środa, 1 stycznia 2014

[64] alex-i-lu.blogspot.com

Oceniająca: Dalia
Autorki: Tristezza i Alex
Ocena: standardowa

Nie mam sił do tych akapitów, później postaram się je naprawić. Tymczasem miłego czytania życzę. 
          


           Okładka 3/5 pkt.
       Nie sądzę, by dobrym rozwiązaniem było stworzenie adresu bloga z imion głównych bohaterek. Dlaczego? Po pierwsze, link powinien przyciągać nas, czyli potencjalnych czytelników, do odwiedzenia Waszego bloga i wgłębienie się w treść. Tutaj natomiast nie wiem, czego powinnam się spodziewać.  Nie każdy lubi niespodzianki, ja na przykład lubię wiedzieć, na jakiego rodzaju bloga wchodzę. Miałyście tu naprawdę duże pole do popisu, mogłyście wykorzystać swoją wyobraźnię i stworzyć coś niepowtarzalnego i oryginalnego, jednak Wy zadowoliłyście się tylko i wyłączenie imionami. Może tak być, ale myślę, że dzięki innemu rozwiązaniu wyglądałoby to korzystniej. Po drugie, jeżeli już koniecznie musiałyście stworzyć taki, a nie inny adres, to chociaż przydałoby się napisać pełne imię postaci, a nie pseudonim. Tytuł bloga kojarzy mi się z czymś oficjalnym, dlatego zastosowałabym właśnie to wyjście. Być może się czepiam, ale według mnie lepiej brzmiałoby – alex-i-lucy.blogspot.com, dodatkowo zwracając uwagę na fakt, że taka alternatywa jest wolna. Zrobicie jak chcecie, to tylko mała propozycja. Cóż, zajmijmy się belką. Nie jest to żaden cytat ani złota myśl, czyli nic, co by zmuszało do głębszych przemyśleń. Mimo wszystko proste zdanie ‘’Harry Potter i jak to było naprawdę’’ wzmaga moje zaciekawienie i zaczynam się interesować tym, jak to właśnie, Waszym zdaniem, było naprawdę. Naprowadza mnie ono na to, że będą najpewniej spore różnice niż w oryginalne, jednak zajmiemy się tym później. Szata graficzna wywiera bardzo pozytywne wrażenie, dlatego w tej kwestii nie mam się do czego przyczepić.
     
        Grafika i dodatki 10/10 pkt.
        Muszę przyznać, że szablon jest przepiękny. Dwie odmienności, dwa różne domy połączone razem wyglądają intrygująco. Czerwień i zieleń dobrze ze sobą współgrają. Na nagłówku brakuje mi jedynie przecinka przed ‘’że’’ w cytacie – ‘’Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego’’. Oprócz tego nie ma tutaj żadnych zgrzytów. Zjeżdżam niżej i widzę sporo widgetów. Panuje w nich doskonały porządek. W nawigacji zaś też jest wszystko w porządku. Kawał dobrej roboty!

