealiści jest wynikiem moich doświadczeń. Miałam pecha trafić na taką właśnie klasę, gdzie większość ( o ile nie wszyscy) zatrzymali się na etapie gimnazjum :c
Te sprzeczne informacje związane z Emilem ( te w rozdziale IV)
Może cię zaskoczę (albo nie), ale tak Emil jest tak bardzo zadufany w sobie, że wypowiada te słowa w lesie.
A wiesz, że ta scena gdzie Paweł wyskakuje przez okno w ogóle mi się nie skojarzyła ze sceną Zmierzchu? xD
Dużo o mnie iście opkowych schematów, zdaję sobie z tego sprawę i mam nadzieję, że uda mi się tego uniknąć w kolejnych rozdziałach.
Emil… Uwielbiam go i też uważam, ze najlepiej wyszedł (szczerze to czasem lubię go bardziej niż Joannę)
Dziękuję także za wszelkie pochwały, bo to naprawdę daje kopa do dalszego pisania :3
Za wszystkie rady dziękuję bardzo bardzo bardzo! Są uniwersalne, więc przydadzą mi się, gdy będzie poprawiać opowiadanie napisane w drugiej gimnazjum. Wezmę je sobie do serca i zapamiętam :3
A co do pomocy to przydałaby się. Może nie jako beta, ale w doradzaniu… Jeszcze się zobaczy :3
Jeszcze raz dziękuję za ocenę i życzę szczęśliwego nowego roku! :3
Wiem, przepraszam, że tyle się naczekałaś, ale miałam problemy ze zdrowiem, a potem strasznego lenia. :) Przepraszam.
UsuńCo do prologu, to od siebie mogę dodać, że dobrym pomysłem byłoby napisać go z perspektywy Śmierci (jak na przykład powołuje pierwszego Pożeracza), ale to tylko moje widzimisię.
Wiem, charakter Joanny dopiero się kształtuje, w dodatku jest ona w trudnej sytuacji, ale strasznie ciężko się o takiej postaci czyta. Jakbyśmy byli w kolejce górskiej (my - czytelnicy). Takie szaleństwa zostaw na kilka konkretnych momentów w opowiadaniu, ale główny jego trzon niech pozostanie zrównoważony. W końcu im lepiej przygotowane fundamenty, tym stabilniejszy budynek, prawda?
Osobiście nie mam nic przeciwko, żeby klasa Joanny zatrzymała się na etapie gimnazjum, ale nie dałaś nam możliwości porównania jej z innymi klasami, więc zakładałam, że takie jest Twoje wyobrażenie na temat mentalności ludzi ze szkoły średniej. Tutaj uwidacznia się najczęściej popełniany błąd: jeżeli opisujesz coś złego w sposób neutralny, a nie pokazujesz czytelnikowi, że masz do tego negatywny stosunek, czytelnik pomyśli, że uznajesz to "zło" za coś dobrego, a w najlepszym przypadku normalnego. Dlatego tak ważne jest nacechowanie emocjonalne tekstu.
Ogólnie pochwał byłoby więcej, ale gdzieś w trakcie pisania dużo uwag mi uleciało; nie zapisywałam ich na bieżąco. Pamiętam jednak, że bardzo pozytywnie odebrałam scenę, gdy następnego dnia po zakwaterowaniu się w u Pożeraczy chłopcy kłócili się o Joannę, na co ona zareagowała wściekłością, fochem i wybiegnięciem z kuchni (użyłaś wtedy określenia "wrzasnęła z irytacji", które jakoś zapodało mi w pamięć). Było tego więcej, ale wywietrzało w czasie świętowania. :P
Porównania do "Zmierzchu" miały trochę rozluźnić atmosferę. I tak mam wyrzuty sumienia, że czasami byłam zbyt szorstka. (Paweł wyskakujący przez okno - scena z "Księżyca w nowiu", gdy Jacob wkradł się do pokoju Belli, a potem doszło do szorstkiej wymiany zdań i nasz wilkołaczek nie pofatygował się nawet na wyście drzwiami, tylko wyskoczył przez okno.)
No, to w takim razie śmiało pisz na mejla. Lubię burze mózgów, a betowanie wręcz uwielbiam (o ile, oczywiście, fabuła betowanego opowiadania mnie interesuje).
Życzę weny i cieszę się, że jakoś pomogłam. :*
Mam jeszcze jedną ogólną uwagę: ocena jest niestandardowa, ale przyznajecie jednak punkty, a nie od razu konkretne stopnie. Warto byłoby przynajmniej wspomnieć (mnie by ciekawiło właściwie konkretniejsze rozpisanie, ale nie upieram się, nie można mieć wszystkiego), dlaczego jest ich akurat tyle.
OdpowiedzUsuńNiestety, ale ilość punktów akurat w tej ocence nie ma logicznego uzasadnienia. :( Nienawidzę wystawiać punkcików i jedyne, co mną kierowało, gdy wpisywałam tę liczbę to to, by opowiadanie uzyskało słabą tróję. Wiem, oszukałam, ale nigdy nie widziałam sensu w wystawianiu punktów i szczerze mówiąc mało mnie ich liczba obchodzi (liczą się rady oceniającego, nie to, jaką wystawi notkę na koniec).
UsuńJeżeli jednak chodzi ogólnie o Twoją sugestię, to nie czuję się kompetentna odpowiadać, niech zrobi to szefostwo.
Jeśli sobie tego życzysz, w Twojej ocenie pojawią się obrazki (o ile będzie jakaś okazja do ich wstawienia, bo, tak jak napisałaś, na siłę nie ma sensu). :)
No kurczę, Leaeno, wyprzedziłaś mnie! :D
OdpowiedzUsuńTeż chciałam dodać ocenkę tak gdzieś wieczorem, wchodzę, patrzę, a tu Twoja.
No nic, w takim razie czy mogę sobie zaklepać termin na dziś? Tak przed dwudziestą, równo dzień po tej? :)
Terminy zaklepujemy na forum. Ale tak, możesz, oczywiście — trzymamy się zasady, by oceny koleżanek wisiały jeden dzień, poza tym — wolna amerykanka. :)
UsuńBoska ocena, bardzo umiliłaś mi wieczór xD wpadłam na tą ocenę totalnie przez przypadek, a sikałam ze śmiechu, jak oglądałam obrazki, które wstawiłaś xD zajebisty pomysł ;D
OdpowiedzUsuń