       Treść 36/60 pkt.
       Postanowiłam, że nie będę komentować każdego rozdziału osobno, dlatego że jest ich czternaście i zajęłoby mi to kilka stron więcej niż powinno, więc będę je od pewnego momentu łączyć. Mam nadzieję, że nie weźmiecie mi tego za złe.
       Prolog
       Na moje oko prolog w Waszej historii nie powinien zwać się prologiem, tylko swojego rodzaju wprowadzeniem, zapoznaniem z opowiadaniem i bohaterami lub rozdziałem pierwszym. Ale na pewno nie prologiem.
       Dobrze więc, zacznijmy od początku. Tak, jak mogłam przetrwać przez początkową treść prologu, tak nie mogłam zdzierżyć następnej połowy rozdziału. Początek był całkiem dobry, dowiedziałam się co nieco o głównych postaciach, niewiele jednak, ale mam nadzieję bardziej zapoznać się z nimi później. Aha, zanim przejdę dalej, chcę tylko powiedzieć, że liczby w opowiadaniach piszemy słownie, nie liczbowo, dlatego ‘’17 lat’’ razi w oczy i powinno zostać zmienione. A co nie podobało mi się w tej dalszej części rozdziału, od momentu wejścia do tego sklepu? Dla mnie nie do pomyślenia jest, aby sam Albus Dumbledore, zdobywca orderu Merlina, pofatygował się, by przynieść zagubione listy, dziwnym trafem zresztą, dziewczętom. Naprawdę? Już bardziej spodziewałabym się Minerwy, bo w końcu to one wysyła te sowy. Ale nadal to jest nie do wyobrażenia. Przecież gdy Harry Potter, który nie dostał swojego listu z wiadomych nam przyczyn, otrzymał ich ogrom, cały dom był nimi zasypany, a w tym wypadku grono pedagogiczne tak po prostu odpuściło i wzięło to za odmowę? Nie chcę mi się w to wierzyć.
       Druga sprawa, dyrektor Hogwartu nie miał się gdzie pojawić, tylko zjawił się w sklepie, dodatkowo w przymierzalni, mający swój gabinet w wnęce, gdzie powinno znajdować się lustro? Mimo wszystko wydaję mi się, że to jest, jakby to powiedzieć, zbyt duże uniżenie dla tak ważnej postaci. W normalnej sytuacji, jeżeli już koniecznie musiałby, to zjawiłby się po prostu w ich domu. Albo zrobiłaby to Minerwa. Dodatkowo, że już pewne sprawy z rodzicami dziewczyn ustalił. Dlaczego nie mogłoby być tak? Czasem proste rozwiązania są dużo lepsze od tych skomplikowanych, bo po takim zabiegu treść zaczyna tracić swój sens i robi się nie wiadomo co, tak jak to było w tym przypadku. Odnieśmy się teraz do samej rozmowy. Ich reakcja była okropnie sucha. Co Ty byś zrobiła, gdybyś spotkała osobę, która zarządza szkołą, do której marzyłaś, aby się dostać? Też byś tak zareagowała? Wątpię. Oczekiwałam jakichś emocji, wszystkiego, co wyraziłoby ich zdumienie, otępienie, a zaraz potem wielką radość i ciągłe niedowierzanie. Nie doczekałam się, niestety. Dalej, maszyna, która sprawi, że dziewczęta znów staną się jedenastolatkami? Jako tako przyjęłabym to, gdyby to był jakiś czar, no nie wiem, ale maszyna? Osoba magiczna używająca jakiegoś urządzenia? Myślę, że czarodziej tak wybitny znałby zaklęcie, które faktycznie cofnęłoby je o kilka lat w tył. Natychmiastowa zgoda była też denerwująca. Bez zastanowienia są w stanie poświęcić kilka lat nauki, kontaktów z przyjaciółmi, znajomych, zdobytej wiedzy, przeżytych chwil, wspomnień, dosłownie wszystkiego, co zdarzyło się przez ten okres czasu? Mało to realistyczne.
       ‘’Na przystanku w końcu doszłam do siebie, a chwilę później zauważyłam, że z Lu też było już wszystko w porządku.’’ Cóż, szybko im się to udało. Mnie natomiast, gdyby ktoś powiedział to, co im, nie otrząsnęłabym się najprawdopodobniej przez kilka dni, jeżeli nie kilkanaście. Cóż, nie każdy ma szansę uczęszczania do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, a także niecodziennym jest dowiedzenie się, że jest się czarownicą. Prolog mnie nie powalił ani nie przemówił, ale zabieram się do czytania następnych rozdziałów.
       Rozdział I
       Rozdział pierwszy o wiele lepiej wypadł w kwestii opisów miejsc. Szczególnie spodobał mi się opis Pokątnej. Przedstawiłaś ją bardzo dobrze, że gdybym nie czytała książki, potrafiłabym sobie ją bez problemu wyobrazić. Szkoda, że nie dowiedziałam się zbyt wiele o nowym wyglądzie Alex i Lucy, ponieważ poświęciłaś na niego tylko kilka zdań. Na pewno zmieniły się sporo w okresie tych sześciu lat i miło by było, gdybym wiedziała, jak dokładnie wyglądają bohaterki czytanego przeze mnie opowiadania. Oprócz tego powinno być więcej opisów uczuć. Jak czuły się w określonych momentach, myślę, że dość ważnych w ich życiu. Bo na pewno coś czuły, a właśnie Twoim zadaniem jest, by nam to przedstawić.
         O, jeszcze jedna taka sytuacja. Ten pomysł wydał mi się po prostu bez sensu, jeśli chodzi o to wyczarowanie napisu z anime. To było zupełnie niepotrzebne. Szczerze wątpię, że jedenastolatka zdolna by była, podczas gdy nigdy nie miała różdżki w dłoni ani styczności ze światem magicznym, użyć jakiegokolwiek zaklęcia. Z wężem podobnie. Serpensortia to zaklęcie czarnomagiczne i jestem pewna, że bez żadnego przygotowania Alex nie potrafiłaby go poprawnie rzucić. Domyślam się, że tym właśnie urokiem chciałaś pokazać już nam w pierwszym rozdziale, że trafi ona do Domu Węża, jednak odrobinę nieudolnie. Dobrze by było, gdybyś już zaczęła uwidoczniać cechy ślizgońskie raz po raz, bo w końcu z jakiegoś powodu tam trafi, prawda? Nie przeczę, że Ślizgonki nie mogą być miłe, ale to ewenement.
              Cieszę się, że wpadłyście na pomysł, aby dziewczyny pozapominały niektórych rzeczy z książki, co myślę, że jest dobrym zabiegiem, bo opowiadanie nie miałoby najmniejszego sensu, gdyby wiedziały, co się będzie działo z horkruksami i z innymi sprawami. Oby Alex się nie wygadała, że Syriusz Black jest ojcem chrzestnym Harry’ego. Wtedy byłby klops.
     Brakuje mi też jako takich przemyśleń Alex, może bardziej wyczerpującego przedstawienia postaci, bo wiem o niej tyle, co nic. Zważając na to, że piszesz w narracji pierwszoosobowej, mogłabyś pokazać nam, jak dziewczyna w danej chwili się czuje, co sobie myśli o sytuacji, w której się znajduje. Ja na przykład chciałabym o tym poczytać, nie wiem jak inni. Jak na razie skupiasz się tylko i wyłącznie na akcji, przez co tracisz możliwość na urozmaicenie opowiadania. A przecież tyle można by z tego wyciągnąć. W tym rozdziale przeważają dialogi, czego nie uważam za dobre rozwiązanie, bo po większości opisów, które są ważne, ani widu, ani słychu. Zobaczymy, jak będzie dalej.
       Rozdziały II – VII
       Muszę przyznać, że pozytywnie zaskoczyłyście mnie tymi rozdziałami. Pierwszą notkę czytałam z lekkim znudzeniem, właściwie nie było nic nowego, no może oprócz postaci, o których w dalszym ciągu niewiele wiem. Fragmenty urwane z książki, kilka chwil pozmienianych i wlepione do nich nowe postaci. Przetrwałam przez to, wiem, że początki zawsze są nieco męczące z racji tego, że niedużo się dzieje, wprowadzenie do akcji i tak dalej. Później było o wiele lepiej i przeczytałam te sześć postów z przyjemnością, a także niekiedy z irytacją, o czym niżej.
     Pojawiło się więcej opisów, które były barwne i plastyczne, co bardzo mnie ucieszyło. Mogłam znaleźć też przemyślenia bohaterek, o które tak mocno się czepiałam wcześniej. Akcja coraz bardziej się rozwija, wprowadzacie nowe, interesujące wątki, dzięki którym opowiadanie staje się bardziej wciągające. Ale po kolei.
       To podrzucenie i adoptowanie dziewcząt wydały mi się całkiem przyzwoitymi pomysłami, gdyby nie to, że jakoś specjalnie się tym nie przejęły. Tak, macie rację, napisałyście o oburzeniu, o tym, jak Lucy swoimi pytaniami poddenerwowała profesora Dumbledore'a (co zresztą wydaje mi się dziwne, jak na takiego człowieka o stalowych nerwach, gdzie wielokrotnie mogliśmy zaobserwować, że faktycznie tak jest), a także o wielkim zdziwieniu i niepewności wymalowanej na twarzy, jednak, hm, nie uważacie, że to trochę za mało? Przydałaby się jakaś wspólnie spędzona, opisana chwila, choć krótkie, acz wystarczające przedstawienie rodziców, coś w ten deseń, bo ja w dalszym ciągu nic nie wiem o ich korzeniach ani przeszłości. Rozdział siódmy już za nami, a tu kompletna pustka, tak, jakby one się urodziły na początek Waszego opowiadania, a przed tym nie było nic. A przecież tak nie jest. Powinnyście postawić się na miejscu bohaterów i spróbować sobie wyobrazić, co Wy czułybyście w takim momencie. Powtarzam się, ale jest to dość istotne. I na pewno bardzo przydatne.
       Co raz bardziej lubię Lucy, Alex troszkę mniej, być może dlatego, że pierwsza jest takim dobrym duszkiem, wszędzie jej pełno i nie można w jej towarzystwie być markotnym. Zaintrygowała mnie  tajemnica z  rokiem, zastanawiam się, co też  się tam kryje i jakie będzie tego rozwiązanie. Rozdział piąty czytałam z ciągłym uśmiechem na ustach. Najbardziej rozbawiła mnie scena, gdy pojawił się koń, uwaga, uwaga, fanfary i werble  -  z różowymi kaloszami na kończynach. Zastanawiam się, po co bliźniakom był potrzebny rumak odziany w buty, jednak znając ich i zwariowane pomysły kłębiące się w rudych czuprynach… Szkoda, że tego nie wyjaśniłaś, bo sama chętnie poznałabym powód tego całego przedsięwzięcia.
       Spodobali mi się nauczyciele i ich świetnie odtworzone charaktery. Szczególnie profesor Snape, który zresztą chyba nigdy się nie zmieni i mam nadzieję, że to się nie stanie. Jego zimna postawa, gromiący wzrok, który mógłby zabić i z chęcią by to zrobił, patrząc na sytuację w lochach, z której miałam niezły ubaw. Skrycie chciałam już na początku, przed czytaniem opowiadania, żeby on się pojawił i to z znakomicie oddanym charakterem i to dostałam, ku mojej niepohamowanej radości.
       Sowa – dzięki swojemu instynktowi została udomowiona jako doręczyciel poczty. No tak, żadnej wzmianki w tej krótkiej definicji o umiejętności czyszczenia słupków bramkowych. Dziwne, prawda? Żeby aż tak wykorzystać biedną sówkę, zmuszając ją do odrabiania szlabanów, kiedy Lucy się leni i dopiero później wspaniałomyślnie pomaga? Nieładne zachowanie, panno Happymeal, nieładne. Jak? Jak sowa może wypolerować słupek? Ten fragment jest po prostu idiotyczny, widzę, że chciała wprawić w otępienie bliźniaków, ale żeby aż tak?
      Dalej.  Podoba mi się wstawienie wspomnień w rozdziale szóstym. Wreszcie mamy coś z przeszłości, niedalekiej co prawda, bo z wtorku (tak notabene, to nadal nie wiem, w jakim czasie rozgrywa się akcja, jedyne tyle, że krótko po rozpoczęciu roku szkolnego, jakaś wskazówka?), ale jednak zawsze coś. Umiejętnie je wprowadziłaś, przez co tekst zachował swą spójność. To jest duży plus, bo nie zawsze tak się uda, co Tobie bez problemu wyszło.
    Intryguje mnie ta dziewczyna, Isabell. Jak Boga kocham, na początku byłam wręcz przekonana, że jest to nasza Luna, Luna Pomyluna, jednak nie! I jakie było moje zdziwienie, gdy okazała się bohaterem całkiem niekanonicznym! Choć w sumie później pomyślałam, że książkowa panna Lovegood była o rok młodsza od naszej Trójcy Świętej, dlatego nie mogłaby się tam znaleźć. Hm. Dobrze, że dodajecie swoje postaci, a nie tylko zapożyczone od pani Rowling. Zawsze to jakaś odmiana.  
       Rozdziały VIII-XIV
       Muszę powiedzieć, że gorzej i wolniej czytało mi się te rozdziały. Nastawiłam się, że choć poznamy zalążek jednej z tajemnic, by się zorientować, o co w ogóle chodzi, a nic takiego nie nastąpiło. Stoimy w miejscu. Zgodzę się, było kilka wątków, które mnie zaciekawiły, acz dla fabuły specjalnego znaczenia nie miały. Weźmy na przykład pod lupę ‘’zerwanie’’ przyjaźni między dziewczynami. Po kiego w ogóle było to robione, skoro za dwa, góra trzy rozdziały znów się godziły i znów stały się nierozłączne? I tak nie było żadnego skutku (może oprócz tego, że zaczęły się częściej spotykać, hm). Jakoś niespecjalnie to odczułam, zupełnie tak, jakby nigdy to nie nastąpiło. Prześwietlmy jeszcze moment przed kłótnią. Nie mogłam uwierzyć w tak nagłą, drastyczną zmianę Alex. Po prostu nie mogłam. Rankiem uśmiecha się do wszystkich, jest szczęśliwa, a zaledwie kilka godzin później już jest wredna i opryskliwa. Tak, chciałam, by jakaś zmiana w jej zachowaniu nastąpiła, ale nie tak gwałtownie. Poza tym, naprawdę tak szybko są w stanie przekreślić wieloletnią przyjaźń? Przez jedną, głupią kłótnię nie chcą się już ze sobą trzymać, będąc wcześniej niemal siostrami? Racja, kilka rzeczy je różniło, typu inny przydział domów, ale jeszcze więcej łączyło. Jeżeli męczyła ich ta sytuacja, bo nie spotykały się, to mogły porozmawiać. Dziećmi przecież nie są. Kontynuując, niepotrzebny był ten skok w czasie, cały miesiąc do przodu. Brakowało mi jakiegoś przemyślenia dzień po tym zdarzeniu, ukazać ich stany emocjonalne, a tu taki przeskok, że w ogóle w tę sytuację nie mogłam się wczuć. To dość  ważne zdarzenie, w końcu coś, co nigdy nie miało się zachwiać, zrobiło to. Także czułam niedosyt pod tym względem.
       Tutaj to ja się chyba będę czepiać do końca oceny, no bo po prostu nie mogę. Tak bardzo brakuje mi tych opisów, opisów akcji, uczuć, emocji. Jeżeli już są, to są dobre, naprawdę dobre, ale przez większość czasu ich nie ma. W czasie rozgrywki Quidditcha mogłyście się znaczniej wysilić, by coś naskrobać z jakimś poruszeniem, w końcu taki mecz to nie byle jakie wydarzenie; mimo że główne postaci w nim nie uczestniczyły. Właśnie takie fragmenty nadają opowiadaniu smaku, człowiek jest bardziej zainteresowany i zostaje podsycona jego ciekawość, a także chęć czytania dalej. W takim razie, po co go w ogóle wklepałyście? Skoro to nie o nich mowa? Równie dobrze większość uczniów z tej szkoły może zniknąć, bo przecież nie są związani z bohaterkami. Niech zniknie wszystko, a zostawcie tylko je. Wątki poboczne są więc potrzebne. W książkach, które czytam, nie chciałabym znaleźć tylko i wyłącznie o postaciach, które są głównym bohaterami. Nie wiem, jak Wy, drogie dziewczyny.
       Kolejna rzecz. Chodzi mi o sytuację na boisku w rozdziale dziesiątym. Odbity tłuczek leci z ogromną prędkością, a dodatkowo uderzył Lucy w głowę, więc wątpię, że była przytomna, by ‘’machać bezradnie rękami’’. To raz. Po dwa, spadła na domiar złego z dużej wysokości i mogła nawet zginąć, dlatego też nie mogę pojąć reakcji Alex. Tak po prostu było jej żal Lucy? Tylko? Co z tego, że jest Ślizgonką i że się pokłóciły. Gdybym ja była na jej miejscu, umierałabym ze strachu i od razu pobiegła za moją najlepszą przyjaciółką. No ale to ja.

1)     Fabuła/Wątki 6/10pkt.
       Ogólnie rzecz biorąc, opowiadanie podobało mi się. Było to coś innego, coś, czego wcześniej nie miałam okazji przeczytać. Z drugiej strony pełno było w nim absurdów, chwilami nic się ze sobą nie sklejało. Pierwsze rozdziały wiały nudą, jednak rozumiem to – początki są najtrudniejsze. Jednak późniejsze posty – owszem, działo się w nich sporo, w jednych mniej, w drugich więcej, jednak nie miały te sytuacje zbytniego pokrycia w przyszłości, bo przecież coś jest za sprawą czegoś, prawda? Zapowiadacie o czymś, bohaterki planują, a później słuch o tych planach zaginął, no może za kilka rozdziałów jest to przypomniane. Jeżeli w ogóle jest. Powinnyście sobie wszystkie wydarzenia porządnie zaplanować, a także szukać jakichś łatwiejszych, znacznie prawdopodobniejszych rozwiązań wątków, bo to u Was kuleje, drogie Autorki.
       Tak wiem, na początku oceny czepiałam się, że mało przemyśleń bohaterek, teraz za to mam ich zdecydowany przesyt, za to jest niewiele opisów uczuć, również innych, o czym wspominałam wyżej. Jakieś emocje też przydałby się, jakieś dreszcze, wiecie, o co mi chodzi? Chciałabym wczuć się w czytane opowiadanie, tak, jakbym to ja w tych wydarzeniach uczestniczyła lub widziała je z perspektywy trzeciej osoby. Ciekawym zwrotem akcji także bym nie pogardziła. Mimo wszystko, z pewnością przeczytam nowe rozdziały, choćby dla przekonania się, jak to wszystko się rozwinęło i z jakim skutkiem.

2)    Rozwinięcie akcji 3/6pkt.
       Jak wspominałam, pierwsze rozdziały nudnawe, później dopiero zaczyna się coś dziać, tu data, tam tajemnica z rodziną, to tu, to tam. Myślę, że w pewnym momencie powinnyście ustąpić też miejsca sytuacjom, które nie są związane bezpośrednio z akcją, bo z tego co widzę, to tylko rzecz, która dzieje się w teraźniejszości i tylko w niej. Uważam, że mogłybyście poświęcić czasu też innym wątkom, a nie tylko tym, które bezpośrednio dotyczą dziewcząt. Przydałoby skupić się też na innych sprawach, doskonalić świat, postaci pierwszoplanowe, drugoplanowe też, bo prawdę powiedziawszy słabo je widać. Bardzo też nie podobał mi się, o czym wspominałam, ten przeskok, gdy pokłóciły się, o cały miesiąc. Przecież przez ten czas mogło się coś jeszcze wydarzyć.

3)    Świat przedstawiony 4/10pkt.
       Tutaj co prawda dużego pola do popisu nie miałyście, bo całe opowiadanie opiera się na tworze p. Rowling, mimo to w aspekcie opisów miejsc nie próżnowałyście – było ich sporo i były naprawdę ładne i wyczerpujące; dzięki nim mogłam sobie wszystko dokładnie wyobrazić, bez pomocy zdjęć lub filmów. Natomiast jeśli chodzi o opisy stanów emocjonalnych, uczuć, a nawet wyglądu bohaterów jest znacznie gorzej. Ba, praktycznie w ogóle ich nie ma. No przecież na pewno coś bohaterki czuły, no nie? Nie mogły przejść przez całą swą historię z kamienną maską, tak? No właśnie, a więc właśnie to powinnyście pokazać. Sam komunikat, typu: jest smutna; jest szczęśliwa; jest zła, nie wystarczy. Tu trzeba czegoś więcej, a sądząc po opisach, które się już pojawiły, potrafiłybyście to zrobić, obie.
      Mogłybyście też od czasu do czasu zaznaczać czas, kiedy dzieje się opowiadanie, bo można się pogubić, doprawdy.
      Przydałby się też jakiś głębszy opis postaci, bo prawie nic o ich wyglądzie nie wiem – no tyle, ile zostało napisane w zakładce ‘’Bohaterowie’’, ale równie dobrze mogłam jej nie przeczytać – wtedy byłby kompletny, szary beton, że tak powiem. To z tekstu muszę się dowiedzieć, jak wyglądają postaci, którymi oczyma widzę historię, nie z zakładki, której nie mamy obowiązku przeczytać. Jeśli chodzi o mnie, to nie przepadam właśnie za takim rozwiązaniem, by przedstawić właśnie bohaterów w podstronie, bo to z opowiadania mam się dowiedzieć o nich i sama wyciągnąć wnioski – takie podanie na tacy nie jest dobre.

4)    Bohaterowie 5/10pkt.
Lucy Happymeal
       Muszę przyznać, że polubiłam Alex. Jest takim radosnym chochlikiem, którego wszędzie pełno, i to dosłownie. Dzięki niej miałam wielokrotnie uśmiech na twarzy. Podobało mi się to, że zaprzyjaźniła się z bliźniakami, bo razem wprowadzają do opowiadania dużo radości i śmiechu oraz klimatu. Zawsze lubiłam takie pozytywne postaci. Cieszę się, że nie jest ona bohaterką idealną niczym Mary Sue. Dobrze, że pokazałaś jej wady, których trochę jest, ale te najbardziej rzucające się, wręcz groteskowe omówię w następnym akapicie.
       Ja dużo rzeczy rozumiem, naprawdę, ale ta chorobliwa i obsesyjna miłość do jedzenia jest po prostu komiczna. Nie, nie jest śmieszna,  jest po prostu głupia. Jasne, niech sobie lubi to jedzenie, ale w chwilach naprawdę dużego niebezpieczeństwa myśleć tylko o nim, i tylko wyłącznie o nim? To jakiś absurd. I sama już nie wiem, czy wdrażając to uwielbienie uważałaś to za wadę, czy może za zaletę, czy jako znak rozpoznawalny. Ale ja bym to zmieniła, albo choć ograniczyła. Ja wiem, że to miało być śmieszne, ale minęło się z celem. Zdecydowanie.
       Przydałoby się także uwidocznić wyglądu Lu, bo tak jak wspominałam wcześniej, nic prawie o nim nie wiem. Jakieś znaki szczególne? Typu krzywe zęby, nos usłany piegami? Szczegóły są ważne, jakby nie patrzeć. Powinnaś dawać co jakiś czas jakąś wzmiankę o jej wyglądzie, choć w sumie nie odnosi się to tylko do panny Happymeal, a także do wszystkich bohaterów w Waszym opowiadaniu. Gdzieś w połowie opowiadania zupełnie zapomniałam o elementach jej wyglądu zewnętrznego, dlatego powinnyście odświeżać co jakiś czas pamięć nam, czytelnikom.
Alex Midnight
       Sama nie wiem, co mam sądzić o tej postaci. Po pierwsze, zdecydowanie różni się od Lucy i to jest plus, bo niepotrzebne są nam dwie bohaterki o tych samych charakterach, więc przybijam piątkę za dobre ukazanie różnic. Po drugie, jest dziewczyną bardziej rozważną spokojną, acz z domieszką dziwnej skłonności do zmian nastroju, niczym kobieta w ciąży. Skąd takie wnioski? Zmiana jej zachowania, i to dość drastyczna, w ogóle do mnie nie przemówiła. Zgadza się, domagałam się jakiejś uwidoczniającej się cechy Ślizgonów, bo w końcu z jakiegoś powodu tam trafiła, ale nie takiej i nie bez żadnego poprzedzenia. Jest milutka, aż tu nagle staje się okropna dla swojej najlepszej przyjaciółki z dnia na dzień. Słyszałam o powiedzeniu, że kto z kim przystaje takim się staje, jednak nie spodziewałam się takiego szybkiego obrotu spraw. I to w stosunku do Happymeal. Z początku chciałam pochwalić ją za to, bo mimo że  należą do rywalizujących ze sobą domów, potrafiła bronić Lucy i stała za nią  murem, jednak teraz tego nie zrobię, wyjaśniłam u góry dlaczego. Oprócz tego mam wrażenie, że tak naprawdę wiemy o niej tyle co nic. No bo co wiemy? Nie znamy jej przeszłości, jej dom, w którym dorastała przez całe życie jest opisany tak małostkowo lub jeżeli w ogóle jest, przybrani rodzicie, nie znamy nawet ich imion, nie pamiętam w tej chwili, żadnych zainteresowań, pasji, nawyków, nic. Stworzyłaś ją zbyt ‘’po łebkach’’, abym naprawdę mogła ją poznać i polubić. Jest, bo musi. I tyle.
Bliźniacy Weasley i Isabell Collins
       Są jednymi z moich ulubionych postaci w Waszym tworze. Oddałyście ich charaktery z książki dokładnie, a dialogi po prostu są świetne. Uwielbiam to, gdy tak ładnie i zgranie się wypowiadają – czyli tak, jak w oryginalne. Ich ‘’akcje’’ dosłownie powalają i w sumie nie mam nic tu do zarzucenia. Są dobrzy tacy, jacy są i proszę, nie zmieniajcie ich.
       Isabell za to jest odpowiednikiem Luny Lovegood z powieści. Rozumiem, że potrzebowałyście na raz, dwa kogoś takiego jak ona, tak? Z pewnością odegra jakąś ważną rolę. Ją także polubiłam, tak jak lubię Lunę.

       Pozostałym bohaterom nie poświęcę własnego akapitu, ponieważ wiem o nich niedużo lub powiedziałam to, co miałam i nie mam więcej nic do dodania. Wspomnę tylko, że podoba mi się odtworzenie charakterów nauczycieli Hogwartu. Są tacy, jacy powinni być. Czekam też na rozwinięcie postaci Krisa – osoby niewątpliwie tajemniczej.

5)    Dialogi/Narracja 7/10pkt.
       Jedziemy dalej, mamy dialogi. Tutaj jak najbardziej wszystko jest w porządku, jeśli chodzi o naturalność i poprawność ich zapisywania. Style mowy bohaterów się różnią, co jest dobre i nie są wymuszone. Niekiedy doprowadzają też do śmiechu, a kwestie wypowiadane przez bliźniaków po prostu wielbię. Spodobał mi się także sposób wymowy u Dracona – tak, jak na arystokratę przystało i tutaj wszystko pozostało tak, jak powinno zostać. Ale jest też druga część medalu, a mianowicie to, że dialogi przeważają w opowiadaniu. Zauważyłam taką tendencje u Tristezzy, u Alex nieco mniej, ale i tak dość często się pojawiają, kosztem opisów właśnie. Gdzieś przeczytałam, ze je uwielbiacie, jednak jakaś równowaga powinna być, czyż nie?
       Mamy następny punkt. Ten już wypada nieco gorzej na tle dialogów – narracja pierwszoosobowa jest niewątpliwie trudniejsza od trzecio, bo w końcu narrator należy do świata przedstawionego, ale tu też sobie dość dobrze poradziłyście. Jedyne, co powinnyście zlikwidować lub choć ograniczyć jest to, aby starać się unikać kolokwializmów i innych wyrazów typu ‘’nom’’, szczególnie u Tristezzy. Jest ich więcej, to tylko taki przykład. Jasne, w końcu można powiedzieć, że siedzicie w głowach Waszych bohaterek i w ogóle, jednak i tak przydałoby się to zmniejszyć lub całkiem usunąć. Chciałybyście  czytać taką książkę,  w której roi się od takich sformułowań? W dialogach jak najbardziej, nadają wyjątkowego stylu dla wypowiedzi bohatera, ale narracja to coś bardziej oficjalnego, przynajmniej moim zdaniem.
       Wspomnę tylko, pókim nie zapomniała – zgodnie z pytaniem, czy to, że piszecie w dwóch narracjach nie przeszkadza w czytaniu, mówię – nie, nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – jest naprawdę miła odmiana i dobrze, że nie omawiacie jednej sytuacji właśnie z dwóch narracji. To duży plus. Dość chaotycznie, ale wcześniej zupełnie o tym zapomniałam, mam nadzieję, że mi wybaczycie.

6)    Styl 3/4pkt.
Styl macie naprawdę dobry i przyjemny, obie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to nagminne używanie wielokropków przez Tristezzę w swoich rozdziałach. Powtarzają się one prawie co kilka zdań.
       Tworzycie dobrej długości zdania, nie za krótkie i nie za długie, czyli takie, jakie powinny być. Dobrze czytało mi się Wasze opowiadanie, ze stylów nie kipią różne, niezrozumiałe metafory, używacie epitetów, porównań rzadziej, ale się zdarzają, więc tu jest w porządku. Chciałam odjąć punkt za te właśnie kolokwializmy, o których pisałam wyżej, lecz zrobiłam to w tamtym podpunkcie, dlatego macie trzy punkty za styl.

7)     Oryginalność 8/10pkt.
Wiecie dobrze, że maksymalnej noty Wam wystawić nie mogę – zważając na fakt, że opieracie się na cudzym pomyśle. Jednak ratunkiem jest to, że tworzycie całkiem nowe, niekanoniczne postacie, do tego odmienne wątki i ich rozwiązania.

Poprawność 15/20pkt.

Prolog
W momencie(przecinek)kiedy to powiedziała, prawie padłam ze śmiechu.

Rozdział pierwszy
Również brakowało wszystkich zdjęć i kartek, poprzylepianych do mebli. – bez przecinka.
O teraz, zaczyna się ciekawie. – usuńcie przecinek po ‘’teraz’’, a wstawcie go po ‘’O’’.
Mnie tam aż tak bardzo nie zależało, miałam trochę inne plany, związane z lataniem. – ostatni przecinek jest niepotrzebny.
Ach, te moje umiejętności. – nie ‘’ah’’, tylko ‘’ach’’.
Ech, nic z tego nie rozumiałam. -  to samo co wyżej.
To nie miało żadnego większego sensu(przecinek)moim zdaniem, jednak wolałam się nie kłócić.
Rozdział drugi
Nie zauważywszy żadnych strat, włożyłam, opierającego się kota do klatki. – bez ostatniego przecinka.
Wtedy wzrok matki bliźniaków natrafił na nas i uśmiechnęła się przyjaźnie, pokazując(przecinek)abyśmy podeszły.
Alex(przecinek) to Ron i Harry.
Niestety(przecinek)ta rozmowa nie miała się skończyć tak szybko, ponieważ Ron zaczął kasłać, próbując zamaskować śmiech.

Rozdział trzeci
W szmaragdowozielonej szacie prezentowała się dostojnie, a jej przeszywający wzrok, upewnił mnie, że nie będzie zbyt zadowolona z moich przyszłych ewentualnych wybryków. – po ‘’wzrok’’ nie powinno być przecinka.
Rozmawiały ze sobą bez najmniejszego skrępowania, czemu większość przyszłych uczniów przypatrywała się z zainteresowaniem, pomieszanym ze strachem. – bez ostatniego przecinka.
Chłopiec założyć tiarę. – założył.
Uwielbiałam go, jego głowa mogła się odchylić tak, że wyglądała(przecinek)jakby była na zawiasach.
Hermiona zaś jak zawsze rozprawiała o nauce, Harry wyglądał(przecinek)jakby zaraz miał zasnąć, a bliźniacy planowali już, jakie numery wytną w pierwszym dniu szkoły.
Nieraz schodziły na kwestię pochodzenia, lecz ja nie miałam, co się nawet wypowiadać. – bez ostatniego przecinka.

Rozdział czwarty
Obróciłam się w stronę Lu, żeby zobaczyć jej reakcję i(przecinek) tak jak myślałam, ujrzałam ją,  zajadającą się kisielem bez opamiętania.

Rozdział piąty
Jednak(przecinek)kiedy zobaczyłam na stole również(bez przecinka)pyszniące się wrednie naleśniki z syropem klonowym, nie mogłam nie sięgnąć po nie. – zmieniłam odrobinę konstrukcję  członu zdania po ostatnim przecinku tak, by pozbyć się tego powtórzenia – ‘’nie nie’’.
W ten sposób raz natknęłam się na bliźniaków Weasley, którzy z wielkimi uśmiechami na ustach wychodzili z sali, w której odbywały się zajęcia z profesorem Flitwickiem, uczących nas zaklęć. – uczącym.
Ale najwyraźniej znaleźli kreatywny sposób(bez przecinka)na ciche stąpanie zwierzęcia po posadzce(bez przecinka)tak(przecinek) by nie było słychać tętentu kopyt.
- George(przecinek) słyszałeś to? My niby jesteśmy mendami... i do tego małymi?!
- Coś ty(przecinek)Fred. Musiało ci się przesłyszeć, w końcu kto by takie głupoty opowiadał.

Rozdział szósty
Dziwnym trafem Lu, dzięki swoim umiejętnościom, była chyba(bez przecinka)najlepiej wyglądającą osobą w promieniu dziesięciu metrów.

Rozdział siódmy
Zaraz przed moim odejściem, zarekwiruję je. – bez przecinka.
To była moja brązowo-biała włochatka, która wyglądała(przecinek)jakby się śmiała bądź kpiła. – przed ’’jakby’’ stawiamy przecinek.

Rozdział ósmy
Jednak dodatkowo(przecinek)kiedy wychodziliśmy z Wielkiej Sali, Draco skierował się w stronę stołu Gryfonów, a ja udałam się za nim.
Wyglądał(przecinek)jakby miał zaraz zemdleć.
- Zamknij się(przecinek)Malfoy - warknęła Parvati Patil.
- Malfoy(przecinek)jesteś głuchy czy po prostu głupi?
Z tej wysokości, nie słyszałam już głosów uczniów, ale mogłam się domyślać, że Harry nie będzie długo czekał.  - bez pierwszego przecinka.
Spojrzałam tam i zobaczyłam, lądującego Pottera. – bez przecinka.

Rozdział dziewiąty
Aż mnie korciło(przecinek)żeby dokładniej obadać mapę, niemniej jednak nie miałam na to czasu.
Seamus jak zawsze coś sknocił i spowodował eksplozję(bez przecinka)zamiast sprawić, by pióro wzniosło się w powietrze.
Usłyszałam jeszcze jak Dumbledore uspokaja wszystkich, prosi(przecinek)by udać się za prefektami i ogólnie próbuje opanować te zamieszanie. – co? to zamieszanie.

Rozdział dziesiąty
Przegraliśmy z tymi sierotami, gdybym ja tam był, nigdy bym do tego nie dopuścił - usłyszałam obok siebie głos Malfoy’a. – bez apostrofu.

Rozdział jedenasty
Niestety(przecinek)miejsce obok mnie było już zupełnie puste.
Myślałam, że dowiem się chociaż jak ich rozróżnić, ale wyglądało na to, że na razie musiałam się obyć bez tej(przecinek) jakże przydatnej(przecinek)umiejętności.
„Trzeba wielu lat(przecinek)by znaleźć przyjaciela, wystarczy chwila(przecinek)by go stracić.”. – powstawiajcie przecinki przed ‘’by’’ i usuńcie kropkę w cudzysłowie.
- Masz rację(przecinek)George.
Po jedzeniu(bez przecinka)wyszłam z innymi na zewnątrz i popołudnie spędziłam na bitwie na śnieżki.
Rozdział dwunasty
- Chcesz(przecinek)żebym dostała zawału?

Rozdział trzynasty
Niekiedy przechadzała się(przecinek)by karcić uczniów, że coś robili źle, niemniej kiedy weszłam, nie rzuciła mi nawet wrogiego spojrzenia.
Mimo to moje poświęcenie nie poszło na marne, ponieważ dzięki temu wiedziałam, że nadal jest ciepła, co znaczyło, że jeszcze niedawno ktoś ją tu upuścił. – ominęłyście ogonek od ‘’ą’’.
Na wypadek(przecinek)gdyby ktoś tam był, schowałyśmy się w rogu pokoju, w miejscu(przecinek)gdzie znajdowało się kilka stołów i krzeseł.
Co ciekawe(przecinek)reszta pomieszczenia była pusta, jedynie centralne miejsce zajmowało wielkie lustro ze złota ramą.
Był to jedynie szept(przecinek)a zaraz potem drzwi szybko otworzyły się i zamknęły.
Nie poruszał się, a ja zastanawiałam się(przecinek)kim może być i co to wszystko znaczy.
Musisz trzymać się chłopaka, nie możesz dopuścić do tego(przecinek)by przegrał, jednocześnie nie możesz pozostać wykryta.

Rozdział czternasty
Ferie Świąteczne dobiegły końca już kilka tygodni temu i wszyscy uczniowie wrócili do szkoły. – świąteczne, jak i ferie piszemy małą literą, jednak w tym wypadku ferie są rozpoczęciem zdania – dlatego wielką.
Na przykład czym było to czterogłowe stworzenie i kim są moi rodzice? – trzygłowe stworzenie. Puszek miał trzy głowy.
Miałam już nacisnąć klamkę, gdy usłyszałam głosy(bez przecinka)należące do moich współlokatorek.
Rozejrzałam się i zauważyłam, że na boisku Gryfoni dostawali nieźle w kość, gdyż Snape(bez przecinka)co chwilę przyznawał Puchonom rzuty karne.
Możliwe, że chciał go przypilnować, wiedząc(przecinek)jakąś niechęcią pała do jednej z drużyn. – jaką.

Czternastka, ponieważ błędy, które robicie są, można powiedzieć, niegroźne, natomiast i tak przydałaby się beta, więc dobrze, że jej poszukujecie. Do tego polecam stronę – może znajdziecie kogoś odpowiedniego. Powtórzenie zasad interpunkcyjnych też by nie zaszkodziło, a wręcz przeciwnie.

Punkty dodatkowe 1/5pkt.
1.       Nie mogłam się powstrzymać, dlatego punkt za piękną grafikę i estetykę.


Podsumowanie
Cóż, myślę, że wszystko, co miało zostać napisane, zostało napisane powyżej. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń i proszę – starajcie się unikać tych śmiesznych inaczej sytuacji – to naprawdę odbiera uroku opowiadaniu, które niewątpliwie go posiada.

Ilość zdobytych punktów:
65 punktów, zatem jesteście Żuczkami ( Dostateczny – 3)




6 komentarzy:

  1. Witaj, Dalio. Gratuluję debiutu na OO. Pozwolę sobie skomentować kilka rzeczy:
    Nie neguję tego, nic z tych rzeczy, jednak myślę, że dzięki innemu rozwiązaniu wyglądałoby to korzystniej. - nie bardzo rozumiem tutaj Twojego zastosowania słowa "neguję".
    Jeśli dobrze pamiętam, to w Kamieniu Filozoficznym, przy kupnie różdżki, Harry też miał mierzony obwód głowy, nie? Zakładam więc, że autorki opowiadania właśnie stąd wzięły ten pomysł
    Tak, macie rację, napisałyście o oburzeniu, o tym, jak Lucy swoimi pytaniami poddenerwowała profesora Dumbledora (...) - Dumbledore'a.
    Tak, napisałyście o tym i ja to przeczytałam, ale tego po prostu nie widziałam. - truizm. Próbuj nie pisać o rzeczach oczywistych, albo o takich, które nic do oceny nie wnoszą.
    Zaintrygowała mnie ta tajemnica z tym rokiem, zastanawiam się, co też tam się kryje i jakie będzie tego rozwiązanie. - chyba widać z czym jest problem.
    Rankiem uśmiecha się do wszystkich, jest szczęśliwa, a zaledwie kilka później już jest wredna i opryskliwa. - godzin później?
    Z początku chciałam pochwalić ją za to, bo mimo że należą do rywalizujących ze sobą domów, potrafiła bronić Lucy i stała za nią w murem (...) - bez 'w'.
    Nie bardzo też rozumiem Twojej sugestii, by zastępować wielokropki myślnikami. To przecież dwa zupełnie różne znaki.
    - Dziewczęta. - usłyszałam nad sobą ten sam grobowy głos i aż się wzdrygnęłam. – bez kropki po ‘’Dziewczęta’’. - a nieprawda. Kropka ma być, za to "usłyszałam" powinno być napisane wielką literą.
    Nie jestem też pewna wszystkich Twoich wytknięć interpunkcyjnych, noale... Może ktoś inny wypowie się na ten temat ^^
    A tak ogólnie mówiąc, to trochę chaotycznie wyszła Ci ta ocena. Podejrzewam, że powodem tego jest Twój styl pisania, który wygląda jak nieprzerywany tok myśli. Zaczynasz akapit pisząc o jednej rzeczy, a w trakcie wspominasz jeszcze trzy inne. Sama treść nie jest zła, po prostu myślę, że gdybyś tekst nieco uporządkowała, czytałoby się go o niebo lepiej.
    Poza tym wydaje mi się, że udzieliłaś autorkom kilku cennych wskazówek, z których na pewno skorzystają.
    Ocena wyszła Ci naprawdę nieźle więc podejrzewam, że kolejne będą jeszcze lepsze ;)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za ocenę oceny(?)
      Te błędy, które zrobiłam, są tak banalne, że aż się sama sobie dziwię.
      Jeśli chodzi o chaotyczność, tu zgodzę się. Miałam milion myśli na sekundę, co i o czym mam napisać, że sama się gubiłam (lub zapominałam) i wyszła właśnie taka kupa nieprzemyślanych pomysłów. Na drugi raz postaram się wszystko uporządkować i mam nadzieję, że faktycznie będzie się lepiej czytało moją ocenę.
      A ten obwód głowy - cóż, kompletnie zapomniałam o tym, że było coś takiego w książce, ale (mój błąd) opierałam się na filmie, a tam tego nie było, a przecież wiadomo, że książka różni się od ekranizacji. No chyba że jednak i w filmie było, więc to znak, że koniecznie muszę sobie odświeżyć pamięć i najlepiej obejrzeć filmy. No nic, następnym razem będę bardziej uważać na takie szczegóły, by niesłusznie nie ocenić autorów opowiadania.
      Obiecuję wykorzystać wskazówki w następnej ocenie i mam nadzieję, że będzie lepsza niż ta.
      Jeszcze raz bardzo dziękuję i również pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Jeszcze jedno, odnośnie wielokropków - na tym się opierałam.
      http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629815

      Usuń
  2. Już bardziej spodziewałabym się Minerwy, bo w końcu to one wysyła te sowy. – Ona?

    Druga sprawa, dyrektor Hogwartu nie miał się gdzie pojawić, tylko zjawił się w sklepie, dodatkowo w przymierzalni, mający swój gabinet w wnęce, gdzie powinno znajdować się lustro? – Do „przymierzalni” jest dobrze, potem przestałam rozumieć, co chciałaś przekazać.

    Oczekiwałam jakichś emocji, wszystkiego, co wyraziłoby ich zdumienie, otępienie, a zaraz potem wielką radość i ciągłe niedowierzanie. – Nie czytałam tekstu, by jakoś merytorycznej to skomentować, ale mam wrażenie, że aż tak emocjonalna reakcja na osobę, która zarządza wymarzoną szkołą jest, hm... dziwna? To, jakie ma podejście człowiek, zależy głównie od charakteru tudzież temperamentu. Nie zapoznałam się jednak z rozdziałem, więc potraktuj to jako luźną sugestię.

    Osoba magiczna używająca jakiegoś urządzenia? Myślę, że czarodziej tak wybitny znałby zaklęcie, które faktycznie cofnęłoby je o kilka lat w tył. – A zmieniacz czasu Hermiony? Czyż nie był urządzeniem?

    Bez zastanowienia są w stanie poświęcić kilka lat nauki, kontaktów z przyjaciółmi, znajomych, zdobytej wiedzy, przeżytych chwil, wspomnień, dosłownie wszystkiego, co zdarzyło się przez ten okres czasu? – http://obcyjezykpolski.strefa.pl/?md=archive&id=443

    Mnie natomiast, gdyby ktoś powiedział to, co im, nie otrząsnęłabym się najprawdopodobniej przez kilka dni, jeżeli nie kilkanaście. – Wyrzuć wtrącenie „gdyby ktoś powiedział to, co im”. Zobaczysz wtedy, że zdanie nie ma sensu.

    Przedstawiłaś ją bardzo dobrze, że gdybym nie czytała książki, potrafiłabym sobie ją bez problemu wyobrazić. – „Przedstawiłaś ją tak dobrze/na tyle dobrze […] wyobrazić.” Zwracaj uwagę na składnię.

    Nie przeczę, że Ślizgonki nie mogą być miłe, ale to ewenement. – Mnie Ślizgoni się nie tyle kojarzą z nieuprzejmością, co z umiejętnością cwaniakowania, ambicją, dumą i wysokim mniemaniem o sobie. To, że bycie nieuprzejmym wobec osób teoretycznie gorszych jest cechą często pokrewną to już inna sprawa, nie mieszałabym tego z cechami „czystymi” właściwymi dla poszczególnych domów.

    Cieszę się, że wpadłyście na pomysł, aby dziewczyny pozapominały niektórych rzeczy z książki, co myślę, że jest dobrym zabiegiem, bo opowiadanie nie miałoby najmniejszego sensu, gdyby wiedziały, co się będzie działo z horkruksami i z innymi sprawami. – Jakie? Niektóre rzeczy [z książki].

    Ja na przykład chciałabym o tym poczytać, nie wiem jak inni. – Niepotrzebny zapychacz. Narracja pierwszoosobowa jest nierozerwalnie związana z bohaterem. Jeśli ktoś pisze w pierwszej osobie i robi to sucho, popełnia błąd. Podkreślam, nie mówię tu o przypadkach, gdy główny bohater jest suchy, lecz o samej idei pisania z perspektywy bohatera, by go lepiej poznać. Autorka popełniła błąd. Nie bój się tego wykazać, stosując jakieś dziwne „ochronki” („a może nie mam racji, więc napiszę, że to tylko moje gusta, przynajmniej nikt się nie przyczepi” – takie jest w tym momencie Twoje myślenie).

    Rozdział siódmy już za nami, a tu kompletna pustka, tak, jakby one się urodziły na początek Waszego opowiadania, a przed tym nie było nic. – Bez przecinka w wyrażeniu „tak jakby” (w tym kontekście).

    Zastanawiam się, po co bliźniakom był potrzebny rumak odziany w buty, jednak znając ich i zwariowane pomysły kłębiące się w rudych czuprynach… – Pomysły raczej nie kłębią się w czuprynach, prędzej pod czuprynami, czyli w głowie.

    Skrycie chciałam już na początku, przed czytaniem opowiadania, żeby on się pojawił i to z znakomicie oddanym charakterem i to dostałam, ku mojej niepohamowanej radości. – „Ze znakomicie”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć w sumie później pomyślałam, że książkowa panna Lovegood była o rok młodsza od naszej Trójcy Świętej, dlatego nie mogłaby się tam znaleźć. – Na Harry'ego, Rona i Hermionę raczej mówi się „złota trójca”. „Trójca Święta” odnosi się do katolickiej wiary w Boga, Syna Bożego i Ducha Świętego w jednej Osobie. :-)

      Weźmy na przykład pod lupę ‘’zerwanie’’ przyjaźni między dziewczynami. – Co to-to jest: to mające naśladować pierwszą część cudzysłowu? ;-)

      W czasie rozgrywki Quidditcha mogłyście się znaczniej wysilić, by coś naskrobać z jakimś poruszeniem, w końcu taki mecz to nie byle jakie wydarzenie; mimo że główne postaci w nim nie uczestniczyły. – Quidditch jest jak rugby albo siatkówka. Nie zasłużył sobie na wielką literę.

      Odbity tłuczek leci z ogromną prędkością, a dodatkowo uderzył Lucy w głowę, więc wątpię, że była przytomna, by ‘’machać bezradnie rękami’’ – To-to jak wyżej (dziwna pierwsza część cudzysłowu).

      Jak wspominałam, pierwsze rozdziały nudnawe, później dopiero zaczyna się coś dziać, tu data, tam tajemnica z rodziną, to tu, to tam. – Jak dla mnie wymienianie co się zaczęło dziać powinno zostać jakoś wyraźniej oddzielone, na przykład myślnikiem. Teraz jest mało czytelne i podwaja wrażenie strumienia świadomości.

      No przecież na pewno coś bohaterki czuły, no nie? – O jedno „no” za dużo.

      Sam komunikat, typu: jest smutna; jest szczęśliwa; jest zła, nie wystarczy. – Bez pierwszego przecinka.

      Po drugie, jest dziewczyną bardziej rozważną spokojną, acz z domieszką dziwnej skłonności do zmian nastroju, niczym kobieta w ciąży. – Między „rozważną” a „spokojną” przecinek. Po drugie, jakoś nie czuję Twojej charakterystyki: pewnie chodziło Ci o to, że w jej charakterze są sprzeczności.

      Wspomnę tylko, pókim nie zapomniała – „Póki nie zapomniałam”.

      Dość chaotycznie, ale wcześniej zupełnie o tym zapomniałam, mam nadzieję, że mi wybaczycie. – Wybacz, ale nie za bardzo rozumiem, o co Ci chodzi. Przecież tekst w Wordzie można w każdej chwili zedytować, więc jak czegoś zapomniałaś, możesz dopisać w odpowiednim miejscu, a nie nawracać do kwestii, które już omówiłaś, później. Powstaje chaos.

      Jedyne, do czego mogę się przyczepić to nagminne używanie wielokropków przez Tristezzę w swoich rozdziałach. – Po „przyczepić” przecinek.

      Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wspomniany także przez Jaelithe niekontrolowany strumień świadomości. Przeskakujesz z kwiatka na kwiatek, motasz się w zeznaniach (czasami dało się wyczuć tę niepewność bijącą z Twoich wypowiedzi, zupełnie jakbyś bała się powiedzieć „jestem na nie”), czynisz sporo dygresji (do opowiadania, ale nadal są to dygresje, które, jeśli zostałyby przeniesione w odpowiednie miejsce, mogłyby okazać się o wiele bardziej zrozumiałe – fabularne do fabuły/wątków, narracyjne do dialogi/narracja itp.). Masz prosty w odbiorze styl, nie popełniasz wielu błędów językowych/interpunkcyjnych/składniowych, potrafisz wyciągać logiczne wnioski, bazując na tekście. Jak na pierwszy raz, poszło Ci naprawdę dobrze.

      Usuń
  3. Witam.
    Chciałam zapytać redaktorki czy nie byłybyście zainteresowane współpracą z nową ocenialnią, szukającą klientów i pracowników? Byłabym bardzo wdzięczna za dodanie linka na bloga http://krytyka-na-zlecenie.blogspot.co.uk/
    Z góry wielkie dzięki i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń